JA 01 Powiem A5.pdf

(1814 KB) Pobierz
Joe Alex
(Maciej Słomczyński)
Powiem wam, jak zginął
Wydanie polskie 1959
Spis treści:
I. Przed uniesieniem kurtyny..........................................................................................................................................4
II. Ratujcie ich!.............................................................................................................................................................10
III. Dziecko na szosie....................................................................................................................................................25
IV. Joe Alex odkrywa mordercę...................................................................................................................................43
V. „Oto jestem!”...........................................................................................................................................................83
VI. W świetle księżyca.................................................................................................................................................96
VII. „Nie mógł uciec ani się uchylić...”......................................................................................................................108
VIII. Wszyscy w domu śpią........................................................................................................................................115
IX. „Szanowny panie profe...”....................................................................................................................................119
X. „... Trzeci cios: ofiarny...”......................................................................................................................................128
XI. „Czy dotykał pan klamki?”...................................................................................................................................151
XII. Tysiąc funtów......................................................................................................................................................163
XIII. Szklanka.............................................................................................................................................................177
XIV. Plama krwi.........................................................................................................................................................185
XV. „Uderzyłam raz po raz”.......................................................................................................................................191
XVI. Morderca Iana Drummonda, oczywiście...........................................................................................................202
XVII. „Powiem wam, jak zginął”...............................................................................................................................216
-2-
Klitajmestra
Oto jestem. Zadany cios i czyn spełniony.
Otwarcie i bez lęku powiem wam, jak zginął.
Otuliłam go płótna płachtą, mocno tkaną, jak siecią.
Nie mógł uciec ani się uchylić przed ciosem.
Uderzyłam raz po raz, dwukrotnie,
a on krzyknął dwa razy i upadł nieżywy.
A gdy leżał, zadałam trzeci cios: ofiarny,
w podzięce Zeusowi, władcy państwa zmarłych...
Tak oto padł i zginął. Wówczas dusza jego
ustami wytrysnęła razem z krwi strumieniem
tak silnym, że mnie całą skropił jak deszcz czarny.
I wstrząsnęła mną rozkosz jak ziemią po deszczu,
gdy czuje nabrzmiewanie kiełkujących nasion.
AJSCHYLOS Oresteja
-3-
I. Przed uniesieniem kurtyny.
Tego dnia Joe Alex skończył trzydzieści pięć lat, ale nie
powiedział o tym nikomu i nawet niemal o tym zapomniał. Rano,
kiedy spojrzał na kalendarz, przypomniały mu się dni dzieciństwa,
tort, w którym co roku przybywała jedna nowa świeczka, twarze
rodziców, zatarte kształty prezentów; a potem przyszło nagłe,
ostre wspomnienie dnia, kiedy lecąc nad chmurami ku płonącemu
w dole miastu niemieckiemu, zobaczył pod słońce cień myśliwca
z krzyżami na skrzydłach i pomyślał, że dziś ma urodziny i za
chwilę może zginąć, dokładnie w rocznicę dnia, w którym
przyszedł na świat. Ale to było przed laty. Od dawna unikał myśli
o wszystkich osobistych świętach. Był sam na świecie i nic nie
wskazywało na to, żeby ten stan rzeczy miał się kiedykolwiek
zmienić. Tym bardziej dziś.
Mimowolnie spojrzał na stojącą na kominku tacę. Leżały na niej
dwa bilety teatralne zaopatrzone w dzisiejszą datę. Chciał pójść z
Karoliną na przedstawienie
Macbetha.
A chciał pójść z dwóch
powodów. Po pierwsze, czuł od pewnego czasu, że jego przyjaźń
z Karoliną słabnie. Znali się od dawna, może nawet od zbyt
dawna. Karolina była ładna i kulturalna. Wiedział, że nie jest jej
zupełnie obojętny. Odwiedziła jego mieszkanie po raz pierwszy
przed rokiem. Potem spędzili tydzień nad morzem w Brighton.
Więzy, które ich łączyły, były wiotkie, lekkie, może dlatego
właśnie żadne z nich nie siliło się ich zerwać. Przez pewien czas
było im nawet dobrze z sobą. Joe, będący już w wieku, w którym
instynkt daje chwilami znać człowiekowi, że powinien sobie
znaleźć towarzyszkę życia, pomyślał nawet kilka razy przelotnie,
że gdyby się chciał ożenić, osoba taka jak Karolina byłaby bardzo
odpowiednia. Miły, czysty dom, ładna, opanowana pani tego
domu, spokojna, pozbawiona wybojów droga życia. Tak, ale w
życiu było chyba coś jeszcze, coś, czego nigdy dotąd nie zaznał.
-4-
Miłość. A Karoliny nie kochał i sądził, że gdyby kiedykolwiek
miał ją pokochać, było na to już dość czasu i sposobności.
Mimo to, kiedy ostatnio zaczął wyczuwać, że oddala się od niej
coraz bardziej, uświadomił sobie, że go to martwi. Wiedział
równocześnie, że wystarczyłoby chcieć, wystarczyłoby zmusić się
do uwierzenia, że nie chce jej naprawdę stracić, aby została. Ale
nie umiał wywołać w sobie tego uczucia. Stosował półśrodki.
Takim właśnie półśrodkiem było wysłanie do niej kartki z
zaproszeniem do teatru na dzisiejszy wieczór. Gdzieś na tej
kartce, pośród miłych, konwencjonalnych słów, powinien był
tkwić wykrzyknik, może podkreślenie piórem. Ale tego nie umiał
zrobić. I dlatego stał teraz, ubrany do wyjścia, smutny, ale
równocześnie pełen niemiłej ulgi. Jeżeli Karolina nie zadzwoni, to
znaczy, że nie zadzwoni już chyba nigdy.
Drugim powodem, dla którego chciał pójść dziś do teatru, była
chęć zobaczenia Sary Drummond, która grała rolę lady Macbeth.
Ale i ten powód nie był jasny i prosty. Ani gra wielkiej aktorki,
ani trzy godziny spędzone oko w oko z nieśmiertelnym
problemem ambicji i zdrady nie byłyby go dziś zmusiły do
wyjścia z domu. Po prostu musiał zobaczyć Sarę, bo był to jej
ostatni występ londyński w tym roku, a on sam miał pojechać
pojutrze rano do jej posiadłości, dokąd zaprosił go Ian
Drummond, mąż Sary. Nie chciał znaleźć się pod jej dachem,
przyznając równocześnie, że nie widział jej w tym roku na scenie.
To byłoby nieprzyzwoite.
Ian, Alex i obecny inspektor Scotland Yardu, Ben Parker, byli w
ciągu pięciu lat więcej niż przyjaciółmi. Stanowili część załogi
bombowca, który wracając sponad jednego z okupowanych
portów francuskich spłonął, już nad Anglią, i runął na ziemię z
wysokości sześciu tysięcy stóp. Z siedmiu znajdujących się w nim
ludzi tylko trzech zdążyło wyskoczyć i rozwinąć spadochrony. Od
tego czasu nie rozłączali się. Rozłączył ich dopiero pokój.
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin