SZTUKA WALKI 1-2.pdf

(962 KB) Pobierz
Rozdział 1 Czerwony to nie mój kolor.
Siedziałam skulona na siedzeniu w poczekalni. Białe
ściany
ozdobione kolorowymi obrazkami z
martwą naturą nie
łagodziły
wyglądu kliniki. Zapach
środków
czyszczących mdlił mnie od
środka.
Nie potrzebnie zrezygnowałam dziś ze
śniadania.To
był pierwszy dzień kiedy zdecydowałam się na
płatne testowanie leków firmy ZOR. Znana marka oferowała dobrze płatną pracę jako tester, a ja
będąca na skraju bankructwa nawet nie myślałam o ryzyku, jakie może to ze sobą nieść.
Poprawiłam się na niewygodnym, granatowym krześle. Plastik, na którym siedziałam dawał mi
znać o każdej kości w moim ciele. Starając się odwrócić uwagę, sięgnęłam po pierwsze, lepsze
czasopismo. Na okładce zobaczyłam piękną parę celebrytów, którzy z wyuczonym uśmiechem
patrzyli prosto w moje oczy. Zaraz pod spodem czerwony tytuł artykułu raził po oczach : „Czy
związek państwa Robbers wytrzyma zdradę męża?” Otworzyłam gazetę na wspomnianej stronie.
Zdjęcia szczęśliwej rodziny z dziećmi zapychały większość miejsca, a pole tekstu obok niszczyło
ten obraz. Wywiad przeprowadzony z skrzywdzoną kobietą opowiadał o tym jak
źle
była
traktowana przez męża: znieczulenie do potrzeb dzieci, zapominalstwo o ważnych dla nich dniach
i przed wszystkim… brak zainteresowania w
łóżku.
Przetarłam twarz chłodną dłonią. Ludzie
wypisują o swoich problemach, a reszta to czyta, jakby swoich mieli za mało. Przekręciłam pismo
na kolejną stronę. Moim oczom ukazała się szczupła blondynka ubrana w strój do
ćwiczeń.
Ręką
wskazywała na kolejny ujmujący tytuł - Jak schudnąć dziesięć kilo w niecały miesiąc!
Zrezygnowana odłożyłam gazetę. Spojrzałam na ogromny zegar umieszczony zaraz za recepcją.
Pani za blatem, ubrana w elegancką, różową sukienkę za kolano, uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Speszona nagłym kontaktem wzrokowym, odpowiedziałam uśmiechem, czując jak moje policzki
stopniowo zmieniają barwę. Zdążyłam zobaczyć godzinę, trzynasta trzydzieści trzy. Czekałam już
tu półtorej godziny, tracąc czucie w dolnej partii ciała. Zaczęłam dokładniej się zastanawiać, czy
przyjście tutaj było dobrym pomysłem. Praca jako malarz nie przynosiła mi wielkich zarobków, a
nawet ich brak. Jednak myśl o przerwaniu tej kariery nie mieściła mi się w głowie. Sztuka była dla
mnie czymś więcej niż zwykłym hobby, a sposób wyrażania uczuć poprzez obrazy napawało mnie
czystym szczęściem. Wyciągnęłam przed siebie dłonie, przyglądając się dokładnie długim palcom.
Miałam zły nawyk obgryzania paznokci, przez co zawsze wstydziłam się je pokazywać. W okresie
letnim, czy zimowym ukrywałam ręce w kieszeniach spodni. Na wewnętrznej stronie nadgarstka
zauważyłam małą plamkę po zaschniętej farbie. Musiałam przeoczyć to miejsce przy porannej
kąpieli. Naciągnęłam rękawy bluzki, starając się zakryć punkt w kolorze
świeżej
krwi. Jeszcze
pomyślą,
że
się tnę.
Drzwi od gabinetu nareszcie się otworzyły, wypuszczając ze
środka
mężczyznę w młodym wieku.
Może nawet byliśmy rówieśnikami. Chłopak o pięknych złotych lokach pożegnał się z osobami w
środku,
zamknął za sobą wejście ruszając do recepcji, a tak dokładniej do pani w różu. Po drodze
spojrzał w moją stronę, puszczając zaczepne oczko. Miał piękne zielone oczy. Automatycznie
wyobraziłam sobie potrzebne kolory do stworzenia obrazu z ich podobizną. Drzwi zostały
ponownie otwarte. Tym razem wyszła zza nich inna pracownica, ubrana w ten sam strój. Zaprosiła
mnie do
środka,
a ja nie widząc już drogi ucieczki posłusznie podążyłam za nią. Pomieszczenie
okazało się być niewielkie. Przy dużym, drewnianym biurku siedział lekarz. Siwiejący pan doktor z
wyrazistym, kruczym nosem, wskazał ruchem głowy krzesło naprzeciwko. Cała spięta zajęłam
wyznaczone miejsce. Starszy mężczyzna spojrzał na mnie zza owalnych okularów.
- Imię i nazwisko.- Chłodne polecenie wypadło z jego ust.
- Clara- odpowiedziałam niepewnie. Moje spojrzenie utkwiłam z podłodze.- Clara Bow.
Doktor szukał mojego nazwiska na liście, było wpisane jako ostatnie. Musiałam w ostatnim
momencie załapać się jako uczestnik. Mężczyzna wykreślił je czerwonym długopisem.
Przypomniałam sobie o plamie na nadgarstku.
— Pani Claro, bardzo cieszymy się,
że
podjęła się pani uczestnictwa w teście. Szczepionka, która
zostanie wszczepiona do organizmu jest w stu procentach bezpieczna. Wspomoże to eksperyment
tworzenia lekarstwa przeciwpsychotycznego. Nasza firma jest bliska opracowania innowacyjnego
produktu, który może zapoczątkować lepsze
życie.
Jesteśmy pewni,
że
uda nam się pokonać
choroby zaburzeń psychicznych takich jak schizofrenia. Po udanych testach rozpoczniemy
darmowe szczepienia u dzieci w wieku…
Jego beznamiętny ton nie pozwalał mi na większe skupienie w tej rozmowie. W sumie mało
interesowały mnie dalsze losy tego leku. Zgłosiłam się do tej roboty tylko ze względu na
łatwy
zarobek. Kończyło mi się kilka ważnych farb potrzebnych do mojego nowego obrazu, a portfel
świecił
pustkami. Ostatnie dwa miesiące były mało zyskowne, a moje prace niedocenione. Czułam
jednak,
że
nowa seria przyniesie większy rozgłos. Planowałam ją już dość długo, a szkice obrazów
leżały rozrzucone po całym pokoju.
- Czy jest pani zdecydowana na podpisanie kontraktu?- Mężczyzna wreszcie doszedł do sedna
sprawy. Wyciągnął spod biurka grubą umowę składającą się z minimum stu stron. Był to mój
pierwszy raz w tej branży, więc uznałam to za normalną papierologię. Chwyciłam podany długopis i
podpisałam dokument. Plik kartek od razu został oddany pielęgniarce, która posłusznie schowała
go do teczki podpisanej moim imieniem. Nie mogłam już zmienić zdania.
— Zanim dojdziemy do samej czynności wpuszczania płynu do organizmu, najpierw musimy
wykonać kilka badań. Składają się one z dwóch elementów. W pierwszym dokonamy analizy pani
ciała, czyli wzrost, waga, pobór krwi i tak dalej. W drugiej zaś odbędzie pani krótką rozmowę z
naszym psychologiem. Wszystko jasne?- kiwnęłam potwierdzająco głową w odpowiedzi.- W takim
razie proszę udać się za moją asystentką do sali padań.
Posłusznie wstałam z krzesłam, ruszając za kobietą. Wyszłam znów na korytarz, był pusty.
Wcześniejszy chłopak opuścił już budynek, przy recepcji także nie dostrzegłam nikogo. Szłam za
pracownicą długim tunelem, ledwo za nią nadążając. Wysoka i zgrabna blondynka poruszała się
na obcasach, jak na deskorolce. Podziwiałam ją za to, ja czułam się zawsze na nich jak na
szczudłach. Stukając butami o podłogę, zatrzymała się nagle przed pokojem z numerem
czterdzieści dwa. Otworzyła drzwi, wpuszczając mnie przodem. Pokój był dwa razy większy od
poprzedniego. Zawierał w sobie wiele przyrządów, gdzie połowa z nich nie rozumiałam do czego
służy.
- Zacznijmy może od tego, proszę zdjąć buty.
Pokazała mi dziwną maszynę, z wyglądu przypominającą kabinę prysznicową. Po wejściu do
środka
Wszystko się zaświeciło, a na szklanej
ścianie
ukazała się instrukcja. Nie była
skomplikowana każąc jedynie stać prosto przez czas skanowania. Rozpoczęło się odliczanie, a
niebieskie
światło
raziło mnie po oczach, zjeżdżając co chwila w górę i w dół. Lampka zgasła, a ja
mogłam wyjść z tej ciasnej przestrzeni. Kobieta sięgnęła po kartkę, która zaraz po skończonym
procesie wyleciała z jednego z otworów. Przyjrzała się wynikom.
- Wzrost: metr siedemdziesiąt, waga: siedemdziesiąt trzy kilo,…- przytyłam- wiek: dwadzieścia
sześć lat, ciśnienie lekko zawyżone, arytmia serca prawidłowa…- resztę słów wymruczała pod
nosem. Będąc w odległości jednego metra nie dałam rady usłyszeć dalszego ciągu.
Badania, jednak musiały wyjść prawidłowe, gdyż blondynka uśmiechnęła się pod koniec prosząc
mnie do pobrania krwi. Nigdy nie miałam lęku przed igłami, ale wolałam nie patrzeć na ten cały
mechanizm. Pielęgniarka okazała się być sprawna, kończąc całe badanie po dziesięciu minutach.
Wyszłam na zdrową osobę, bez
żadnych
chorób. No może z wyjątkiem wagi, z której powinnam
trochę zejść.
- Dziękuje za poświęcony czas. Zapraszam cię teraz do gabinetu obok, tam zajmie się tobą pani
psycholog. Po skończonej rozmowie, wróć jeszcze do pierwszego pokoju, by rozpocząć
szczepienie.
- Rozumiem- odparłam, wychodząc pospiesznie z sali. Może uda mi się jeszcze załapać na tanią
kawę w pobliskiej kawiarni, sprzedawaną do godziny piętnastej.
Nie pukając, wmaszerowałam do sąsiadującego pomieszczenia. Pokój wydawał się przyjemniejszy
w porównaniu do wcześniejszych.
Ściany
pomalowany w ciepły beż, schludnie komponowały się
do mebli w kolorze ciemnego brązu. Na
środku
znajdowały się dwa fotele, z małym stoliczkiem, na
którym stały dwie filiżanki ciemnego płynu. Chyba nie będę musiała się
śpieszyć.
Starsza kobieta,
o krótko obciętych siwych włosach wskazała puste miejsce naprzeciwko niej.
- Zapraszam.- Jej głos był
łagodny,
bardzo melodyjny, zachęcający do wspólnej konwersacji.
Pewnie była bardzo dobra w swoim fachu.
Poczułam niezwykłą radość, gdy usiadłam na miękkim siedzeniu. Moja dolna część ciała płakała
ze szczęścia. Zapadłam się w miękką poduszkę, wąchając wspaniałego aromatu,
świeżo
parzonej
kawy. Zachęcona ciepłym uśmiechem pani psycholog, sięgnęłam po filiżankę. Gorzki płyn, o
czarnej barwie przedostał się do mojego przełyku. Rozkoszowałam się to chwilą.
- Nazywam się Bridget, a ty pewnie jesteś Clara. Miło mi cię poznać.
Ścisnęłyśmy
sobie dłonie, jak na dorosłych przystało. Czułam się lekko zmieszana po
wcześniejszych chłodnych konwersacjach. Bridget wydawała się być wielkim przeciwieństwem
doktora, którego poznałam jako pierwszego. Kobieta jakby czytając mi w myślach powiedziała:
- Pewnie już poznałaś mojego męża. Nie jest zbyt rozmowy, jak na lekarza.- zachichotała pod
koniec.- Proszę się jednak nie sugerować jego sposobem mówienia, to naprawdę dobry człowiek.
- Nie wątpię.- odparłam, dalej delektując się naparem.- Na czym będzie polegało to spotkanie?-
zapytałam, mimo małego zainteresowana całym tym eksperymentem. Bridget podniosła notes,
który cały ten czas trzymała na kolanach. Pióro ze złotą skuwką, błyszczało w jej prawej dłoni.
- Zadam ci kilka pytań. Nie będą one zbyt skomplikowane, zapytam cię o rodzinę, wczesne
dzieciństwo, jak i
życie
teraźniejsze. Zobaczysz szybko pójdzie.- Właśnie tych pytań się
obawiałam, nie lubiłam mówić o swoim dzieciństwie. Szczególnie,
że
nie należało do
najszczęśliwszych.- W takim razie słucham. - trzymała pióro w gotowości.
- Niewiele mogę powiedzieć o swojej biologicznej rodzinie. W wieku dwóch lat zostałam oddana do
adopcji. Z tego co pamiętam z opowiadań dyrektor placówki, to matka popełniła samobójstwo, a
ojciec nigdy nie był znany. Późniejsze lata też nie są kolorowe. Miałam niefart do osób, które mnie
adoptowały. W sumie trafiłam do pięciu rodzin zastępczych, gdzie po pewnym czasie wracałam z
powrotem do domu dziecka. Najdłużej spędziłam czasu w ostatniej rodzinie artystów, to tam w
wieku czternastu lat odkryłam swoją miłość do malarstwa…- zacięłam się wracając do niemiłych
wspomnień, o których chciałam zapomnieć.-… ale i ta sielanka się skończyła.- patrzyłam
beznamiętnie na puste naczynie, gdzie jeszcze wcześniej znajdowała się kawa. Bridget zaciekle
zapisywała coś w swoim notesie. Gdy zakończyła robić notatki, sama chwyciła swój, już zimny
napój. Pociągnęła spory
łyk.
- Co masz na myśli mówiąc,
że
nie miałaś szczęścia do nowych rodzin?- Jej głos nie zdradzał
zaciekawienia.
- Po prostu do nich nie pasowałam, za bardzo się wyróżniałam. Oczekiwali kogoś innego, a w
rezultacie lądowałam ciągle w tym samym miejscu. Nie trafiałam na ludzi, którzy byli w stanie mnie
zrozumieć, choć ostatnia była już całkiem blisko… Czy naprawdę muszę o tym opowiadać?- Głos
już lekko mi drżał. Nie chciałam do tego wracać, te etapy w moim
życiu
były daleko za mną. Nie
byłam już małym dzieckiem potrzebującym opieki.
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz. Do niczego nie jesteś zmuszana, może przejdźmy do
aktualnych informacji. Czym się zajmujesz? - Zero troski, czy współczucia w głosie. Jednotonowy
dźwięk, którego potrzebowałam. Ta kobieta była dla mnie objawieniem, nie robiła ze mnie ofiary
losu. Byłam dla niej normalnym człowiekiem, ze swoimi problemami, o których nie chcę mówić.
Czułam jak bariera tworzona przeze mnie, powoli opada.
- Sztuka, głownie malarstwo. Staram się utrzymywać tworząc obrazy, ale narazie ciężko mi idzie,
jak może się pani domyśleć.
Kobieta przytaknęła, zapisując zaciekle kolejne zdania na kartce. Byłam ciekawa, co o mnie
notuje. Nie odrywając wzroku od papieru, zadała pytanie.
- Chciałabyś podzielić się czymś więcej? Czy ktoś z twojego bliskiego otoczenia chorował na
depresję, lub ciągle zmaga się z podobną przypadłością?- oderwała spojrzenie od notatnika.
Spojrzała się prosto na mnie, czekając cierpliwie na odpowiedź. Czarne pióro, trzymane w
gotowości, rozpraszało moją uwagę. Nie odezwałam się od razu.
- Nie- skłamałam.- Jestem tu tylko ze względów pieniężnych. Czy są jeszcze jakieś pytania?- Mur
otaczający moje ciało znów urósł. Bridget może i była super psychologiem, ale ja nie przyszłam
tutaj w celu poprawienia mojej psychiki. Darmowa kawa się skończyła, ta rozmowa też już
powinna. Kobieta uśmiechnęła się lekko, idealnie rozumiejąc moją aluzję. Odłożyła przyrządy do
zapisywania na podłokietniku fotela.
- Dziękuję za udzielenie informacji. Od razu powiem,
że
nie widzę przeszkód, byś wzięła udziału w
badaniu.
Życzę
powodzenia w karierze.- kolejny raz wyciągnęła zadbaną dłoń. Jej smukła ręka, o
idealnie przyciętych paznokciach, była teraz dla mnie zbyt doskonała. Także odpowiedziałam
lekkim uściskiem, odkrywając przez przypadek mój nadgarstek. Bridget, od razu zauważyła
kolorowy bród.- Nie jestem pewna, czy czerwony to twój kolor.- zabrałam dłoń, chowając ją od razu
do jednej z kieszonek.
- Do widzenia.- burknęłam pod nosem, wychodząc z pokoju. Truchtem wróciłam do punktu
początkowego mojej wycieczki. Zapomniałam zapukać, co nie było najmądrzejsze. Doktor, jak i
jego asystentka odskoczyli od siebie jak poparzeni. Blondynka poprawiła upięte włosy, a szanowny
pan mężulek założył na siebie rzucony obok kitel. Speszeni nie
łapali
ze mną kontaktu
wzrokowego, a ja nie wiedziałam, jak się teraz zachować. Przeprosić, czy lepiej to przemilczeć?
Wybrałam drugą opcję. Cichutko stałam w progu, głowę wywinęłam do góry, by dać im czas na
ogarnięcie się. Ciekawe, czy Bridget zdaję sobie sprawę z pobocznych romansów jej męża?
- Proszę usiąść.- Wreszcie w głosie mężczyzny mogłam usłyszeć emocje.
- Dziękuję, postoję.- odparłam nadal stojąc połowicznie w korytarzu.- Czy możemy przejść do
zastrzyku? O ile nie ma jakiś przeciwskazań. Pani Bridget wyraziła zgodę.
Doktor wyprostował się na krześle słysząc imię swojej
żony.
Poprawił pogniecioną koszulę,
zerkając uważnie na wolną przestrzeń za moimi plecami.
- W takim razie zapraszam na miejsce zabiegowe.- Potężny fotel w kącie pokoju wyglądał na
nowy. Kolor czystej bieli, bez
żadnej
skazy lub zadrapania. Usiadłam w odpowiednim miejscu.
Niestety nie był już tak wygodny, jak ten z sali wcześniej. Wygładziłam bluzkę, która
niebezpiecznie zwinęła się do góry. Pani asystent podeszła od mojej prawej strony. Mało delikatnie
odsłoniła moje ramię. Oczyściła miejsce wacikiem z alkoholem. Doktor za to otworzył szafę.
Niestety jego potężna postura nie pozwalała mi na zerknięcie co znajdują się w
środku.
Z jego ust
padło pytanie:
- Jaki jest pani ulubiony kolor?
Nie rozumiałam pytania. Mężczyzna nie chciał mi dokładniej wyjaśnić, a cały czas odwrócony
czekał, aż coś powiem. Pierwszy kolor jaki przyszedł mi do głowy, prześladował mnie dziś cały
dzień.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin