J05 A5 ilustr.pdf

(5274 KB) Pobierz
Małgorzata Musierowicz
Opium w rosole
Cykl: Jeżycjada Tom 5
Pierwsze wydanie polskie 1986 r.
Projekt okładki i ilustracje Małgorzata Musierowicz
Kilkuletnia Aurelia nie zaznała ciepła rodzicielskiego, bowiem
jej matka - zamiast zająć się własną córką - woli wytykać błędy
wychowawcze innych. Mieszkanie państwa Jedwabińskich
bardziej przypomina „wystawę mebli”, jak to określa sam
Eugeniusz (dziewczynka nazywa go „intelektualistą”), toteż nic
dziwnego, iż kilkulatka szuka miłości u innych ludzi. Samotnie,
pokaszlując, posmarkując, przemierza szare ulice Poznania.
Wprasza się na obiadki do obcych (początkowo jedynie!) rodzin.
Dzięki swojej bezpośredniości zyskuje przyjaźń i zrozumienie.
Swata ze sobą Sławka i Idę, pociesza w ciężkich chwilach
ukochaną Kreskę.
-2-
Spis treści:
Niedziela, 30 stycznia 1983............................................................................................................................................4
Wtorek, 1 lutego............................................................................................................................................................22
Niedziela, 13 lutego......................................................................................................................................................60
Środa, 16 lutego............................................................................................................................................................82
Czwartek, 17 lutego....................................................................................................................................................103
Piątek, 18 lutego..........................................................................................................................................................146
Poniedziałek, 21 lutego...............................................................................................................................................181
Poniedziałek, 14 marca...............................................................................................................................................216
Wtorek, 15 marca........................................................................................................................................................243
Środa, 16 marca..........................................................................................................................................................269
Czwartek, 17 marca....................................................................................................................................................304
-3-
Niedziela, 30 stycznia 1983.
1.
W nocy spadł olbrzymi śnieg.
Teraz, w południe, niebo było już czyste: wysokie, szafirowe i
pełne chwały. Mróz jak triumfalne solo na piszczałce przeszywał
powietrze, a słońce z euforią krzesało w płaszczyznach śniegu
całe chmary zimnych, tańczących, oślepiających płomyczków.
-4-
Człowiek czuł się aż niepewnie, dostając za darmo coś tak
świeżego, czystego i bezinteresownie pięknego - w tak dużej przy
tym ilości. A w ogóle - czy uczciwa osoba ludzka ma prawo tak
bezmyślnie cieszyć się urodą świata, który w tej samej przecież
chwili zawiera w sobie tyle cierpień, okrucieństwa i zła?
Tym mniej więcej torem biegły myśli Maćka Ogorzałki, kiedy
tak sobie stał po kolana w zaspie, przed kościołem Dominikanów,
w oczach wciąż jeszcze mając obejrzaną przed chwilą Czarną
Szopkę. Stał sobie, oddychał głęboko, patrzał na śniegowe iskry,
mrużył powieki i myślał, że przeżywa oto jeden z tych
niezwykłych i cudownych dni, kiedy się wie na pewno, iż
Wszechświat pełen jest absolutnego piękna i doskonałej harmonii,
a wszelkie zło i brzydota są tylko dodającą smaku przyprawą, jak
szczypta soli w słodkim cieście.
Naturalnie, wie się te rzeczy również w dni pochmurne i słotne,
lecz jakby z mniejszą oczywistością. Ciekawe dlaczego.
Ruszył z miejsca i poszedł po skrzypiącym, migoczącym,
bielutkim śniegu - wysoki, zgrabny chłopak o bardzo ładnych
oczach i bardzo czerwonych uszach. Mroźny wiaterek igrał z jego
bujną, jasną czupryną, bo noszeniem czapki Maciek nie zhańbił
się jeszcze nigdy w życiu, od czasów niemowlęctwa, rzecz jasna.
Powietrze było dziś jak kryształ, gdyż ruch kołowy w Poznaniu po
prostu zamarł z powodu nieprzewidzianych opadów śnieżnych,
toteż Maciek oddychał sobie z przyjemnością i czuł się tak, jakby
go kto systematycznie napełniał gazem rozweselającym. W
pewnej chwili zdał sobie sprawę, że odruchowo prostuje
zgarbione plecy i wyżej unosi zwieszoną dotąd głowę.
Śnieg iskrzył, słońce się jarzyło. Zastanawiając się nad
dziwnym wpływem aktualnego stanu ducha na mięśnie szyjne
człowieka, jak również analizując czynniki psychiczne
motywujące zwieszanie głowy, bądź jej podnoszenie, i wreszcie
dochodząc do wniosku, że przypływy nadziei mają bezpośredni
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin