R .E. Urquhart - Arnhem.pdf

(2123 KB) Pobierz
Arnhem
R. E. Urquhart
Tłumaczenie: Ignacy Bukowski
Wydawnictwo: Bellona
Wszystkim żołnierzom, którzy we wrześniu 1944
służyli w 1 dywizji powietrznodesantowej,
i ich Towarzyszom Broni z polskiej brygady spadochronowej
Przedmowa
Osobista relacja gen. Urquharta o boju stoczonym przez jego 1 dywizją
powietrznodesantową stanowi - z wielu względów - niezwykle interesującą
i pouczającą pozycję pamiętnikarską, chociażby dlatego (ale nie tylko
dlatego), że dostarcza bogatego materiału do analizy zagadnienia pt.
„taktyczny aspekt powietrznej operacji desantowej”. Bardzo wiele wniosków
z takiej analizy nadaje się bez wątpienia do ekstrapolacji również i w
warunkach współczesnej wojny.
Ponadto w skład dywizji gen. Urquharta wchodziła polska 1 Samodzielna
Brygada Spadochronowa gen. Sosabowskiego - a to jest oczywiście temat
szczególnie interesujący czytelnika polskiego. Odczyta on z satysfakcją
bardzo wysoką ocenę bojowej i moralnej wartości polskich spadochroniarzy
oraz szczególny szacunek dla osoby gen. Sosabowskiego. Autor posuwa się
tak daleko, że przeciwstawia nawet zakres wiedzy wojskowej i znajomości
sztuki wojennej polskiego generała tym samym wartościom swoich
brytyjskich przełożonych. Urquhart nie pisze oczywiście o Polakach tak dużo
i gęsto, jakby to lubił nasz czytelnik. Bądźmy jednak sprawiedliwi: generał
[1]
Sosabowski w swojej relacji z boju pod Arnhem także pisze w 90% o
Polakach, a tylko w 10% o Brytyjczykach.
Relacja Urquharta jest bez wątpienia autentyczna i wiarygodna, musimy
jednak pamiętać, że została opublikowana 14 lat po arnhemskim wrześniu.
Nie jest to więc spontaniczny i spisany „na gorąco” dziennik dowódcy.
Pisząc swoją książkę, autor wykorzystał niewątpliwie sporo informacji,
jakich nie posiadał w czasie boju oraz, najprawdopodobniej, zastosował
przemilczenia lub przestawienie akcentów w stosunku do opisywanych
faktów albo ich interpretacji. Ale inaczej mógłby napisać wspomnienia tylko
święty Franciszek z Asyżu, a gen. Urquhart zupełnie nie był podobny do tego
ascety. Wiemy bowiem, że był to chłop dwumetrowy i stukilogramowy,
który lubił orzeźwić się łykiem whisky. Abstrahując od tych imponujących
parametrów, możemy być pewni, że musiał mieć przeszłość i opinię wybitnie
bojowego oficera, o czym świadczy fakt wyznaczenia go na dowódcę
elitarnej i wysoce wyspecjalizowanej dywizji powietrznodesantowej, mimo
że był piechurem i nie tylko nie miał za sobą teoretycznego ani praktycznego
przygotowania desantowego, ale nawet fizycznie nie znosił podróży
powietrznej.
Książka Urquharta ukazuje nam bój pod Arnhem w postaci prawie
zupełnie wyizolowanej od ogólnego tła operacyjnego, w aspekcie prawie
[2]
wyłącznie taktycznym . Trudno ocenić, czy wynika to z zamiaru autora
(dostarczenia materiału przyczynkowego), czy też z innych powodów.
W rzeczywistości niepowodzenie operacji „Market Garden” nie ograniczało
się wcale do starcia z powierzchni ziemi pojedynczej dywizji
sprzymierzonych, ale miało bardzo poważne ujemne konsekwencje w skali
całej kampanii. Bezprzykładna klęska 1 dywizji powietrznodesantowej na
północnym brzegu Renu była tylko klinicznym objawem błędów,
popełnionych we wszystkich trzech działach sztuki wojennej: w taktyce,
sztuce operacyjnej i - nade wszystko - w strategicznym ogniwie naczelnego
dowództwa teatru działań wojennych. Trudnym zadaniem przedmowy jest
więc naświetlenie zespołu wydarzeń, stanowiących kulisy dramatu
rozegranego pod Arnhem, ich genezy i konsekwencji oraz ustalenie, kto
ponosi odpowiedzialność.
Taktyczną stronę boju omówił i ocenił sam autor. Pozostaje dodanie paru
uzupełnień.
Tylko sam dowódca dywizji ponosi odpowiedzialność za zniknięcie na 30
godzin i za pozbawienie się przez ten czas możliwości dowodzenia. Wydaje
się jednak, że długotrwała nieobecność gen. Urquharta na jego stanowisku
dowodzenia nie wywarła żadnego znaczącego wpływu na przebieg boju, co
jednak było w znacznej mierze dziełem przypadku, a jaskrawym tego
dowodem jest historia polskiej brygady spadochronowej.
Wiemy, że zgodnie z pierwotnym planem Polacy mieli desantować 19
września w rejonie Elden, bezpośrednio na południe od Arnhem. 20 września
(zwracam uwagę na datę!), po szczęśliwym powrocie do swojego sztabu,
gen. Urquhart nadał radiogram, przesuwający rejon desantu polskiej brygady
spadochronowej na odległość około 10 km na zachód, do rejonu Driel.
Radiogram ten nie miałby żadnego sensu ani znaczenia, gdyby nie zalegająca
nad Anglią gęsta mgła, która całkowicie zburzyła terminarz operacji. Zamiast
19 Polacy wystartowali 21 września i tylko dzięki temu nie planowanemu
opóźnieniu rozkaz Urquharta dotarł do rąk gen. Sosabowskiego. Jedynie
szczęśliwy splot okoliczności sprawił, że Polacy nie desantowali pod Elden,
gdzie czekała na nich zaalarmowana potężna niemiecka artyleria
przeciwlotnicza oraz czołgi 2 korpusu pancernego SS. Nie ulega najmniejszej
wątpliwości, że brygada zostałaby natychmiast i bezpowrotnie zniszczona,
podczas gdy 21 września pod Driel Polacy desantowali prawie bez sprzeciwu
i bez strat.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin