053. Brian Daley - Przygody Hana Solo - Han Solo na Krańcu Gwiazd.pdf

(763 KB) Pobierz
Brian Daley
Han Solo na Krańcu Gwiazd
Paulowi Andersonowi i Gordonowi R. Dicksonowi za słowa otuchy dla nowicjusza oraz
Owenowi Lockowi, wybitnemu redaktorowi i przyjacielowi Autor chciałby wyrazić
podziękowanie Eleanor i Dianie Berry za pomoc w najodpowiedniejszych chwilach
ROZDZIAŁ I
- Do diabła. To przecież statek bojowy.
Tablica rozdzielcza w sterowni „Tysiącletniego Sokoła" rozbłysła światłami
ostrzegawczymi i sygnalizatorami awarii, ożyła buczeniem i zawodzeniem czujników. Na
monitorach błyskawicznie ukazywały się sprzeczne informacje.
Pochylony w fotelu pilota Han Solo z zimną krwią obserwował konsoletę i monitor,
pospiesznie oceniając sytuację. Na jego pociągłej młodzieńczej twarzy malowała się troska.
Chwila spodziewanego lądowania zbliżała się nieuchronnie, tymczasem jeden ze strzegących
granicy statków bojowych zdołał wyśledzić ich obecność i teraz zmierzał im na spotkanie.
Han był wściekły, że to strażnicy graniczni dostrzegli ich pierwsi. Przecież w jego profesji
umiejętność poruszania się bez zwracania na siebie uwagi czynników oficjalnych była absolutnie
niezbędna. Zaczął aktualizować współrzędne ogniowe dla systemu broni pokładowej.
- Włącz ładowanie głównych baterii, Chewie - rzucił, nie odrywając wzroku od swojej
części konsolety. - I wszystkie osłony. Jesteśmy na obszarze niedozwolonym, nie możemy
wpaść w ich ręce ani dać się rozpoznać. Zwłaszcza - dorzucił w duchu - z ładunkiem, który
przewozimy.
Siedzący po prawej stronie potężny Wookie na znak zrozumienia wydał z siebie dźwięk
będący czymś pośrednim między chrząknięciem i szczeknięciem, po czym wprawnie sięgnął
owłosioną ręką do przełączników kontrolnych. Widząc jak statek niknie w energetycznym polu
ochronnym, z zadowoleniem wyszczerzył potężne siekacze. Nastawił systemy bojowe na stan
maksymalnej gotowości.
Przygotowując „Sokoła" do walki, Han klął w duchu chwilę, w której zdecydował się
przyjąć tę robotę. Doskonale wiedział, że może przez to popaść w konflikt z Rządami
Wspólnego Sektora i to wtedy, gdy znajdzie się w samym środku rejonu, w którym latanie było
zabronione.
Obca jednostka zbliżała się, pozostały zatem tylko sekundy na podjecie ostatecznej decyzji:
zapomnieć o zadaniu i ratować się ucieczką w nieznane lub też mimo wszystko próbować
kontynuować misję. Po raz kolejny spojrzał na konsoletę, tak, jakby oczekiwał, że stamtąd
przyjdzie rada czy ratunek.
Ścigający ich statek znajdował się wciąż w mniej więcej tej samej odległości, a chwilami
wydawało się nawet, że „Sokół" nieznacznie zwiększa dystans. Wkrótce na monitorze ukazały
się dane dotyczące masy, uzbrojenia i siły ciągu ich prześladowcy, dzięki czemu Han zyskał
nieco lepsze rozeznanie.
- Chewie, myślę, że to nie jest statek liniowy, wygląda raczej na zwykły masowiec
wyposażony w dodatkowe uzbrojenie. Zwęszył nas chyba tuż po starcie. Do diabła, czy ci faceci
nie mają nic lepszego do roboty?
Wiedział, że główna stacja na Duroonie, jedyna posiadająca pełne wyposażenie, znajduje
się dokładnie na drugiej półkuli, tam, gdzie jasna poświata świtu rozświetlała sine niebo.
Zdecydował się, więc na lądowanie możliwie jak najdalej od tej placówki, w samym środku
mrocznej strony planety. - Lądujemy - rzucił.
Gdyby „Sokołowi" udało się zmylić pogoń, Han i Chewbacca mogliby spokojnie osiąść na
powierzchni planety i przy pewnej dozie szczęścia, uciec.
Wookie gniewnie zawarczał, odsłaniając czarne nozdrza i wnętrze paszczy. Han spojrzał na
niego.
- Masz lepszy pomysł? Jest już chyba trochę za późno na to, żeby pozbyć się ich
towarzystwa, prawda?
„Sokół" przeszedł w lot nurkowy, raptownie tracił wysokość i jednocześnie zwiększając
prędkość, zbliżył się do powierzchni Duroona.
Podążający ich śladem statek zachowywał się zupełnie inaczej - zwolnił nieco i przebijając
się przez gęste pokłady atmosfery, utrzymywał wysokość kosztem prędkości, starając się nie
stracić „Sokoła" z zasięgu wychwytywania czujników. Han zignorował podany przez radio
rozkaz zatrzymania się - telenadajniki, automatycznie podające na żądanie nazwę statku, zostały
odłączone grubo wcześniej.
- Trzymaj tarcze deflektorowe w pełnej gotowości - rozkazał. - Podchodzimy do lądowania,
bo inaczej obedrą nas ze skóry.
Wookie zastosował się do polecenia i za pomocą tarcz rozproszył ogromne ilości energii
cieplnej, która wytwarzała się podczas gwałtownego wchodzenia statku w atmosferę. Wskaźniki
kontrolne migały szaleńczo, gdy „Sokół" zanurzał się w jej gęstych warstwach. Han
manewrował w ten sposób, aby planeta znalazła się pomiędzy jego jednostką a pościgiem.
Udawało się mu to znakomicie, dopóki wskaźniki nie zanotowały gwałtownego wzrostu
temperatury spowodowanego tarciem podczas lotu nurkowego frachtowca.
Spoglądając to na czujniki, to na rozciągający się przed nimi firmament, spostrzegł
pierwszy punkt orientacyjny - aktywną szczelinę wulkaniczną, rozciągającą się na osi wschód--
zachód, przypominającą ogromną, świeżą bliznę na ciele Duroona. Wyprowadził stawiającą opór
maszynę z lotu pikującego i zaledwie parę metrów nad powierzchnią planety wyrównał kurs.
- Zobaczmy, jak im teraz pójdzie pościg - rzekł bardzo z siebie zadowolony. Chewbacca
prychnął pogardliwie. Wymowa tego prychnięcia była oczywista - manewr da tylko chwilową
osłonę. Niebezpieczeństwo zlokalizowania statku za pomocą wzroku lub przyrządów było
jednak niewielkie z powodu panującego na powierzchni piekielnego upału i zniekształceń
wywołanych dużymi radioaktywnymi pokładami rud żelaza. Ale wiedzieli również, że nie mogą
pozostać tam zbyt długo.
W sterowni wypełnionej jaskrawopomarańczową poświatą bijącą ze szczeliny Han
analizował sytuację. W najlepszym razie udało mu się zgubić pogoń i statek rządowy nie
powinien ich odnaleźć, chyba że udałoby mu się ponownie wznieść na odpowiednią wysokość i
namierzyć „Sokoła" czujnikami. Szukając odpowiedniego miejsca do lądowania, Han starał się
rozwijać maksymalną prędkość i manewrować w ten sposób, by bryła planety oddzielała go od
ścigających. Przeklinał w duchu fakt, że na planecie nie było odpowiednich radiolatarni
nawigacyjnych; lecieli na oślep, nie mogli przecież wychylić się ze sterowni i spytać
przechodnia o drogę.
W ciągu paru minut statek zbliżył się do zachodniego końca szczeliny. Han musiał nieco
wytracić prędkość i rozejrzeć się za następnymi punktami orientacyjnymi. Ponownie pomyślał o
wcześniej otrzymanych instrukcjach, które zapisane były jedynie w jego pamięci. Na południe
od miejsca, gdzie się znajdowali, majaczył ogromny łańcuch górski. Han przechyłem
wprowadził „Sokoła" w skręt, nacisnął dwa przełączniki i poszybował w kierunku gór.
Automatycznie włączyły się SCT - specjalne czujniki terenowe. Utrzymywał statek na
niewielkiej wysokości, tuż nad zastygłą, stwardniałą lawą, z rzadka poprzecinaną siecią
niewielkich szczelin, najwyraźniej bezpośrednio odchodzących od wielkiego rozpadliska. Z
obawy, że obecność „Sokoła" zostanie wykryta, prześlizgując się nad wulkanicznymi
równinami, Han manewrował na wysokości pozwalającej na natychmiastowe lądowanie
awaryjne.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin