Cook Robin - Wstrząs.txt

(588 KB) Pobierz
ROBIN COOK
WSTRZĽS
Tytuł oryginału SHOCK
Przełożył: Norbert Radomski
Wydanie oryginalne: 2001
Wydanie polskie: 2002
Pamięci mego przyjaciela
Brunona DAgostino
Brakuje nam ciebie

Mojej rozszczepionej rodzinie nuklearnej
Jean i Cameronowi
z wyrazami miłoci i uznania
Ludzka komórka jajowa, czy też oocyt, delikatnie zassana w zaokršglonš końcówkę pipety, niczym nie wyróżniała się sporód jakich pięciu tuzinów swych sióstr. Była po prostu najbliżej wylotu delikatnej szklanej rurki, gdy ta znalazła się w polu widzenia laboranta. Grupa oocytów pod obiektywem potężnego mikroskopu zawieszona była w kropli pożywki, pokrytej cienkš warstwš oleju mineralnego. Olej miał zapobiegać parowaniu. Stabilnoć rodowiska tych żywych komórek była sprawš o kluczowym znaczeniu.
Jak pozostałe, pochwycony oocyt wydawał się zdrowy, z prawidłowš ziarnistociš cytoplazmy, i jak u pozostałych, jego chromatyna, czyli DNA i białka, fosforyzowała w ultrafioletowym wietle niczym miniaturowe robaczki więtojańskie w gęstej jak grochówka mgle. O wczeniejszym brutalnym wyssaniu komórki z dojrzewajšcego pęcherzyka Graafa wiadczyły jedynie poszarpane pozostałoci wieńca promienistego komórek pęcherzykowych, przylegajšce do stosunkowo zwartej osłonki, noszšcej nazwę osłonki przejrzystej. Wszystkie oocyty zostały pobrane ze swej jajnikowej wylęgarni w stanie niedojrzałym, po czym pozwolono im rozwijać się dalej in vitro. W tej chwili były gotowe na przyjęcie plemnika, co jednak nie miało nastšpić. Te komórki jajowe nie miały zostać zapłodnione.
W polu widzenia pojawiła się kolejna pipeta. Tym razem był to instrument, który sprawiał wrażenie zwłaszcza pod silnym powiększeniem mikroskopu, bardziej mierciononego przyrzšdu. Choć w rzeczywistoci jego rednica wynosiła zaledwie jednš dwudziestopięciomilionowš metra, wyglšdał jak miecz z ukonie ciętym ostrzem, o końcu cienkim niczym czubek igły. Nieubłaganie zbliżył się do nieszczęsnej, unieruchomionej gamety i przebił jej osłonkę przejrzystš. Następnie, sterowany przez laboranta wprawnymi munięciami mikrometru, koniec pipety zagłębił się we wnętrzu komórki. Nakierowawszy końcówkę instrumentu ku fluoryzujšcemu DNA, w pipecie wytworzono lekkie podcinienie i DNA zniknęło we wnętrzu szklanej rurki.
Potem, po upewnieniu się, że wyłuszczona gameta oraz jej siostry zniosły ten zabieg tak dobrze, jak można było oczekiwać, komórkę unieruchomiono ponownie. Pod obiektyw mikroskopu wprowadzono kolejnš ostro ciętš pipetę, tym razem penetracja ograniczyła się do osłonki przejrzystej oocytu, bez naruszania jego błony komórkowej, i zamiast włšczać ssanie, wprowadzono do obszaru noszšcego nazwę przestrzeni okołożółtkowej odrobinę płynu. Wraz z płynem znalazła się tam pojedyncza, stosunkowo mała, wrzecionowata komórka, pobrana z jamy ustnej dorosłego człowieka.
Następnym etapem było zawieszenie gamet, wraz z towarzyszšcymi im komórkami nabłonka, w czterech mililitrach ułatwiajšcego fuzję odczynnika i umieszczenie ich między elektrodami aparatu do elektrofuzji. Gdy wszystkie gamety znalazły się w odpowiedniej pozycji, wcinięto przełšcznik, przesyłajšc przez preparat trwajšcy piętnacie milionowych częci sekundy impuls elektryczny o napięciu dziewięćdziesięciu wolt. Rezultat był jednakowy dla wszystkich gamet. Wstrzšs spowodował chwilowe rozerwanie błon między pozbawionymi jšder oocytami i odpowiednimi komórkami nabłonka, wywołujšc fuzję par komórek.
Po połšczeniu komórki umieszczono w odczynniku umożliwiajšcym aktywację. Pod wpływem chemicznego pobudzenia każda z gamet, gotowa już do zapłodnienia, zanim usunięto jej własny materiał genetyczny, dokonywała teraz cudów z otrzymanym pełnym zestawem chromosomów. Kierujšc się tajemniczym mechanizmem molekularnym, jšdra dorosłych komórek porzuciły swe dotychczasowe, wyspecjalizowane funkcje i powróciły do ról zarodkowych. Niedługo potem gamety zaczęły dzielić się, dajšc poczštek odrębnym zarodkom, które wkrótce już miały być gotowe do przeniesienia. Dawca komórek nabłonka został sklonowany. cilej mówišc, został sklonowany około szećdziesięciu razy...
PROLOG
6 kwietnia 1999

 Dobrze się pani czuje?
Doktor Paul Saunders zwrócił się z tym pytaniem do swej pacjentki, Kristin Overmeyer. Dziewczyna leżała na wiekowym stole operacyjnym, ubrana jedynie w szpitalnš narzutkę bez pleców.
 Chyba tak  odparła Kristin, choć wcale nie czuła się dobrze. Szpitalne otoczenie nieodmiennie wzbudzało w niej pewien niepokój, znony wprawdzie, ale niezbyt przyjemny, a miejsce, w którym znajdowała się obecnie, budziło szczególnie niemiłe skojarzenia. Była to starowiecka sala operacyjna, której wystrój stanowił zupełne przeciwieństwo sterylnej funkcjonalnoci, panujšcej we współczesnych obiektach medycznych. Jej ciany pokrywały żółtawozielone, popękane kafelki, z fugami upstrzonymi ciemnymi plamami, prawdopodobnie od zastarzałej krwi. Przypominała raczej scenerię filmu grozy o akcji osadzonej w dziewiętnastym stuleciu niż aktualnie wykorzystywane pomieszczenie. Były tu nawet trybuny dla widzów, których górne rzędy nikły w mroku poza zasięgiem lamp operacyjnych. Na szczęcie wszystkie były puste.
 Chyba tak nie brzmi zbyt przekonujšco  odezwała się stojšca przy stole operacyjnym, naprzeciw Saundersa, doktor Sheila Donaldson. Umiechnęła się do pacjentki, choć jedynš widocznš oznakš tego umiechu były zmarszczki, które pojawiły się w kšcikach jej oczu. Reszta twarzy lekarki ukryta była pod maskš chirurgicznš i czepkiem.
 Chciałabym, żeby już było po wszystkim  powiedziała słabym głosem Kristin. W tej chwili żałowała, że w ogóle zdecydowała się zostać dawczyniš komórek jajowych. Otrzymane pienišdze dałyby jej swobodę finansowš, jakš cieszyło się niewielu studentów Harvardu, ale teraz wydawało się to jakby mniej istotne. Pocieszała jš jedynie myl, że wkrótce zanie. Drobny zabieg, jaki jš czekał, miał być bezbolesny. Gdy zaproponowano jej wybór pomiędzy znieczuleniem ogólnym a miejscowym, bez chwili wahania wybrała to pierwsze. Ostatniš rzeczš, jakiej sobie życzyła, było być przytomnš, kiedy będš wbijać jej w brzuch trzydziestocentymetrowš igłę punkcyjnš.
 Mam nadzieję, że uda nam się skończyć z tym do wieczoru  mruknšł z przekšsem Paul do anestezjologa, doktora Carla Smitha. Miał tego dnia wiele zajęć i przeznaczył na obecny zabieg zaledwie czterdzieci minut. Bioršc pod uwagę swoje dowiadczenie w tego typu operacjach i wprawę w posługiwaniu się instrumentami, uważał, że jest to i tak aż nadto. Jedynym słabym punktem był Carl. Paul nie mógł zaczšć, dopóki pacjentka nie znajdzie się pod narkozš, a minuty mijały nieubłaganie.
Anestezjolog nie odpowiedział. Paul zawsze się spieszył. Nie zwracajšc na niego uwagi, Carl spokojnie umocował plastrem na klatce piersiowej Kristin końcówkę stetoskopu przedsercowego. Wczeniej już założył dostęp żylny i mankiet do pomiaru cinienia krwi, podłšczył kroplówkę, elektrody EKG i pulsoksymetr. Zadowolony z odgłosów, jakie słyszał w słuchawkach, wycišgnšł rękę i przysunšł aparat do znieczulenia bliżej głowy pacjentki. Wszystko było gotowe.
 W porzšdku, Kristin  odezwał się kojšcym tonem.  Tak jak ci mówiłem, dostaniesz teraz odrobinę mleka zapomnienia. Jeste gotowa?
 Tak  odparła Kristin. Jeżeli o niš chodziło, im szybciej miało się to stać, tym lepiej.
 Miłej drzemki  powiedział Carl.  Do zobaczenia na sali pooperacyjnej.
Były to słowa, jakimi zwykle zwracał się do pacjentów tuż przed podaniem narkozy, i istotnie taki włanie był zwykły bieg wydarzeń. Ale tym razem miało być inaczej. W błogiej niewiadomoci zbliżajšcej się katastrofy Carl sięgnšł po przewód kroplówki z anestetykiem. Z rutynowš pewnociš podał pacjentce odpowiedniš dawkę, ustalonš na podstawie wagi ciała, lecz mieszczšcš się w dolnym przedziale zalecanych wartoci. Stosowanš w Klinice Niepłodnoci Wingatea praktykš było znieczulanie pacjentek ambulatoryjnych możliwie najmniejszymi dawkami poszczególnych rodków. Chodziło o to, by móc po zabiegu jeszcze tego samego dnia odesłać je do domu, gdyż możliwoci hospitalizacji w klinice były ograniczone.
Gdy dawka wprowadzajšca propofolu dotarła do krwiobiegu Kristin, Carl uważnie skontrolował jej funkcje życiowe. Wszystko wydawało się w porzšdku.
Sheila rozemiała się cicho pod maskš. Mleko zapomnienia, żartobliwe okrelenie, jakim Carl ochrzcił propofol, znieczulajšcy rodek, stosowany w postaci białego płynu, nieodmiennie pobudzało jš do miechu.
 Możemy zaczynać?  zapytał ostro Paul. Przestšpił z nogi na nogę. Wiedział, że jeszcze za wczenie. Chciał po prostu dać wyraz swemu zniecierpliwieniu i niezadowoleniu. Nie powinni byli go wzywać, dopóki wszystko nie będzie gotowe. Zbyt cenił sobie swój czas, by stać bezczynnie, kiedy Carl majstrował przy swoich zabawkach.
W dalszym cišgu ignorujšc narzekania Paula, anestezjolog sprawdził poziom wiadomoci Kristin. Uznawszy, że osišgnęła już odpowiedni stan, wstrzyknšł jej miwakurium, lek zwiotczajšcy mięnie, który wolał od innych tego typu rodków z powodu szybko przemijajšcego efektu. Gdy lek zaczšł działać, Carl zręcznie wprowadził do tchawicy rurkę intubacyjnš, by zapewnić sobie kontrolę nad drogami oddechowymi Kristin. Wreszcie usiadł, podłšczył aparat do znieczulenia i dał Paulowi znak, że wszystko gotowe.
 Najwyższy czas  burknšł Paul. Z pomocš Sheili szybko odsłonił pole operacyjne do laparoskopii. Ich celem był prawy jajnik.
Dokonawszy odpowiednich wpisów w protokole znieczulenia ogólnego, Carl oparł się wygodnie na krzele. Jego rola w tym momencie sprowadzała się do obserwowania funkcji życiowych pacjentki, przy jednoczesnym podtrzymywaniu znieczulenia starannie odmierzanymi dawkami propofolu.
Paul pracował szybko, wspomagany przez Sheilę, przewidujšcš każdy jego ruch. Cały zespół, wraz z Constance Bartolo, instrumentariuszkš, i Marjorie Hickam, asystentkš anestezjolo...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin