Deaver Jeffery_Rune_01_Smierc na Manhattanie.rtf

(21139 KB) Pobierz
Deaver Jeffery_Rune_01_Smierc na Manhattanie


 

Jeffery Deaver

 

ŚMIERĆ
NA
MANHATTANIE

 

Rune

tom 1

 

Przeła Aleksandra Wolnicka


Czarodziejska kraina

Gdzie starość pobożna, posępna nie mieszka,

Której obca siwizna, i chytrość, i podstęp,

Gdzie wieczna młodość goryczy wciąż nie zna.

William Butler Yeats, Utęskniony kraj


ROZDZIAŁ 1

 

 

Uwierzył w to, że jest bezpieczny.

Po raz pierwszy od sześciu miesięcy.

Po dwóch zmianach tożsamości i trzech przeprowadzkach w końcu uwierzył, że jest naprawdę bezpieczny.

To było niezwykłe uczucie. Doszedł do wniosku, że tak musi smakować spokój. Tak, to musiało być to. Coś, czego od dawna nie zaznał. Siedział na łóżku w przeciętnym pokoju hotelowym z widokiem na dziwaczny srebrny łuk rujący nad nabrzeżem St. Louis i wdychał rześkie, wiosenne powietrze Środkowego Zachodu.

W telewizji leciał jakiś stary film. Uwielbiał takie klimaty. To był akurat Dotyk a w reżyserii Orsona Wellesa. Charlton Heston grał Meksykanina; wcale nie wyglądał jak Meksykanin, ale z drugiej strony nie wyglądał też wcale jak Mojżesz.

Arnold Gittleman zaśmiał się w duchu z asnego żartu i zaraz powtórzył go siedzącemu obok ponurakowi wertującemu kolorowe czasopismo Broń i Amunicja. Mężczyzna rzucił okiem na ekran.

Jak Meksykanin? powtórzył z roztargnieniem, po czym przez minutę wpatrywał się w ekran telewizora. Aha. I wrócił do czytania.

Gittleman poł się na wznak na łóżku i doszedł do wniosku, że już najwyższa pora, żeby zaczęły mu przychodzić do owy wesołe myśli, jak ta o Hestonie. Frywolne myśli, myśli, z których nic nie wynikało. Chciał rozmyślać, jak by to było pracować w ogrodzie, malować ogrodowe meble czy zabrać wreszcie wnuka na mecz baseballa. Albo wybrać się w końcu z rką i zięciem na grób żony, czego od ponad pół roku nie odważ się zrobić.

To jak? odezwał się nagle ponurak, podnosząc owę znad czasopisma. Co dzisiaj jemy? Może kanapki?

Gittleman, który od Bożego Narodzenia stracił prawie czternaście kilogramów i waż teraz niecałe dziewięćdziesiąt trzy, odparł:

Pewnie. Brzmi nieźle. Mogą być kanapki.

Musiał przyznać, że to faktycznie nieźle brzmiało. Od dawna nie czerpał żadnej przyjemności z myślenia o jedzeniu. Ale smaczna, gruba kanapka z delikatesów... Z pastrami. Na samą myśl pociekła mu ślinka. Z musztardą...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin