przeklenstwo-cara-iwana full.pdf

(36604 KB) Pobierz
PROLOG
— Oddajcie nam wolne wybory! — krzyczał młody mężczyzna.
— Oddajcie wybory… — powtarzali stojący obok.
Ktoś podał mu biało-niebiesko-czerwoną flagę, ktoś inny
pomógł wspiąć się na cokół pomnika Aleksandra Puszkina.
— Rosja będzie wolna! — zawołał, patrząc z góry na gęst-
niejący tłum.
— Rosja będzie wolna!! — odpowiedzieli obserwujący go
ludzie.
— Rossija, Rossija… — zaczęli skandować, tupiąc i klaszcząc.
Tego dnia na placu Puszkina i przyległym bulwarze Strast-
nom zebrało się ponad piętnaście tysięcy zwolenników opo-
zycji. Przyszli, ponieważ byli przekonani,
że
wybory prezy-
denckie zostały sfałszowane, a człowiek, który zaledwie cztery
dni temu objął najwyższy urząd w państwie, przyłożył do tego
rękę.
— Nie ma zgody na dyktaturę — tłumaczyli w rozmowach
z dziennikarzami. — Przeżyliśmy już jeden carat, drugiego
nie chcemy — dodawali.
Opowiadali o cenzurze, zakazie organizowania zgroma-
dzeń, korupcji i wszechobecnej propagandzie sukcesu.
5
Kup książkę
Poleć książkę
Maciej Jastrzębski
Kilka metrów dalej stał policyjny kordon. Funkcjonariusze
w kaskach, z pałkami i tarczami spoglądali na swoich dowód-
ców, gotowi w mgnieniu oka rozdeptać ciężkimi butami tłum
niepokornych. Jednak rozkazu nie było, bo dowódcy nie mo-
gli się skontaktować ze swoimi przełożonymi, ponieważ ci
czekali na decyzję ministra, a minister nie wiedział, co ma
robić, bo nie mógł się dodzwonić do prezydenta. Dwa dni po
zaprzysiężeniu najwyższy dowódca opuścił gabinet i od tamtej
pory nikt go nie widział. Zgodnie z instrukcją bezpieczeństwa
powinna mu towarzyszyć ochrona oraz oficerowie
łącznikowi,
ale funkcjonariusze pełniący tego dnia dyżur nie zostali po-
wiadomieni,
że
szef wychodzi za mury Kremla. Najbliżsi współ-
pracownicy prezydenta zameldowali o zaistniałej sytuacji dru-
giej osobie w państwie, czyli premierowi, a ten zadzwonił do
przewodniczącego Dumy Państwowej. Sprawa nie miała na-
brać rozgłosu, ale ktoś puścił farbę i po kilku godzinach inter-
net huczał od plotek. Prokremlowscy dziennikarze przekony-
wali,
że
prezydentowi też się należy odpoczynek, więc pojechał
na ryby, blogerzy sugerowali wypad do spa, plotkarskie portale
pisały o zielonookiej blondynce, natomiast eksperci od spisków
snuli teorie o porwaniach, klonach i kosmitach.
Tymczasem na placu Puszkina tłum poczynał sobie coraz
odważniej. Młodzi ludzie spalili kukłę prezydenta, zaprawieni
w bojach opozycyjni politycy wybierali gabinet cieni, a zwykli
chuligani obrzucali policjantów przekleństwami. Funkcjo-
nariusze cierpliwie znosili obelgi, licząc,
że
wkrótce padnie
rozkaz i pokażą wesołej gromadce, gdzie raki zimują.
Stojący po drugiej stronie ulicy dwaj mężczyźni z zacieka-
wieniem przyglądali się tłumowi. Ukryci w cieniu drzew
żywo
6
Kup książkę
Poleć książkę
Przekleństwo cara Iwana
rozprawiali o wydarzeniach na placu Puszkina i o tajemni-
czym zniknięciu prezydenta.
— Czy to już początek końca? — pytał młodszy.
Stał wyprostowany z rękami w kieszeniach czarnych spodni,
które kontrastowały ze
śnieżnobiałą
koszulą. Jego gładko ogo-
lona twarz nie wyrażała
żadnych
emocji, jakby wszystko,
co się wokół działo, było grą, a ludzie pionkami poruszanymi
ręką gracza.
— Koniec oznaczałby chaos, a tego nie
życzę
nawet najgor-
szemu wrogowi — odparł starszy, poprawiając niebieską mu-
chę idealnie pasującą do jasnego, odrobinę staroświeckiego
garnituru.
— Chcesz powiedzieć,
że
nie znasz scenariusza? — Młod-
szy mężczyzna był wyraźnie zdziwiony.
— Scenariusz? — Jego towarzysz podniósł głos. — Nie
ma
żadnego
— dodał już nieco ciszej.
— Czyż właśnie brak scenariusza nie prowadzi do cha-
osu? — drążył młodszy.
— Możliwe. — Starszy skinął głową i ponownie poprawił
muchę. — Oni nie potrzebują scenariusza,
życie
nie potrze-
buje scenariusza — ciągnął, wskazując głową na rozwrzesz-
czany tłum. — Każda próba narzucenia rozwiązania kończyła
się wojną albo rewolucją. Wychwalamy demokrację, a chcemy
postępować jak dyktatorzy. W dyktaturze tyrani wymyślają
instrukcje obsługi człowieka, a w demokracji każdy pisze swoją
historię i dopiero z ich sumy powstaje wspólny scenariusz.
Czyżbyś zapomniał,
że
chaos jest początkiem harmonii? —
dorzucił, z uśmiechem spoglądając na młodszego towarzysza.
Ten jednak nie odpowiedział, zajęty przypalaniem papierosa.
7
Kup książkę
Poleć książkę
Maciej Jastrzębski
— Zawsze robią na mnie wrażenie kobiety z wyraźnie za-
znaczonymi siekaczami — zmienił temat, odprowadzając
wzrokiem długonogą brunetkę. — Jest w ich uśmiechu coś
takiego,
że
czuję ukłucie w sercu.
— Być może wcale nie pochodzimy od małp, ale od jakichś
gryzoni — zażartował starszy.
— Jestem skłonny się zgodzić, pod warunkiem
że
masz
na myśli króliczki — odparł z ironią młodszy.
— Króliki nie są gryzoniami — zauważył starszy.
Najwyraźniej byli już znużeni obserwowaniem hałaśliwego
tłumu i ledwie panujących nad sobą policjantów, bo ruszyli
Twerską w stronę placu Maneżowego. Po drodze minęli grupkę
zdziwaczałych zwolenników dyktatury, wymachujących poma-
rańczowo-czarnymi flagami, i weteranów wojsk desantowych,
demonstrujących muskularne torsy upchnięte w prążkowane
biało-niebieskie koszulki. Na wysokości hotelu Ritz-Carlton
Moscow drogę blokowały radiowozy. Dalej policjanci pozwalali
przejść tylko osobom ze specjalnymi przepustkami. Nie wia-
domo dlaczego, ale na obu mężczyzn nikt nie zwrócił uwagi,
nie wylegitymował ich, nawet nie zapytał, kim są i dokąd idą.
Lawirując między metalowymi barierkami, dotarli do Ochot-
nego Riadu. Przeszli podziemnym tunelem na drugą stronę
ulicy, minęli siedzącego na koniu spiżowego marszałka
Żukowa
i weszli do Ogrodów Aleksandrowskich. Z dala od zgiełku ulicy,
jedynie w towarzystwie ptaków i gwardzistów strzegących
Grobu Nieznanego
Żołnierza,
szli wąską alejką, rozkoszując
się zapachem kwiatów.
— Co teraz będzie? — Mężczyzna w czarnych spodniach
i białej koszuli wrócił do przerwanej rozmowy.
— Czas pokaże — odparł jego towarzysz.
8
Kup książkę
Poleć książkę
Zgłoś jeśli naruszono regulamin