Allan Cole & Chris Bunch
Zemsta Przeklętych
piąty tom cyklu Sten
Przekład Radosław Kot
(Revenge of the Damned)
Data wydania oryginalnego 1989
Data wydania polskiego 1997
Dla Franka Lupo,
Belfra, bon vivanta i dżentelmena
W jednej wilkołaczej osobie.
Notka wstępna
Tytuły poszczególnych ksiąg zostały zaczerpnięte z japońskiej kultury, która w swych nie tak zamierzchłych feudalnych czasach przejawiała zatrważającą skłonność do zamieniania każdej czynności w precyzyjnie opisany rytuał. Dotyczyło to również sztuk walki, w tym pojedynków na miecze. Reguły tyczące tych ostatnich zwano kenjiitsu. I tak: Ma-ai to miejsce spotkania przeciwników. Suki oznacza chwilę sposobna do rozpoczęcia bitki. Kobo-ichi opisuje sam fechtunek. Zanshin to ostateczne uzyskanie przewagi w walce.
- AC i CRB
Księga pierwsza
MA - AI
Rozdział pierwszy
Mężczyzna skrzywił się boleśnie, dźwigając ostatni kawał żelastwa z rumowiska. Pochylony pod ciężarem, odstąpił kilka kroków i cisnął złom na stertę, potem wyprostował się i zerknął z dumą na swoje dzieło.
Do pokonania zostały mu już tylko wielkie, poobijane stalowe wrota. Kilka godzin trwało, nim do nich dotarł. Kapitan Lo Prek (na co dzień pracujący w wywiadzie) miał nadzieję, że po drugiej stronie znajdzie wreszcie rozwiązanie zagadki, dręczącej go od szeregu długich lat.
Zawahał się, jakby przerażony perspektywą ewentualnej porażki. Otarł twarz jedwabną chustką, którą schował następnie do rękawa munduru. Jak na oficera armii Tahnk Prek był wysoki i osobliwie szczupły. Obliczem niepokojąco przypominał perszerona. Oczy miał rozstawione nieproporcjonalnie szeroko, a za krótki nos sprawiał, że górna warga rzadko kiedy spotykała się z dolną.
Odpiął od pasa przenośny laser i zaczął wycinać sobie przejście. Pracował w milczeniu. Na poprzednim stanowisku, gdzie spędził wiele lat, był znany z upodobania do ciszy podczas wykonywania najprostszego nawet zadania. Nigdy nie zanucił pod nosem żadnej melodii ani razu też nie zaklął w trudnej chwili. Uważał, że służba wymaga koncentracji. Podobnego podejścia do wypełniania obowiązków wymagał od podwładnych. Ktoś zażartował kiedyś, że kapitan Prek najchętniej poprzerabiałby wszystkich na cyborgi.
Gdy Prek to usłyszał, nie doszukał się w stwierdzeniu niczego śmiesznego. Owszem, uznał prawdę zawartą w tych słowach. Trudno, ostatecznie każdy ma swoje obsesje. Różnica polegała na tym, że Prek nauczył się obracać je na swoja korzyść.
Zazgrzytał metal. Drzwi zachwiały się pod własnym ciężarem, po czym runęły na podłogę. Prek wyłączył palnik, przypiął go z powrotem i wszedł powoli do centrali sztabu dawno pokonanej 23. floty imperium. Gdyby Tahnijczycy znali jakichś bogów, Prek zapewne zacząłby odmawiać modlitwę. Przebył długą drogę i sporo ryzykował, aby znaleźć się w tym miejscu. Jeśli snuł trafne przypuszczenia, to dziś wreszcie się dowie, kto zamordował jego brata.
STEN, (brak inic.). Dowódca Floty Imperialnej. Ostatni znany przydział, OIC, 23. dyw. takt.; przydz. do 23. floty. Poprz.: dow. osobistej straży imperatora. Poprz.: wedle akt liczne przydziały do rozmaitych jednostek Gwardii. UWAGA: zapisy prawdopodobnie fikcyjne, należy założyć powiązania STEN A z imperialnym wywiadem. OGÓLNA CHARAKTERYSTYKA. Gatunek: homo. Pleć: męska. Wiek: nieznany; zapisy zniszczone; przypuszczalnie około jednej czwartej średniej długości życia. Miejsce urodzenia: nieznane. Wzrost: niewiele poniżej imperialnej średniej. Budowa ciała: proporcjonalna, muskularna, brak otłuszczenia. Włosy: czarne. Oczy: czarne. Stan zdrowia: wyśmienity. Cechy szczególne: brak. Rodzina: brak danych. Zainteresowania: brak danych. Przyjaciele: brak danych.
Prek nie poczuł się rozczarowany, gdy ujrzał zrujnowane wnętrze. Meble oraz ścianki działowe już dawno zamieniły się pod wpływem gorąca w kupki białego pyłu, który teraz wzbijał się w powietrze przy każdym kroku i niemile drażnił płuca. Prek nałożył maskę na usta i nos, po czym zaczął przekopywać się przez szczątki pozostałe po 23. flocie.
Serce zabiło mu mocniej, gdy po jakimś czasie trafił na skryty pod stalową belką strzępek mikrofilmu. Wsunął go do czytnika i omal nie zapłakał. Był to rachunek za dostawę spinaczy.
W duchu złajał się za żywiołową reakcję. Owszem, sprawa dotyczy go osobiście, ale jeśli chce cokolwiek osiągnąć, musi zachować chłód zawodowca.
Opanował się i zaczął od nowa w miejscu, gdzie niegdyś stało zapewne biurko szefa działu zapisu danych. Najpierw przesiał śmieci pośrodku, by z wolna kierować się ku krawędziom sterty. Przede wszystkim trzeba ustalić strategię tutejszych biurokratów, powtarzał sobie. Ponadczasową taktykę działania przeżywającą całe pokolenia kolejnych referentów.
Kapitan nie wątpił, że poznawszy ten schemat, bez trudu trafi na ślad poszukiwanego.
Rodzice Preka też byli urzędnikami, chociaż oboje pracowali w prywatnych firmach przemysłowych. Mimo wysokiej inteligencji zawsze robili wrażenie osób gorzej niż tępych, bo nudnych. Prezentowali się aż nadto przeciętnie. Psycholog powiedziałby, że całą parę kierowali w jeden tylko zawór: w urzędowanie. Prek miał dziesięć lat, gdy matka urodziła mu brata. Nazwano go Thuy i od razu każdy wiedział, że to skarb, nie dzieciak.
Niemowlak zdawał się zaprzeczać prawom dziedziczenia. Po pierwsze, był śliczny. Jasne, kręcone włoski, błękitne oczęta i fizys młodego adonisa. Bystry i ciekaw wszystkiego wkoło, skłonny do śmiechu. W kilka chwil wszystkich zarażał swoim optymizmem.
Daleki od jakiejkolwiek zazdrości, Lo kochał młodszego brata całym sercem. Poświęcał mu tyle uwagi, że paręnaście lat później nie zawahał się nawet przed zaciągnięciem poważnych zobowiązań finansowych, byle tylko braciszek poszedł do najlepszych szkół dostępnych w systemie Tahn.
Lo dokonał trafnej inwestycji. Z czasem Thuya zaangażowano do służby dyplomatycznej, gdzie zdolny młodzieniec rychło pokazał, na co go stać. Przełożeni zaś drapali się bezradnie w głowę i nijak nie potrafili odgadnąć, czyim protegowanym jest ten bystry chłopak.
Gdy doszło do rozmów pokojowych z Wiecznym Imperatorem, a było to zadanie wymagające najwyższych kwalifikacji i ostrożności, Thuy został wyznaczony do ekipy lorda Kirghiza jako asystent. Wszyscy uznali, że to doskonały wstęp do prawdziwej kariery.
Obie floty spotkały się w pobliżu mrocznego, ale wściekle promieniującego pulsara NG 467H. Wstępne negocjacje poszły jak po maśle. Podpisanie traktatu miało być tylko formalnością. Imperator zaprosił dygnitarzy Tahnu na pokład swego statku. Szykowała się wielka uroczystość. Lord Kirghiz osobiście dobierał członków delegacji. Thuy oczywiście znalazł się między nimi.
Tahnijczycy nigdy nie zdołali ustalić, co właściwie zdarzyło się potem.
Prek nie miał wątpliwości. Jego zdaniem fakty mówiły same za siebie.
Wszyscy tahnijscy przedstawiciele, którzy udali się na “Normandie”, zginęli straszną śmiercią, ledwie siedli do stołu. Zadławili się własną krwią.
Wieczny Imperator zarządził nadzwyczajne śledztwo. Podobno wykazało ono, że członkowie delegacji padli ofiarą własnej przebiegłości. Tahnijczycy, zwłaszcza tacy jak Prek, uznali to za oczywiste kłamstwo. Zażądali pomszczenia zdradzonych, ukarania skrytobójcy. Doszło do zbrojnego starcia - okrutnej, totalnej bitwy.
Tahnijczycy zwali to wydarzenie najsprawiedliwszą z wojen. Prek również. Szczególnie, że w ten sposób mógł bez przeszkód czynić przygotowania do swej prywatnej kampanii.
Sam nie pamiętał momentu, kiedy dowiedział się o śmierci brata. Wiedział tylko, iż siedział wówczas w biurze. Nagle wszedł przełożony. Potem... Lo ocknął się w szpitalu. Leżąc w łóżku usłyszał, że przez ostatnie cztery miesiące był pogrąż...
ssonja