Coelho Paulo - Złapany w sieć.doc

(208 KB) Pobierz

Paulo Coelho złapany w sieć

 


Paulo Coelho - pisarz, który "piraci" własną twórczość w internecie /AFP

 

Świętuje w tym roku sprzedaż 100 milionów egzemplarzy swoich książek, a ich wersje elektroniczne umieszcza w internecie. Paulo Coelho otwarcie przyznaje: "Jestem piratem... Coelho". Bo dla niego opowiadanie historii to most łączący ludzi, a internet to medium, które łączy!

"Alchemik", druga książka napisana przez brazylijskiego pisarza, obchodzi w tym roku 20. rocznicę wydania. Przetłumaczono ją na 67 języków, co zostanie odnotowane w Księdze Rekordów Guinnessa 2009.

Sprzedanie 100 milionów egzemplarzy świętują wraz z Paulo jego wydawcy i promotorzy z całego świata, ale dla niego i tak najważniejsi są czytelnicy. Brzmi to jak frazes, ale słuchając opowieści - i Paulo Coelho, i ludzi pracujących z nim na co dzień - można znaleźć na to wiele dowodów.

Zbieraliśmy je podczas frankfurckich targów książki, gdzie rozmawialiśmy z pisarzem kilkakrotnie przy okazji konferencji prasowych i na wielkiej imprezie na jego cześć, podczas której ujawnił jeszcze jeden ze swoich talentów - wraz z ministrem kultury Brazylii Gilberto Gilem brawurowo odśpiewał "No woman, no cry" z repertuaru Boba Marleya.

Wkrótce potem film z tego wykonania znalazł się na blogu pisarza, który jest wielkim fanem internetu. Dzięki globalnej sieci może najszybciej i najlepiej komunikować się ze swoimi fanami ze 150 krajów.

Pisać aż do śmierci...

Choć Coelho zapewnia, że kocha to, co robi, przyznaje, że nie jest to praca łatwa, żeby nie powiedzieć - trudny nałóg.

- Moim marzeniem było, aby zostać pisarzem. Ale, jak prawdopodobnie wiecie, pisarz pisze książki. Po tym jak napisałem moją pierwszą i drugą książkę, powiedziałem sobie: teraz robię to, na co mam ochotę. Ale wciąż muszę pisać książki! Oznacza to pułapki, porażki, niepokój, chwile rozpaczy... - tłumaczy Coelho.

- Praca pisarza to nie różany ogród! To moja ścieżka. Ścieżka, którą wybrałem, która ma swoje wzloty i upadki. Ale podążam nią. I mam nadzieję pisać aż do dnia mojej śmierci, bo to właśnie jest moje marzenie! Marzenie nie polega na tym, że przychodzisz, siadasz, kończysz coś. Marzenie jest podobne do rzeki. Wchodzisz do tej rzeki i podążasz za jej biegiem, widzisz zakręt, coś po prawej, coś po lewej... Możesz się troszeczkę zagubić, ale wciąż robisz to, co chcesz - wyznaje.

Pisarz przyznaje, że napisanie powieści zajmuje mu około dwóch tygodni. Ale wcześniej tworzy ją w myślach czasem nawet kilka lat.

Imię bohatera tylko raz

- Zawsze zaczynam pisać nie tę książkę, co trzeba. Ale po dziesięciu stronach mówię do siebie: ależ to jest właściwa książka! A po dwudziestu stronach zaczynam popadać w desperację. A po czterdziestu stronach decyduję się wykasować to, co napisałem. Pokusa jest wielka. Wciskasz więc "delete" i mówisz: och, muszę zacząć wszystko od nowa. Robię tak ze dwa - trzy razy, a potem nagle dzieje się tak, że przychodzi pomysł, który sprawia, wszystko dzieje się od nowa. Zaczynasz pisać jakieś zdanie i okazuje się, że cała książka kryje się za tym zdaniem.

- Weźmy pierwsze zdanie "Alchemika": "Młody człowiek miał na imię Santiago". Powiedziałem sobie: to pierwsze zdanie książki "Stary człowiek i morze". To oczywiście zupełnie inna historia, ale pierwsze zdanie u Hemingwaya brzmiało właśnie tak: "Stary człowiek miał na imię Santiago". A potem Hemingway pisze całą książkę, nie wspominając imienia głównego bohatera. Uznałem to za fantastyczne. Myślałem: czy będę w stanie pewnego dnia napisać całą książkę, wspominając imię głównego bohatera tylko w pierwszym zdaniu? Okazało się, że napisałem.

49-latek pisze bajkę o seksie

Do pisania trzeba dojrzeć, ale nie za bardzo: - Kiedyś chciałem zacząć pisać o seksie. I powiedziałem: mój Boże, zamierzam pisać o seksie, ale kiedy ten pomysł po raz pierwszy zaświtał w mojej głowie, miałem chyba 49 lat. A nie możesz pisać o seksie z perspektywy 49-letniej osoby, bo taka osoba jest o wiele bardziej dojrzała. Nie znalazłem więc sposobu, aż do dnia, kiedy spotkałem prostytutkę w Szwajcarii - mówi pisarz.

- I wtedy zacząłem pisać, używając jej osoby jako wskazówki. W "Jedenastu minutach" chciałem opowiedzieć życie Marii w konwencji bajki, zacząłem więc książkę od słów: "Dawno, dawno temu była sobie prostytutka o imieniu Maria". A potem sam skrytykowałem to pierwsze zdanie. Przerwałem pisanie i powiedziałem: daj spokój, "dawno, dawno temu..." - to dla dzieci, a prostytutki są dla dorosłych!

- Za pierwszym zdaniem kryje się cała książka. Ale by osiągnąć to pierwsze zdanie, musisz najpierw zaliczyć trzy, cztery, czasami pięć książek, które chcesz napisać, ale na których napisania nie jesteś jeszcze gotowy. Ponieważ przychodzi taki moment, kiedy książka jest gotowa w sobie samej...


Coelho też zalicza się do celebrities /AFP

 

Muszę zadowolić siebie!

Wielu chciałoby poznać klucz do sukcesu autora tak wielu książkowych bestsellerów, tylko nie on: - Na początku sam byłem zdumiony tym światowym sukcesem moich książek. Zadawałem sobie pytanie: co łączy Koreańczyka i Brazylijczyka, Norwega i Serba? Ostatecznie stwierdziłem: nie jest to dobre pytanie, ponieważ jeżeli znajdę odpowiedź, zacznę opracowywać formułę. A jeśli zacznę opracowywać formułę, będę stracony, ponieważ moi czytelnicy zrozumieją, co się dzieje. Pomyślą: no cóż, znalazł formułę i podąża za nią. Mogą wybaczyć jedną źle napisaną książkę, ale nie mogą wybaczyć książki, co do której nie czują, że jest uczciwa.

- Przy mojej trzeciej książce powiedziałem sobie: jestem zaskoczony, tak jak każdy. Jedyną rzeczą, jaką powinienem się zająć, jest kontynuacja tego, co robię, kontynuacja dialogu z sobą samym. W ostatecznym rozrachunku moja książka jest odpowiedzią na pytanie postawione przeze mnie, jest odzwierciedleniem moich refleksji i jeśli nadal będę podchodził do pisania w ten sposób, przynajmniej ja sam będę czerpał z tego radość, ponieważ nie muszę zadowalać nikogo oprócz siebie. Zadowalając siebie nawiążę jednocześnie kontakt z czytelnikami, w bardzo nieświadomy sposób. I tak powinno być.

Opowiadanie jak most

Coelho tłumaczy, że najważniejsze jest to, by pamiętać o swojej artystycznej misji i o tym, by dążyć do porozumienia, bez względu na to kim się jest czy skąd się pochodzi.

- Nawet, jeśli będziemy świadkami, jak wszystko inne rozpada się i niszczeje - czy to w ekonomii, polityce czy w religii - wciąż będziemy mieli ten most w postaci opowiadania historii, most łączący ludzi. Mam tę nadzieję, że nie dotyczy to tylko moich książek, ale też innych artystów, którzy powinni być świadomi swojej politycznej wagi. Jeśli wciąż masz historię do opowiedzenia, a odbiorca - bez względu na jego tło społeczne - rozumie opowiadaną przez ciebie historię - świat nie jest stracony. Możemy utrzymywać wzajemny kontakt.

Autor "Alchemika" jest w stałym kontakcie ze swoimi czytelnikami, co sprawia, że stał się naprawdę popularną osobą - o wywiady z nim zabiegają dziesiątki dziennikarzy, na spotkania autorskie przychodzą tłumy.

Podzielić się duszą

- Dzisiaj pisarze są postrzegani bardziej jako gwiazdy popkultury. Tak w przeszłości zwykło się postrzegać piosenkarzy. Dlaczego tak się dzieje? Ponieważ jesteśmy obecni w mediach, które są pisane i czytane, głównie w internecie. Czy jestem rozpoznawany na ulicy? Tak. Ale to akurat jest błogosławieństwo. Ludzie podchodzą do mnie i mówią: czytałem pańską książkę, podobała mi się pańska książka. Nie ma na świecie takiej osoby, nie ma na świecie takiego pisarza, który w tym momencie nie pomyśli: mój Boże, w jakiś sposób moja praca znajduje spełnienie, ponieważ mogłem podzielić się moją duszą z tą osobą - wyznaje.

Swoją popularność wykorzystuje nie tylko do nawiązywania nowych przyjaźni w internecie, ale również w celach czysto zawodowych. Kilka miesięcy temu można go było często spotkać na pokazach mody znanych projektantów. Co tam robił?

W świecie gwiazd

- Pisałem książkę o Rumunii, pojechałem więc do Transylwanii, prawda? A zatem, pisząc książkę o modzie, chodziłem na pokazy mody. Mowa o mojej nowej książce "The Winner Stands Alone".

- Kiedy piszę nową książkę, nikt o tym nie wie. Jestem w tej kwestii trochę przesądny i nie mówię ludziom, kiedy pracuję nad nową powieścią. (...) Kiedy pojechałem po raz pierwszy do Cannes na festiwal filmowy, obserwowałem ludzi koczujących dzień i noc przed hotelem, czekających, by zobaczyć, jak gwiazda wchodzi do niego i z niego wychodzi. Pomyślałem sobie: to absolutnie niesłychane, to absolutnie dziwaczne. Planowałem oczywiście napisanie wspomnianej książki przez wiele lat, ale dopiero teraz mi się to udało.

Kultura celebrities

Efekty tej pracy - książkę "Zwycięzca jest sam" - będzie można przeczytać po polsku w przyszłym roku, ale Paulo już uchylił rąbka tajemnicy przy okazji promocji brazylijskiego wydania.

- Zdecydowałem się stworzyć portret moich czasów, jak zresztą każdy pisarz. Punktem wyjścia do namalowania tego portretu stało się pytanie: na co ludzie zwracają dzisiaj uwagę?

- I co się okazuje? Czy wiedzą, co dzieje się w Afganistanie? Jaka jest sytuacja w Pakistanie, a jaka w Brazylii? Nie. Ale ludzie znają marki. Wiedzą, że dana marka jest lepsza od innej. I ojciec, i matka, podejmują wielkie wyrzeczenie, by kupić te buty, a nie tamte, bo w przeciwnym wypadku ich syn czy córka będzie wyrzutkiem. Tak dochodzimy do kwestii kultury celebrities - wprowadza w temat.

- Sławna osoba posiada olbrzymią moc, by wyrażać swoje poglądy, ale można starać się być sławną osobą tylko przez wzgląd na samą sławę, co jest całkowicie bezużyteczne. Wydaje się, że ludzi dzisiaj obchodzi o wiele bardziej sama potrzeba bycia gwiazdą niż potrzeba bycia gwiazdą, która ma coś do powiedzenia. Na początku trzeba zaznaczyć, że nie umniejszam znaczenia ludzi znanych jako celebrities, bo sam się do nich zaliczam. Ale wydaje się, że to, co w latach 60. powiedział Andy Warhol: "Każdy chce być sławnym przez 15 minut i będzie sławny tylko przez 15 minut" - jest tym, co obserwujemy dzisiaj.

 


Droga do Santiago de Compostela była inspiracją do powstania pierwszej powieści Coelho "Pielgrzym" /AFP

 

Ludzie mają wielką moc!

Zdaniem pisarza, obserwujemy kult luksusu, który zajmuje miejsce prawdziwych wartości: - Przez prawdziwe wartości rozumiem naszą wolność, dzięki której możemy zachowywać się tak, jak uważamy, że powinniśmy się zachowywać, naszą postawę w stosunku do naszego bliźniego i naszą gigantyczną moc, dzięki której możemy rozwiązać wiele konfliktów, zamiast obarczać winą naszych rządzących albo całe społeczeństwo. Jesteśmy ludźmi - naprawdę wierzę, że ludzie mają moc, której nie są nawet świadomi. Na tym właśnie koncentruje się ta książka.

Kiedy wspomniałam - trochę przekornie, że internet jest jednym z mediów, które pozwala na błyskawiczną, czasami trwającą właśnie 15 minut sławę, pisarz natychmiast przeszedł do obrony tego medium wskazując na jego wielkie zalety.

- Och, w internecie nie ma sławy trwającej 15 minut. Myślę, że jest to bardzo demokratyczna platforma. Ludzie, którzy surfują po internecie, zamieszczają tam swoje opinie. Na początku nasza obecność w mediach była mocno ograniczona, mam na myśli klasyczne media. Jeśli więc miałeś coś do powiedzenia, pozostawały gazety. Ale jeśli poszedłbyś do gazety, to i tak nie opublikowałaby ona twojej opinii, o ile nie byłbyś sławną osobą.

Miejsce wielkich możliwości

- Obecnie internet stwarza nam gigantyczną sieć możliwości. Co dwie sekundy zasoby Biblioteki Kongresu Stanów Zjednoczonych, jeśli chodzi o objętość treści, przechodzą w internecie z rąk do rąk. W tej chwili wymieniane jest całe mnóstwo danych, dzięki czemu możesz w pewien sposób po pierwsze czytać gazety, które nie są stronnicze; możesz poznać poglądy lewicowe, centrowe, prawicowe, i polskie, i tę gazetę, która jest publikowana w Gdańsku, ale zamieszcza bardzo interesujące rzeczy na temat sytuacji w Polsce.

- Możesz tam również zamieścić swoją opinię. Uważam więc, że internet jest bardzo dobry z punktu widzenia tej demokratyzacji i zmierzamy w kierunku globalnego rządu, który nie polega na tym, co myślą politycy, ale na tym, co ośmielają się mówić ludzie i jakie poglądy reprezentują.

61-letni Coelho nie podchodzi do sieci bezkrytycznie, ale wykorzystuje każdą okazję, by przekonać swoich rozmówców do rozsądnego korzystania z jej możliwości.

Wyszukiwarka, czyli kontrola

- Dlaczego powinniśmy obwiniać internet za śmierć uczuć i inne rzeczy? Widzicie ten obraz? Wisi na ścianie, bo umocowano go na gwoździu. Gwóźdź ten został wbity w ścianę za pomocą młotka. Każdego miesiąca dochodzi do trzech tysięcy zabójstw z użyciem młotka. Czy powinniśmy winić za to młotek? Czy też może raczej powinniśmy naprawdę zrozumieć, że chodzi o wykorzystanie jakiejś rzeczy w złym celu? Problemy będą się pojawiać! - mówi z przekonaniem pisarz.

I dodaje: - Jedną z najsłynniejszych zbrodni moich hipisowskich czasów były morderstwa popełniane przez sektę Charlesa Mansona. Wtedy obwiniano za to Beatlesów. Czy naprawdę jest to wina muzyki Beatlesów czy też wypaczonej psychiki, jak w przypadku Charlesa Mansona i jego rodziny?

- A zatem potęga i niebezpieczeństwo internetu sprowadza się głównie do wyszukiwarki, ponieważ wyszukiwarka ma nad tobą kontrolę. Wpisujesz coś, dochodzisz do trzeciej strony w wynikach wyszukiwania i już nie zagłębiasz się dalej. Jeśli wyszukiwarka zostanie usprawniona i jej twórcy zamieszczą na pierwszej stronie to, co powinieneś przeczytać na dany temat, okaże się, że mogą w pewien sposób cię kontrolować. Im bardziej zaznajamiasz się z internetem, tym bardziej zaczynasz rozumieć, jak różni tworzą go ludzie.

Książki za darmo

Jedno jest pewne - kwestia łamania praw autorskich w internecie nie jest dla Coelho żadnym problemem. Inaczej myślą jednak wydawcy jego książek.

- Twórcy muzyki popełnili błąd, zamiast zrozumieć, że internet jest nowym medium. Zaczęli działać przez prawników. Tymczasem internet okazał się o wiele potężniejszy niż wytwórnie. Mogli zamknąć Napstera, mogli zamknąć serwisy z mp3, ale ostatecznie... teraz mają swój udział w MySpace i mają tam wszystkie książki za darmo, całą muzykę za darmo?

- Na ten pomysł wpadłem już wiele lat temu, ale nikt nie wiedział, że udostępniłem wszystkie moje książki do ściągnięcia za darmo na mojej stronie. Ponieważ nie mam praw do tłumaczeń, wchodzę na strony typu peer-to-peer i umieszczam na nich link. A jeśli wydawca przychodzi do mnie i mówi: nie ma pan praw do przekładu, mówię: ale ja nic nie robię - zamknijcie stronę tej osoby, ja tylko zamieszczam tutaj link.

- Grałem więc niewinnego, ale w rzeczywistości ludzie mogą wchodzić na tę stronę i mogą ściągnąć całą książkę. Mój amerykański wydawca opracował więc oprogramowanie, dzięki któremu książkę można ściągnąć i można ją przeczytać, ale nie można jej wydrukować. A zatem, od stycznia tego roku możecie ściągnąć z sieci każdą moją książkę - w całości, przeczytać ją, ale nie możecie wydrukować angielskiego wydania. Myślę, że polskie wydania można wciąż drukować, tak samo jak inne, na przykład kolumbijskie.

 


Internet jest przyjacielem, trzeba umieć korzystać z jego zasobów /AFP

 

Internet nie zabije książek

Przekonując wydawców do potęgi internetu Paulo opowiada historię rosyjskich wydań "Alchemika", którą przytoczył podczas inauguracji targów. - Biorąc pod uwagę fakt, że tradycyjne książki wciąż cieszą się wzięciem, czemu nie zacząć dzielić się ich zawartością w nośnikach cyfrowych za darmo? Wbrew zdrowemu rozsądkowi, który nie zawsze jest dobrym doradcą - w przeciwnym wypadku wydawcy, księgarze i autorzy zajmowaliby się czymś bardziej lukratywnym - im więcej dajesz, tym więcej zyskujesz.

- Miałem to szczęście, że widziałem, co dzieje się z moimi książkami w Rosji jeszcze w 1999 roku, gdzie trudno im było się przebić na rynku. Z powodu ogromnych odległości dystrybucja szwankowała i sprzedawano niewiele egzemplarzy. Ale wraz z pojawieniem się pirackiej cyfrowej wersji "Alchemika", którą później zamieściłem na swojej oficjalnej stronie, sprzedaż ruszyła z kopyta. W pierwszym roku liczba sprzedanych egzemplarzy wzrosła z 1000 do 10 000, w następnym roku do 100 000, a w trzecim roku osiągnęła liczbę miliona. Do dziś sprzedałem ponad 10 milionów egzemplarzy tej powieści na terenie Rosji.

...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin