Lisa Jackson - Bez litości.pdf

(1875 KB) Pobierz
Jackson Lisa
Bez litości
Miłość odnaleziona w mrocznej scenerii odizolowanej szkoły, po której krąży
morderca, w powieści autorki numer 1 światowych list bestsellerów.
Od śmierci ojca Julię prześladują koszmary. Jej siedemnastoletnia siostra przeżywa
tragedię na własny sposób, dorabiając się obszernej kartoteki za narkotyki i
kradzieże. Pobyt w położonej wśród lasów Oregonu szkole dla trudnej młodzieży ma
pomóc jej wyjść na prostą. Ale Julia ma złe przeczucia.
Co kryje się za ponurymi plotkami krążącymi o szkole?
Razem ze spotkanym w Blue Rock Academy mężczyzną, którego kiedyś kochała,
Julia zagłębia się w sieć tajemnic. Lecz nawet miłość może jej nie ochronić przed
żądzą zemsty mordercy - bez granic, bez żalu, bez litości...
R
OZDZIAŁ
1
Pomocy... Jezu, niech mi ktoś pomoże... - Zdesperowany głos był ledwo słyszalny na tle znajomej
piosenki i odgłosu miarowego kapania, jakby kropla deszczu uderzała o ziemię. Kap, kap, kap.
Z walącym sercem, boso, w koszuli nocnej, Julia Farenti-no szła w stronę salonu, skąd przez zasłonkę
na przeszklonych drzwiach przebijało mdłe niebieskie światło.
- Pospiesz się... Nie ma czasu...
0 mało nie krzyknęła, ale ugryzła się w język. Zdjęta strachem skradała się na palcach po lodowatej
podłodze, pewna, że dzieje się coś strasznego.
Powoli uchyliła drzwi i zajrzała do pokoju. Kanapę w kształcie litery L i fotel oświetlało dziwne
migoczące światło ściszonego telewizora.
Z głośników dochodził głos Michaela Jacksona, śpiewał o Billie Jean.
1 głośniejsze: Kap. Kap. Kap. Bardzo głośne.
Jak burza szalejąca w jej głowie.
Poczuła na bosych stopach ciepłą wilgoć i spojrzała w dół. Zrobiła wielkie oczy, gdy zobaczyła krew
kapiącą z długiego noża, który trzymała w dłoni. Czerwona plama powoli zamieniała się w kałużę.
Co?!
Nie!
2
Próbowała krzyknąć, ale nie mogła i gdy spojrzała przez otwarte szklane drzwi, zobaczyła ojca - leżał
na podłodze obok stolika do kawy.
- Pomóż mi, Jules - wychrypiał. Wzrok miał nieruchomy, na czole poszarpaną ranę, a wymiętą białą
koszulę przesiąkniętą krwią.
Z kącików ust Ripa Delaneya spływała czerwona piana; charczącym głosem wyszeptał:
- Dlaczego?
Stała jak sparaliżowana, z ręką lepką od krwi i nagle zaczęła krzyczeć...
„Jest siódma czterdzieści pięć rano. Na razie chłodno, niecałe trzy stopnie powyżej zera, ale po
południu temperatura wzrośnie, nawet do dziesięciu stopni. Czeka nas zimny, wilgotny dzień, przed
południem możemy spodziewać się burz. A teraz sytuacja na drogach..."
Julia obudziła się gwałtownie.
Serce jej waliło, głowa pękała z bólu, a głos spikera byl nie do zniesienia. Walnęła ręką w budzik i
zadrżała. W sypialni panował ziąb. Nie zamknęła okna, w środku hulał wiatr, deszcz miarowo bębnił
w dach.
- Cholera. - Przeciągnęła ręką po twarzy, a resztki wciąż powracającego snu wślizgnęły się znów do
ciemnych zakamarków umysłu. Zerknęła na zegar i jęknęła; zapomniała przestawić budzik.
Sturlała się z łóżka i obudziła kota, który spał na sąsiedniej poduszce zwinięty w kłębek. Uniósł szarą
głowę, wygiął grzbiet i ziewnął, ukazując ostre jak igiełki zęby. Chwyciła z łóżka szlafrok i zarzuciła
na siebie. Nie miała czasu na prysznic, a co dopiero jogging.
Ochlapała wodą twarz, wrzuciła do ust dwa mocne ibupromy i popiła, przechylając głowę pod
kranem. Wciągnęła dżinsy i zbyt dużą bluzę, odnalazła starą czapkę z daszkiem Trail Blazersów.
Zaczęła przetrząsać torebkę i kieszenie kurtki, którą miała na sobie dzień wcześniej, w poszukiwaniu
kluczyków.
3
Nagle zadzwonił telefon; znalazła go w ładowarce, na podłodze obok łóżka.
Otworzyła klapkę i na małym ekranie LED ukazała się twarz
Shay. - Gdzie jesteś? - zapytała siostra.
- Już jadę.
- Za późno. Dojeżdżamy na miejsce!
- Już? - Wsunęła na nogę adidasa i zerknęła na zegarek. -Miałaś wyjechać o dziewiątej.
- Dzwonił pilot. Zbliża się burza czy coś takiego. Nie wiem, musi wylecieć wcześniej.
- Nie! Każ mu zaczekać.
- Nie mogę. Nie rozumiesz? Ona naprawdę to zrobi, Jules. -Ton głosu Shay złagodniał. - Edie chce się
mnie pozbyć. Zabrzmiało dramatycznie, ale to cała Shay. Jules zasznurowała adidasy.
- Powiedz jej, żeby zaczekała.
- Sama jej to powiedz.
Po chwili usłyszała głos matki:
- Posłuchaj mnie, Julio, nie kłóć się ze mną, nie mam na to wpływu. Mówiłam Shaylee, że pojedzie
wtedy, kiedy pilot będzie mógł ją bezpiecznie zawieźć do szkoły, a on twierdzi, że muszą wylecieć
wcześniej z powodu burzy.
- Nie, mamo. Nie możesz jej tak po prostu wysłać...
- Mogę. Jest niepełnoletnia, ja za nią odpowiadam. I ma nakaz sądowy. Już o tym rozmawiałyśmy. Nie
zaczynajmy od nowa.
- Ale...
- Albo to, albo poprawczak. Ma ostatnią szansę, Julio! Sędzia kazał jej zdecydować, a ona jest mądrą
dziewczynką, wybrała szkołę. Ale wcześniej, zadawała się z tym kryminalistą i dopuściła się
przestępstwa. Chłopakowi los nie sprzyjał. Nie ma bogatego tatusia, który wynająłby mu adwokata.
Dawg posiedzi, i to długo, więc twoja siostra powinna uważać się za szczęściarę!
9
- Zaczekaj!
Połączenie zostało przerwane. Julia nie mogła uwierzyć, że matka wysyła Shaylee do szkoły dla
trudnej młodzieży, gdzieś na koniec świata. Wybiegła z mieszkania, zamachała do ociekającej
deszczem sąsiadki, pani Dixon, która wciskała do jej skrzynki przemoczoną gazetę.
Wsiadła do swojego starego sedana i ruszyła w stronę jeziora Waszyngton, do przystani, skąd Shaylee
miała polecieć hydropla-nem do Akademii Blue Rock w południowym Oregonie. Edie dała jej
poprzedniego dnia adres.
Z całej siły wcisnęła pedał gazu.
Autostrada przypominała parking, a ostatnie doniesienia radiowe o sytuacji na drogach nie nastrajały
optymistycznie. Chyba każdy właściciel samochodu w stanie Waszyngton wybrał właśnie teraz
autostradę 1-5, na co wskazywał ogon jaskrawych tylnych świateł widocznych przez szybę sedana.
Julia ponuro wpatrywała się w samochody przed sobą. Walcząc z bólem głowy, bębniła palcami o
kierownicę; szkoda, że nie zna żadnego skrótu do jeziora Waszyngton.
Godziny szczytu kiedyś dawały się jej we znaki, w Portland w Oregonie, gdy pracowała w liceum
Batemana. Ale odkąd w czerwcu straciła pracę, nie musiała użerać się z korkami. Teraz była kelnerką
w 101, ekskluzywnej restauracji na nadbrzeżu. Zwykle brała nocną zmianę, żeby uniknąć korków.
Jedna z nielicznych zalet nowej pracy.
Radio nie pomogło ukoić roztrzęsionych nerwów, a szuranie wycieraczek o szyby jeszcze bardziej ją
rozzłościło. Spóźniła się. Shay odleci bez pożegnania i nikt nie może tego zmienić. Nawet Edie.
Zgodnie z decyzją sądu siostra miała przejść resocjalizację.
Zmieniła stację na inną, muzyczną; przeboje z lat osiemdziesiątych co chwila przerywał komunikat o
stanie dróg; Brendy, reporterka, z szybkością chyba tysiąca słów na sekundę mówiła o sytuacji na
autostradzie.
Zresztą to i tak nie miało znaczenia.
5
Zgłoś jeśli naruszono regulamin