Clancy Tom - Zwiadowcy 01 Wandale.doc

(694 KB) Pobierz
Tom Clancy

Tom Clancy

 

 

Zwiadowcy 01 Wandale

 

 

 

Cykl NetForce lub Zwiadowcy

Przy współpracy Steve’a Pieczenika

Tłumaczyła Anna Zdziemborska

Podziękowania

Pragniemy złożyć podziękowania następującym osobom, bez których ta książka nie mogłaby powstać: Billowi McCayowi za pomoc w dopracowywaniu rękopisu; Martinowi H. Greenbergowi, Larry’emu Segriffowi, Denise Little i Johnowi Helfersowi z Tekno Books; Mitchellowi Rubeinsteinowi i Laurie Silvers z BIG Entertainment; Tomowi Colganowi z Berkeley Books; Robertowi Youdelmanowi oraz Tomowi Mallonowi z Esquire; ponadto Robertowi Gottliebowi, naszemu agentowi i przyjacielowi z William Morris Agency.

1

 

Od błękitu bezchmurnego nieba odcinały się tylko białe smugi kondensacyjne z odrzutowych silników lecącego wysoko samolotu. Matt Hunter zmrużył brązowe oczy, obserwując maszynę ze swojego miejsca na stadionie Camden Yards. Za chwilę powinien przejść na napęd rakietowy, pomyślał.

Kuksaniec pod żebro sprowadził go z powrotem na ziemię.

-                      Nie popisałeś się z tymi miejscami, geniuszu - powiedział z wyrzutem Andy Moore. - Upieczemy się dzisiaj na takim słońcu. - Blondynek przesunął ręką po jasnym czole. - Ktoś przypadkiem wziął ze sobą krem do opalania?

-                      Nie licz na mnie. - David Gray podwinął rękawy koszuli, odsłaniając brązowe muskularne ramiona. - Ja mam naturalny krem do opalania dzięki uprzejmości moich afrykańskich przodków. - Lecz i on zaczął wiercić się na krześle. - Można by się spodziewać, że po remoncie wyłożą te fotele czymś bardziej miękkim.

Leif Anderson wyciągnął się na swoim miejscu. - Na moim fotelu jest bardzo wygodnie - oznajmił.

Matt posłał przyjacielowi krytyczne spojrzenie. Tak naprawdę fotel, na którym widać było Leifa, gościł jedynie jego hologram. W rzeczywistości Leif znajdował się w apartamencie swoich rodziców w Nowym Jorku i bez wątpienia wylegiwał się teraz w bardzo drogim i bardzo komfortowym fotelu połączonym z komputerem. Implanty umieszczone pod skórą Leifa łączyły go ze światową Siecią i przesyłały jego obraz do Baltimore, on sam natomiast mógł przeżywać wszystko co działo się na stadionie oddalonym od jego domu o ponad trzysta kilometrów.

-                      Lepiej podreguluj trochę swój hologram, Anderson - zażartował Matt. - Bo nie zauważysz żadnych wirtualnych wybić. - Po czym, lekko zakłopotany, wzruszył ramionami pod adresem swoich prawdziwych i hologramowych przyjaciół.

-                      Słuchajcie, to pierwszy mecz sezonu Orioles na ich własnym boisku. Kupiłem bilety na najlepsze miejsca, jakie udało mi się załatwić.

Próbował znaleźć wygodniejszą pozycję na pokrytym cienką tapicerką siedzeniu na trybunie. Każde miejsce warte było tego, co za chwilę zobaczą - i nie chodziło mu o grę w baseball. Matt i jego przyjaciele interesowali się wszystkim, co było związane z komputerami. Fascynowała ich globalna Sieć komputerowa - Sieć, obsługująca większą część świata, oraz Net Force - organizacja nadzorująca działania tejże sieci komputerowej. Właśnie z tego powodu Matt, Leif, Andy David i inni wstąpili do młodszej sekcji - Zwiadowców Net Force.

Niełatwo było się do niej dostać - najpierw musieli przejść pomyślnie kurs szkoleniowy, który był prawie tak trudny, jak ten dla rekrutów piechoty morskiej. Nic dziwnego zresztą, gdyż samo Net Force wywodziło się z mieszanego oddziału specjalnego Korpus Piechoty Morskiej/FBI i nawet miało swoją siedzibę w Quantico. Podczas szkolenia Matt i jego koledzy przeszli niesamowitą edukację komputerową. W świecie, w którym posługiwanie się komputerem było tak powszechne jak włączanie światła, Matt i jego przyjaciele wiedzieli, jak działają te magiczne pudełka. Na rozgrywki nie przyciągnęły ich dzisiaj ani miejsca, ani drużyny, a sam stadion. Camden Yards przeszedł gruntowny remont, który polegał na podłączeniu go do specjalnego systemu komputerowego zdolnego do obsługiwania symulatora rzeczywistości wirtualnej - w skrócie VR. Wiele aren sportowych oferowało holograficzne projekcje w poszczególnych sektorach, ale w tym przypadku cały stadion przygotowany był do pełnej symulacji.

Leif wyprostował się nieco na swoim fotelu, kiedy drużyny kończyły rozgrzewkę. - Zaczyna się - oznajmił.

Po stadionie przetoczył się głos komentatora:

- Witamy na pierwszej rozgrywce Orioles na ich własnym boisku w sezonie 2025. Mamy dla państwa coś więcej niż tylko grę. Obejrzycie mecz w Baseballowym Niebie, dzięki naszemu nowemu systemowi VR. Największe gwiazdy, najlepsi gracze w historii baseballu wkroczą na płytę, by zmierzyć się z najlepszym miotaczem i broniącą drużyną marzeń. Czy mocne piłki pokonają najlepszych w historii pałkarzy? Zaraz się przekonamy!

Na boisku pojawiło się na krótką chwilę coś na kształt cienia, kiedy wbiegali na nie truchtem ostatni z żywych graczy. Wtedy naprzeciwko ławek dla graczy rezerwowych pojawiło się osiemnaście widmowych postaci. Gracze ubrani byli w zróżnicowane stroje. Wszystkie wyglądały w oczach Matta staroświecko, kilka z nich należało do nie istniejących już drużyn.

Niektórzy wirtualni gracze machali lub dotykali daszków czapek na powitanie widowni. Leif Anderson gwizdnął i klasnął w ręce. - Żadna czynność nie została wcześniej zaprogramowana - powiedział. - Wszystko jest generowane losowo przez systemowy komputer, który opiera się na wynikach graczy. To się nawet odnosi do ich reakcji na doping kibiców.

- Kim jest ten grubas w drużynie Sluggersów[1]? - spytał Andy Moore.

Leif posłał mu takie spojrzenie, jakby Andy beknął głośno w kościele.

-                      To Babe Ruth. W 1927 roku Babe Ruth sześćdziesiąt razy wybił piłkę poza boisko. Trochę dalej w rzędzie stoi Ty Cobb - w swojej karierze ponad cztery tysiące razy wybijał piłkę i wdawał się w bójki z fanami częściej niż ktokolwiek inny.

-                      Mam nadzieję, że to zrzut danych szepcze ci to wszystko do ucha - powiedział Matt. - Bo jeśli marnujesz swoje szare komórki na zapamiętywanie statystyk sportu sprzed stu lat...

Leif jedynie uśmiechnął się szeroko. - Jeśli przyjrzycie się dokładniej graczom All-Stars, zauważycie, że co najmniej połowa z nich ma na sobie barwy drużyn nowojorskich - Sluggersi mają Rutha i Lou Gehriga z Yankees, Frankie’ego Frischa z byłej drużyny New York Giants i Dona Drysdale’a z Brooklyn Dodgers. Fieldersi[2] mają Joe’go DiMaggio i Billa Dickeya z Yankees, Keitha Hernandeza z Metsów i Williego Maysa oraz Christyego Mathewsona z Olbrzymów. Oni wszyscy reprezentowali kiedyś moje miasto rodzinne!

-                      Pozwolisz, że ziewnę szeroko - powiedział Mat, tylko po to, żeby dokuczyć przyjacielowi. - Czemu zebrali tutaj tych wszystkich wapniaków?

- Taki był warunek - nikogo, kto grał w tym stuleciu - poinformował go Leif. - Niektórzy z nich grali w latach osiemdziesiątych, na przykład Ozzie Smith, Mike Schmidt i Johnnie Bench. Keith Hernandez grał w latach dziewięćdziesiątych.

Matt się zaśmiał. - Wolę zobaczyć, jak zagrają teraz.

Drużyna All-Star zajęła miejsca na boisku, podczas, gdy miotacz w barwach Filadelfii stanął naprzeciwko pałkarza Yankees.

-                      Jedna rzecz, której nie potrzebują komputerowi gracze to rozgrzewka - zażartował David Gray.

-                      Racja - zaśmiał się Leif, wychylił się z ożywieniem na swoim siedzeniu i krzyknął: - Dalej, Mikę!

Spojrzał na Matta i wyjaśnił: - Mike Schmidt - świetny miotacz.

Christy Mathewson wyeliminował go trzema trafieniami. Po nim pojawił się Lou Gehrig, posyłając piłkę na środek boiska, którą złapał Roberto Clemente rzucając się ofiarnie na murawę boiska.

W drużynie Sluggersów pałkarzem był Babe Ruth. Przybierał osobliwą pozycję przy wybijaniu, opierając pałkę na ramieniu. Tak właśnie było, kiedy dwie piłki wielkiego Mathewsona przeleciały tuż obok niego.

-                      To Babę czy Baba? - spytał Matt.

-                      Poczekaj - odparł Leif.

Wirtualny Babe Ruth zszedł z pola wybić, zdejmując z ramienia pałkę, po czym wskazał nią punkt na trybunach.

Leif roześmiał się na głos. - To jego słynny gest. Babę pokazuje, gdzie zamierza posłać następne uderzenie.

Nagle z górnych siedzeń na trybunach nad centralną częścią boiska podniosło się czterech widzów. Zupełnie jakby gest Rutha stanowił dla nich sygnał.

Matt zdziwił się, że wcześniej ich nie zauważył. Cała czwórka miała na sobie kostiumy przynajmniej równie stare jak stroje holograficznych graczy. Przypominali bohaterów jednego z tych przestarzałych czarno-białych dwuwymiarowych filmów o gangsterach, które kręcono, zanim do użycia weszły hologramy.

Trzech z tych dziwnych osobników było mężczyznami. Mieli na sobie prążkowane garnitury i kapelusze z szerokimi rondami. Czwartym osobnikiem była piękna blondynka w długiej spódnicy i swetrze, który wyszedł z mody wieki temu, oraz w małym kapelusiku na czubku głowy.

Najwyższy z grupki zwrócił się do Babę Rutha: - Złaź z boiska, grubasie!

Matt zmarszczył brwi, a Leif wstał, żeby się lepiej przyjrzeć awanturnikom. Ty Cobb zaczął biec w stronę trybun, wykrzykując wyzwiska pod adresem awanturników. Jego głos był ledwo słyszalny.

- Coś mi tu nie pasuje - powiedział Matt. - Nie powinniśmy byli usłyszeć tego faceta na trybunach.

A jednak drwiący głos niósł się echem po stadionie - jakby wysoka postać na trybunach przejęła kontrolę nad systemem nagłaśniającym. A to przecież niemożliwe - czyżby...?

Matta czekała jeszcze większa niespodzianka. To, co następnie zrobiła czwórka z trybuny, było zupełnie niewiarygodne. Sięgnęli pod siedzenia i wyjęli stamtąd broń - duże masywne pistolety maszynowe... co dziwniejsze broń była równie przestarzała, jak kostiumy, które mieli na sobie. Matt widział kiedyś w holograficznej encyklopedii pistolet maszynowy Thompson, ale jego zdaniem broń była ciężka i nieporęczna. Tymczasem cztery postacie na trybunach radziły sobie z nią z taką łatwością, jakby była leciutka jak piórko. Broń wydała z siebie grzmiący dźwięk, gdy napastnicy zaczęli ostrzeliwać boisko i ścinać z nóg holograficznych graczy.

Joe DiMaggio nie prześcignął wirtualnej kuli z pistoletu maszynowego. Nie udało się to również Willieemu Maysowi ani Robertowi Clemente. Ty Cobb też został trafiony i padł na murawę. Najwyższy ze strzelców nie zwracał uwagi na cele znajdujące się najbliżej niego. Polował na Babe’a Rutha i wreszcie udało mu się. Pałkarz Jankesów upadł na plecy w niezgrabnym tańcu śmierci.

Po boisku przetoczył się rubaszny śmiech. - Łatwizna! - parsknął śmiechem wysoki strzelec. - Cel był taki duży!

Muszą być postaciami holo, przekonywał Matt sam siebie. Magazynki w tych pistoletach maszynowych nie mogą mieścić więcej niż sto nabojów. A oni wystrzelali co najmniej dwa razy tyle.

Holo czy nie, kwartet przestępców wymiatał ludzi ze stadionu. Trybuny w kształcie wielkiej litery V pustoszały, ponieważ prawdziwi i holograficzni widzowie zerwali się z miejsc, żeby uciec z linii ognia. Wystraszeni ludzie zatarasowali schody i przejścia między trybunami, przepychając się między sobą w panicznej ucieczce.

Matt wykrzywił usta w pogardliwym uśmiechu, patrząc na uciekający w popłochu tłum. - Paru idiotów skręci sobie karki próbując się w panice wydostać z tego małego laserowego pokazu... - zaczął.

Wtedy zauważył sylwetki ludzi leżące bezwładnie na siedzeniach w ostrzeliwanym sektorze.

Odwrócił się nagle zaniepokojony. - Leif... - zaczął.

Jego holograficzny przyjaciel stanął na fotelu, żeby lepiej widzieć zamieszanie na trybunach. Stał tak niczym tarcza strzelnicza, dopóki hologramowa kula nie przebiła mu klatki piersiowej.

Leif spadł z siedzenia z otwartymi szeroko oczami i ustami rozwartymi w niemym krzyku. Upadł niezbyt realistycznie, bo bezszelestnie - przemknęła Mattowi myśl przez głowę. Prawdopodobnie wynikało to z przeładowania systemu symulacji VR na stadionie z powodu całego zajścia. Matt pośpiesznie podniósł się, krzycząc: Wszyscy, którzy są w VR - odłączcie się! Uciekajcie stąd!

Holograficzne projekcje kilku jego przyjaciół i wielu obcych w jego pobliżu zniknęły w okamgnieniu. Matt ledwo to zauważył. Całą uwagę poświęcał teraz rannemu przyjacielowi - Leifowi. Na jego ciele nie było widać rany postrzałowej, niemniej Leif nie był w najlepszej formie.

Twarz zrobiła mu się woskowa i biała jak ściana. Miał szeroko otwarte, wpatrzone w przestrzeń oczy, ale na pewno nie był przytomny. Jego źrenice skurczyły się do wielkości główek od szpilki.

Matt rozpoznawał te symptomy. Szok był typową reakcją na fizyczny lub psychiczny wstrząs. Do tego dochodziły problemy z systemem nerwowym, spowodowane niewłaściwym funkcjonowaniem implantów komputerowych.

Podstawowe szkolenie w oddziale Zwiadowców Net Force obejmowało pełen kurs udzielania pierwszej pomocy. Niestety Matt w żaden sposób nie potrafił pomóc przyjacielowi. Leif w rzeczywistości znajdował się ponad trzysta kilometrów dalej. Matt nie mógł już nawet wyczuć pulsu przez słabnące połączenie VR.

Sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął z niej portfel. Po odsunięciu na bok dokumentów i karty kredytowej Universal, ukazał się pokryty folią blok klawiszy. Matt włączył go i wcisnął funkcję „telefon”. Giętki zespół obwodów elektrycznych ukryty pod twardą polimerową powłoką przekształcił się w zakodowany w pamięci urządzenia format telefonu komórkowego.

Matt szybko pomodlił się w duchu i przyłożył telefon do ucha. Jest sygnał połączenia! Bał się, że nie uda mu się wejść na linię ze względu na zakłócenia w systemach na stadionie.

Najpierw sprawa najważniejsza: wystukał numer kierunkowy East Side na Manhattanie, a następnie numer domowy Leifa. - No dalej! - mruknął do siebie, słuchając elektronicznych sygnałów. Wreszcie dostał połączenie, ale nikogo nie było w domu.

- Nie możemy odebrać twojego telefonu - zabrzmiał w uchu Matta miły kobiecy głos. To system komputerowy Andersonów oferował mu opcje poczty elektronicznej.

Matt rozłączył się i poczekał na sygnał, a następnie zaczął wybierać kolejny numer. Tym razem krótszy - kod miejski Nowego Jorku, a potem 911.

-                      Służby ratownicze - odezwał się komputerowy głos.

-                      Alarm medyczny - odezwał się Matt, starając się wyraźnie wymawiać słowa. Podał adres i numer mieszkania Leifa.

-                      Poszkodowany jest sam i znajduje się w szoku, prawdopodobnie został uszkodzony implant pod ośrodkiem podkorowym oraz połączenia neuronowe.

Matt aż wstrzymał powietrze. Zaledwie kilka minut temu żartował z Leifem na temat marnowania szarych komórek na bezużyteczne wiadomości. A teraz Leif naprawdę mógł stracić szare komórki, jeśli odniósł poważne obrażenia podczas tego tajemniczego zdarzenia.

Wirtualny Leif nie poruszał się ani nie odzywał. Jego projekcja holograficzna zamazała się, po czym zupełnie zniknęła.

Komputerowy głos został zastąpiony przez żywą osobę, która poprosiła o więcej informacji. Matt starał się udzielać jak najpełniejszych odpowiedzi i dodał jeszcze jedną informację w nadziei, że przyśpieszy ona nadejście pomocy. - Leif jest członkiem oddziału Zwiadowców Net Force, ja też. - Po czym podał z pamięci swój numer identyfikacyjny Zwiadowcy Net Force oraz numer do telefonu w portfelu.

To przynajmniej trochę pomoże Leifowi, pomyślał, przerywając połączenie z Nowym Jorkiem. Wybrał numer lokalnych służb ratowniczych. Pewnie policja w Baltimore odbierała teraz setki telefonów z informacją o dziwnym wirtualnym ataku. Jedna więcej nie zaszkodzi, pomyślał Matt. Być może jego telefon przekona lokalną policję, że nie padli ofiarą zakrojonego na szeroką skalę kawału.

Znów składał raport skomputeryzowanemu systemowi poczty głosowej. Jasna sprawa, pomyślał. Do służb ratowniczych musi dzwonić mnóstwo ludzi. Postarał się, żeby jego informacja była zwięzła i zawierała wiadomość o Zwiadowcach Net Force, po czym rozłączył się.

Co przeoczył, kiedy próbował wezwać pomoc? Złowroga Czwórka wciąż stała u szczytu siedzeń, zasypując boisko i trybuny gradem kuł. Matt poczuł się niewyraźnie, kiedy wirtualna kula przeszyła jego rękę, ale wyglądało na to, że ten wirtualny atak mógł uczynić krzywdę tylko widzom połączonym z systemem symulacyjnym stadionu.

Nagle na opustoszałych trybunach pojawiły się uzbrojone postaci.

Obserwatorzy policyjni, domyślił się Matt. Zjawili się w formie holograficznej, żeby zorientować się w sytuacji.

Nikt ich nie ostrzegł przed wirtualnymi kulami?

Może myślą, że ich wirtualne uzbrojenie sobie poradzi... ale się mylą.

Kilku obserwatorów policyjnych zostało trafionych. Wszystkie pozostałe projekcje zamigotały i zniknęły.

Matt słyszał syreny zbliżające się do stadionu. Na niebie pojawiły się policyjne śmigłowce. Po niemal opustoszałym boisku przetoczył się śmiech wysokiego gangstera. Wycelował swój wirtualny pistolet maszynowy w niebo, ale holograficzne naboje nie czyniły żadnej szkody prawdziwej policji.

- No dobra, ludzie - odezwał się strzelec w garniturze w prążki przez system nagłaśniający. - Przedstawienie skończone.

Jego śmiech oraz hałas dobywający się z zabytkowych pistoletów maszynowych urwał się nagle jak ucięty nożem.

W tym momencie napastnicy zniknęli.

Kimkolwiek są, mają do dyspozycji doskonały system, pomyślał Matt. Rozpłynęli się w powietrzu jak kamfora...

2

 

Portfelowy telefon Matta zadzwonił kiedy na stadionie pojawił się oddział policji z Baltimore. I choć na linii były zakłócenia Matt rozpoznał głos. Był to kapitan James Winters, łącznik Zwiadowców z Net Force. Winters był agentem terenowym w czynnej służbie, kiedy przyszedł mu do głowy pomysł utworzenia oddziału Zwiadowców Net Force. Traktował ich jak swoich żołnierzy, na równi z marines, którymi dowodził podczas wybuchu ostatniego konfliktu na Bałkanach.

- Lokalna policja skontaktowała się z nami, gdy zorientowali się, że w grę wchodzą ludzie z Sieci - powiedział. - Wkroczyłem do śmigłowca, kiedy tylko usłyszałem, że tan są moi ludzie.

Matt uśmiechnął się szeroko do słuchawki. Cały kapitan - Zwiadowcy Net Force to Jego ludzie”.

-                      Macie być gotowi do pełnej współpracy z baltimorską policją - powiedział Winters. - Przyda im się relacja z tych wydarzeń zdana przez wyszkolonego obserwatora.

To też jest typowe dla kapitana, pomyślał Matt. Od swoich ludzi oczekuje najlepszych wyników.

-                      Tak jest, sir - powiedział do słuchawki.

-                      Zgodnie z planem za parę minut wylądujemy. Spotkamy się w komisariacie, w którym będziecie składać zeznania.

-                      Przekażę to reszcie, sir.

-                      Dobrze. Bez odbioru.

Połączenie zostało przerwane. Matt przekazał kolegom polecenia kapitana. Kiedy podawał im instrukcje, ponownie zadzwonił telefon.

Całe szczęście, że nie zmieniłem ustawienia, pomyślał.

-                      Matthew Hunter? - zagrzmiał w słuchawce oficjalny ton. - Mówi sierżant Den Burgess z departamentu policji w Baltimore. Poinformowano nas, że znajduje się pan wraz z innymi Zwiadowcami Net Force na stadionie. Może pan podać nam swoje położenie?

-                      Wciąż jesteśmy na trybunach. - Matt zasłonił dłonią mikrofon telefonu i odwrócił się do swoich kolegów. - Stańcie na siedzeniach i pomachajcie rękami. - Znów odezwał się do słuchawki. - Sierżancie? Powinien pan zauważyć małą grupkę ludzi, którzy stoją na siedzeniach i machają rękami - to właśnie my.

-                      Widzę was - powiadomił go po chwili policjant. - Spodziewajcie się mnie za kilka minut. - Ponownie połączenie zostało przerwane i Matt schował portfel do kieszeni.

Policja zajęła się przede wszystkim wyprowadzeniem tłumu ze stadionu i identyfikacją poszkodowanych holoform, które pozostały na stadionie. Jednocześnie w stronę Matta i jego przyjaciół przeciskał się między siedzeniami mały oddział umundurowanej policji. Prowadził go wysoki, czarny mężczyzna z nasz...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin