Opowieści nie tylko wigilijne - Tadeusz Ruciński.pdf

(1217 KB) Pobierz
Brat Tadeusz Kuciński
Opowieści
nie tylko wigilijne
ZANIM OPOWIADAĆ SIĘ BĘDĄ OPOWIEŚCI
Wiecie to chyba dobrze, że oczekiwanie jest wtedy naj-
piękniejsze, gdy zbliża się jego spełnienie, czyli że coś lub ktoś
oczekiwany jest tuż, tuż... I choć go jeszcze nie widać, to już
się wierzy... nie - już się ufa... a może już się wie, że jeszcze
dzień, godzina, kwadrans i skrzypnie furtka, zadźwięczy
dzwonek, rozlegnie się pukanie i będzie radość taka, że aż
Aniołów potrzeba, by ją wyśpiewać. Ta radość bez tego
oczekiwania byłaby sto razy mniejsza. To ono właśnie robi jak
najwięcej miejsca dla radości. Im się piękniej i tęskniej czeka,
tym bardziej się potem człowiek cieszy. Im staranniej
przygotowuje się miejsce dla oczekiwanego,
tym
dłuższe i
radośniejsze jest potem święto spotkania. A świętem może
być czasem nawet zwyczajny dzień, w którym się gości kogoś,
za kim się tęskni, kogo się chce pokochać, z kim wszystko
nabiera świątecznych kolorów i zapachu.
Piszę tak tajemniczo i zagadkowo, lecz wiecie już o co i o
Kogo tu chodzi. To cudownie, że mądry Kościół uczy nas
radości świętowania poprzez takie adwentowe oczekiwanie, w
którym cichną dyskotekowe zabawy, by po ciszy Adwentu,
muzyka bożonarodzeniowa była piękna jak święto. To dobrze,
że tak wiele ludzi zapala ogniki świec oczekiwania i modlitwy,
by otworzyć gościnnie i ręce, i serca, i domy, by nie zamknąć
ich, jak zamykano betlejemskie domy przed cichymi,
bezdomnymi gośćmi, dla których nigdzie nie było miejsca. To
pięknie, że tyle zwyczajów upiększa samo oczekiwanie, i same
święta Bożego Narodzenia, a ludzie życzeniami, łamanym
opłatkiem, wigilijnymi zaproszeniami, podarunkami -
wydobywają z siebie dobro, jak się spod ziemi wydobywa
klejnoty. I dobrze, że wtedy jest u nas zima, a śnieg jakby
wszystko uspokaja, godzi różnice i przypomina o pokoju dla
ludzi dobrej woli, którzy wciąż mają w swym
2
sercu i w domu miejsce dla człowieka, w którym Bóg do nich
przychodzi. Bo z Panem Bogiem jest tak, że gdy się na Niego
czeka, to On przychodzi, ale zawsze w przebraniu człowieka.
I całe Boże Narodzenie o tym przypomina, i TE NASZE
OPOWIEŚCI także. Czasem przecież można o tym jakby na
śmierć zapomnieć, bo i szopka, i żłóbek, i choinka, i gwiaz-
deczki... wszystko takie kolorowe, takie bajeczne, że jakby już
nieprawdziwe, jakby wzięte z obrazka czy tylko z babcinej
opowieści. I wtedy już Pana Boga naprawdę zza tego
wszystkiego nie widać. Wtedy jest On jak dziecko przysypane
górą zabawek. A przecież to TYLKO ON jest w tym wszystkim
żywy, prawdziwy i najważniejszy, choć często smutny, bo
przegapiony, jak ci wszyscy, którzy płaczą żałośnie w ten
najpiękniejszy wieczór roku tak, jak On wtedy płakał.
Dlatego te nasze „OPOWIEŚCI NIE TYLKO WIGILIJNE"
opowiadają o różnych ludziach, wcale nie bajecznych, w któ-
rych, przy których albo przez których stał się jeszcze jeden
CUD BOŻEGO NARODZENIA tu gdzieś, niedaleko...
Nie umiem opowiadać tak pięknie jak Pan Andersen o
„Dziewczynce z zapałkami", czy jak Pan Dickens „Opowieść
wigilijną", ale jak umiem, tak opowiem, bo wciąż za mało jest
opowieści o cichych cudach chodzącego między nami Boga,
którego jak na złość przegapiają w telewizji. POSŁUCHAJCIE
WIĘC I USŁYSZCIE JESZCZE TO, CO PAN BÓG WAM NA
UCHO DUSZY PODPOWIE...
brat Tadeusz
DLA KOGO JESZCZE JEST TWÓJ DOM?
Nie tak dawno temu, i wcale nie tak daleko, ktoś nie tak
duży chodził od kościoła do kościoła, by obejrzeć bożonaro-
dzeniowe szopki. Wszystkie były tak piękne, kolorowe, przy-
tulne i rozświetlone mnóstwem żaróweczek, że ten mały ktoś
pomyślał, że chciałby urodzić się tak, jak mały Jezus. Przecież
to wszystko było tak niezwykłe, tak cudowne, tak nie-
samowite!... I tak myślałby na pewno do dzisiaj, gdyby nie
zabłądził i nie spotkał dwojga Cyganów, którzy - mokrzy,
zziębnięci, przeganiani spod ciepłych domów - przypomnieli
małemu ktosiowi Maryję i Józefa, szukających cieplejszego
kąta w zimną noc w Betlejem. Ten mały ktoś poszedł za nimi
i zobaczył, że tych dwoje skryło się pod dachem śmietnika, a
kilka minut potem, słychać było jak stamtąd jakieś
maleństwo płacze... – „A może to byli Józef, Maryja i Jezus?"
- pytał siebie mały ktoś idąc do domu, bo już tam czekała
kolacja wigilijna, choinka i prezenty. A potem z tych myśli,
które mu zasnąć nie dały, ułożył ni to piosenkę, ni to kolędę.
Na szarym ośle smutny ktoś z kimś
drugim... Pielgrzym albo gość? Któż
wiedział z tych, co drogą szli, że
Matka Boga tam drży? A potem, w
tę pochmurną noc, gdy zlękła się
królewska moc, na drodze do
Egiptu ktoś usłyszał Maleństwa
płacz...
Bo chodzi drogą Bóg, jak
przechodzień w słońcu, w deszczu,
w śnieg, czy po mrozie -
zwykły, szary, czasem zmęczony -
któż tam wie, że Bóg?
4
A On wciąż w drodze, jak do Betlejem, nie
wie, gdzie się z sercem podzieje; miniesz
może Go znów jak gapa, choć wciąż
szukasz Go...
A pod domem czekał ktoś wtulony w zamkniętą bramę -
zupełnie obcy, stary i brzydki. A tam w domu było puste
miejsce przy stole i jak zawsze, za dużo jedzenia. - „Chodź,
człowieku!" - powiedział ktoś. Przecież był to czas dla ludzi
dobrej woli.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin