Mitologia-slowianska.pdf

(744 KB) Pobierz
Ta lektura,
podobnie ak tysiące innych, est dostępna on-line na stronie
wolnelektury.pl.
Utwór opracowany został w ramach pro ektu
Wolne Lektury
przez
fun-
dac ę Nowoczesna Polska.
ALEKSANDER BRÜCKNER
Mitologia słowiańska
Mity słowiańskie same do mitu racze należą, skoroż pewne o nich wiadomości, to est ani
uro one, ani powtarzane tylko, na stronicy druku się zmieszczą. O kultach słowiańskich,
to est o świątyniach i kapłanach, o posągach i obrzędach, o ofiarach i wieszczbach wiemy
nierównie więce i lepie ; ba, gdy po mitach głucho od wieków zupełnie, z kultów do dziś
tu i owdzie nie edno ocalało, szczególnie na Rusi i na Bałkanie¹, np. w kulcie przodków
(zadusznym).
Im mnie o mitach wiemy, tym bu nie rozrosła się umie ętność o nich, mitologia;
niestety, koło, akie ona dotąd zatacza, zupełnie błędne. Brak bowiem istotnych wiado-
mości zastąpiły mrzonki i ro enia. Tak zmyślili kronikarze mie scowi niemieccy w XV
i następnych wiekach, gdy wszelki ślad po mitach zaginął, cały Olimp słowiański i po-
opisywali nawet szczegółowo posągi bóstw, co nigdy w istocie nie istniały. Tak samo
postępowali u nas Długosz i Miechowczyk, a w Prusach autorowie agendy pruskie ko-
ścielne z r. . Nie ma ąc na lże szego wyobrażenia o mitach polskich, których w wieku
XV i śladu nie było, albo pruskich, z których w XVI niewiele więce ocalało, ośmielili się
zmyślić cały Olimp polski i pruski, a inni im ślepo uwierzyli. Liczę sobie za zasługę, żem
dowiódł, że ów panoszący się górnie olimp polski i pruski Długosz, Miechowczyk, agen-
dziści, aby się krótko a dobitnie wyrazić, z palców sobie wyssali i na niesłusznie prawi
eszcze St.
ak wski
w
klo ii olski
V, : „nie wiemy, czy bogowie i boginie
wymienieni przez Długosza cieszyli się powszechną czcią”, skoro ci bogowie i boginie tyl-
ko w fantaz i Długoszowe istnieli, czego z pewnością matematyczną dowiodłem, a toż
samo bogów pruskich dotyczy, z których nazwami eszcze
i
g
w „Archiv f. slav.
Philol.” XVIII, , str. – na próżno się biedził. Na potwornie sze, na dowolnie sze
uro enia i wymysły, czy to na piśmie czy na kruszcu i kamieniu (posągi prilwickie, za-
bytki mikorzyńskie) — oto edna gruba warstwa mitologii słowiańskie , przez mitołgów²
wytworzona.
Obok nie sta e godnie, bo również utrudnia dotarcie do prawdy, w drugie połowie
XIX wieku rozpanoszona zasada, odmawia ąca bóstwom słowiańskim, na Rusi czy na
Pomorzu zaodrzańskiem zaświadczonym, rodzimości, wywodząca e często z obcych stron
i wpływów, ba, nawet ze wza emnych na siebie oddziaływań, chociaż o niczym podobnym
dzie e nie wiedzą, ani o owych wpływach irańskich i innych, ani o oddziaływaniach np.
Słowian pomorskich na ruskich. Tym sposobem, to niewiele, co o mitach słowiańskich
istotnego wiemy, topnie e tak, że wolno zapytać, czy to, co po tym procesie o zapożyczenia
eszcze zosta e, na podstawę akichkolwiek badań czy rozważań zasłużyło?
Tak więc niby podali sobie ręce dawni
itołgowi
a nowi
ito o owi
, aby pogrze-
bać i zasypać, to zmyślaniem, to zaprzeczaniem, istotne nasze i tak niestety arcydrobne
zasoby; ale nie dosyć na tych dwu błędach, szerzy się i trzeci, acz mnie bezpośrednio
zgubny. Gdy bowiem dawnie całe systemy mityczne tworzono i Słowianom e dowolnie
narzucano, późnie si, onieśmieleni bankructwem wszelkich owych systemów, uchylali się
od kombinac i, domyślań, uzupełniali, zadowalali się prostym powtarzaniem wiadomości
nikłych, nie kusili się o wnikanie w ta niki mitologiczne. Skutek zaś owych trzech błędów
zasadniczych ten, że ze wszystkich gałęzi slawistycznych po dziś mitologia na marnie szą,
¹
a ałka i
— dziś popr.: na Bałkanach. [przypis edytorski]
²
itołgowi
(neol.) — badacze i kronikarze kłamiący na temat mitologii. [przypis edytorski]
na bardzie zaniedbaną pozostała i dziś eszcze można śmiało powtórzyć te same słowa,
które przed całym stuleciem o nie
o owski,
o ciec slawistyki, zapisał: „
i ts
a i
k itis
isio
M st
gi
it
sla is
lt t sk
so
s
als i M t ologi
³”. Byłoby więc marnowaniem czasu i mie sca, gdybym wszelkie
dawnie sze wyliczał czy zbijał badania mitologiczne, do na dawnie szych należące, akie
próżna ciekawość na polu slawistycznym pode mowała; wyliczono te prace, więc tego
nie powtórzę, w dziele
i l go
(zob. niż.) str. – (
l
a i a oli sio a sk
t ologi
). Badania, dawne (od  wieku) i nowe (od czasów
o owski go),
kłóciły się
z wymaganiami metody, krytyki, a nieraz choćby zdrowego rozsądku, ale uzbierały przy-
na mnie nieliczne, skąpe przekazy źródłowe, chociaż między dawne a prawdziwe miesza-
ły próżne a późne, np. ba ki Długoszowe lub Miechowczykowe u nas, Adama z Bremy
i Helmolda u Niemców, nie wspomina ąc ba kopisarzy późnie szych, ak Botho i inni, co
im mnie istotnie wiedzieli, tym więce zmyślali, albo fałszerzy nie tylko nazw, lecz nawet
posągów boskich; zamąciły więc zupełnie czystość źródłową; dale zarzucały mitologię, to
est pogaństwo dawne, folklorem, to est chrześcijaństwem świeżym. Wada to zasadnicza
nie tylko szkoły Grimmowe ; nie tylko trzytomowe
a as wa
dzieło,
ogl
o t ki
łowia a
o
⁴) folklorem zawalono ( edyna to zresztą tego dzieła trwała zasługa,
owe szczegóły folklorowe, zebrane ze źródeł na niedostępnie szych badaczom obcym, np.
z prasy prowinc onalne ruskie ), ależ nawet
M ala
k s slo a sk o
slo i
(Praga ; powtórzone we skróceniu pt.
slo i slo a sk
 — na nowsze pracy
autorskie w wydaniu zbiorowym amerykanskim
t olog o all a s
nie znam;
k s
tłumaczono na serbskie i ruskie), uzupełnia to est odmienia mitologię w folk-
lor. Wolna znacznie od tego błędu est tylko praca p.
g
,
a t ologi sla
, Paryż
, prawiąca z zarozumiałością iście ancuską o umie ętności, o które p.
g
sam nie
ma asnych po ęć; obezwał go niegdyś
gi i w
komiwo ażerem slawistycznym, a to,
co z własnych zasobów dorzucał ten następca na katedrze Mickiewiczowe , np. wszelkie
wywody etymologiczne, godne est istotnie anegdot komiwo ażerowych. Francuz ułatwił
sobie sprytnie zadanie, ograniczył się źródłami pierwszorzędnymi, z których ednak
łowo
go ow
, ako pode rzane, wykreślił; powtarzał e w przekładach dosłownych, rozbiwszy
e wedle bóstw „znacznie szych” i „mnie szych”, to est właściwie wedle bóstw nam wię-
ce lub mnie znanych i uchylał się od wszelkich pytań zasadniczych. Jeżeli więc
i l
(str. ) dzieło to nazwał „na obszernie szym utrzymanym trzeźwo w tym kierunku,
że wyłącza rzeczy niedowiedzione, niewiarogodne i cały materiał folklorowy”, toć należy
dodać, że dzieło to zubożyło znacznie wiedzę; że pominęło wszelkie zagadnienia głębsze;
że całkiem mechanicznie, bez własne myśli akie kolwiek, omówiło i zszeregowało garść
szczegółów i szczególików; że mitologia słowiańska est bogatszą, niż ten o nie wykład;
że sprzeniewierzyło się własne zasadzie, skoro folklor bałkański i ruski o św. Eliaszu gro-
mowniku, którego wóz płomienny na niebie w gwiazdach utkwił ( ego dosiada Eliasz, gdy
grzmi), a nawet ba dy z puszczy sandomierskie o strzelcu i piorunie (bijącym w diabła),
z pogańskim Perunem pomieszało.
Ustalił się więc w tych nowszych pracach nieco krytycznie szy na mitologię pogląd,
okupiony ednak zbyt drogo nieumiarkowanym sceptycyzmem; nic łatwie szego, ak
z edne ostateczności przerzucać się w przeciwną. Zwrot ten możemy łączyć z wystą-
pieniem
Miklosi a;
chociaż on mitologii osobne nie poświęcił pracy, ale ak na każdym
innym polu slawistyki, tak i na mitologicznym od ego czasu powiało nowym duchem,
krytycznym i sceptycznym. Sceptycyzm był dwo aki: odmawiał raz bóstwom słowiań-
skim rodzimości, wywodził e ze wpływów obcych, wschodnich i germańskich, akby
Słowianie tylko pożyczkami stali i żyli, bez nich na krok się nie ruszali sami; albo odma-
wiał źródłom na wiarogodnie szym ich wiarogodności. Więc utraciły wprawdzie wszelką
³
i ts a i k itis
isio
M st
gi
it
sla is
lt t sk
so s
als i
M t ologi
(niem.) — nic w dziedzinie archeologii słowiańskie nie wymaga krytyczne rewiz i i powtórnego
prze rzenia tak bardzo ak mitologia. [przypis edytorski]
⁴Wydane w Moskwie r. – kosztem mecenata Sołdatenkowa, wywarło silne wrażenie nawet w kołach
szerszych, ob aw w owych czasach całkiem niezwykły. Wobec trzeźwie szych poglądów cofnęły się mrzonki
Afanas ewa w głąb, z które się dali ponownie wysunęły mianowicie dzięki poez i dekadenckie , co w osobach
op.
al o ta
lub
ołog a
(
t ikowa)
z tego lamusa czy śmietnika chętnie dla swych celów wychwytywa
nazwy, postaci, symbole. Por. ciekawe uwagi A.
it at owa,
Sowremenniki (b. r., około ), str. –.
[przypis autorski]
Mitologia słowiańska
wiarę, między uczonymi przyna mnie , dawne np. staroindy skie mrzonki
a s a,
cho-
ciaż szerszą publiczność raczyli i dale , ak niegdyś, dziwacznymi zmyśleniami różni, Kaz.
Szulc, Nodilo, Famincyn, Czesi, wyliczeni u
i l go
(zob. niże ) i inni.
Wywód
sał k,
to est ich nazwy, z greckołacińskich
osali w,
aki przeprowadził
Miklosi
, był krokiem na znamiennie szym w tym nowym kierunku; natomiast scep-
tycyzm ego wobec słowiańskości bałtyckiego Świętowita i ruskiego Wołosa był całkiem
nieuzasadniony. Podobna chwie ność odznaczała pracę
go a
ka,
co w powtórnie
wydane
i l it g i i sla is
it at g s i t
⁵, Gradec , obszerny ustęp, boga-
ty we świadectwa źródłowe, mitologii poświęcił. U ął się dzielnie i skutecznie rodzimości
Świętowita i Wołosa, ale popsuł wykład dziwacznymi wymysłami w stylu mitologów
germańskich, a niepoprawny, powtórzył różne dawne błędy, bo uwierzył nawet w akieś
mniemane boginie
s a, i a a
albo
i a, Mo a a,
w akieś letnie panowanie „Bo-
gów”, a zimowe „Biesów”, to est w same próżne wymysły XIX wieku; natomiast twierdził
o takich wszechsłowiańskich bóstwach ak
i
Mokos
:
i s k
ig sla
is
ott it
i t i g i tw
w il si als s t
tl
g a s
sia
si li
ki
it olkst li wa
⁶ (
i l it g,
str. ) to est odrzucał i tę
Mokosz, co i całego „Olimpu słowiańskiego” edyna dziś eszcze „
olkst li
pozostała.
Równie niemiłosiernie pokiereszował
agi
Olimp słowiański i eżeli wyświecił⁷ z nie-
go parę obcych włazów, ak
a
i
, to poodmawiał ludowości i pierwotności takiemu
wa ogowi
lub
Mokos
, upatru ąc w nich tylko sztuczne kombinac e czy tłumaczenia.
Inni, np.
o s
, całą mitologię słowiańską odsądzali od czci i wiary; niemal wszystko im
w nie zapożyczone, obce. Szczególnie często spotykamy się z niczym nieuzasadnionym
twierdzeniem o akichś wpływach irańskich, o zapożyczeniu od Persów itd. akichś nazw
czy bóstw. Wierutna to ba ka. Nie ma pożyczek irańskich w ęzykach słowiańskich; co
ako pożyczki wymienia ą nieraz (np.
sto, g, k
i inne), nie wytrzymu e krytyki; nie
stykali się bezpośrednio, stale Słowianie z Iranem, nawet pośrednictwo Scytów marne
tylko było, więc skąd właśnie w mitologię miałyby wniknąć żywioły irańskie? Z góry
więc, zasadniczo, przeczymy wszelkim dowolnościom irańskim i w dalszym ciągu na-
wet nie myślimy zbijać ich szczegółowo. Nad pomysłem zaś, wywodzącym od marnych
Albanów nazwisko Peruna, ani się nie zastanawiamy, skoro to nazwa wszechsłowiańska,
a o żadnych pożyczkach wszechsłowiańskich od Albanów mowy być nie może: wymie-
niamy to tylko ako
ios
owego obłędu, wywodzącego wszystko słowiańskie skąd
bądź, byle nie ze słowiańszczyzny.
Sam za mowałem się stale, od początków badań własnych, mitologią i ogłaszałem róż-
ne na tym polu prace, zakończone wykładem krótkim w
klo ii olski
 r. (IV,
, str.  i nn.), a rozpoczęte niegdyś w „Archiv f. slav. Philologie” V w szeregu rozpra-
wek pt.
M t ologis
t i
. Zadaniem tych studiów było rozgraniczyć rzeczy pewne,
wiarogodne, istotne, od domniemanych, zmyślonych, niepewnych, ależ tylko stopniowo
udawało się przebijać przez gąszcz plotek Długoszowych, Miechowczykowych, Adamo-
wych i innych. Wyrzucałem słusznie bożków ak
a igosta, a o oga
i innych „te że
faryny⁸”, mylnie ednak starałem się ocalić z „katalogu” Długoszowego choć eden i drugi
wymysł i po latach dopiero otrząsnąłem się ostatecznie z owe zmory i w końcu nawet
i
i il l
wysłałem tam, dokąd przynależą wszelkie inne włóczęgi bezpaszportowe
Olimpu słowiańskiego, owe
ss
itp.
W innych razach, uważa ąc źródło za zupełnie pewne i samoistne, łudziłem się nim,
zawierzyłem np. „Pripegali” z r.  i wymęczyłem z niego akiegoś niemożliwego „Przy-
bychwała”, zanim w nim odnalazłem znanego dobrze „Trigelawa”. Wystrzegałem się dale
wszelkich hipotez, akby to bez nich wobec milczenia źródeł akiekolwiek wnioski osią-
gnąć się dały. Ustaliwszy na koniec grunt pod nogami i zamyka ąc niby badania długo-
i l it g i i sla is
it at g s i t
(niem.) — Wprowadzenie do historii literatury słowiańskie .
[przypis edytorski]
is k
ig sla is
ott it
i t i g i tw
w il si als s t
tl
g a s
si
si li
ki
it olkst li wa
(niem.) — te nie mogą zostać zaliczone do pozostałych
bóstw słowiańskich, ponieważ są one uważane za późne zapożyczenia i na pewno nie były popularne w żadnym
momencie. [przypis edytorski]
⁷w
wi i
(daw.) — wygnać. [przypis edytorski]
a a
(z .) — mąka. [przypis edytorski]
Mitologia słowiańska
letnie, ogłaszam pracę poniższą. Tytuł e , acz wygodny i krótki, est nieco zbyt obszerny,
skoro nie wyczerpałem wszelkich szczegółów, aż do na drobnie szych. Pominąłem bo-
wiem powtarzanie rzeczy znanych, wszelkie dale szczegóły kultowe, odsyła ąc po to i po
tamto do znanych dzieł obcych; również wszelki folklor. Bo cóż ma ą z wierzeniami
pogańskimi wspólnego wierzenia dzisie sze? Jezeli np. Ruś wierzy, że za morzem, na za-
chodzie i wschodzie, są „łunki” ( amki), w których się słońce ukrywa, z których i wynika;
że na zimę oddala się za morze do kra ów ciepłych; że droga mleczna est drogą Baty ową
(bo gwiazdami się kierował, nie ma ąc dróg na stepie) albo drogą rzymską (według ludu
naszego), czy ptaszą (na Litwie), toć takie i setki podobnych wierzeń nic a nic z pogań-
stwem, z mitologią, nie ma ą wspólnego (por. np. ba dy o księżycu — pełni, którą bóg na
gwiazdy kruszy itp.); przecież to pomysły późne, przypadkowe, na poły humorystyczne,
a na domiar kłócące się ze sobą. Wywody więc własne ograniczam do wierzeń pogań-
skich; na kult i folklor tylko wy ątkowo się powołu ę, gdzie to niezbędne i wygodne;
rzeczy znanych nie powtarzam wszystkich, chodzi mi bowiem o nowość, nie o całość.
Okoliczności przyspieszyły wykończenie te pracy. Wyszły bowiem w kilku ostatnich
latach, po znacznie sze przerwie, obszerne o mitologii dzieła ruskie i czeskie. Na cel-
nie sze między nimi to
i ot sta
lo a
prof.
o a i l
, Praga , str. ,
o il l i a a a o st i
ako ciąg dalszy drugiego działu Starożytności Słowiańskich,
obe mu ącego dzie e kultury. Oprócz świetnego wykonania typograficznego odznacza się
i ta praca tego autora, ak wszelkie dawnie sze, wypróbowanymi zaletami ego. Olbrzy-
mia erudyc a; uwzględnianie literatury aż do na dalszych zakątków słowiańszczyzny, do
prac serbskich i bułgarskich (możliwe w te mierze tylko w Pradze) i aż do prac rumuń-
skich, madziarskich, fińskich, szwedzkich, duńskich; nadzwycza na trzeźwość, oględność,
wstrzemięźliwość w sądach własnych i w ocenie sądów obcych; asność i przystępność wy-
kładu; głębokie wmyślenie się w rzecz i treść samą, w niezliczone e szczegóły i szczególi-
ki, to est przymioty, cechu ące każdą nowszą pracę tego autora, odbiły się i w na nowsze .
Są ednak i braki, niedomówienia i niedopatrzenia. Autor nie est filologiem i cała strona
filologiczna przedmiotu usuwa się spod rąk temu, co, zmuszony polegać wyłącznie na
sądach obcych, nie wznosi się do własnych, co, nie włada ąc tą bronią, zda e się na łaskę
i niełaskę innych; wynika zaś stąd niepewność, wahania, myłki nawet istotne. Pozbył się
dale autor, nie zda ąc sobie należyte z tego uchybienia sprawy, walnego środka pomoc-
niczego, nieraz rozstrzyga ącego: zapomniał o mitologii litewskie i pruskie ; przytacza
z nie wprawdzie Perkuna, chyba dla większego zagmatwania filologicznego, z czego uż
wybrnąć nie może. Autor obeznał się dokładnie z dzisie szym badań mitologicznych sta-
nem w ogóle, z
a lo
i
,
a
i
t
i innymi. Unika ąc wszelkie
ednostronności, kreślił schema wierzeń pogańskich na stopniu niższym, „demonolo-
gicznym”, z kultem przodków, manizmem, i z uduchowieniem z awisk przyrody, animi-
zmem na stopniu wyższym „teologicznym”, bogów „szerszego znaczenia”, to est ogólnie
słowiańskich, osobnego cyklu bogów ruskich i bogów pozostałych Słowian; na koniec
prawi o mniemane wierze w ednego na wyższego boga, na pierwszych  stronicach;
dalsze poświęcał kultowi pogańskiemu (świątynie, posągi, uroczystości) i szerzeniu się
chrześcijaństwa; ale o tym nie wspominamy dale , ogranicza ąc wywody własne do same
„teologii”, ak ą autor nazywa.
W te to „teologii” dopuścił się znacznych uchybień metodycznych, krytycznych, pra-
gnąc ak na więce z dawnych baśni ocalić. I tak wprowadził znowu do mitologii akiegoś
a ogosta,
którego a przed  laty na śmiecie wyrzuciłem. Nie może się wprawdzie
oprzeć moim dowodom: Thietmar prawi wyraźnie o bogu
wa o
w mie scowo-
ści Radgoszczy w kra u lucickich Redarów; korzysta ący z niego, ale bałamutny Adam
Bremski i wypisu ący tegoż znowu dosłownie Helmold prawią natomiast o akimś bo-
gu Radgoszczu w mie scowości Rethra, to est opuściwszy Swarożyca imię, mimo woli
poprzesuwali tamte, chociaż o akie ś mie scowości Rethra nikt oprócz nich nigdy nic
nie słyszał, a Helmold i drugiego dopuścił się bałamuctwa, prawiąc „
a igast
st
⁹”, chociaż to był bóg
l i ki
nie
o ot ki.
I ocala
i l
niesłychanego
ot ito
boga
a ogosta,
co, ak imię dowodzi, racze karczmie niż Olimpowi przynależy, w ten
sposób, że to niby w ciągu kilku dziesięcioleci stary, pierwotny
wa o
imię nowe
a
a igast
st
ot ito
(łac.) — Radogost, bóg ziemi Obodrytów. [przypis edytorski]
Mitologia słowiańska
Zgłoś jeśli naruszono regulamin