Carr John Dickson - Tabakierka cesarza.txt

(337 KB) Pobierz
JOHN DICKSON CARR
Tabakierka
cesarza
tłumaczyła 
KRYSTYNA TOMOROWICZ
CZYTELNIK • 1968
Tytuł oryginału
THE EMPEROR'S SNUFF BOX
Okładkę projektował PRZEMYSŁAW BYTOŃSKI
Copyright by John Dickson Carr 1943
„Czytelnik”. Warszawa 1963.
Wydanie I.
Nakład 30380.
Ark, wyd. 10,25; ark, druk. 17,5.
Papier druk, sat. 75 cm, kli. VII, 65 g z Myszkowa.
Oddano do składania 3.X.67.
Podpisano do druku 9.1.68 r.
Druk ukończono w lutym 1968 r.
Zakl. Graf. „Dom Słowa Polskiego” w W-wie.
Zam. Wyd. 775;
Druk. 8298. T-9S.
Cena zł 17. -
Printed In Poland
Rozdział 1
Ned Atwood nie miał nic do powiedzenia na swoją obronę, kiedy Ewa Neill wniosła skargę rozwodową. A chociaż przyczyną, dla której zażądała rozwodu, był romans ze słynną tenisistką, cała sprawa wywołała mniejszy skandal, niż się tego Ewa obawiała.
Ślub brali w Paryżu, w amerykańskim kościele przy Alei Jerzego V, toteż rozwód, przeprowadzony w tym mieście, również w Anglii był prawomocny. Tylko kilka krótkich wzmianek ukazało się na ten temat w prasie angielskiej. Ewa i Ned w czasie trwania ich małżeństwa zamieszkali w La Bandelette. Ten kawałek srebrzystej plaży był w owych pokojowych latach trzydziestych jedną z najmodniejszych miejscowości kąpielowych we Francji. Atwoodowie utrzymywali tylko luźne kontakty z Londynem, przeto rozwód ich wywołał tylko nieliczne komentarze. Na tym cala historia zdawała się kończyć.
Ewa jednak nie mogła wyzbyć się uczucia, że dla kobiety sam fakt wniesienia skargi rozwodowej jest bardziej poniżający niż nawet przegranie procesu. Bez wątpienia było w tym coś chorobliwego. Nieustanne napięcie nerwowe doprowadziło ją do tego, że mimo spokojnego usposobienia znalazła się 
na krawędzi histerii. Ciągła walka z opinią publiczną osądzającą ją tylko na podstawie jej wyglądu, była dla niej nie do zniesienia.
-	Moja droga - stwierdziła pewna znajoma - kobieta, która wychodzi za mąż za Neda Atwooda, powinna wiedzieć, czego się może po nim spodziewać.
-	Ale czy jesteś pewna - wyrażała swe wątpliwości druga - że wina jest tylko po jego stronie? Spójrz na jej fotografię. Przypatrz się tylko dobrze.
Ewa miała w tym czasie dwadzieścia osiem lat. W wieku lat dziewiętnastu odziedziczyła fortunę po ojcu. Joe Neill był właścicielem licznych przędzalni w Lancaster. Ogromnie kochał swoją jedynaczkę. Mając lat dwadzieścia pięć wyszła za mąż za Neda Atwooda. Ned był naprawdę przystojny, a Ewa czuła się w tym czasie samotna, poza tym Ned zupełnie serio groził samobójstwem, jeśli nie zgodzi się go poślubić. Mimo swego łagodnego i spokojnego usposobienia, Ewa robiła wrażenie niebezpiecznej uwodzicielki, co było całkowicie bezpodstawne.
Była smukła i dość wysoka. Jasnokasztanowe włosy, długie i zwinięte w ciężki węzeł, otaczały jej twarz o różanej cerze, szarych oczach i często rozchylonych półuśmiechem wargach. Uroda Ewy wywierała szczególnie silne wrażenie na Francuzach. Nawet sędzia, który udzielił im rozwodu, nie mógł się wyzbyć pewnych podejrzeń.
Przepisy prawne we Francji wymagają, by przed udzieleniem rozwodu obie strony stawiły się osobiście na spotkanie pojednawcze. Jest to ostatni wysiłek czyniony przez sąd w 
celu pogodzenia małżonków. Ewa nie mogła zapomnieć tego ciepłego, kwietniowego poranka, pełnego czaru paryskiej wiosny, spędzonego w gabinecie sędziego w Wersalu.
Sędzia, ruchliwy i uprzejmy pan z faworytami, był wprawdzie poważny, ale zachowywał się w sposób niesłychanie teatralny.
-	Madame! - wołał. - Monsieur! Błagam was, wstrzymajcie się i zastanówcie, zanim będzie za późno.
A Ned Atwood...
Każdy by przysiągł, że jest niewinny jak nowo narodzone dziecko. Wdzięk, z którego słynął i z którego nawet w owej chwili Ewa zdawała sobie sprawę, promieniował i rozjaśniał zalany słońcem pokój.
Wyraz bólu, błagania i żalu, malujący się na jego twarzy, budził zaufanie. Jasnowłosy i niebieskooki, zawsze młody, mimo że dobiegał czterdziestki, stał przy oknie w postawie pełnej gorliwej atencji. Ewa musiała przyznać, że był niesłychanie pociągający, co zresztą stanowiło przyczynę wszystkich jego kłopotów.
-	Czy pozwolą państwo - mówił sędzia - że powiem coś w obronie małżeństwa?
-	Nie - rzekła Ewa. - Czy to konieczne?
-	Mnie nie musi pan przekonywać - powiedział Ned zachrypniętym głosem. - Nigdy nie chciałem tego rozwodu.
Mały sędzia aż podskoczył. - Monsieur, proszę milczeć! Pan jest winny. Pan powinien prosić madame o wybaczenie.
-	Naturalnie, już proszę - wtrącił Ned szybko - mogę nawet błagać na kolanach, jeśli pan chce - i ruszył w kierunku Ewy, a sędzia pogładził swe faworyty z miną pełną nadziei. Ned był nie tylko pociągającym mężczyzną, był również bardzo sprytny. Ewa pomyślała z nagłym uczuciem lęku, że nigdy chyba nie zdoła całkowicie uwolnić się od niego.
-	Współwinna w tej sprawie - ciągnął dalej sędzia przeglądając ukradkiem swoje notatki - ta pani... - zajrzał znowu do akt - Bulmer-Smith... - potwornie przekręcił nazwisko.
-	Ewo, ona nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Przysięgam.
-	Mówiliśmy o tym już poprzednio - powiedziała Ewa ze znużeniem.
-	Betsy Bulmer-Smith - powiedział Ned - to skończona idiotka. Nie wiem, co mnie napadło. Jeśli jesteś o nią zazdrosna...
-	Nie jestem o nią zazdrosna. Ciekawi mnie tylko, czy także i na jej ramieniu próbowałeś gasić papierosa?
Wyraz ostatecznej bezradności i poczucia krzywdy malował się na twarzy Neda. Wyglądał jak mały chłopiec, którego nikt nie może zrozumieć.
-	Przecież nie będziesz tego stawiała jako zarzutu przeciwko mnie?
-	Nie stawiam ci żadnych zarzutów, mój drogi. Chcę tylko skończyć już z tym wszystkim. Ned, proszę cię.
-	Byłem pijany. Nie wiedziałem, co robię.
-	Nie sprzeczajmy się na ten temat. Mówiłam ci już, że to nie ma żadnego znaczenia.
-	Dlaczego jesteś dla mnie tak niesprawiedliwa?
Siedziała przy wielkim stole, na którym stał elegancki komplet przyborów do pisania. Ned położył dłoń na jej rękach. Rozmawiali po angielsku, więc mały sędzia nie mógł ich zrozumieć. Zakasłał, odwrócił się i zaczął okazywać gwałtowne zainteresowanie obrazem wiszącym nad półką z książkami.
Ewa, z rękami uwięzionymi w dłoni Neda, zaniepokoiła się nagle, czy sędzia nie zamierza wbrew jej woli zmusić ją do kontynuowania małżeństwa.
To, co Ned powiedział, było w pewnym sensie prawdą. Przy całym swym wdzięku i inteligencji Ned nie zdawał sobie sprawy z tkwiącego w jego naturze okrucieństwa, podobnie jak nie zdaje sobie z tego sprawy mały chłopiec.
Okrucieństwo, a nawet owo nieco śmieszne w określeniu „psychiczne znęcanie się”, było wystarczającą podstawą do uzyskania rozwodu. Jednakże oskarżenie o zdradę małżeńską kończyło całą sprawę szybciej i definitywnie. Powód był wystarczający, a sąd w dalsze szczegóły nie wnikał. W pożyciu z Nedem były sprawy, do których Ewa za nic w świecie nie przyznałaby się przed sądem.
-	Jedynie małżeństwo - powiedział sędzia do obrazu nad półką - może dać pełnię szczęścia mężczyźnie i kobiecie.
-	Ewo - poprosił Ned - daj mi jeszcze jedną szansę.
Kiedyś pewien nudny psycholog powiedział Ewie, że jest 
wyjątkowo podatna na działanie sugestii. Nie była jednak podatna na tyle, by ulec prośbie Neda.
Dotknięcie jego ręki nie wzruszyło jej, a raczej wywołało uczucie sprzeciwu. Ned na pewno kochał ją na swój sposób. Przez chwilę poczuła chęć ucieczki, po prostu ucieczki od tego całego zamieszania, bałaganu i szarpaniny. Wystarczyło powiedzieć „tak”. Ale to „tak”, wypływające ze słabości jej łagodnego charakteru, z chęci uniknięcia przykrości, oznaczało powrót do Neda. Do jego sposobu życia i jego przyjaciół, do egzystencji, której samo przypomnienie wywołało u niej mdłe uczucie wstrętu, jak widok lepkiej od brudu odzieży. Przez moment nie wiedziała, czy ma wybuchnąć śmiechem z faworytów sędziego, czy rozpłakać się na głos.
-	Przepraszam - odpowiedziała wstając z krzesła.
Sędzia odwrócił się w jej stronę z błyskiem nadziei w oku.
-	Madame...?
-	Nie. Nic się nie da zrobić - powiedział Ned.
Przez chwilę obawiała się, że Ned rozbije coś, jak to mu się nieraz zdarzało w napadach wściekłości. Ale opanował się szybko. Stał spokojnie, patrząc jej prosto w oczy i pobrzękując miedziakami w kieszeni. Uśmiechnął się ukazując mocne zęby. Delikatne zmarszczki w kącikach oczu pogłębiły się.
-	Przecież kochasz mnie ciągle, wiesz o tym sama - stwierdził z naiwnością świadczącą, że istotnie w to wierzył.
Ewa wzięła torbę ze stołu.
- 	I co więcej, zamierzam ci to udowodnić. - Uchwycił jej
spojrzenie i uśmiech jego pogłębił się. - Och, nie teraz! Musisz mieć czas, żeby ochłonąć. Wyjadę na jakiś czas. Ale kiedy wrócę...
Nie wrócił.
Ewa zamieszkała z powrotem w La Bandelette zdecydowana stawić czoło sąsiadom, choć drżała na myśl o tym, co mogą mówić na jej temat. Okazało się, że niepotrzebnie martwiła się. Nikt nie troszczył się o to, co stało się w willi „Miramar”, przy ulicy des Anges. W miejscowościach nadmorskich, takich jak La Bandelette, które w czasie krótkotrwałych sezonów kąpielowych żyły z pozostawiających swe pieniądze w miejscowym kasynie angielskich i amerykańskich kuracjuszy, nie było miejsca na ciekawość. Ewa Neill nie znała nikogo z sąsiadów z ulicy des Anges i nikt jej nie znał.
Pod koniec wiosny i przez całe lato w kąpielisku przewijały się tłumy. Różnokolorowe domki o dziwacznych dachach przypominały miasteczka z filmów Walta Disneya. Powietrze pachniało żywicą, otwarte powozy turkotały po szerokich alejach. W pobliżu kasyna znajdowały się dwa wielkie hotele „Zamek” i „Angielski”, o barwnych markizach i rysujących się na tle nieba pseudogotyckich wieżyczkach.
Ewa nie pokazywała się w kasynie ani w barach. Po męczącym i pełnym emocji życiu z Nedem miała roztrzęsione nerwy i odczuwała brak ochoty do życia. Czuła się samotna, jednocześnie nienawidziła towarzystwa. Czasami wczesnym rankiem, kiedy wiedziała, że nikogo nie spotka, grała w golfa
lub jeździła konno po piaszczystych w...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin