Zaufaj mi - Rozdział 2.pdf

(162 KB) Pobierz
Rozdział 2
Obsłużył ostatni stolik. Pora lunchu dobiegała końca i potem będzie miał więcej luzu. Na
szczęście dzisiaj żaden z klientów nie zaczepiał go. Ludzie przyszli bardziej coś zjeść niż się
zabawić. Dlatego dzienne zmiany były pod tym względem lepsze. Chociaż tylko od czasu do
czasu znajdowali się tacy klienci jak ten wczorajszy. Sam nie wiedział co go podkusiło, żeby
wylać facetowi wodę z lodem na krocze. Ta scena wprawiała go w lepszy humor. Gdyby
trzeba było postąpiłby tak samo. Znał swoją wartość, swoje zasady i jeżeli nie chciał to nie
pozwalał się dotykać. Na pewno nie był kimś od klepania po tyłku.
Podał rachunek klientowi, który zapłacił dodając suty napiwek. Był to jeden ze stałych
klientów. Pracował niedaleko w jednym z biurowców i każdego dnia wpadał na lunch. Co
najlepsze, to facet nie był homoseksualny, do tego miał żonę i dzieci, ale pierwszy raz
przyszedł tutaj ze swoim przyjacielem, jedzenie mu posmakowało i wracał. Nikt go nie
nagabywał, nie rzucał niestosownych propozycji. Raz się zdarzyło, ale mężczyzna grzecznie
odmówił i nie wystraszyło go to. Następnego dnia wrócił. Często przychodził tu z
przyjacielem i koleżanką z pracy, ale najczęściej to bywał sam.
– Dziękuję – podziękował Ian. – Zapraszamy ponownie.
– Na pewno przyjdę. – Wstał. Miał ponad trzydzieści lat, blond włosy i sympatyczny
uśmiech. Nie był typowym przystojniakiem, na pewno daleko mu było do wyglądu Aarona,
ale mógł się podobać. – Dzisiaj sobota, a ja jak zwykle muszę siedzieć w biurze, bo szef tak
każde. Gdyby nie wy padłbym z głodu.
– Są inne bary.
– Są za daleko, a ja mam tylko godzinę. A nie lubię jeść szybko. Poza tym tu mi się
podoba. Do zobaczenia.
– Do widzenia – pożegnał klienta, którego następnym razem na swoje zmianie zobaczy
we środę. Lubił z nim rozmawiać. Mężczyzna był bardzo sympatyczny i dużo mówił o swojej
rodzinie. Posprzątał stolik, wytarł go i zaniósł naczynia do kuchni.
Dochodziła właśnie czternasta kiedy drzwi do baru Stefano otworzyły się i przekroczył je
Aaron będąc w doskonałym nastroju. Ian ujrzał go już z drugiego końca sali. Miał taką
nadzieję, że facet się nie pojawi. Podał klientowi kawę i podszedł do baru za którym stał
Zane. Nowy barman, ale bardzo utalentowany.
– Jeszcze dwie kawy – zamówił u niego i spojrzał na wgapiającego się w niego Daddario.
– Chcesz czegoś? – zapytał głosem przesączonym lodem.
– Ciebie i siebie… – Przyglądał się okularom w wąskich oprawkach, które spoczywały
na nosie Iana. Chłopak wczoraj ich nie miał. Po raz pierwszy widział go w okularach.
– Nie kończ – rozkazał. Wziął od Zane’a kawy i zaniósł do innego stolika. Jego zmiana
właśnie się kończyła i zaraz drugi kelner, który przebierał się na zapleczu, przejmie jego
stoliki.
– Pamiętasz, że jesteśmy umówieni na pizzę? Tu niedaleko jest jakaś pizzeria – zagadnął
Aaron, kiedy Ian ponownie pojawił się tuż przy nim. Chłopak coraz bardziej mu pasował.
Miał pazur. Szkoda tylko, że przez niego może mu być trudniej wygrać zakład. Ale wierzył w
siebie. Poradzi sobie.
– Człowieku, ja się na nic nie zgodziłem. Po pracy wracam do domu.
– Jedno spotkanie. Co ci szkodzi? Potem możesz dać mi kosza. – Nie pozwoli na to, ale
Bradshaw nie musiał o tym wiedzieć. Miał plan i go zrealizuje. – Pogadamy o uczelni. Nawet
nie wiem na jakim jesteś kierunku.
Ian obrzucił go sceptycznym wzrokiem. Pokręcił głową i zniknął na zapleczu.
– Twarda sztuka z niego – zabrał głos Zane. Jego rude włosy były wręcz pomarańczowe,
za czym Aaron nie przepadał, ale już zdążył zauważyć, że barman ma niezłe ciało i tyłek.
Gdyby nie musiał wygrać zakładu to zająłby się tym kąskiem.
– Nie można być wiecznie twardym. – Oparł się łokciami o bar lustrując barmana.
– Zależy czego ta twardość ma dotyczyć. – Zane puścił oczko do Aarona.
Daddario uśmiechnął się pod nosem. Tak, miałby tego faceta natychmiast. Już go widział
jak przed nim klęczy i go ssie biorąc głęboko go gardła. Jego myśli zostały natychmiast
przerwane, kiedy z zaplecza wyszedł Ian. Przeklął w duchu siebie, mając nadzieję, że chłopak
nie zauważył jak patrzy na barmana. Natychmiast się wyprostował.
– To jak? Na pewno jesteś głodny.
Ian prychnął. Doskonale widział co się chwilę temu działo. Daddario był zadufanym w
sobie dupkiem. Nie miał ochoty iść z nim na pizzę, ale naprawdę był głodny mimo że miał
przerwę aby coś przekąsić, i coś go podkusiło, aby się zgodzić.
– Na pewno to nie randka i płacę za siebie.
– No jak chcesz, ale…
– Nie ma żadnego „ale”. Po prostu jestem głodny, a pizza brzmi dobrze. – Pierwszy
ruszył do drzwi, a Aaron zagapił się na jego tyłek.
– Powodzenia – rzucił Zane.
– Dzięki. Przyda się. – W wygranej, która będzie najsłodsza w chwili kiedy zaciągnie
Iana do łóżka.
*
Ian Bradshaw dobrze znał pizzerię w której usiedli. Często tutaj jadał, a nawet zamawiał
jedzenie do domu. Podawali bardzo dobre pizze i nie tylko. Od dwóch miesięcy lokal był
otwierany już od trzynastej, podczas gdy wcześniej dopiero o szesnastej na drzwiach znikał
napis „zamknięte”. Miejsce było przytulne, ale czasami obsługa pozostawiała wiele do
życzenia. Jedna z kelnerek była za bardzo nachalna dla klientów i niemiła dla
współpracowników. Ale smaczne jedzenie rekompensowało wszystko. Chociaż gdyby Ian był
właścicielem takiego miejsca od razu zwolniłby kobietę. Na szczęście, jak zauważył,
dziewczyny dzisiaj nie było. Nie miał ochoty na wciskanie mu kolejnych napojów, czy pizzy,
byle tylko lokal więcej sprzedał.
Usiedli przy stoliku przy oknie dzięki czemu Bradshaw mógł obserwować ludzi
przechodzących po chodniku czy samochody zatrzymujące się na światłach.
– Wczoraj nie miałeś okularów – zagadnął Aaron o tym jak obaj złożyli zamówienie.
– Rzadko je noszę. Głównie używam szkieł kontaktowych.
– To dlaczego…
– Bolą mnie oczy – wyjaśnił. Mało tej nocy spał i oczy były na tyle zmęczone, że wolał
przyjść do pracy w okularach.
– Naprawdę dobrze ci w nich – rzucił komplementem Aaron, na co Ian zmrużył oczy.
– Znam takich jak ty. – Pochylił się nieznacznie w stronę Daddario. – Sądzą, że zrobią
maślane oczka, powiedzą parę komplementów i już ktoś należy do nich.
Aaron zagryzł niepewnie wargę udając zakłopotanie i nieśmiałość.
– Dlaczego osądzasz? Nie znasz mnie. Nie lubię tego. – Spuścił nieznacznie wzrok.
– Nie udawaj. Twoja reputacja sięga nawet na mój wydział. – Ian uśmiechnął się do
kelnerki, która podeszła do nich z doskonale pachnącą pizzą. Na obu połowach były różne
składniki, bo zamówili jedną dużą i do tego dwie szklanki coli.
– Reputacja. Dlaczego wierzysz we wszystko co inni powiedzą? Jak powiedziałem, Ian,
nie lubię osądzania. Nie znasz mnie, a ludzie dużo mówią. Często, aby komuś zaszkodzić.
Owszem, lubię mężczyzn i flirtuję z nimi, ale… – zawiesił głos robiąc to specjalnie.
– Ale? – dopytał Bradshaw biorąc pierwszy kawałek pizzy.
– Ale od jakiegoś czasu mi się podobasz i w końcu odważyłem się do ciebie zagadać.
Ian gdyby nie miał pełnych ust wybuchnąłby śmiechem słysząc tę bajeczkę. Nie miał
pojęcia co Aaron chciał ugrać, ale nie wierzył w żadne jego słowo i tę postawę niewiniątka.
Daddario mógłby być dobrym aktorem. Szkoda, bo ten o rok starszy chłopak naprawdę mu
się podobał. Złamałby mu jednak serce, a on już nie chciał przez coś takiego przechodzić.
Problem był jednak w tym, że serce chciało wierzyć w każde słowo studenta, na szczęście
rozum wygrywał.
– Jakie miałem fantastyczne szczęście, że odkryłem ze znajomymi bar w którym
pracujesz – kontynuował Daddario jedząc swoją połowę pizzy. – Inaczej nie miałbym
pewnie…
– Skończ pleść te dyrdymały, bo to na mnie nie działa.
– A co na ciebie działa? – zapytał Aaron już wiedząc, że nie złapie Iana na swoją
udawaną nieśmiałość. Plan A przepadł. – Powiedz, co mam zrobić, abyś umówił się ze mną
do kina? Dzisiaj. Mam bilety na dobrą komedię. To znaczy słyszałem, że jest dobra. I mówię
poważnie, naprawdę od dawna chciałem się z tobą umówić. Jesteś inny niż wszyscy.
Wyjątkowy i wiem, że nie nadajesz się na jedną noc. Może się wydawać, że szukam
wyłącznie facetów do małej przygody, ale ja naprawdę chcę zbliżyć się do kogoś z kim
mógłbym coś stworzyć. Nie moja wina, że każdy z nich ucieka bojąc się związku. – Może
plan B zadziała. Takiemu chłopakowi jak Ian musi zmięknąć serce dla kogoś kto szuka swojej
drugiej połówki i jest dobry, a tylko inni go krzywdzą.
Bradshaw uniósł brwi.
– Naprawdę mógłbyś być dobrym aktorem. Nie wiem co ja tu robię. – Wyjął portfel z
kieszeni i rzucił na stolik banknot. Kelnerka powinna się ucieszyć z napiwku. Wstał i w tej
samej chwili poczuł jak gorące palce zaciskają się na jego nadgarstku.
– Usiądź. Przepraszam. Po prostu… Naprawdę chciałbym się w tobą umówić. Wiem, że
jestem dupkiem, ale podobasz mi się.
– Tą gadką nie zaciągniesz mnie do łóżka i puść mnie – warknął. Oczy klientów pizzerii
zwróciły się ku nim. Źle się czuł robiąc takie przedstawienie.
– Nie o to chodzi. Dobra, o to też, ale naprawdę chcę cię bliżej poznać. – Aaron puścił
dłoń chłopaka bojąc się, że ten ucieknie. – Jedna szansa, co ty na to? Pozwól odwieźć się do
domu, a wieczorem umów się ze mną do kina. Szkoda, aby bilety się zmarnowały. – Też
wyjął pieniądze i zapłacił za siebie. Stanął obok wpatrującego się w niego Iana. Podobało mu
się to, że chłopak był od niego niższy o kilka centymetrów, musiał mieć z metr osiemdziesiąt
pięć lub ciut mniej. On sam miał metr dziewięćdziesiąt. U nich w rodzinie każdy z mężczyzn
był bardzo wysoki.
– To nie będzie randka. I wrócę do domu metrem.
– Dla mnie to żaden problem cię podwieźć. Boisz się, że będę wiedzieć gdzie mieszkasz,
a może że mi ulegniesz i zaprosisz mnie na kawę? Lubię kawę. Bardzo.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin