Preston i Child - Gabinet osobliwości.doc

(3250 KB) Pobierz

Douglas Preston

Lincoln Child

 

 

 

Gabinet osobliwości

 

 

 

 

 

Douglas Preston i Lincoln Child dedykują książkę amerykańskim nauczycielom,

profesorom i bibliotekarzom, zwłaszcza tym, którzy odmienili ich życie.

 

 

 

 

 

Podziękowania

 

Lincoln Child chciałby podziękować dr med. Lee Suckno, dr med. Bry Benjaminowi, dr med. Anthony’emu Cifelli oraz dr med. Traianowi Parvulescu za ich pomoc. Dziękuję także mojej rodzinie, biologicznej i przyszywanej, za miłość i wsparcie. Szczególne podziękowania dla mojej matki, Nancy Child, za specyficzne porady.

Douglas Preston pragnie wyrazić podziękowania Christine i Selene za nieocenioną pomoc przy pracy nad tym manuskryptem oraz jak zawsze podziękować Alethei i Isaacowi. Dziękuję również dr med. Jamesowi Mortimerowi Gibbonsowi juniorowi za konsultację medyczną.

Chcielibyśmy podziękować Jonowi Couchowi za pomoc przy wykorzystanych w tej książce szczegółach dotyczących broni palnej. Dziękujemy też Jill Novak za uważną lekturę manuskryptu. Jesteśmy szczególnie wdzięczni dr med. Normanowi San Agustinowi, nadzwyczajnemu chirurgowi, za jego komentarz dotyczący technik chirurgicznych oraz przejrzenie tego tekstu. No i jak zwykle dziękujemy tym wszystkim, dzięki którym ta książka mogła powstać - a szczególnie Betsy Mitchell, Jaime Levine’owi, Ericowi Simonoffowi i Matthew Snyderowi.

Choć w tej książce wykorzystaliśmy istniejące nazwy ulic Manhattanu, zarówno współczesne, jak i z przeszłości, nazwy instytucji publicznych, posterunków policji, rezydencji i innych miejsc wspomnianych na tych stronicach fikcyjne.
W niektórych fragmentach zmieniliśmy też topografię Nowego Jorku zgodnie z potrzebami niniejszej opowieści.

 

Cmentarzysko kości

 

Jeden

 

Pee-Wee Boxer z odrazą zlustrował plac budowy. Brygadzista był skończonym łajzą. Załogę stanowili sami nieudacznicy. A co najgorsze, facet obsługujący koparkę nie znał się na swojej robocie. Może trafił tam za sprawą związku albo miał wysoko postawionych przyjaciół, tak czy owak, manipulował maszyną jakby robił to pierwszy raz w życiu. Boxer stał sztywno, z muskularnymi ramionami splecionymi na piersiach, obserwując, jak czerpak koparki wgryza się w stertę cegieł przy starej kamienicy czynszowej. Czerpak napełnił się i nagle znieruchomiał przy wtórze pisku urządzeń hydraulicznych, zaraz jednak znów się poruszył, kołysząc się w tę i z powrotem. Chryste, skąd oni wzięli tych tandeciarzy?

Usłyszał za sobą chrzęst i odgłos kroków, a odwróciwszy się, ujrzał podchodzącego ku niemu brygadzistę z umorusaną spoconą twarzą.

- Boxer! Co jest, kupiłeś bilety na to przedstawienie czy jak?

Boxer przeciągnął muskularne ramiona, udając, że tego nie słyszał. Był jedyną osobą na tej budowie, która znała się na rzeczy i reszta załogi nie przepadała
za nim. Boxerowi było to obojętne, lubił własne towarzystwo.

Usłyszał zgrzyt, gdy zęby czerpaka wgryzły się w twardą ścianę fundamentu. Dolna warstwa starej budowli była odkryta jak otwarta rana: powyżej asfalt i beton, poniżej cegły, rumosz i znów cegły. A na samym spodzie ziemia. Aby położyć fundament pod apartamentowiec ze stali i szkła, musieli kopać naprawdę głęboko, aż do podłoża skalnego.

Zlustrował wzrokiem plac budowy. Nieco dalej w popołudniowym blasku widać było wyraźnie rząd kamienic przy Lower East Side. Niektóre z nich zostały odnowione. Wkrótce renowacja czeka także pozostałe. Gentryfikacja.

- Ej, Boxer! Ogłuchłeś?

Boxer znów rozluźnił mięśnie, marząc o tym, aby dać brygadziście po pysku.

- Rusz no tyłek. To nie widowisko. Nie masz tu na co patrzeć.

Brygadzista skinął głową w stronę miejsca pracy Boxera. Nie podszedł jednak bliżej. Tym lepiej dla niego. Boxer rozejrzał się w poszukiwaniu swoich ludzi. Wsypywali właśnie cegły do pojemnika na śmieci, bez wątpienia odsprzedadzą je później jakiemuś zafajdanemu yuppie z okolicy, który był gotów zapłacić po pięć dolców za jedną starą cegłówkę. Ruszył przed siebie na tyle wolno, by dać brygadziście do zrozumienia, iż nigdzie mu się nie spieszy.

Nagle rozległ się krzyk. Wizg koparki urwał się jak ucięty nożem. Czerpak wgryzł się w ceglany fundament, odsłaniając znajdujący się za murem ciemny, strzępiasty otwór. Operator koparki wrzucił luz i wyskoczył z kabiny. Brygadzista, marszcząc brwi, podszedł do niego, po czym dwaj mężczyźni zaczęli rozmawiać o czymś
z ożywieniem.

- Boxer! - dał się słyszeć głos brygadzisty. - Skoro i tak się obijasz, to mam dla ciebie zadanie.

Boxer nieznacznie skręcił, jakby i tak miał udać się w stronę, nie dał po sobie poznać, że usłyszał wołanie tamtego, a przez nonszalanckie zachowanie chciał wyrazić pogardę, jaką wzbudzał w nim chudy, opryskliwy brygadzista. Stanął przed nim, gapiąc się w zakurzone robocze buty przełożonego. Małe buty, mały wacek.

Powoli uniósł wzrok.

- Witaj na świecie, Pee-Wee. Rzuć no na to okiem.

Boxer spojrzał na ziejący otwór.

- Podaj mi latarkę.

Boxer wyjął karbowaną żółtą latarkę zatkniętą w szlufce spodni i podał brygadziście. Ten zapalił ją.

- No proszę, działa - mruknął, kręcąc głową ze zdziwieniem. Nachylił się
i zajrzał do otworu. Facet wyglądał jak kretyn, stojąc chwiejnie na palcach na stercie zwalonych cegieł, z głową i torsem wsuniętym w głąb otworu. Powiedział coś, ale jego głos był zbyt stłumiony, aby można go było usłyszeć. Po chwili wychynął z dziury.

- Wygląda jak jakiś tunel. - Otarł twarz, rozmazując po niej ciemną smugę kurzu. - I cuchnie tam jak jasny gwint.

- A widziałeś tam Tutenchamona? - spytał ktoś.

Wszyscy, prócz Boxera, wybuchnęli śmiechem. Kim, u licha, był ten Tutenchamon?

- Dam głowę, że nie ma tam nic, co mogłoby zaciekawić jakiegoś archeologa. - Odwrócił się do Boxera. - Pee-Wee, jesteś duży i...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin