Cud-nad-Wisla_F-Arciszewski.doc

(4231 KB) Pobierz

Franciszek Adam Arciszewski              CUD NAD WISŁĄ             

FRANCISZEK ADAM ARCISZEWSKI

 

CUD NAD WISŁĄ

ROZWAŻANIA ŻOŁNIERZA

 

 

NAKŁADEM KATOLICKIEGO OŚRODKA WYDAWNICZEGO VERITAS

W LONDYNIE 

Printed by: Veritas Foundation Press, 12, Praed Mews, London, W.2.

 

 

SPIS TREŚCI

Zamiast przedmowy

I. Wstęp

I Polski plan bitwy

III. Tuchaczewski przyznaje nam szczęście

IV. 12 d 14 sierpnia

V. 15 sierpnia

VI. 16 sierpnia i później

VII. Konna armia Budiennego

VIII. Ogólny, obraz bitwy

IX. Siła jedności narodowej

X. Zbieg okoliczności

Zakończenie

Wykaz Imienny dowódców wielkich jednostek

 

SPIS SZKICÓW

Szkic nr 1. Plan bitwy obu stron walczących

Szkic nr 2. Natarcie polskie 14 i 15 sierpnia

Szkic nr 3. Pod Wólką Radzymińską 15 sierpnia o godz. 3

Szkic nr 5. 17 wieczorem i 18 sierpnia

 

W oryginale szkice o numerach od 1 do 5 zostały załączone na końcu książki.

 

Szkice w tekście:

Szkic nr 4. Plan przeciwuderzenia według rozkazu Tuchaczewskiego z 15 sierpnia

Szkic nr 6. Przeciwnatarcie sowieckie

Szkic nr 7. Przebicie się korpusu konnego Gaja

Szkic nr 8. Schemat bitwy

 

Szkice zostały wykonane przez autora książki.

 

 

 

 

 


ZAMIAST PRZEDMOWY

 

WYCIĄG Z KAZANIA

ks. arcybiskupa Józefa Teodorowicza

wypowiedzianego w katedrze warszawskiej w 1920 r. podczas nabożeństwa dziękczynnego
za oswobodzenie stolicy i kraju od najazdu bolszewickiego[1]

 

Ciężkie były zmagania się Izraela z Amalekitami; bitwa rozgorzała wielka. Po jednej i drugiej stronie równy zapał ożywiał żołnierzy i wodzów. Nikt nie mógł rozróżnić, nikt rozpatrzyć, na którą stronę przechyli się szala zwycięstwa. A wtedy Mojżesz odszedł, ażeby z dala od wrzawy i zgiełku bitwy do Pana się modlić. I wznosił obie dłonie w błagalnej modlitwie i jął zaklinać Boga, ażeby błogosławił orężowi Izraela. W tej samej chwili szyki wroga zachwiały się i cofać poczęły, a Izrael następował na nie. Lecz wysoko wyciągnione w górę ręce Mojżesza w zemdleniu poczęły opadać. Jak gdyby na dany znak, gdy osłabła modlitwa, wróg w lot poprawił trudne swoje położenie i odwrócił się, ścigany, jak gdyby czując słabość w Izraelu. I znowu losy bitwy poczęły być dla ludu wybranego wątpliwe. Jak fala zawrócona w biegu, odbita od twardej skały, tak duch Izraela cofał się i słabnął. A wtedy Mojżesz wznosił znów dłonie ku Panu i, o dziwo, Izrael na nowo poczynał brać górę. Aż się spostrzegli i opatrzyli Mojżesza towarzysze, i wzięli jego ręce w swoje dłonie, i trzy­mali je wyciągnięte ku niebu, i już szczęście wojenne trwale było przy Izraelu. I trzymali dłonie Mojżeszowe tak długo, aż ostatecznie zatryumfował lud wybrany i w surmę zwycięstwa uderzył. (Ks. Wyjścia XVII, 8-16)

Patrzcie, jak w tym wizerunku sprzęgają się i wzajem wspomagają: duch męstwa żołnierza i duch modlitwy. Bitwa ta rozgrywała się niezawodnie podług wszelkich praw znanej ówczesnej strategii. Losy przegranej, czy zwycięstwa ważyć się zdawały tylko podług rachunku ludzkiego, tj. gorszych czy lepszych planów strategicznych, większej czy mniejszej liczby żołnierzy, większej czy mniejszej sprawności wodzów.

I każdy historyk wojenny mógł śmiało uczniom wykładać, gdzie i w której chwili i dlaczego losy bitwy przechyliły się na tę, czy na tamtą stronę. A jednak i plany wojenne, i męstwo żołnierza, i zdol­ności dowódców nie rozegrały tej walki. Wszystko to, co o bitwie stanowi, było narzędziem tylko w ręku niewidzialnego Wodza, który podług miary i wagi układa sam swój plan bitwy. Nie miesza się On cudownie w zastępy walczących, nie zsyła Aniołów swych z nieba, by hufce mdlejące zasilały, bierze jednak w swe ręce to, co się wymyka z wszelkich i najlepszych obliczeń rycerskich dowódców i czego nie dosięgnie ni zapał, ni bohaterstwo żołnierzy; bierze On w swe ręce to, co się wydaje czystym przypadkiem albo jakimś niedopatrzeniem czy niedoliczeniem, i wciąga to w swój rachunek, w swój plan, i albo daje przegraną albo też darzy zwycię­stwem.

Ten obraz żywo mi staje przed oczyma, kiedy dziś wespół z wami wspominam przed Bogiem ciężkie dni oblężenia Warszawy. Wasze wielkie wysiłki i ofiary, złożone w obronie stolicy przed straszliwym wrogiem, ale też i wasze gorące po świątyniach modlitwy, wasze nowenny, wasze spowiedzi i wasze Komunie św., na intencję wybawienia Polski przyj­mowane.

Niechaj wodze spierają się i swarzą, niech długo i uczenie rozprawiają, jaki to plan strategiczny do zwycięstwa dopomógł. Będziemy im, wierzyli na słowo i słuszność im przyznamy. Ale cokolwiek wypowiedzą, nigdy nas o jednym nie przekonają, by plan, choćby najmędrszy, sam przez się dokonał zwycięstwa. Jeżeli w każdej bitwie, nawet najlepiej przygotowanej, przy doborze wodzów i żołnierza, przy planach genialnych, jeszcze zwycięstwo waha się niepewne, jeszcze zależnym jest od gry przypadków, a raczej od woli Bożej, to cóż dopiero mówić tutaj? — Tu, pod Warszawą, taka była pewność przegranej, że wróg telegramami światu oznajmił na dzień naprzód jej zajęcie. Sam zaś wódz francuski, który tyle zasług niespożytych położył około obrony naszej stolicy, gdy go nuncjusz zapytał w przededniu bitwy, czy liczy na zwycięstwo odpowiedział znacząco: Dziś pomóc mogą więcej wasze modlitwy, niżeli nasza sztuka wojenna. Istotnie modlitwy pomogły. Nie ujęły zasługi wodzom, ni chwały męstwu żołnierzy; nie ujęły też wartości ofiarom i wysiłkom całego społeczeństwa; ale modły bitwę rozegrały, modły cud nad Wisłą sprowadziły. Dlatego cokolwiek mówić czy pisać się będzie o bitwie pod Warszawą, wiara powszechna nazwie ją cudem nad Wisłą, i jako cud przejdzie ona do historii.

Zupełnie podobny to cud do cudu pod Często­chową. Dzieje pisać o nim będą i takimiż złotymi upamiętnią go w sercu narodu głoskami, jak pisały i wspominały obronę Częstochowy. Tu i tam czerń zalała Polskę; tu i tam od zdobycia jednego grodu losy Polski zawisły; tu i tam boje i zwycięstwo uwieńczone zostały cudem Pańskim. W niczym cud pod Częstochową nie obniży wartości męstwa broniących grodu żołnierzy; ni jednego nie uszczknie lauru ze skroni Kordeckiego. Bóg, czyniąc cuda, nie przytłacza i nie niszczy chlubnych wysiłków swojego stworzenia; owszem, tam, gdzie i największe ofiary przed przemagającą siłą ustąpić muszą, cudem je wspiera i cudami bohaterstwo wieńczy. Pycha to tylko, bałwochwaląca siebie, zdolna jest tak wysoko się wynieść, iż Bogu samemu urąga, dumnie w przechwałkach wołając: O cudach nam mówicie, cuda nam głosicie? Zali to nie ramię, nasze ocaliło Warszawę? zali to nie geniusz wodzów ją zbawił?

Tylko tym, co się mienią bogami na ziemi, wydaje się Bóg i Jego moc i Jego łaska jakąś konkurencją niepożądaną, która z zasług ich odziera. Nie za sługi Pańskie, ale za wcielone bóstwa uważają się ci, którzy w śmiesznej i zuchwałej nadętości tak mówią.

Veni, vidi, Deus vicit. — Przyszedłem, zobaczy­łem, Bóg zwyciężył powiedział Sobieski pod Wied­niem.

Pytam się was, czy te słowa pokory i wiary umniejszyły w czymkolwiek lub obniżyły bohaterstwo Króla i wodza? czy uszczknęły co z wawrzynów, jakie potomność i historia włożyły na skroń jego? Nic, zaiste, raczej mu ich przymnożyły: bo przepoiły jego bohaterstwo wdziękiem niezwykłym, że tak kornie o sobie trzymał, a nie nadymał się pysznie i nie wynosił. Rzuciły te słowa na czoło królewskie aureolę, utkaną z promieni wiary, które Jana III pasują na chrześcijańskiego rycerza. Można więc śmiało po­wiedzieć, że te piękne i korne słowa wieńczą i zdobią jego skronie jeszcze wdzięczniej, niż samo męstwo. W słomach jego tkwi prawdziwa filozofia ducha wojen, w których Bóg, rozrządzający losem narodów, prze­graną lub zwycięstwem dla swoich posługuje się celów. Tkwi w nich obraz i symbol takich zwycięstw, które, jak zwycięstwo pod Warszawą, tylko w sposób nadprzyrodzony wyjaśnić i wytłumaczyć można.

Deus vicit! — powtarzamy za naszym zwycięskim królem, kiedy dzisiaj wspominamy o naszych przej­ściach strasznych i wielkim zmiłowaniu Bożym.

Deus vicit Bóg zwyciężył! zawołamy tym wszystkim, którzy by ludzkiej mocy czy zręczności wyłącznie przypisywać chcieli zwycięstwo i wiązać je nie z nadziemską pomocą Bożą, ale tylko z wojen­nymi planami.

Cóż tu mówić dużo o planach, skoro przejścia do Warszawy dla wroga, jak się pokazało później, podobne były do nici pajęczej, którą trochę silniejszy napór albo trochę słabsza obrona każdej chwili mogły przerwać? Nie plan strategiczny rozstrzygał o ocaleniu Warszawy, skoro pozostawiał punkta obrony nie­zabezpieczone. Plan to inny ocalenie przyniósł. Plan ten skreślony był ręką Bożą a tworzył go i wykonywał Duch Pański. Czego nie zdołał ni zabezpieczyć ni przewidzieć plan ludzki, to zabezpieczył i przewidział plan Boży. Gdy za słaba była obrona na moście (przedmościu Przypisek autora.) warszawskim i wróg już począł zwy­cięsko napierać, wtedy, jak spod ziemi dobywa Duch Boży serca bohaterskie... Kiedy szeregi wojsk po­czynają się łamać, cofać i pierzchać, wtedy Wódz Niebieski odkomenderowywa poruszeniem wewnętrz­nym kapelana Skorupkę i ten pierzchających zawraca, a śmiercią męczeńską zwycięstwo zabezpiecza. Bóg to jeden do warunków, do potrzeb, do chwili odnaj­dywał i wydobywał serca, poddawał im szczęśliwe natchnienia, uzbrajał męstwem bohaterskim i przez nie swoje przeprowadzał plany. To, co jest najsłabszą stroną w planie strategicznym człowieka, to właśnie stanie się najsilniejszym w planie nadprzyrodzonym, Bożym... Bóg, który bohaterów wzbudził, który ich przewidział i wybrał, na właściwym miejscu postawił i w chwili stosownej użył, czyż nie wsławia w nich imienia swojego? czyż przez nich chwały swej nie rozgłasza?

A jak jedni papierowe plany, Bożej przeciwsta­wiają mocy, tak znowu inni twierdzą, że zwycięstwo pod Warszawą było łatwe, bo wróg był wyczerpany. Wyczerpany? On przecież gonił, duchem zwycięskim ożywiony, naszego żołnierza aż pod Warszawę. Taka gonitwa wyczerpywała wojsko nasze, ale nie jego siły. Poczucie tryumfu i zwycięstwa jest i w najsłabszej armii zadatkiem potęgi, podobnie jak poczucie prze­granej jest i w najpotężniejszej zadatkiem jej słabości i rozgromu. I gdyby naprawdę wróg czuł się słabym, toć właśnie tutaj skupiłby wszystkie swe siły, ażeby ostatecznym uderzeniem zwycięstwo sobie zapewnić. Czy jednak czuł on naprawdę niemoc swoją? Czyżby rozgłaszał światu swoje zwycięstwo jako dokonane, i narażał tak siebie na ośmieszenie i poniżenie, gdyby zwycięstwa tego nie był sam pewien? A czyżby roz­dzielał armie swoje najniepotrzebniej i jedne oddziały wysyłał ku Niemcom, a drugie ku Warszawie, gdyby co do obliczeń swoich nie był upewniony? Zapewne w takim rozdzieleniu sił był olbrzymi błąd strategiczny, który tylko oczywistemu zaślepieniu przypisać można. Był to błąd podobny do tego jaki popełnił Absalon, ściągając wojsko Dawida. Zamiast uderzyć na oddziały jerozolimskie całą siłą, jak mu radził Achitophel, poszedł on raczej za złą radą Chuzy i ociągał się, pewien, iż stanie się to, co mu Chuza zapowiadał: Przypadniemy nań a okryjemy go, jako zwykła rosa padać na ziemię, a nie zostawimy z mężów, którzy z nim są, ani jednego. (Por. II Król. XVII, 12)

Tak samo myślał wróg o grodzie naszym; sądził on, że może swobodnie dzielić wojska, bo i tak stolica Polski, jak dojrzały owoc z drzewa, na pewno mu się dostanie. Bóg dopuścił, że nieprzyjaciel upoił się pychą i pewnością siebie i zaślepił się.

wił mi jeden z generałów: Pod Warszawą Bóg zdziałał cud.

Pomijam już wszystko inne, ale podobnie szalony plan, jak rozdzielenie sił wojennych przez bolszewików w pochodzie na Warszawę, tylko jakiemuś szczegól­niejszemu zaślepieniu przez Boga przypisać się musi. Myśmy zaś wówczas, patrząc na to, mogli powtarzać za Prorokiem: Wypuśćcie z piersi waszych okrzyk wojenny; a mimo to zniszczeni będziecie. Wnijdźcie w narady, a one będą rozerwane i unicestwione. Da­wajcie jakie chcecie rozporządzenia, a one się staną bez skutku, albowiem Bóg jest z nami, (por. Iz. VIII, 9-10).

Prawdziwie, kiedy się rozejrzymy w całym planie i dziele, wołamy z Prorokiem: Oto Bóg Zbawiciel mój... moc moja i chwała moja Pan, bo stał mi się wybawieniem (Iz. XII, 2).

Nie z nas to, o Panie, nagle wystrzelił promień nadziei. Z nas było tylko przygnębienie, z nas mówiło zrozpaczenie, kiedyśmy hordy dzikie pod Warszawą ujrzeli. Z nas szły tylko cienie, które chmurą czarnej nocy przysłaniały oczy nasze. Ty to pośród ciemności rozpaliłeś światło, Ty w zwątpieniu wskrzesiłeś na­dzieję, Ty w omdlałej naszej duszy rozpaliłeś płomień życia, miłości i bohaterstwa. Bohaterstwo zatętniło w skroniach naszego polskiego żołnierza, a ono dziełem było rąk Twoich. Ty je spuściłeś z niebios na jego rozmodloną przed ołtarzami Twymi duszę. Bo żołnierz w rozsypce, który od tygodni całych miał tylko jedno na myśli — ucieczkę, żołnierz wyczerpany na ciele i na duchu, żołnierz zwątpiały, który wierzył święcie w przegraną, a zrozpaczył o zwycięstwie, taki żołnierz tylko od Ciebie, tylko z serca Twojego mógł zaczerpnąć nowej wiary, nowej ufności i nowego zapału. Czym on był wówczas sam przez się, o tym świadczył ten oddział, który w chwili poczynającej się bitwy, wbrew zakazom, cofnął się z pola, oddając na pastwę wrogą losy ostatecznej rozegranej. Oto czym był wówczas żołnierz sam z siebie, lecz w lwa się przemienił, gdyś Ty, o Panie, tchnął weń moc Twoją.

A kiedyś nas tak przemądrze wspierał i wspo...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin