Turtschaninoff Maria_Kroniki Czerwonego Klasztoru_01_Maresi.rtf

(32281 KB) Pobierz
Turtschaninoff Maria_Kroniki Czerwonego Klasztoru_01_Maresi

http://cyfroteka.pl/catalog/ebooki/02043134/020/cover/N/272147.jpg


C:\Users\Agnieszka\Desktop\1.jpg


Aleksandrze, mojej siostrze


C:\Users\Agnieszka\Desktop\2.jpg


Nazywam się Maresi Enresdotter i spisuję to w dziewiętnastym roku rząw trzydziestej drugiej Matki. Spędziłam tutaj, w Czerwonym Klasztorze, cztery lata i w tym czasie przeczytałam prawie wszystkie stare księgi opowiadające o historii Klasztoru. Siostra O wi, że moje opowiadanie zostanie dołączone do pozostałych pism. Dziwne. Jestem tylko nowicjuszką, a nie przeoryszą czy uczoną siostrą. Ale siostra O wi, że to ważne, żebym nie ja spisała to, co się wydarzyło. Byłam tam. Opowiadania z drugiej ki nie tak wiarygodne.

Żadna ze mnie narratorka. Jeszcze nie. Ale jeśli czekać, się nią stanę, potrafiła spisać to, co się wydarzyło, tak jak należy, wszystko zapomnę. Więc spisuję moje wspomnienia, ki jeszcze te wydarzenia widzę jasno i wyraźnie. Nie minęło zbyt wiele czasu, tylko jedna wiosna. To, o czym chętnie bym zapomniała, wciąż jest żywe w mojej pamięci. Woń krwi. Odgłos łamanych kości. Nie chcę tego wszystkiego znowu przywoływać. Ale muszę. Trudno pisać o śmierci. Niemniej jednak nie mogę tego nie zrobić, tylko dlatego że to trudne.

Opowiadam, żeby Klasztor nie zapomniał. Opowiadam wnież po to, by pojąć, co tak naprawdę się stało. Czytanie zawsze pomagało mi lepiej zrozumieć świat. Mam nadzieję, że tak samo dzie z pisaniem.

Głównie zastanawiam się nad owami. Jakie owa przywołują odpowiednie obrazy, nie wypaczając ich ani nie upiększając? Ile ważą? Zrobię co w mojej mocy, by opisać tylko to, co ma dla mojej opowieści znaczenie, pominę wszystko inne, lecz niech mi Bogini wybaczy, jeśli czasami mi się to nie uda.

Trudno też powiedzieć, gdzie opowiadanie ma swój początek, a gdzie koniec. Ja nie wiem, gdzie jest koniec. Co do początku, sprawa jest prosta. Wszystko zaczęło się, kiedy do Klasztoru przybyła Jai.


Tego wiosennego dnia, gdy pojawiła się Jai, spacerowałam po plaży i zbierałam małże. j koszyk był wypełniony do połowy, więc przysiadłam na kamieniu, aby chwilę odpocząć. Na plażę padał cień, ponieważ ce nie wspięło się jeszcze nad Białogłowę. Moje stopy chłodziła morska woda. Pod podeszwami moich stóp chrzęściły okrąe kamyki, przesuwając się tam i z powrotem, w rytm ruchów morza. Czerwononogi koan podskakiwał przy brzegu, szukał małżów, on także. ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin