Brett Simon - W imię przyjaźni.txt

(304 KB) Pobierz
SIMON BRETT
W IMIĘ PRZYJANI

 Dla Nigela, Sue, Charlesa i Olivii Bennett

1

Kiedy autokar z piskiem hamulców przemierzał zygzakiem ciemnoci, pani Pargeter rozmylała, że taka podróż absolutnie nie leży w jej stylu. Zdawała sobie sprawę, że rozpucił jš więtej pamięci mšż nieboszczyk, niemniej żywiła niezachwiane poczucie, iż upór małżonka, by korzystać tylko ze rodków lokomocji pierwszej klasy, był czym więcej niż nadmiernym dogadzaniem sobie. Z jego punktu widzenia podróż - nudny, ale niemożliwy do uniknięcia element każdej eskapady - wpływała w istotny sposób na jej rezultaty po osišgnięciu miejsca przeznaczenia. Wobec tego, im wygodniejszy rodek lokomocji, tym lepiej. Cena takiego komfortu, nawet wygórowana, to dobrze zainwestowane pienišdze. W interesach kluczowe znaczenie miało dotarcie do celu podróży w jak najlepszej formie.
Jednakże w imię przyjani wiele można wycierpieć, a włanie posłannictwo przyjani zmusiło paniš Pargeter do podróżowania w tak nietypowy dla siebie sposób. Siedzšca teraz u jej boku, spięta jak struna Joyce Dover wyglšdała niespokojnie przez okna autokaru na migajšce co jaki czas na stoku wzgórza wiatełka. Kiedy przyjaciółka zaproponowała pani Pargeter spędzenie wspólnych wakacji, była w okropnym stanie. Pani Pargeter mogła tylko okazać jej współczucie, albowiem pustka, jakš w jej własnym życiu pozostawiła mierć nieodżałowanego małżonka, wcišż jeszcze, dzień po dniu, przepełniała jš smutkiem. Joyce swojego męża, Chrisa, straciła całkiem niedawno. Chociaż pani Pargeter nigdy nie miała szczęcia poznać go osobicie, doskonale wiedziała, przez co przechodzi przyjaciółka. Rozumiała, ile hartu ducha wymagało od niej zaproponowanie tej wycieczki, toteż z radociš zgodziła się towarzyszyć. 
Zaofiarowała się także, że osobicie dokona wszelkich niezbędnych formalnoci. Zdjęcie tego ciężaru ze stroskanych ramion przyjaciółki oznaczało zarazem, że poziom komfortu i warunków lokalowych będš odpowiadać jej - trzeba przyznać wcale wysokim - wymaganiom. Dla Joyce, zdaje się, finanse nigdy nie stanowiły problemu, ale nawet gdyby tak było, pani Pargeter wspomogłaby jš z ochotš.
Joyce jednakże stanowczo odrzuciła ofertę wszelkiej pomocy. Dowodziła, że teraz włanie potrzeba jej zajęcia, a zorganizowanie wakacji znakomicie pomoże odzyskać równowagę psychicznš. Z mężem nigdy nie zwiedzali Grecji, toteż ten kraj nie obudzi bolesnych wspomnień. Wobec tego wybiorš się obie do Grecji włanie.
I nim pani Pargeter zdšżyła udzielić Joyce kilku wskazówek co do rejonów Grecji - w jej mniemaniu najodpowiedniejszych - i co do hoteli, które były najwygodniejsze, wszystko zostało zarezerwowane. Dwutygodniowa zbiorowa wycieczka na poczštku czerwca do Agios Nikitas, na północno-wschodnim wybrzeżu Korfu. Zakwaterowanie w willi Eleni i wyżywienie we własnym zakresie!
Wyżywienie we własnym zakresie! Nie do wiary, mylała pani Pargeter, do jakich powięceń zdolny jest człowiek w imię przyjani!
Również przyjań sprawiła, że na lotnisku Gatwick stawiła się całe dwie godziny przed planowanym odlotem. Także w imię przyjani przesiedziała aż pięć godzin na tymże lotnisku, gdy okazało się, że czarterowy lot ma opónienie. Przyjań skłoniła jš także do okazywania entuzjazmu na widok syntetycznego jedzenia podawanego w zatłoczonym Boeingu, pełnym wrzeszczšcych bachorów, i wreszcie przyjań sprawiła, że teraz podrzucało niš na tylnym siedzeniu autokaru, który prychał na nadmorskich serpentynach szosy wiodšcej od lotniska Korfu do Agios Nikitas.
Ale pani Pargeter nie skarżyła się ani narzekała. Z natury bowiem miała filozoficzne usposobienie. Życie ze więtej pamięci panem Pargeterem nauczyło jš nie uprzedzać z góry wypadków. Mšż zawsze powtarzał, że nie warto tracić energii na lęki o przyszłoć, trzeba cierpliwie czekać, co przyszłoć przyniesie, a kiedy to stanie się już faktem, sam się człowiek zdziwi, że ma aż tyle sił, by stawić temu czoło.
Tak więc pani Pargeter wygładziła jasnš bawełnianš sukienkę na pulchnych udach i pozwoliła, by ciepły wietrzyk, wpadajšcy przez okno autokaru, rozwiewał jej siwe włosy. Spokojnie czekała, co przyniosš najbliższe dwa tygodnie.


2

- Mogę prosić państwa o uwagę? - Pilotka wycieczki, która na lotnisku przedstawiła się egzaltowanym akcentem wychowanki angielskiej prywatnej szkoły dla panienek jako Gin- nie, przekrzykiwała warkot autokarowego silnika.
Upłynęła dłuższa chwila, nim udało się jej przycišgnšć uwagę wszystkich członków wycieczki. Po niewygodach podróży, mimo kolebania się autobusu, sporo osób zapadło w drzemkę. Keith i Linda, młode małżeństwo z South Woodham Ferrers w Essex, które zdołało włanie upić swojego półtorarocznego synka Craiga, zaczęło wyrzekać na zakłócenie jego snu. Pani Pargeter, będšca-bynajmniej nie dobrowolnie-poletkiem dowiadczalnym Craiga w ćwiczeniu rzutów jedzeniem do celu podczas trzyipółgodzinnego lotu, również żałowała, że się obudził.
- Proszę mi wybaczyć - powiedziała Ginnie głosem, w którym trudno byłoby dosłuchać się cienia skruchy. Prawdopodobnie i ona była na ostatnich nogach po pięciogodzinnym wyczekiwaniu na lotnisku Korfu. - Chciałam tylko poinformować, że już dojeżdżamy. Za parę minut skręcimy z głównej drogi na trakt wiodšcy do Agios Nikitas. Pragnę państwa uprzedzić, że droga do wioski jest o wiele bardziej wyboista.
- Co, jeszcze bardziej? Musi więc mieć więcej dziur niż samochód teciowej - stwierdził emeryt w beżowym wdzianku typu safari, który przy sprawdzaniu listy obecnoci na Gatwick zaprezentował się jako dusza towarzystwa. Pani Pargeter uznała wtedy, że prawdopodobnie niedługo utrzyma tę pozycję. Absolutny brak reakcji na jego ostatni dowcip zdawał się wskazywać, że po dziesięciu godzinach spędzonych w jego towarzystwie najwidoczniej wszyscy doszli do podobnego wniosku. Nawet jego chuda jak szczapa żona w identycznym wdzianku safari nie potrafiła zdobyć się na najwštlejszy choćby umiech.
- Tak czy inaczej - cišgnęła Ginnie - ponieważ pojawimy się nieco póniej, niż było to planowane... - to stwierdzenie powitały pomruki w rodzaju: jakbymy sami o tym nie wiedzieli - ...więc może państwo nieco zgłodnieli... - to z kolei spotkało się okrzykami entuzjazmu o różnym natężeniu - ...kiedy dojedziemy do wioski, niektórzy z was może będš chcieli udać się prosto na posiłek, inni za prosto do kwater. Toteż najpierw przystaniemy przy tawernie Spiro i zostawimy tych z państwa, którzy zechcš co zjeć, a resztę autokar rozwiezie po willach.
- Dobrze, a co z bagażami tych, którzy zostanš w tawernie? - dopytywała się pani w safari.
- Odstawimy je do kwater. Będš na miejscu, nim ich właciciele skończš posiłek.
- Cóż za ulga! - wykrzyknšł pan w safari, a potem dodał uršgliwie: - Kor! Fu! - Ten kalambur, nawet po raz pierwszy wypowiedziany w hali odlotów Gatwick, nie wzbudził szczególnie żywej reakcji, teraz za, słyszany po raz jedenasty, został całkowicie zignorowany.
- Hm, proszę mi wybaczyć, Ginnie - odezwała się Linda z South Woodham Ferrers - wspominała co o Spiro, ale w wiosce chyba jest więcej niż jedna tawerna?
- Och, tak. Spiro, potem Trzej Bracia, Costa i hotel Na- usica. Proszę korzystać z nich wszystkich, jednak uprzedzam... hm... Wedle opinii większoci turystów, którzy bawili u nas na przestrzeni lat, u Spiro panuje najlepsza atmosfera. No i, prawdę powiedziawszy, tam jest najlepsza kuchnia. 
- A czy odbywajš się tam greckie tańce? - dopytywała się sekretarka o krótkich tlenionych włosach.
- Owszem, przez większoć wieczorów, natomiast co tydzień we wszystkich tawernach odbywajš się tańce. Serwuje się wtedy specjalne posiłki, pokazuje ludowe tańce... U Costy odbywa się to co pištek, w hotelu co sobotę, u Spiro w poniedziałki, a w Trzech Braciach w rodę.
- A sš tutaj jakie nocne kluby? - dopytywała się sekretarka z krótkimi tlenionymi włosami.
- Nie, w dosłownym znaczeniu tego słowa. Nie w samym Agios Nikitas, choć oczywicie tawerny otwarte sš, póki ostatni goć nie wyjdzie. Jeżeli jednak chciałaby pani odwiedzić zwykły nocny klub, musi się pani wybrać dalej wybrzeżem, do Ipsos lub Dassii.
- wietnie, spróbujemy w sobotę - stwierdziła sekretarka z długimi tlenionymi włosami, zwracajšc się do sekretarki z krótkimi tlenionymi włosami.
Wyszedłszy zwycięsko z tej nawałnicy pytań Ginnie odwróciła się do kierowcy i powiedziała co płynnš greczyznš. Skwitował jej słowa miechem, ale trudno byłoby odgadnšć, czy żart godził w pasażerów, czy nie.
- Boże, mam nadzieję, że zaraz dojedziemy na miejsce - wymamrotała Joyce, gdy autobus skręcił z głównej drogi na wyboisty, kamienisty trakt. - Strasznie chce mi się siusiu.
- Już niedługo - pocieszała jš pani Pargeter swoim uspokajajšcym głosem, w którym pobrzmiewał lekki cockneyowski akcent.
- I chętnie bym się czego napiła-dodała Joyce. Jej drobna twarz pod rozwichrzonymi ufarbowanymi jasnymi włosami cišgnęła się pod wpływem zdenerwowania.
Ochota na drinka wydawała się daleko silniejsza niż potrzeba zrobienia siusiu. Pani Pargeter przelotnie się zaniepokoiła. Wiedziała, że wszystko, co daje chwilowe zapomnienie, kusi w pierwszym, upiornym szoku wieżego wdowieństwa, jednak przyjaciółka zbyt łatwo poddawała się złudnemu czarowi alkoholu. Długie godziny wyczekiwania na Gatwick Joyce skracała sobie dżinem z tonikiem, a w samolocie wchłaniała wszystko, co jej podsuwano.
A na dodatek ta dziwna afera z paczkš... Nim przeszły do hali odlotów, Joyce niespodziewanie spytała paniš Pargeter, czy przypadkiem nie ma w swoim podręcznym bagażu wolnego miejsca.
- To nic ciężkiego ani podejrzanego, Melito. Po prostu wolałabym nie przekraczać przepisów, w razie gdyby zatrzymali mnie na cle.
W ten oto sposób pani Pargeter dostała się paczka, wcišż spoczywajšca w jej torbie podróżnej pod siedzeniem. Paczka, którš pieczołowicie owinięto w karton i papier pakowy. Z tego jednak, w jaki sposób chlu...
Zgłoś jeśli naruszono regulamin