Barbara Dmochowska - Australia.pdf

(52147 KB) Pobierz
CIOntl.ffy
CENTRAL MOUNT
STUART,/
HISTORICAL RESERVE •
t
AIOJ
WATARRJ<A N.P.
OOE.LNSLAND
~
ZACHODNIA
AUSTRALIA
I
N
>
NOWA
~OŁUDN
I
OWA
j:.
~
I
~
WALIA
BARBARA
DMOCHOWSKA
AUSTRALIA
PELPLIN 2014
(
o..:
Wydawnictwo
„Bernardin u
m
"
Sp.
z
o.o.
83-130
Pelplin,
ul. Biskupa Dominika 11
t
el. (58)
536 17
57,
fax
(58)
536 17
26
bernardinum
@bernardinum.com.
pl
www.bernardinu
m
.com.pl
Copyright©
2014
Tekst
i
zdjęcia:
Barbara
Dmochowska
Copyright© 2014
Zdjęcia
str.
36; 83: Wojciech
Cejrowski
Wszelkie
prawa
zastrzeżone
Copyrigh
t
© 2014 opracowanie
plastyczne
W. Cejrowski Sp. z o.o.
Copyright
©
2003 plastyczny
kształt
serii
„Biblioteka
Poznaj
Świat"
W. Cejrowski Sp.
z
o.o.
Copyright
©
2014 wydanie polskie Wydawn
ictwo
„Bernardinum"
Sp.
z
o.o.
All
rights
reserved.
Projekt
okład
ki
i
elementów graficznych:
Łukasz
Cie
płowski
Redakcja:
Edyta
Urbanowicz
Korekta:
Edyta
Urbanowicz,
Piotr
Koperski
Mapy: Agnieszka
Rajczak
Skład,
dobór
i
opracowanie
zdjęć: Łuk asz Ciepłowski
Druk
i
oprawa: Drukarnia Wydawnictwa
„Bem
ardinum" Sp. z o.o.
tel.
58 5364375,
e-mail: drukarnia@ bernardinum.com.pl
Wydanie
I
ISBN
978-83-7823-272-8
m.x;m;x.x;m;x.x;m;x.x;m;x.m
Ta
książka
jest
dla
Pawła,
który
„przeżył
ją"
ze
mną
i
dla Rodziców,
którzy
nauczyli mnie
przeżywania
.
Dla
wszystkich
bliskich,
którzy przyczynili
się
do
przeżyć
szczególnych,
australijskich,
oraz
dla
tych,
którzy
są źródłem
innych,
codziennych,
nowych
i
wielkich. Dla
Hani i
Janki. Dla
Was, Moi
Drodzy,
kcórzy macie
swoje
włas
ne przeżycia.
Obyśmy
wszyscy
mieli
ich jak
najwięcej
...
All
rights reserved.
Wszelkie
prawa
zastrzeżone.
Reprodukowanie,
kopiowanie w
urządzeniac h
przetwarzania
danych,
odtwarzanie
w
jakiejkolwiek
for
mie
oraz wykorzystywanie w
wystąpieniach
publicznych
-
równ
i
eż częściowe
-
tylko
za
wyłącznym
zezwoleniem
właściciela
praw
autorskich.
KANGURY
I
GORĄCE
SŁOŃCE
[@X@X@X@X@X@X@I@I@I@I@X@X@X@)
Daleko.
Wielkie
plaże.
Opera. Kangury
i
gorące
sło
t1ce.
Z
ta-
kim mniej
więcej wyobrażeniem
wyj eżdżaliś
my
na d
rugi
koniec
świata
-
do
Australii.
Nie
wiedzieliśmy
wiele.
Chcie-
liśm.y więc jechać
i
dowiedzi
się
więcej.
O
południowej
ziem.i
i
o
nie-
bie.
O pustyni i
morzach.
O
ludziach,
zwierzętach,
roślinach.
O dro-
gach i
bezdrożach
.
O kraju. O
świecie.
O
życi
u, być może.
Czy
rzeczywiście
trzeba
było
wybierać
tak
odległe
miejsce?
D
wa-
dzieścia
siedem
długich
godzin
lotu. Sto
trzydzieści
trzy
południki
przez
Europ
ę,
Azję
i
ocean.
Czy
trzeba
było?
Nie wiem.
Czy
warto
było?
Na
pewno!
Przed wylotem nie
zas
tanawialiśmy
się
nad
żadnym
z tych
pytat1,
nad
żadną
z odpowiedzi.
I
pewnie
dlatego
właśnie wyjechaliśmy.
PO
DRUGIEJ
STRONIE
ŚWIATA
~@I@X@I@X@I@I@I@I@X@X@I@X@)
godzin w
p
owietrzu. Trzy starty
i
trzy
lądowania.
Ekscytacja,
zmęczenie
i
zdziwienie.
Tak
zaczęła
się
nasza australijska p
rzygoda
18
września
2000
roku.
Po-
mysł
wyjazdu
powstał
w kwietniu
tego samego roku .
Jak ?
Ano,
jak
to
często
bywa
w
Pawła
i
moich
planach -
przypadkiem.
Czytając
kiedyś
„Podróże" natknęliśmy się
n.a
opatrzony
fotografiami
artykuł
o Nowej
Zelandii.
Zachwyceni
doświadczeniami
podróżników,
opi-
sujących
w nim
swoje
przeżycia,
zdjęciami
ośnieżonych
gór,
niebie-
skich
lodowców,
wąskich
fiordów
i
zielonych
dolin
s
twierdziliśmy,
że
chcemy
pojechać
do
tego
najbardziej
oddalonego od
Polski kraj
u.
Tyle
że
z
takim
pos
tanowieniem
kot'lczyliśmy
lekturę
p
rawie
każde­
go
artykułu
z
„Podróży"
czy
„National
Geographic"
oraz
większości
relacji
z
wypraw. Tymczasem, z braku
czasu i
pieniędzy
(tak
przynaj-
mniej to sobie zawsze
tłumaczyliśmy),
nigdy
razem nie
wyjechaliśmy
poza
Euro
p
ę
i
nigdy
na
dłużej
niż
dwa,
trzy
tygodnie.
Tym razem
stało się
inaczej. Co prawda, nie
wylądowaliśmy
w
Nowej
Zelandii,
ale
za
to
zaledwie dwa i
pół
tysiąca
kilometrów
bliżej
- w
Australii.
Wiosną
2000
roku oboje
kończyliśmy
ósmy semestr studiów
i
mieliśmy
przed
sobą
p
rzedostatnią
sesję. Część
znajomych szu-
kała
pracy,
inni
już ją
rozpoczęli.
My jednak
nie
chcieliśmy
tak
od
razu
poddać się
temu, co
już
doświadczone
i
do
przewidzenia:
życiu
w znanym
mieście,
pośród
znanych
ludzi,
znanych
radości
i proble-
mów.
Czuli śmy,
że
chyba
przyszedł
czas
na
zmianę.
Nie
mieliśmy
w zanadrzu
żadnego
konkretnego planu.
W odpo-
wiednim momencie
wpadł
nam
w
ręce
wspomniany
artykuł
o Nowej
Zelandii.
Zaczęliśmy
się
głośno
zastanawiać:
„A
może
tam?
Czemu
nie?"
\Vszystko
na
razie
w sferze
marzet'l.
Jednak temat
wciąż
powra-
cał.
Jak„.
bumerang. W
końcu zapadła
decyzja:
wyjeżdżamy!
Ponad
dwadzieścia
Zgłoś jeśli naruszono regulamin