Rozdział 1.pdf

(119 KB) Pobierz
Królowa Powietrza i
Mroku
Cassandra Clare
Mroczne Intrygi
Tłumaczenia: UpsideDown
Część pierwsza
Ż
adnego smutku
W krainie Faerie, śmiertelnicy
nie czują żadnego smutku,
tym samym, nie są w stanie odczuwać radości.
-
przysłowie Faerie
1
ŚMIERĆ PRZYGLĄDA SIĘ Z GÓRY
Wszystko pokryte było krwią –
podium Konsula, stopnie
podestu, ściany oraz podłoga, a wraz z krwią wszędzie widać było
kawałki roztrzaskanego Miecza Anioła. Po tym wszystkim Emma
pamiętała to jedynie jako czerwoną mgłę. Poszarpane fragmenty
poezji ciągle przebiegały jej przez głowę, coś o tym jakie
niewyobrażalne jest to, ile krwi mieści ludzkie ciało.
Mówi się, że szok jest idealną osłoną, ale Emma nie czuła się
chroniona. Widziała i słyszała wszystko wokół. Sale Narad wypełnioną
strażnikami. Krzyki. Próbowała utorować sobie drogę do Juliana.
Strażnicy pojawiali się przede mną falami. Słyszała więcej krzyków.
„Emma Carstairs roztrzaskała Miecz Anioła! Zniszczyła jeden z Darów
Anioła! Aresztować ją!
Nie obchodziło jej, co takiego z nią zrobią. Musiała jedynie dostać się
do Juliana. On nadal leżał na ziemi z Livvy w ramionach, odpierając
wysiłki strażników, by zabrać jej martwe ciało z dala od niego.
- Przepuście mnie. – powiedziała. - Jestem jego
parabatai,
przepuście
mnie.
- Oddaj mi miecz. - To był głos Konsul. - Oddaj mi Cortanę, Emmo i
będziesz mogła pomóc Julianowi.
Sapnęła i poczuła smak krwi w ustach. Alec był teraz na podium,
klęcząc przy ciele swojego ojca. Podłoga Sali była wypełniona
ruchomymi postaciami – pośród nich Emma zauważyła Marka
wynoszącego nieprzytomnego Ty’a z Sali i podtrzymującego
ramieniem innego Nefilim. Nigdy nie widziała, żeby wyglądał tak
ponuro. Kit był przy nim. A gdzie Dru? Tam – siedziała sama na ziemi.
Nie, Diana była z nią, obejmując ją i płacząc, a Helen walczyła, by
dostać się na podium.
Emma zrobiła krok do tyłu i prawie się potknęła. Drewniana podłoga
była śliska od krwi. Konsul Jia Penhallow nadal stała przed nią, jej
szczupła dłoń była wyciągnięta w stronę Cortany.
Cortana.
Miecz był
częścią rodziny Emmy, był częścią jej wspomnień odkąd tylko sięgała
pamięcią. Nadal pamiętała Juliana kładącego go w jej ramiona po
śmierci jej rodziców, jak trzymała go jak własne dziecko, lekkomyślne
głębokie cięcie, które zostawiło po sobie ostrze.
Jia prosiła ją o oddanie fragmentu jej samej.
Ale Julian tam był, wygięty w rozpaczy, przesiąknięty krwią. A on
znaczył dla niej więcej niż Cortana. Emma oddała miecz – czując jak
wysuwa się on z jej uścisku, całe jej ciało stężało. Prawie wydawało jej
się, że mogła usłyszeć jak Cortana krzyczy będąc oddzielona od niej.
- Idź. - powiedziała Jia. Emma słyszała inne głosy, w tym ten należący
do Horacego Dearborn’a, który wyniósł się ponad inne, żądający by
została ona zatrzymana, że zniszczenie Miecza Anioła oraz zniknięcie
Annabel Blackthorn musi zostać ukarane. Jia krzyczała na strażników,
rozkazując im odeskortowanie wszystkich z Sali. Teraz był czas na
żałobę, nie na zemstę. Annabel zostanie odnaleziona.
„Odejdź z
godnością, Horace, albo zostaniesz stąd wyprowadzony, to nie jest
odpowiednia pora”.
Aline pomagała Dru i Dianie stanąć na nogi,
wyprowadzając je z pomieszczenia…
Emma upadła na kolana obok Juliana. Metaliczny zapach krwi był
wszędzie. Livvy była kruchym kształtem w jego ramionach, jej skóra
miała odcień odtłuszczonego mleka. Julian przestał błagać ją by
wróciła i kołysał ją jakby była dzieckiem, jego podbródek spoczywał
na czubku jej głowy.
- Jules. - Emma wyszeptała, ale jej słowa osiadły gorzko na jej języku –
to było jego przezwisko z dzieciństwa, a on był już dorosłym,
pogrążonym w żalu rodzicem. Livvy nie była jedynie jego siostrą. Przez
lata wychowywał ją jak własną córkę. - Julian. - Dotknęła jego
chłodnego policzka, później jeszcze chłodniejszego Livvy. - Julian,
kochany, proszę, pozwól mi pomóc.
Powoli uniósł głowę. Wyglądał jak ktoś, kto wylał na siebie wiadro
pełne krwi. Pokrywała jego klatkę piersiową, gardło, ochlapała jego
brodę oraz policzki.
- Emma. - Jego głos był ledwie szeptem. - Emma, narysowałem tak
wiele
iratze…
Ale Livvy była już martwa kiedy uderzyła o drewniany podest. Zanim
Julian choćby podniósł ją w ramiona. Żadne runy, żadne iratze nie
byłyby w stanie pomóc.
- Jules! - Helen w końcu utorowała sobie drogę przez strażników.
Padła na kolana przy Emmie i Julianie, ignorując krew. Emma patrzyła
tępo jak Helen ostrożnie ściągała połamane części Miecza Anioła z
ciała Livvy i odkładała je na ziemię, plamiąc sobie dłonie jej krwią. Jej
usta były białe z rozpaczy, ramionami otoczyła Juliana i Livvy, szepcząc
kojące słowa.
Pomieszczenie wokół nich było puste. Magnus wszedł do środka, idąc
bardzo powoli i wyglądając blado. Za nim podążał długi rząd Cichych
Braci. Dotarł na podest, a Alec skoczyła na nogi wpadając w jego
ramiona. Trzymali się bez słowa, gdy czworo Braci uklękło i podniosło
ciało Roberta Lightwood’a. Jego dłonie zostały ułożone na klatce
piersiowej, oczy ostrożnie zamknięte. Ciche szepty „ave atque vale,
Zgłoś jeśli naruszono regulamin