Witkiewicz Stanisław Na przełęczy Wrażenia i obrazy z Tatr A5 ilustr.doc

(8783 KB) Pobierz
Na przełęczy

Witkiewicz-Na przełęczy ilustracja p011 1.jpg

NA PRZEŁĘCZY

WRAŻENIA I OBRAZY Z TATR

PRZEZ

STANISŁAWA WITKIEWICZA

 

Ozdobione 135 drzeworytami w tekście.

 

Witkiewicz-Na przełęczy ilustracja p009.jpg

WARSZAWA.

NAKŁAD GEBETHNERA I WOLFFA.

1891.

 

Tekst jest własnością publiczną (public domain).

Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Witkiewicz.


I.

KOŚCIÓŁ MARYACKI. 

 

Był upał. Słońce popołudniowe topiło się w białym blasku, zalewając pożogą promieni drżących, srebrno-szarych, połamane dachy i strzeliste szczyty wież, których cienie roztaczały się po ścianach domów, kładły się długiemi plamami po obszarach placów lub sięgały w głąb wązkich ulic.

W pustym rynku drzemało parę dorożkarskich koni i z rzadka przemykał się jasny parasol, z pod którego wyzierały nogi, lub spódnice i wlokąca się za niemi plamka cienia.

Na linii A - B, po której zwykle przechadza się, zezując „pod Barany“, opinia publiczna Krakowa, dziś przesuwały się za słońcem tylko cienie latarni gazowych.

Nie było widać ani ładnych lub pięknie ubranych kobiet; ani cienkonogich lejtantów piechoty, obciągających wązkie kurtki, ani ułańskich poruczników kokietujących złotym ogonkiem swoich dołmanów.

Przed rozpalonem do wściekłości słońcem uciekli przyszli ministrowie i aspiranci do prezydyalnego fotelu, politycy wszelkich stronnictw... i członkowie niezliczonych komisyj, podkomisyj, komitetów i „ankiet“. Cała ta „stolica bez mieszkańców“, która na tym wązkim skrawku asfaltu daje sobie rendez-vous i warczy wszystkiemi przeciwieństwami ambicyi, - cała ta stolica dyszała teraz pod okurzonemi kasztanami plantacyj, kryła się po kawiarniach, we wnętrzu tych ciemnych i ponurych domów, lub po tych „ubikacyach“, które tu w Krakowie nazywają pałacami.

Rzadcy przechodnie, byli to przejezdni kręcący się około bud wekslarskich, kupujący na wagę złota „reńskie“, lub stojący w miejscu z zadartemi głowami, przysłaniający oczy przed blaskiem słońca i zdający się liczyć kamienie i cegły w ścianach starych murów.

Światło, to życie architektury.

Poczerniała cegła, inkrustowana blokami szarego piaskowca, poobijane gzemsy, połamane dachówki, pozieleniała miedź dachów, oblizane przez wiekowe deszcze ornamenta, dziury po rusztowaniach, - cała ta malownicza łatanina ścian upstrzonych czarnemi otworami okien, białemi plamami wapna, szarzejącemi się kamieniami grobowców napół zatartych, figur poobtłukanych, maszkaronów przedrzeźniających się, - cała ta różnorodność stylów potrącających się obok siebie, pod skwarnemi promieniami słońca, żyła, drżała, mieniła się mnóstwem barw nikłych, przeciwstawnością silnych świateł i cieniów, i zdawała się chlubić zmarszczkami i rysami, w których wypisały się jej dzieje.

Wieże Maryackie, owiane opalową mgłą światła, wznosiły się lekko na tle szarego nieba, na którem migotała pozłota ich koron.

Długie, błękitnawe cienie ciągnęły się od stóp ich, ześlizgiwały się po ścianach domu „pod Murzynami“, czepiały się jego gzemsów, nakrywały dachy i ginęły w ulicy ...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin