Steele Jessica - Upragnione słowa.pdf

(612 KB) Pobierz
Jessica Steele
Upragnione słowa
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Leyne Rowberry zabrała się do prasowania szkolnego mun­
durka. W pewnej chwili poczuła uważne spojrzenie siostrzeni­
cy, a ściślej mówiąc, córki przyrodniej siostry, Marinę Nichol-
son. Uporczywy wzrok Philippy sprawił, że wyprostowała się,
a widząc wlepione w siebie wielkie zielone oczy, zapytała:
- O co chodzi?
Philippa, zdrobniale nazywana Pip, przez kilka sekund pa­
trzyła na nią bez słowa, potem zarumieniła się i wyszeptała:
- Czy wiesz, kto jest moim tatusiem?
Nieoczekiwane pytanie sprawiło, że Leyne zamarła z ot­
wartymi ustami. Siostrzenica pierwszy raz wykazała zainte­
resowanie ojcem. Dlaczego jest ciekawa akurat teraz, po wy­
jeździe matki do Ameryki Południowej? To nieodpowiedni
moment na pytania o ojca, o którym nigdy się nie mówiło.
- Niestety nie wiem - odparła Leyne zgodnie z prawdą.
Dziewczynka spokojnie przyjęła to do wiadomości i zajęła
się tematem z historii, który musiała przygotować do szkoły.
Leyne miała nadzieję, że siostrzenica zagadnęła o ojca
przypadkowo i na tym się skończy. Mimo to przez cały wie­
czór, a nawet zasypiając, widziała badawcze spojrzenie jede­
nastoletniej córki swej przyrodniej siostry.
150
Jessica Steele
Pip była urocza, grzeczna, posłuszna, ale od czasu do cza­
su - na szczęście rzadko - w wielkich zielonych oczach po­
jawiał się niepokojący blask. Leyne nie zawsze potrafiła dać
zadowalającą odpowiedź, a wtedy na anielsko słodkiej twa­
rzyczce pojawiał się wyraz świadczący o uporze. Dziewczyn­
ka drążyła tak długo, aż dowiedziała się tego, co chciała.
Rano Leyne jeszcze łudziła się, że wieczorne pytanie by­
ło przypadkowe. Odwiozła Pip oraz jej koleżankę, Alice, do
szkoły i pojechała do pracy.
Maxine, która przed tygodniem wyruszyła w daleką podróż,
poprzedniego wieczoru zadzwoniła z lotniska w Madrycie.
- Leyne, jesteś pewna, że dasz sobie radę? - zapytała po
raz setny.
- Oczywiście.
Początkowo Maxine zamierzała odrzucić propozycję wy­
jazdu, chociaż półroczna wyprawa ze światowej sławy fotogra­
fikiem stanowiła niebywale atrakcyjną okazję. Po poważnym
wypadku Ben Turnbull stanął wobec przykrego dylematu: mu­
siał albo odwołać zaplanowaną podróż, albo wziąć kogoś do
pomocy. Odwołanie nie wchodziło w grę, więc zdecydował się
zaangażować asystentów. Potrzebował aż dwóch.
Dzięki artystycznym fotografiom Maxine zdobyła znacz­
ną sławę, jej nazwisko obiło się o uszy nawet Benowi Turn-
bullowi. Słynny artysta napisał Nicholson krótki list z pyta­
niem, czy Max zechce towarzyszyć mu w podróży. Prace
widocznie mówiły same za siebie, stanowiły najlepszą reko­
mendację i dlatego Turnbull nie zaprosił Maxine na wstępną
rozmowę. Od razu zaproponował pracę, którą wielu chęt­
nych przyjęłoby z pocałowaniem w rękę.
Upragnione słowa
151
Marinę rozświetliły się oczy i aż krzyknęła z zachwytu,
gdy przeczytała o warunkach: koszty pokrywa Ben Turnbull,
ona otrzyma wysokie wynagrodzenie, a na dodatek będzie
mogła fotografować różne plemiona, krajobrazy oraz rośliny
i zwierzęta w naturalnym środowisku.
Nie posiadała się z radości, lecz prędko uświadomiła so­
bie, że nie może skorzystać z fantastycznej propozycji. Po­
nura rzeczywistość mało miała wspólnego z pięknymi ma­
rzeniami.
- Muszę odrzucić ofertę - oznajmiła. - To nie dla mnie.
- Dlaczego? - zdziwiła się Leyne.
- Po co pytasz?
- Chcesz zrezygnować, bo mi nie ufasz? Nie powierzysz mi
opieki nad dzieckiem na pół roku? - cicho zapytała Leyne.
- Głupstwa wygadujesz. Przecież ty spędzasz z moją cór­
ką więcej czasu niż ja. Szczególnie podczas moich częstych
wyjazdów.
- Faktycznie bywały dłuższe okresy, gdy sama opiekowa­
łam się Pip - przyznała Leyne. - Na szczęście mam szefa, który
w razie konieczności pozwala zabierać pracę do domu. Teraz
jesteśmy w trakcie przenosin do większego lokalu i ludzie są
zadowoleni, gdy mniej osób przychodzi do biura. Twój obecny
wyjazd będzie podobny do innych, tylko trochę dłuższy.
Maxine milczała, co oznaczało wahanie. Jej opór słabł,
gdyż podobna szansa trafia się raz w życiu. Niepewnie spoj­
rzała na siostrę.
- Niestety dużo dłuższy. Tym razem moja nieobecność
potrwa pół roku.
- Szkoda przepuścić taką okazję - argumentowała Ley-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin