Roberts Nora - Zamek Calhounów 05 - Pomyślne wiatry.pdf

(785 KB) Pobierz
NORA ROBERTS
Pomyślne wiatry
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Megan 0'Riley nie lubiła ryzyka. Zawsze starała się
dokończyć jedną rzecz, zanim przystępowała do kolej­
nej. Taką już miała naturę, może nie od urodzenia, ale na
pewno od dziewięciu, dziesięciu lat. Była rozsądna, pra­
ktyczna, ostrożna. Należała do osób, które dwa razy
obchodzą dom, sprawdzając, czy na pewno zamknęły
na noc okna i drzwi.
Na podróż z Oklahomy do Maine zapakowała dwie
podręczne torby, jedną dla siebie, drugą dla syna; resztę
bagażu nadała koleją. Szkoda jej było tracić czas na
lotnisku, czekając, aż na taśmie pojawią się walizki.
Decyzję o wyjeździe na wschód podjęła po długim
namyśle. Było to mądre posunięcie, korzystne nie tylko
dla niej, ale również dla Kevina. Powtarzała to sobie
mniej więcej raz na tydzień przez ostatnie pół roku.
Oboje powinni się szybko przystosować do nowych
warunków, pomyślała, spoglądając czule na syna, któ­
rzy drzemał w fotelu przy oknie. Mały nie posiadał się
z radości, kiedy powiedziała mu, że zastanawia się nad
przeprowadzką do Bar Harbor. Mieszkał tam jego uko­
chany wujek Sloan oraz przyrodnie rodzeństwo. A także
kilkoro kuzynów i kuzynek. Odkąd byli w Maine na
6
POMYŚLNE WIATRY
ślubie jej brata z Amandą Calhoun, rodzina powiększyła
się o czwórkę nowych dzieci.
Ponownie spojrzała na śpiącego syna. Boże, jak ten
czas szybko leci! Wkrótce Kevin będzie obchodził dzie­
wiąte urodziny. A towarzystwo licznej rodziny dobrze
mu zrobi, pomyślała. Tym bardziej że Calhounowie
odnosili się do niego niezwykle serdecznie.
Megan zadumała się. Nigdy nie zapomni tego, jak
przed dwoma laty powitała ją Suzanna Calhoun Du-
mont, obecnie Bradford. Chociaż przed ślubem Suzan-
ny z Baxterem Dumontem Megan była kochanką Bax-
tera i urodziła mu syna, Suzanna przyjęła ją z otwartymi
ramionami.
Oczywiście trudno było uznać Megan za typową bu-
rzycielkę domowego ogniska. Kiedy zakochała się
w Baxterze Dumoncie, nie wiedziała o istnieniu Suzan-
ny. Miała siedemnaście lat i wierzyła w zapewnienia
o dozgonnej miłości. Rzecz jasna Baxter ani słowem nie
wspomniał jej o swojej narzeczonej, Suzannie Calhoun.
Kiedy Kevin pojawił się na świecie, jego ojciec odby­
wał podróż poślubną. Baxter nie uznał syna, którego
Megan mu urodziła; ani razu go nawet nie widział. Cała
sprawa wyszła na jaw dopiero po latach, kiedy brat
Megan, Sloan, zakochał się w siostrze Suzanny, Aman­
dzie.
Dziwne bywają koleje losu. Teraz ona, Megan, miała
zamieszkać z synem w domu, w którym wychowywała
się Suzanna z siostrami. Kevin, który dotąd wiódł życie
jedynaka, będzie dorastał z przyrodnim rodzeństwem,
wśród gromady kuzynów, ciotek i wujków.
POMYŚLNE WIATRY
7
Towers. Wieże. Tak nazywał się dom Calhounów
- wielka, wspaniała kamienna budowla, którą Kevin
określał mianem zamku. W zeszłym roku dom poddano
gruntownej renowacji, połowę przerobiono na hotel.
Pomysł hotelu wyszedł od Trentona St. Jamesa III, który
poślubił najmłodszą z sióstr, Catherine.
Hotele St. Jamesów były znane ze swej elegancji
i cenione na całym świecie. Siostry Calhoun zapropono­
wały Megan posadę dyrektora do spraw finansowych.
Długo wahała się, co robić, ale propozycja była zbyt
kusząca, aby mogła ją odrzucić.
Owszem, trochę się denerwowała, ale przecież niepo­
trzebnie. Przeprowadzka do Maine była rozsądnym po­
sunięciem. Posada dyrektora do spraw finansowych za­
spokajała jej ambicje zawodowe, a nowa pensja przy­
prawiała o zawrót głowy. Najważniejsze jednak było to,
że więcej czasu będzie mogła spędzać z Kevinem.
Kiedy stewardesa ogłosiła, że samolot schodzi do
lądowania, Megan pogłaskała syna po włosach. Chło­
piec natychmiast otworzył oczy.
- Jesteśmy na miejscu?
- Prawie. Spójrz, widać już wodę.
- Będziemy pływać na statkach, prawda, mamusiu?
I oglądać wieloryby? - Gdyby był w pełni obudzony,
wstydziłby się skakać w fotelu; wiedziałby, że tak za­
chowują się tylko małe dzieci. - Nowy tata Aleksa ma
jakieś kutry i motorówkę.
- Będziemy. Na pewno. - Megan uśmiechnęła się
dzielnie, choć na myśl o pływaniu strach ścisnął ją za
gardło.
8
POMYŚLNE WIATRY
- I zamieszkamy w zamku? - Chłopiec popatrzył na
nią z nadzieją w oczach.
- Tak. Dostaniesz dawny pokój Aleksa.
- Wiesz, mamusiu, że na zamku są duchy?
- Podobno. Ale nie straszą. To są przyjazne duchy.
- Wszystkie? - W jego głosie zabrzmiała nuta zawo­
du. - Aleks mówi, że jest ich dużo, że czasem krzyczą
i jęczą. A w zeszłym roku jakiś pan wypadł z okna
w wieży i połamał sobie kości na skałach w dole.
Megan wzdrygnęła się. Akurat to ostatnie było
prawdą. Znalezione dwa lata temu szmaragdy przyciąg­
nęły nie tylko dziennikarzy. Również złodzieja i mor­
dercę.
- To stare dzieje, kochanie. Teraz Wieże są całkiem
bezpieczne.
- Wiem - powiedział smutno Kevin, bo jako chło­
piec marzył o przygodach i dreszczyku emocji.
W tym samym czasie inny chłopiec obmyślał różne
zabawy i atrakcje. Z niecierpliwością czekał na lotnisku
na swojego przyrodniego brata. Trzymał za rękę Jenny,
swoją młodszą siostrę, ponieważ mama, która stała
obok z niemowlęciem w ramionach, kazała mu jej pil­
nować.
- Dlaczego ich jeszcze nie ma?
- Dlatego, że to chwilę trwa, zanim ludzie wysiądą
z samolotu i...
- Zobacz, mamusiu! Idą! -przerwał jej Aleks.
Zanim zdołała cokolwiek powiedzieć, chłopiec rzucił
się pędem w stronę Kevina; Jenny za nim. Nie zważali
Zgłoś jeśli naruszono regulamin