Kira Izmajłowa
WYŻSZAMAGIA
Przełożyła Agnieszka Chodkowska–Gyurics
Spis treści:
Autorka gorąco dziękuje
Ewie Białołęckiej
za cierpliwość i ogrom wykonanej pracy
CZĘŚĆ PIERWSZA
ZALICZENIE Z WYŻSZEJ MAGII
Kolejny rok akademicki – dla mnie czwarty – zaczął się zadziwiająco spokojnie. Dziekanat nie prześladował naszej grupy za kiepską frekwencję, nikt nie łowił na korytarzu niesfornych palaczy, a wykładowcy wprost emanowali uprzejmością. Jednym słowem: panowała niewiarygodna nuda.
Mówiąc szczerze, dopiero teraz zaczęłam poważnie zastanawiać się nad tym, co będę robić po zakończeniu studiów. Muszę zaznaczyć, że jestem prymuską, a wykładowcy niejednokrotnie mówili mi, że mogę liczyć na dyplom z wyróżnieniem. Wszystko to oczywiście cudnie, ale... Co dalej? Zasadniczo nie miałam wielkiego wyboru – mogłam zająć się pracą badawczą w jakimś laboratorium, co jest dość nudną perspektywą, albo zostać na uczelni i wykładać. Wszystkie miejsca, gdzie można by się zająć czymś praktycznym, dawno już rozdrapano i bardzo rzadko coś się zwalnia. Cóż robić, taka jest specyfika tego zawodu.
Studiuję na PUM – Państwowym Uniwersytecie Magii. Nazwa brzmi dość głupio, ale przedtem nasza alma mater nazywała się ZTM – Zakład Teorii Magii – i wtedy ciągle mylono nas z zajezdnią autobusową. Złożyłam tu papiery zwabiona romantyką nazwy. Dostałam się zresztą bez kłopotu – a przecież od kandydatów wymagano jednak jakichś zdolności. Ale wybrany zawód nader szybko mnie rozczarował. Przez pierwsze dwa lata wykładano nam tylko przedmioty ogólne: historię, matematykę, język obcy, filozofię, kulturoznawstwo, logikę, retorykę i takie tam inne michałki. Na trzecim roku zaczęła się specjalizacja – tylko dwa przedmioty: historia magii i teoria zaklęć. Na czwartym roku doszły zajęcia praktyczne. Jak stworzyć iluzję, jak szybko zapoznać się z dowolnym mechanizmem, jak przyśpieszyć wzrost doświadczalnego kaktusa... Bzdety nieprawdopodobne, do tego kompletnie nieprzydatne w praktyce.
W końcu byłam zupełnie zrezygnowana. Czyżby niczego więcej nie zamierzali nas nauczyć? Żadnego przechodzenia przez ściany, żadnych zaklęć bojowych, czy chociażby porządnego leczenia...? Z takim samym skutkiem mogłam kształcić się na każdej innej wyższej uczelni. Może, póki nie jest za późno, przenieść się na wydział magii stosowanej? Uczą się tam choćby studenci z dużymi talentami do tworzenia iluzji. Absolwenci...
renfri73