Ketchum Jack - Dead River (2) - Potomstwo.pdf

(818 KB) Pobierz
Jack Ketchum
Potomstwo
Tytuł oryginalny: Offspring
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
2012
Szeryf miasteczka Dead River w stanie Maine sądził, że wybił ich
wszystkich przed dziesięcioma laty - prymitywnych, czających się w
jaskiniach, drapieżnych dzikusów. A jednak prawda okazuje się inna.
Klan przetrwał. Rozmnożył się. I rusza na łowy. Zabija i żywi się tym, co
upoluje. Ludźmi. Jeśli mieszkańcy Dead River chcą przetrwać tę noc,
muszą wyzwolić w sobie pierwotny instynkt…
Otworzyłem oczy, a straszny wilk,
Sześćset funtów grzechu,
Szczerzył w moje okno kły
Rzekłem: Przestąp próg…
- The Grateful Dead
CZĘŚĆ PIERWSZA
12 MAJA 1992
00:25
Stała nieruchomo i patrzyła w okno. Jej ciało było upstrzone błotem i
cętkami księżycowego światła, które padało wprost na nią, przecedzone
przez kołyszące się gałęzie drzew.
Pozostali niecierpliwie dreptali w miejscu.
Opuszkami palców dotknęła moskitiery. Była poluzowana, pewnie
miała już swoje lata. Potarła palcem wskazującym o kciuk i wyczuła na
nim drobinki rdzy.
Zaglądała do środka domu, obserwowała dziewczynę, której ciało
wydzielało kwaśny, kwiatowy zapach. Ten zapach drapał w nozdrza i był
tak wyraźny, że tłumił stęchły odór kanapy, na której dziewczyna leżała,
a nawet ciepły, tłusty aromat unoszący się ze stojącej obok miski.
Dziewczyna też pachniała stęchlizną. Uryną i polnymi kwiatami.
Miała duże piersi i długie ciemne włosy. Była starsza od niej. Nosiła
przylegające ciuchy. Będą przeszkadzać.
Samce stłoczyły się obok niej, również chciały popatrzeć.
Pozwoliła im.
Ważne, aby wiedziały, co jest w środku. Ale to i tak ona ich
poprowadzi, kiedy przyjdzie czas. Samce są młodsze i potrzebują
przewodnika.
To wszystko było dla nich nowe i przez to ekscytujące, niczym
smagnięcie brzozową witką po plecach. Będą musieli się skupić i patrzeć
uważnie.
Na piersiach poczuła dotyk kołyszącego się na brudnym sznurku,
oprawionego w chłodne złoto diamentu.
Noc była spokojna. Gdzieś z oddali dobiegało jedynie cykanie
świerszczy.
Patrzyli na dziewczynę, która nie zdawała sobie sprawy z ich
obecności, pochłonięta odgłosami dochodzącymi z jasno rozświetlonego
pokoju. I każdy z nich, przez ułamek sekundy, jakby muśnięty przez
pędzący wiatr, wyczuł pogrążone we śnie dziecko - samotne, gdzieś nad
nimi, w spragnionej ciemności - ich ciemności, ciemności ich przodków,
ciemności Kobiety i Pierwszego Zabranego.
Mogliby przysiąc, że już widzą to dziecko, czują jego zapach.
Musieli tylko czekać.
Aż pojedyncza chmura zasłoni księżyc.
1:46
Cholera, Nancy!
Znowu zostawiła wszędzie pozapalane światła. A przynajmniej na
całym dole.
Wjechała swoim buickiem combi na podjazd.
Laska myśli, że sram pieniędzmi, pomyślała. Na bank włączyła też
wieżę i telewizor, a w lodówce nie została pewnie nawet puszka Coli.
Znowu prowadziła na lekkim rauszu.
Prawe tylne koło ześlizgnęło się z wysypanego żwirem i kamieniami
podjazdu, zgniatając przy tym trzy ostatnie tulipany rosnące na krawędzi
trawnika i rozpaczliwie próbujące przetrwać. A pies z nimi, pomyślała.
Pewnie rozjechałaby je nawet na trzeźwo.
Wyłączyła silnik i zgasiła reflektory.
Siedziała przez chwilę w aucie, rozmyślając o Deanie, z którym piła w
knajpie. Sączył swoje Wild Turkey i zwyczajnie ją ignorował. To jej
własny pieprzony mąż, a patrzył przez nią, jakby była jakimś
przezroczystym duchem.
Ale właśnie taki był Dean - albo dostawało się od niego wielkie nic,
albo o wiele więcej, niż się spodziewało.
Nic było lepszą opcją.
Choć poniżającą. I typową. Czy się z nim żyło na co dzień, czy też nie,
nigdy nie przestawał być panem Poniżającym. Sprawiało mu to radochę.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin