Odwazni - Randy Alcorn.pdf

(1426 KB) Pobierz
Randy dedykuje tę książkę:
Mojej drogiej żonie, Nancy,
Moim wspaniałym córkom, Karinie i Angeli,
Moim znakomitym zięciom, Danowi Franklinowi i Danowi
Stumpowi, oraz moim ukochanym wnukom, Jakowi, Mattowi,
Tylerowi i Jackowi.
Za każdego z Was, najdrożsi, nikt nie może być bardziej wdzięczny
Bogu niż ja.
Alex i Stephen dedykują tę książkę:
Naszym żonom, Christinie i Jill – Wasza miłość i wsparcie nadały
tempo naszym dążeniom do powołania Bożego w naszym życiu.
Jesteście największym skarbem! Niech Bóg nadal błogosławi,
naucza i przybliża nas do siebie i do Niego. Kochamy Was i bardzo
Was potrzebujemy.
Kościołowi Baptystycznemu w Sherwood – niech Twoja miłość do
Jezusa i każdego z nas z każdym rokiem świeci jaśniej. Nadal
otaczaj nas modlitwą, służ, dawaj i rośnij w siłę. Już wiadomo, że
było warto, a przecież największa nagroda ma dopiero nadejść!
Niech świat się dowie, że Jezus Chrystus jest jego Panem! Niech
będzie mu chwała!
jeden
Ford F-150 SuperCrew w kolorze królewskiej czerwieni sunął ulicami
Albany w Georgii. Kierowcę pickupa tak bardzo przepełniał optymizm, że
nie był w stanie przewidzieć batalii, które miał stoczyć w swoim
rodzinnym mieście.
Życie tutaj będzie spokojne,
powtarzał sobie w myślach
trzydziestosiedmioletni Nathan Hayes. Po ośmiu latach spędzonych
w Atlancie Nathan wrócił do Albany, położonego trzy godziny jazdy
samochodem na południe, razem ze swoją żoną i trójką dzieci. Nowa
praca. Nowy dom. Nowy początek. Nawet nowy samochód.
Opuściwszy szyby w samochodzie, Nathan cieszył się słońcem
południowej Georgii. Zatrzymał się na stacji benzynowej w zachodniej
części miasta, która była unowocześnioną wersją tej, przy której
zatrzymywał się dwadzieścia lat temu, zaraz po otrzymaniu prawa jazdy.
Denerwował się. To nie była jego dzielnica – mieszkali tu głównie biali,
a wtedy nie znał ich zbyt wielu. Ale benzyna była tania, a do tego
wspaniale się jechało.
Nathan przeciągnął się powoli i leniwie. Wsunął kartę kredytową
w otwór i zaczął pompować benzynę, nucąc sobie pod nosem. Albany
było miastem, w którym urodził się Ray Charles –
Georgia on My Mind,
i do tego miejscem z najlepszą domową kuchnią w całej galaktyce.
Zamieszkiwane przez jedną trzecią białych mieszkańców, dwie trzecie
czarnych i jedną czwartą populacji żyjącą poniżej poziomu ubóstwa,
Albany przetrwało powodzie rzeki Flint i historyczne napięcia na tle
rasowym. Ale, oprócz całego swojego piękna i wad, Albany było przede
wszystkim domem.
Nathan zamknął bak, wsiadł do samochodu i przekręcił kluczyk,
zanim przypomniał sobie o masakrze, jaka dokonała się na przedniej
szybie. Pół tuzina rozgniecionych żuków wywarło na nim duże wrażenie.
Wysiadł i zanurzył gumową wycieraczkę w wiadrze, które okazało się
zupełnie puste.
Rozglądając się za innym wiadrem, Nathan ogarnął wzrokiem grupę
ludzi znajdujących się na stacji: staruszka, który z przesadną
ostrożnością ruszył swoim buickiem w kierunku Newton Road, kobietę
w średnim wieku siedzącą za kierownicą i piszącą SMS-a, mężczyznę
w bandanie na głowie opierającego się o nieskazitelnie czystego
srebrnego Denali.
Nathan wysiadł z samochodu, zostawiając włączony silnik, i otworzył
szeroko drzwi. Odwrócił się tylko na sekundę – tak mu się przynajmniej
wydawało. Kiedy usłyszał odgłos zatrzaskujących się drzwi, zrobił obrót
i zobaczył, jak jego wóz rusza spod pompy!
Adrenalina skoczyła mu do góry. Podbiegł do samochodu od strony
kierowcy, kiedy jego pickup wyjeżdżał już na ulicę.
– Hej! Stój! Nie! – W Nathanie odezwały się umiejętności nabyte
w drużynie Dougherty High Football.
Skoczył i przez otwarte okno złapał prawą ręką za kierownicę,
jednocześnie biegnąc za samochodem.
– Stój! – krzyczał Nathan. – Zatrzymaj się!
Złodziej samochodów, TJ., miał dwadzieścia osiem lat i był twardszy
niż skóra żołnierskich butów. Był niekwestionowanym liderem Gangster
Nation, jednego z największych gangów w Albany.
– Gościu, coś z Tobą nie tak? – TJ. potrafił wycisnąć na ławce jakieś
200 kilogramów i ważył blisko trzydzieści kilo więcej od Nathana. Poza
tym nie miał zamiaru rezygnować z przejażdżki.
Przyśpieszył na głównej drodze, ale Nathan nie odpuszczał. TJ.
nieustannie uderzał prawą pięścią w twarz Nathana, a później zaczął
walić w jego palce, aby puściły chwyt. – Człowieku, zginiesz! Zginiesz!
Palce u nóg Nathana zaczęły płonąć z bólu. Jego buty do biegania
Mizuno nie nadawały się na asfalt. Chwilami jego prawa stopa opierała
Zgłoś jeśli naruszono regulamin