Hałas Agnieszka - Teatr Węży 03 - W mocy wichru 02.pdf

(804 KB) Pobierz
AGNIESZKA HAŁAS
TEATR WĘŻY
tom 3
W MOCY WICHRU
część druga
Rozdział 22: Szukając tego, co zabrał czas
Wiatr,
który dął przez cały dzień, teraz
przycichł, a fale się wygładziły. Anavri
zanurkowała i wynurzyła się bliżej
płycizny. Słońce już zaszło; niebo i ocean
barwiła
rdzawozłota łuna, wyżej przechodząca w
przymgloną czerwień, a potem w fiolet.
Rozbłyskiwały pierwsze gwiazdy.
Brune szedł brzegiem plaży z butami w
ręku, brodząc w wodzie sięgającej niewiele
powyżej kostek. Patrzył w jej stronę, jak
się zdawało, z niejaką zazdrością.
Dziewczyna stłumiła wyrzuty sumienia. To
nie jej wina, że nie umiał porzucić
ostrożności nawet na pół godziny. On też
lubił pływać, ale znajdowali się w obcym
miejscu i uważał za stosowne być przez cały
czas w pełnej gotowości bojowej.
Jaki poziom paranoi trzeba osiągnąć,
żeby bać się kąpieli w morzu?
Pytanie było
retoryczne i nie zamierzała go zadawać,
żeby nie psuć humoru ani jemu, ani sobie.
Wróciła na brzeg, roześmiana, odgarniając
z twarzy mokre włosy. Poczuła, że spojrzenie
Krzyczącego prześlizgnęło się po jej ciele
oblepionym cienką tkaniną, teraz
półprzezroczystą od wody, ale nie wywołało
tego ciepłego dreszczu radości co zazwyczaj.
Choć od konfrontacji z
demonicznym błaznem minęły dwa
tygodnie, jej nauczyciel nadal wyglądał
fatalnie. Cerę miał
ziemistą, oczy podkrążone, a prawy
policzek w strupach – rany nie chciały się
zasklepić. Anavri wiedziała, że oparzenie po
dotknięciu Faraela na szczęście już się
zagoiło, pozostawiając tylko czerwonawy
ślad. Z ksiąg znała upiorne historie o tym, co
może z ludzkim ciałem zrobić magia Otchłani
– o niegojących się latami wrzodach,
wżerających się w kości, straszniejszych niż
trąd.
Wspomnienie walki w jaskini nadal
przyprawiało ją o ciarki. Chwilami łapała się
na tym,
że będąc blisko Krzyczącego, wytęża
zmysły maga, szukając śladów cudzej
obecności. Nie
umiała wyrzucić z pamięci tamtego
momentu, kiedy Brune chłonął moc demona.
Pospiesznie przebrała się w suche rzeczy.
Zawahała się z mokrą koszulą w ręku, po
czym
skupiła się, przymykając oczy. Rozległ się
syk, a z płótna buchnęły kłęby pary. Po kilku
chwilach materiał był suchy, choć
sztywny od soli.
– Wiem, nie wypada używać magii do
takich rzeczy – mruknęła, widząc pełne
dezaprobaty spojrzenie Krzyczącego.
Zwinęła ciepłą jeszcze koszulę i upchnęła do
torby, po
czym rozczesała i związała włosy.
– Wracajmy do wioski – powiedział. –
Chłopiec od Kash-Olga mówił, żeby przyjść
po
zmroku.
Nie przybyli tu dla rozrywki, mieli
zadanie do wykonania.
Szli bez pośpiechu, ciesząc się pięknem
wieczoru. Zorza stopniowo przygasała. Niebo
migotało gwiazdami, układającymi się w
konstelacje inne niż na północy i zachodzie.
W
Zgłoś jeśli naruszono regulamin