Tabakierka cesarza - John Dickson Carr.pdf

(1710 KB) Pobierz
Rozdział 1
Ned Atwood nie miał nic do powiedzenia na swoją obronę,
kiedy Ewa Neill wniosła skargę rozwodową. A chociaż przy-
czyną, dla której zażądała rozwodu, był romans ze słynną teni-
sistką, cała sprawa wywołała mniejszy skandal, niż się tego
Ewa obawiała.
Ślub brali w Paryżu, w amerykańskim kościele przy Alei
Jerzego V, toteż rozwód, przeprowadzony w tym mieście,
również w Anglii był prawomocny. Tylko kilka krótkich
wzmianek ukazało się na ten temat w prasie angielskiej. Ewa i
Ned w czasie trwania ich małżeństwa zamieszkali w La
Bandelette. Ten kawałek srebrzystej plaży był w owych poko-
jowych latach trzydziestych jedną z najmodniejszych miej-
scowości kąpielowych we Francji. Atwoodowie utrzymywali
tylko luźne kontakty z Londynem, przeto rozwód ich wywołał
tylko nieliczne komentarze. Na tym cala historia zdawała się
kończyć.
Ewa jednak nie mogła wyzbyć się uczucia, że dla kobiety sam
fakt wniesienia skargi rozwodowej jest bardziej poniżający niż
nawet przegranie procesu. Bez wątpienia było w tym coś
chorobliwego. Nieustanne napięcie nerwowe doprowadziło ją
do tego, że mimo spokojnego usposobienia znalazła się na
krawędzi histerii. Ciągła walka z opinią publiczną osądzającą
ją tylko na podstawie jej wyglądu, była dla niej nie do
zniesienia.
- Moja droga - stwierdziła pewna znajoma - kobieta, która
wychodzi za mąż za Neda Atwooda, powinna wiedzieć, czego
się może po nim spodziewać.
- Ale czy jesteś pewna - wyrażała swe wątpliwości druga
- że wina jest tylko po jego stronie? Spójrz na jej fotografię.
Przypatrz się tylko dobrze.
Ewa miała w tym czasie dwadzieścia osiem lat. W wieku lat
dziewiętnastu odziedziczyła fortunę po ojcu. Joe Neill był
właścicielem licznych przędzalni w Lancaster. Ogromnie ko-
chał swoją jedynaczkę. Mając lat dwadzieścia pięć wyszła za
mąż za Neda Atwooda. Ned był naprawdę przystojny, a Ewa
czuła się w tym czasie samotna, poza tym Ned zupełnie serio
groził samobójstwem, jeśli nie zgodzi się go poślubić. Mimo
swego łagodnego i spokojnego usposobienia, Ewa robiła wra-
żenie niebezpiecznej uwodzicielki, co było całkowicie bez-
podstawne.
Była smukła i dość wysoka. Jasnokasztanowe włosy, długie i
zwinięte w ciężki węzeł, otaczały jej twarz o różanej cerze,
szarych oczach i często rozchylonych półuśmiechem wargach.
Uroda Ewy wywierała szczególnie silne wrażenie na
Francuzach. Nawet sędzia, który udzielił im rozwodu, nie mógł
się wyzbyć pewnych podejrzeń.
Przepisy prawne we Francji wymagają, by przed udzieleniem
rozwodu obie strony stawiły się osobiście na spotkanie
pojednawcze. Jest to ostatni wysiłek czyniony przez sąd w celu
pogodzenia małżonków. Ewa nie mogła zapomnieć tego
ciepłego, kwietniowego poranka, pełnego czaru paryskiej wio-
sny, spędzonego w gabinecie sędziego w Wersalu.
Sędzia, ruchliwy i uprzejmy pan z faworytami, był wpraw-
dzie poważny, ale zachowywał się w sposób niesłychanie tea-
tralny.
- Madame! - wołał. - Monsieur! Błagam was, wstrzymajcie
się i zastanówcie, zanim będzie za późno.
A Ned Atwood...
Każdy by przysiągł, że jest niewinny jak nowo narodzone
dziecko. Wdzięk, z którego słynął i z którego nawet w owej
chwili Ewa zdawała sobie sprawę, promieniował i rozjaśniał
zalany słońcem pokój.
Wyraz bólu, błagania i żalu, malujący się na jego twarzy,
budził zaufanie. Jasnowłosy i niebieskooki, zawsze młody,
mimo że dobiegał czterdziestki, stał przy oknie w postawie
pełnej gorliwej atencji. Ewa musiała przyznać, że był niesły-
chanie pociągający, co zresztą stanowiło przyczynę wszystkich
jego kłopotów.
- Czy pozwolą państwo - mówił sędzia - że powiem coś w
obronie małżeństwa?
- Nie - rzekła Ewa. - Czy to konieczne?
- Mnie nie musi pan przekonywać - powiedział Ned za-
chrypniętym głosem. - Nigdy nie chciałem tego rozwodu.
Mały sędzia aż podskoczył. - Monsieur, proszę milczeć! Pan
jest winny. Pan powinien prosić madame o wybaczenie.
- Naturalnie, już proszę - wtrącił Ned szybko - mogę nawet
błagać na kolanach, jeśli pan chce - i ruszył w kierunku Ewy, a
sędzia pogładził swe faworyty z miną pełną nadziei. Ned był
nie tylko pociągającym mężczyzną, był również bardzo
sprytny. Ewa pomyślała z nagłym uczuciem lęku, że nigdy
chyba nie zdoła całkowicie uwolnić się od niego.
- Współwinna w tej sprawie - ciągnął dalej sędzia prze-
glądając ukradkiem swoje notatki - ta pani... - zajrzał znowu
do akt - Bulmer-Smith... - potwornie przekręcił nazwisko.
- Ewo, ona nie miała dla mnie żadnego znaczenia. Przy-
sięgam.
- Mówiliśmy o tym już poprzednio - powiedziała Ewa ze
znużeniem.
- Betsy Bulmer-Smith - powiedział Ned - to skończona
idiotka. Nie wiem, co mnie napadło. Jeśli jesteś o nią zazdro-
sna...
- Nie jestem o nią zazdrosna. Ciekawi mnie tylko, czy także i
na jej ramieniu próbowałeś gasić papierosa?
Wyraz ostatecznej bezradności i poczucia krzywdy malował
się na twarzy Neda. Wyglądał jak mały chłopiec, którego nikt
nie może zrozumieć.
- Przecież nie będziesz tego stawiała jako zarzutu przeciwko
mnie?
- Nie stawiam ci żadnych zarzutów, mój drogi. Chcę tylko
skończyć już z tym wszystkim. Ned, proszę cię.
- Byłem pijany. Nie wiedziałem, co robię.
- Nie sprzeczajmy się na ten temat. Mówiłam ci już, że to nie
ma żadnego znaczenia.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin