Degrelle L. - Front wschodni 1941-1945.pdf

(1799 KB) Pobierz
Leon Degrelle
FRONT WSCHODNI 1941-1945
Tytuł oryginału: Front de l’Est 1941-1945
Przekład: Dorota Tararako-Grzesiak
Redakcja, posłowie i aneksy: Paweł Piotr Wieczorkiewicz
Copyright © by Leon Degrelle Ali rights reserved.
Copyright © for Polish Edition by Arkadiusz Wingert Międzyzdroje 2002
Wydawnictwo Arkadiusz Wingert
ISBN 83-916048-3-7 (broszura)
wydawnictwo „Przedsięwzięcie Galicja”
Spis treści
Od wydawcy
Przedmowa
I Szturm na Ukrainę
Podbita Ukraina
Dniepropietrowsk
Front błota
Wioska
II
Zima w Zagłębiu Donieckim
Lodowe drogi
Boże Narodzenie w Szerbinowce
Włosi w Zagłębiu Donieckim
Wyjący step
Kozacy
Róża Luksemburg
Odwilż i mróz
Dni w piekle
Gromowaja Bałka
Front lodu
III
Bitwa o Charków
Jablenska
Pięćdziesiąt stopni
Brzegi Dońca
Pułapki i krew
Kierunek Azja!!!
IV
Piechotą na Kaukaz
Przeprawa przez Don
Kubań
Majkop
Pułapka na myszy
Pruska
Tieriakow
Krwawy wąwóz
126 godzin
Armenia
Na czatach
Puszcza i góry
Wichury i przepaście
Indiuk
Ostatni
V
Przyparci do Dniepru
Powrót nad Dniepr
Olszanka
Niemy las
Krew w gęstwinie
Irdyń
Święta
Sakriewka
Pierwsze rysy
Tieklino
Siedemset bunkrów
Potrzask zamyka się
VI
Okrążeni w Czerkasach
Wiazowoka
Postoje
Starosielie
Skitie
Trzydzieści kilometrów
Przyczółek
Minus pięć
Wymarsz z Korsunia
Nowo-Buda
Dwustu poległych
Szenderowka
O godzinie dwudziestej trzeciej
Ostatnia noc
Na przełaj
Łysianka
Wąskie gardło
U Hitlera
Bruksela
VII
Estońska epopeja
Pod Narwą
Zatoka Fińska
Twarzą w twarz
Wiatrak w Paczce
Kambja
Lemmatsi
Embach
Noc w Nola
Trzydzieści dwa
Rommel i Montgomery
VIII
Ardeński potrzask
Nagły zwrot
Boże Narodzenie w Belgii
Utracone drogi
Dni oczekiwania
Pewnego ranka
IX
Śmiertelna walka na Pomorzu
Pod Stargardem
Lindenberg (Lubiątowo)
Ostatnia ofensywa
Mat
Potop
Stargard w rękach Sowietów
Ścigani przez czołgi
Augustenwalde
Most w Szczecinie
Agonia nad Bałtykiem
Berlin, 20 kwietnia
Żegnaj Odro
W stronę Lubeki
Rosjanie będą tu rano
„Hitler nie żyje”
Malente
Kilonia-Kopenhaga
Partyzanci i Anglicy
Oslo, 7 maja 1945
XI
Życie
Aneksy
I. Leon Degrelle
II. Dywizja „Walonia”
III. Zwięzła chronologia jednostki
Posłowie: Rycerski epos Leona Degrelle'a
Od wydawcy
Szanowny Czytelniku!
Oddajemy do Twoich rąk książkę, która otwiera nową serię wydawniczą, poświęconą dziejom
ostatniego stulecia.
W ramach cyklu „ZDARZYŁO SIĘ W XX WIEKU” przygotowujemy książki rozmaitych rodzajów: od
wspomnień, poprzez biografie, syntezy, po dokumenty, które z wielu względów zasługują na
przedstawienie polskiemu czytelnikowi.
Przy doborze prezentowanych autorów i tytułów będziemy wystrzegali się popularyzatorskich
kompilacji poszukujących sensacji, jak również „ciężkostrawnych” prac dydaktycznych.
Nie określamy liczby tytułów, które zaproponujemy. O obecności serii na rynku księgarskim
zadecydują sami czytelnicy. Jeśli przy tym zainteresujemy naszą lekturą zarówno badacza-
profesjonalistę, jak i hobbystę-miłośnika najnowszej historii, będzie to oznaczało, że udało się
nam zrealizować zamierzony cel.
Arkadiusz Wingert i Michał Zych
Przedmowa
W 1936 roku byłem najmłodszym przywódcą politycznym w Europie.
W wieku dwudziestu dziewięciu lat wprowadziłem mój kraj w stan wibracji, która przeniknęła
Belgię do jej trzewi. Setki tysięcy mężczyzn, kobiet, młodych chłopców, dziewcząt, podążało za
mną z wiarą i bezgranicznym oddaniem. Jak huragan wprowadziłem dziesiątki deputowanych i
senatorów do belgijskiego parlamentu. Mogłem być ministrem: wystarczyło jedno moje słowo, by
wejść w partyjne układy.
Wolałem jednak, z dala od oficjalnego bagna, kontynuować ciężką walkę o porządek,
sprawiedliwość, uczciwość, ponieważ byłem oddany ideałom, które nie uznawały ani
kompromisów, ani podziałów.
Pragnąłem uwolnić mój kraj od dyktatorskiej władzy pieniądza, która korumpowała polityków,
niszczyła instytucje, burzyła moralność, rujnowała gospodarkę i rynek pracy. Anarchicznemu
reżimowi starych partii, zhańbionych trędowatymi skandalami polityczno-finansowymi, chciałem
legalnie przeciwstawić Państwo: silne i wolne, uporządkowane, odpowiedzialne, reprezentatywne
dla prawdziwych sił narodu.
Nie chodziło tu ani o tyranię, ani o „faszyzm”. Chodziło o rozsądek. Żaden kraj nie może żyć w
chaosie, niekompetencji, nieodpowiedzialności, niepewności, rozkładzie.
Domagałem się przestrzegania prawa, kompetencji osób na stanowiskach publicznych, obecności
państwa w przedsiębiorstwach narodowych, rzeczywistego, bezpośredniego kontaktu między
masami i władzą, rozumnej i kreatywnej zgody wśród obywateli, których dzieliły i przeciwstawiały
sobie jedynie sztuczne konflikty: klasowe, religijne, językowe, podtrzymywane i karmione z
wyjątkową troską, ponieważ stanowiły sens bytu rywalizujących partii, z hipokryzją prowadzących
widowiskowe dysputy, aby później, po cichu dzielić między siebie lukier władzy.
Wdarłem się z kańczugiem w garści pomiędzy tych skorumpowanych łotrów, którzy wysysali
żywotne siły mej ojczyzny. Wychłostałem ich i napiętnowałem. Na oczach ludu zniszczyłem
pobielane groby, pod którymi ukrywali swą podłość, swe oszustwa, swe lukratywne konszachty.
Sprawiłem, że nad moim krajem przeszedł powiew młodości i idealizmu; rozbudziłem siły
duchowe, pamięć o walce i sławie ludu niezłomnego, pracowitego, kochającego życie.
„Rex” był reakcją na korupcję tamtych czasów. „Rex” był ruchem odnowy politycznej i
sprawiedliwości społecznej. „Rex” był przede wszystkim płomiennym zrywem ku wielkości,
wybuchem tysięcy dusz, które pragnęły oddychać, promienieć, wznieść się ponad nikczemność
reżimu i epoki.
Na tym polegała moja walka do maja 1940 roku.
Druga wojna światowa — którą przekląłem — zdruzgotała wszystko w Belgii, jak i wszędzie. Stare
instytucje, doktryny waliły się jak zamki ze spróchniałego drewna, od dawna toczone przez
robactwo.
„Rex” nie był w żaden sposób powiązany z triumfującą Trzecią Rzeszą ani z jej przywódcą, ani z
jego partią, ani z którymkolwiek z jej wodzów czy propagandystów. „Rex” był ruchem na wskroś,
narodowym, całkowicie niezależnym. Przewertowano wszystkie archiwa Trzeciej Rzeszy — nie
zdołano w nich znaleźć nawet najmniejszego śladu jakiegokolwiek powiązania (bezpośredniego czy
pośredniego) reksizmu z Hitlerem przed inwazją 1940 roku.
Nasze ręce były nieskalane, nasze serca były czyste, nasze umiłowanie ojczyzny: jasne i
płomienne, wolne od wszelkich kompromisów.
Niemiecki atak nie spowodował w naszym kraju żadnego przewartościowania postaw.
Dla dziewięćdziesięciu dziewięciu procent Belgów czy Francuzów w lipcu 1940 roku wojna była
skończona; zwycięstwo Rzeszy było faktem, do którego zresztą stary demokratyczny i finansowy
reżim pragnął jak najszybciej się dostosować!
Każdy, spośród miotających obelgi na Hitlera w 1939 roku, jak najszybciej rzucił się do stóp
zwycięzcy w 1940 roku: szefowie największych partii lewicowych, magnaci finansowi, właściciele
najpoważniejszych dzienników, masońscy ministrowie, były rząd — wszyscy błagali, oferowali,
żebrali o jeden uśmiech, możliwość współpracy.
Czy należało ustąpić miejsca zdyskredytowanym działaczom starych partii, finansowym
gangsterom, dla których jedyną ojczyzną jest złoto, albo łotrzykom bez talentu, bez dumy,
gotowym wykonać najpodlejszą służalczą robotę, by tylko zaspokoić swą chciwość czy ambicję?
Problem był nie tylko patetyczny: był pilny. Niemcy wydawali się prawie wszystkim obserwatorom
ostatecznymi triumfatorami. Trzeba było podjąć decyzję. Czy mogliśmy ze strachu przed
odpowiedzialnością zdać nasz kraj na łaskę losu?
Zastanawiałem się przez wiele tygodni. I dopiero kiedy zwróciłem się do Pałacu Królewskiego i
otrzymałem opinię jak najbardziej przychylną, postanowiłem zgodzić się na wznowienie
wydawania dziennika reksistowskiego „Pays reel”
Belgijska kolaboracja, podjęta pod koniec 1940 roku, przebiegała mimo wszystko w ciężkiej
atmosferze. Oczywiście niemieckie władze okupacyjne darzyły dużo większym poważaniem kręgi
kapitalistyczne, niż siły patriotyczne. Nikt nie był w stanie przewidzieć, co wymyślą Niemcy.
Król Belgów Leopold III chciał mieć jasność sytuacji i zdobyć precyzyjne informacje. Poprosił
Hitlera o spotkanie. Otrzymał zgodę, lecz powrócił z Berchtesgaden z niczym — nic nie osiągnął,
niczego nowego się nie dowiedział.
Stało się jasne, że nasz kraj będzie musiał poczekać na pokój. Lecz po jego zawarciu może być za
późno. Musieliśmy zdobyć jeszcze przed zakończeniem konfliktu prawo do prowadzenia
efektywnych negocjacji.
Jak osiągnąć taką pozycję?
Kolaboracja wewnątrz kraju była operacją powolnego inwestowania, codziennej, męczącej walki o
wpływy, prowadzonej przeciwko ograniczonym urzędniczynom. Taka praca nie przyniesie żadnej
chwały temu, kto ją podejmie, ale raczej go zdyskredytuje.
Nie chciałem wpaść w tę pułapkę. Szukałem, czekałem na coś innego. I to coś wybuchło zupełnie
nagle: była to wojna 1941 roku przeciwko Sowietom.
Miałem w zasięgu ręki jedyną okazję, by zdobyć szacunek Rzeszy dzięki walce, cierpieniu i chwale.
W 1940 roku byliśmy pokonanymi, nasz król stał się zakładnikiem.
W 1941 roku niespodziewanie dano nam okazję, by stać się towarzyszami broni zwycięzców,
całkowicie im równymi. Wszystko zależało od naszej odwagi. Mieliśmy nareszcie możliwość
zdobycia chwalebnej pozycji, która pozwoliłaby nam w dniu reorganizacji Europy wystąpić z
wysoko podniesionym czołem w imieniu naszych bohaterów, w imieniu naszych poległych, w
imieniu narodu, który złożył w darze swą krew.
Oczywiście, ruszając na wschodnie stepy chcieliśmy spełnić obowiązek Europejczyka i
chrześcijanina. Ale, mówmy otwarcie — głosiliśmy to jasno i wyraźnie od pierwszego dnia walki —
złożyliśmy ofiarę z naszej młodości przede wszystkim po to, by zapewnić przyszłość naszego
narodu w łonie ocalonej Europy. To dla niego ginęły tysiące naszych towarzyszy. To dla niego
tysiące ludzi walczyły: walczyły przez cztery lata i cierpiały przez cztery lata.
Rzesza przegrała wojnę.
Ale równie dobrze mogła ją wygrać. Do 1945 roku zwycięstwo Hitlera było możliwe. Gdyby Hitler
wygrał, uznałby, jestem tego pewien, prawo naszego narodu do życia i budowania swej potęgi,
prawo, które zdobyły dla Belgii w trudzie i mozole tysiące naszych ochotników.
Potrzebowali dwóch lat ciężkiej walki, by przyciągnąć uwagę Rzeszy. W 1941 roku belgijski legion
antybolszewicki „Walonia” nie był jeszcze zauważany. Nasi żołnierze musieli wielokrotnie
ponawiać akty odwagi, sto razy ryzykować własnym życiem, zanim wznieśli imię swej ojczyzny do
poziomu legendy. W 1943 roku nasz ochotniczy legion zasłynął na całym Froncie Wschodnim
Zgłoś jeśli naruszono regulamin