Bulyczow_Kir_-_Pieriestrojka_w_Wielkim_Guslarze.pdf

(781 KB) Pobierz
K
IR
B
UŁYCZOW
P
IERIESTROJKA
W
W
IELKIM
G
USLARZE
´
SPIS TRESCI
´
SPIS TRESCI.
. . . . . .
Akt
. . . . . . . . . . .
Jadalne tygrysy
. . . . . .
Szpiegowski bumerang
. . .
Niepotrzebna miło´c
. . . .
Warsztat szewski
. . . . .
Jabło´
. . . . . . . . . .
n
Przesta´ cie kocha´ Ło˙ kina
.
n
c z
Cena krokodyla
. . . . . .
Co dwa buty, to nie jeden
. .
Wmówione zycie
. . . . .
˙
Marzenie zaocznego studenta
Li´ki
. . . . . . . . . .
s
Klina, klinem
. . . . . . .
Sze´cdziesiaty drugi odcinek
.
˛
Reinkarnacja z drugiej r˛ ki
.
e
Ku gwiazdom!
. . . . . .
Czego tylko dusza zapragnie
.
Epilog.
. . . . . . . . .
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
2
8
28
50
58
64
84
92
102
115
121
130
149
162
172
182
199
220
232
Zagraniczny agent kosmiczny
Wodewil w jednym akcie z prologiem
Prolog
Korneliusz Udałow szedł przez pole targajac wiadro z grzybami. Grzyby by-
˛
ły takie sobie, mało szlachetne, w wi˛ kszo´ci surojadki, kilka ma´laków, dwa
e
s
s
´ z
kozaczki, jeden prawdziwek, ale robaczywy, znaleziony na scie˙ ce — walał si˛
e
trzonkiem do góry. Widocznie jaki´ bardziej szcz˛ sliwy zbieracz znalazł go i roz-
s
czarowany wyrzucił. Człowiek, który wybrał si˛ na grzyby, a niesie do domu try-
e
wialne drobiazgi, skłonny jest do rozmy´la´ o marno´ci zycia i o tym, ze czas
s n
s ˙
˙
ucieka zbyt szybko, a człek i tak nie nauczył si˛ gospodarowa´ nim z po˙ yt-
e
c
z
kiem. Taki kto´ rozumie, ze ju˙ min˛ ła czterdziestka, a najwa˙ niejszej w zyciu
s
˙
z
e
z
˙
rzeczy jeszcze nie dokonał i nawet nie zdecydował jeszcze, co jest w tym zyciu
˙
najwa˙ niejsze. Człowieka takiego obowiazkowo zaczynaja kasa´ gzy i komary,
z
˛
˛ ˛ c
przypieka go sło´ ce, a na łysin˛ wskakuja mu koniki polne. Oczywi´cie, mógł
n
e
˛
s
pój´c lasem, ale zachciało mu si˛ wali´ przez pole koniczyny, ci˛ zkie i grzaskie
e
c
˛
po ostatnim deszczu. I dlatego człowiek marzy o cieniu, o kufelku kwasu chlebo-
wego z lodówki i przysi˛ ga sobie, ze nigdy wi˛ cej nie pójdzie do lasu. . .
e
˙
e
I w tym momencie rozlega si˛ huk, który wstrzasa całym wszech´wiatem,
e
˛
s
powoduje, ze zwijaja si˛ li´cie na drzewach i milkna spiewajace ptaki.
˙
˛ e s
˛´
˛
Co´ ogromnego, połyskujacego, okutanego obłokiem pary i nieziemskiego
s
˛
´
ognia run˛ ło dokładnie na srodek pola. Była to kula z osmalonego metalu. Miała
e
´
srednic˛ jakich´ czterech metrów i, najwidoczniej, była statkiem kosmicznym —
e
s
albo radzieckim, albo ameryka´ skim, albo i nieziemskiego pochodzenia.
n
Kiedy Udałow stał nieruchomo, rozmy´lajac o kaprysach losu i cieszac si˛ , ze
s ˛
˛ e ˙
kula nie zwaliła mu si˛ na głow˛ , otworzył si˛ luk i jeden po drugim wyszli z niej
e
e
e
trzej przybysze z innej planety, a ich cecha szczególna było posiadanie trzech
˛
˛
nóg. Przybysze pokr˛ cili zielonymi głowami, rozejrzeli si˛ po okolicy i nikogo
e
e
nie zauwa˙ ywszy, pognali do lasu.
z
— Stójcie! — krzyknał Udałow. — Stójcie! Nie skrzywdz˛ was! Jestem wa-
˛
e
szym bratem w rozumie!
Jednak˙ e przybysze albo nie chcieli, albo nie mogli poja´ uspokajajacych słów
z
˛c
˛
Udałowa. P˛ dzili do lasu tak, ze tylko migały magnetyczne podkówki na ich ob-
e
˙
casach. Udałow wystraszył si˛ , poło˙ ył na ziemi i troch˛ pole˙ ał z policzkiem
e
z
e
z
przyci´ni˛ tym do koniczyny. Pomy´lał sobie, ze przybysze uciekli, bo ich statek
s e
s
˙
3
za chwil˛ wybuchnie. Udałow le˙ ał i o niczym nie my´lał, a statek ciagle nie wy-
e
z
s
˛
buchał i stał sobie po´ród pola z otwartym włazem.
s
´
Zm˛ czywszy si˛ oczekiwaniem smierci Udałow wstał, strzepnał z kolan
e
e
˛
kwiatki koniczyny i zgniecione mrówki, po czym wolno skierował si˛ do nie-
e
ziemskiego statku. Obudził si˛ w nim duch badacza.
e
Przed włazem zatrzymał si˛ i zapytał:
e
— Czy został mo˙ e tu kto´, kto wejdzie ze mna w kontakt?
z
s
˛
Nie mo˙ na powiedzie´ , by oczekiwał odpowiedzi — zapytał tylko dlatego, ze
z
c
˙
chciał okaza´ uprzejmo´c.
c
Odpowiedzi nie było. Udałow postawił na ziemi wiadro z grzybami i wszedł
do wn˛ trza statku. Panował tam półmrok, do którego Udałow przyzwyczajał si˛
e
e
dobra minut˛ . Potem ju˙ rozró˙ niał poszczególne przyrzady i ster statku, a tak˙ e
˛
e
z
z
˛
z
koje kosmonautów i ich osobiste rzeczy, zapomniane w czasie panicznej ucieczki.
Udałow przycupnał na krzesełku i zamy´lił si˛ nad swoimi kolejnymi działania-
˛
s
e
mi. Pewnie przyjdzie mu i´c do miasta i zgłosi´ gdzie trzeba ladowanie statku
c
˛
kosmicznego.
We wn˛ trzu, gdzie w ciasnocie i niewygodzie mieszkali kosmonauci, poroz-
e
rzucane były cz˛ sci ubrania, naczynia i inne drobiazgi. Udałow znalazł tam bł˛ -
e
kitny kaszkiet z kometa w miejscu, gdzie zawsze była gwiazdka, i przymierzył go.
˛
Kaszkiet pasował jak ulał. I kiedy Udałow zerknał w wiszace nad sterem lusterko,
˛
˛
własny widok bardzo mu si˛ spodobał. Nast˛ pnie Udałow podniósł z koi dobra
e
e
˛
nieziemska lornetk˛ i wyjrzał za zewnatrz, chcac sprawdzi´ jej moc. Okazała si˛
˛
e
˛
˛
c
e
bardzo dobra; przez nia Udałow zobaczył, ze do statku, podskakujac na k˛ pkach
˛
˙
˛
e
koniczyny, p˛ dzi zielony „gazik”, w którym siedza jacy´ ludzie po cywilnemu.
e
˛
s
Kiedy „gazik” zbli˙ ył si˛ jeszcze bardziej, Udałow rozpoznał w´ród pasa˙ erów
z
e
s
z
wozu towarzysza Batyjewa we własnej osobie, przewodniczacego guslarskiego
˛
prezydium. Przez naród zwanego szefem miasta.
Udałow uniósł r˛ k˛ w powitalnym ge´cie. Wóz zahamował i pasa˙ erowie wy-
e e
s
z
szli z niego, zadziwieni niezwykłym widokiem. P˛ dzac tu mieli nadziej˛ , ze ladu-
e ˛
e ˙ ˛
jacy statek kosmiczny b˛ dzie statkiem radzieckim, naszym, i oni pierwsi, nawet
˛
e
wyprzedzajac parti˛ i rzad, przycisna do swych piersi odwa˙ nych kosmonautów.
˛
e
˛
˛
z
Ale statek był pozbawiony znaków rozpoznawczych, a z kształtu był podejrzany.
I nagle przybyli zauwa˙ yli, ze w drzwiach statku stoi człowiek w nie naszym
z
˙
kaszkiecie i z symbolem komety oraz wielka nieziemska lornetka na piersi. Czło-
˛
˛
˛
wiek ów był niewysoki, przysadzisty, a reszta jego odzienia wskazywała na to, ze
˙
jest miejscowy — albo grzybiarz, albo w˛ dkarz.
e
— Pupykin, co ty tu robisz? — zapytał zast˛ pca Batyjewa, niejaki Siemion
e
Kara´.
s
Chciał powiedzie´ „Udałow”, poniewa˙ od dawna znał Korneliusza Iwanowi-
c
z
cza, ale oszołomiony sytuacja u˙ ył nazwiska dyrektora ła´ ni miejskiej Pupykina,
˛ z
z
który wcale do Udałowa nie był podobny.
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin