Zahorski Władysław - Podania i Legendy Wileńskie.pdf

(324 KB) Pobierz
Aby rozpocząć lekturę,
kliknij na taki przycisk
,
który da ci pełny dostęp do spisu treści książki.
Jeśli chcesz połączyć się z Portem Wydawniczym
LITERATURA.NET.PL
kliknij na logo poniżej.
W£ADYS£AW ZAHORSKI
PODANIA I LEGENDY
WILEÑSKIE
Tower Press 2000
Copyright by Tower Press, Gdañsk 2000
Bazyliszek
Wœród odwiecznych borów nad brzegami piêknej Neris (Wilii) i wartkiej Wilny (Wilen-
ki) kry³a siê niewielka osada. Ubodzy jej mieszkañcy mieli bardzo skromne wymagania, po-
niewa¿ nigdy daleko od swej siedziby nie oddalali siê i czasem tylko od kap³ana, albo od zb³¹-
kanego podró¿nego zas³yszeli, i¿ s¹ kraje, w których i przyroda jest inna i ludzie ¿yj¹ inaczej
i dostatniej. Niema³o dziwów opowiadali przechodnie prostodusznym osadnikom, którzy ta-
kowe opowiadania za bajki poczytywali. Nie nêci³y ich tedy obce kraje. Kochali swoj¹ cudn¹
Neris, jej czyste, b³êkitne wody, ³¹ki zielone, pagórki i gêste lasy, które rozbrzmiewa³y œpie-
wem niezliczonego ptactwa. Powa¿ny niedŸwiedŸ mia³ tu legowisko, potê¿ny tur szuka³
w cieniu wiekowych dêbów schronienia, a lekkie sarny przebiega³y puszczê w rozmaitych
kierunkach. Lasy dostarcza³y osadnikom grzybów, jagód, zwierza i skór, pszczo³y miodu,
a rzeka ryb pod dostatkiem. Z krzemienia, ob³upawszy i wyg³adziwszy go, robili broñ i na-
rzêdzia, chocia¿ nie misterne, niemniej jednak po¿yteczne. Maj¹c niewielkie potrzeby, z ³a-
twoœci¹ na miejscu zaspokajane, czuli siê osadnicy szczêœliwymi w swych chatkach ubogich,
dziêkowali bogom za dobrodziejstwa, jakimi ich obdarzali i przez wdziêcznoœæ wznosili o³-
tarze, palili ognie i sk³adali ofiary.
Wszystko tu by³o proste, i ¿ycie, i mi³oœæ, i œmieræ sama. Zdarza³o siê, i¿ silny i barczysty
osadnik, wyszed³szy na ³owy, ju¿ do swej zagrody nie wraca³, znajdowa³ bowiem œmieræ
w uœcisku niedŸwiedzia lub na rogach tura. Niejeden spocz¹³ na piaszczystym dnie rzeki, lub
zosta³ przygnieciony olbrzymim drzewem. By³y to wypadki powszednie i nieuniknione.
Ale snadŸ prostoduszni osadnicy znad Neris obrazili bogów i ich zemstê na siebie œci¹-
gnêli. Mo¿e nie dopilnowali ognia œwiêtego i ten zagas³, albo za ma³o s³oniny i innych ofiar
na o³tarzach z³o¿yli, a mo¿e dziewica nie dochowa³a œlubowanej czystoœci, doœæ, ¿e rozgnie-
wani bogowie okropn¹ zes³ali karê.
Oto na wzgórzu w pieczarze zamieszka³ od niedawna straszny potwór bazyliszek, o któ-
rym nikt powiedzieæ nie móg³, jak wygl¹da³, poniewa¿ ka¿dego, co siê do pieczary zbli¿yæ
próbowa³, zabija³ wejrzeniem i po¿era³. Wœród ciemnej nocy z dala migota³y u wejœcia do
jaskini dwa zielonkawe œwiate³ka. To bazyliszek z legowiska wype³za³ i ofiary wygl¹da³. Bia-
da nieostro¿nemu myœliwemu, który, goni¹c zwierzynê, zapêdzi³ siê ku wzgórzu, biada dzie-
wicy i dziecku, szukaj¹cym tu kraœnych jagód i kwiecia... Spotkawszy siê ze wzrokiem po-
twora cz³owiek drêtwia³ i pada³, jakby ra¿ony piorunem. Wtedy bazyliszek po¿era³ ofiarê. Nie
gardzi³ zgrzybia³ym starcem, ani niemowlêciem, ale przede wszystkim czyha³ na dziewice.
Ju¿ wiele rodzin op³akiwa³o ojców, wielu m³odzieñców utraci³o swe ukochane, wiele matek
zawodzi³o po stracie dziatek, a potwór wci¹¿ nowe porywa³ ofiary. B³agano bogów, palono
liczne ofiary, zakopano ¿ywcem do ziemi jedn¹ z dziewic. Nic nie skutkowa³o. Tote¿ smutek
zawis³ nad szczêœliw¹ dot¹d osad¹. Na polance pod roz³o¿ystym dêbem zebrali siê na radê
3
sêdziwi kap³ani i starszyzna. Przemyœliwano nad sposobami zg³adzenia strasznego wroga.
Jedni doradzali zbudowaæ z k³ód olbrzymich wysok¹ œcianê, która by osadê od wzgórza od-
dzieli³a, inni byli za wznieceniem po¿aru w zaroœlach ko³o jaskini... S³owem ka¿dy wystêpo-
wa³ z projektem, ale wszystkich najpiêkniejszych planów trzeba by³o siê wyrzec wobec nie-
mo¿ebnoœci zbli¿enia siê do bazyliszka. Naradom przys³uchiwa³ siê m³ody osadnik. Silnie
zbudowany, o d³ugich, jasnych w³osach, spadaj¹cych na ramiona, o z³ocistym puszku, który
zdobi³ mu wargê i œniade, ¿ywym rumieñcem okraszone policzki, o oczach dziwnie g³êbo-
kich, by³ on uosobieniem mêskiej si³y i piêknoœci. Dziewczêta czu³ym spojrzeniem goni³y za
nim, gdy zwinny i lekki ugania³ siê za zwierzem, albo silnym ramieniem sieæ ryb pe³n¹ z wo-
dy ci¹gn¹³. Niejedna kocha³a go skrycie i pragnê³aby z nim losy podzieliæ. By³y i takie, co siê
udawa³y po kryjomu do czarownicy mi³osnej, prosz¹c, aby natchnê³a piêknego m³odziana
mi³oœci¹, ale ten pozostawa³ obojêtny na wdziêki i uœmiechy wdziêcznych dziewic, od kilku
bowiem miesiêcy ukocha³ Jagnê, urocz¹ i œwie¿¹ jak nimfa rzeczna. Jagna p³aci³a mu wza-
jemnoœci¹ i nieraz, siedz¹c nad brzegiem rzeki, sk¹pani w œwietle ksiê¿yca i zas³uchani w tre-
lach s³owika, marzyli o radosnej przysz³oœci. M³odzieniec rozpocz¹³ budowê nowej chaty,
która mia³a byæ znacznie od innych okazalsz¹ i nawet posiada³a okno z naci¹gniêtym na ra-
mie pêcherzem, tak ¿e w izbie by³o jasno. Nie ¿a³owa³ pracy, by nagromadziæ jak najwiêcej
skór niedŸwiedzich, wilczych i rysich. Wraz po wykoñczeniu budowy mieli siê pobraæ.
W tym w³aœnie czasie zamieszka³ w jaskini na wzgórzu bazyliszek i gdy zrozpaczona lud-
noœæ ju¿ znik¹d nie spodziewa³a siê pomocy, m³ody osadnik powzi¹³ zuchwa³¹ myœl zg³adze-
nia potwora. Rozumia³ dobrze na jak straszne niebezpieczeñstwo siê nara¿a, ale dodawa³o
mu odwagi przekonanie, ¿e zabijaj¹c bazyliszka, ratuje sw¹ Jagnê, któr¹ czeka³ los innych
dziewic przez niego po¿artych. Rozwa¿ny i w walkach ze zwierzem do ostro¿noœci nawyk³y,
d³ugo przemyœliwa³, w jaki sposób podejœæ wroga, nie bêd¹c przez niego widzianym. Z³o¿y³
bogom bogat¹ ofiarê, d³ugo i gorliwie siê modli³, a¿ w koñcu u³o¿y³ plan postêpowania.
S³ysza³ nieraz od przechodniów, i¿ w s¹siednich krajach ludzie posiadaj¹ p³yty metalowe
tak wyszlifowane, ¿e odbijaj¹ w sobie wszelki przedmiot, ku któremu zostan¹ zwrócone.
Cz³owiek widzi w takiej tafli odbicie swej twarzy wyraŸniej, ni¿ w stoj¹cej wodzie. Postano-
wi³ za wszelk¹ cenê nabyæ podobn¹ blachê, któr¹ podró¿ni zwali zwierciad³em. Po¿egna³ p³a-
cz¹c¹ Jagnê i niebawem uda³ siê w drogê. Uci¹¿liwa i pe³na niebezpieczeñstw by³a jego pod-
ró¿ przez puszcze i moczary. Doznawa³ g³odu i strachu, gdy duchy leœne otacza³y go nocami,
a nimfy jeziorne i b³otne wabi³y go ku sobie. Niejedn¹ noc spêdzi³ bez snu na drzewie, by nie
staæ siê ³upem dzikiego zwierza. Nieraz pada³ ze znu¿enia, zw³aszcza, ¿e dŸwiga³ na sobie
sporo skór bobrowych, lisich i innych, by za nie nabyæ zwierciad³o. Zwyciê¿y³ jednak wszyst-
kie przeszkody i wróci³ do osady ze zdobytym skarbem.
Nikomu nie zwierzy³ siê ze swym zamiarem, nikomu zwierciad³a nie pokaza³. Tylko Ja-
gna by³a we wszystko wtajemniczona i chocia¿ trwo¿y³a siê o ukochanego, nie próbowa³a go
jednak powstrzymaæ. Przysiêg³a tylko, ¿e jeœli jej luby zginie, ona równie¿ uda siê do jaskini
i odda siê bazyliszkowi na po¿arcie.
Nadszed³ wreszcie dzieñ, przeznaczony na spe³nienie zamiaru. Ledwie jutrzenka zaró¿o-
wi³a brzeg nieba, mê¿ny m³odzieniec uda³ siê ze zwierciad³em ku wzgórzu. Droga od rzeczki
Wilny wiod³a wci¹¿ ku górze, poroœniêta krzewami i usypana g³azami. Niebawem poczu³
sw¹d siarki i zgnilizny, a¿ oto potkn¹³ siê o jakiœ przedmiot okr¹g³y, który mu spod stóp siê
potoczy³. By³a to zbiela³a od s³oñca i deszczów czaszka ludzka. Zrozumia³, i¿ jest bliskim
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin