Pozzessere Heather Graham - Powiernica królowej.pdf

(1199 KB) Pobierz
Shannon Drake
POWIERNICA
KRÓLOWEJ
Tytuł oryginału: The Queen's Lady
0
Prolog
Zanim pochłonie ogień
Usłyszała kroki i szczęk broni. Do celi zbliżali się strażnicy. Od początku
wiedziała,
że
nie wyjdzie z tego cało, i choć postanowiła umrzeć z godnością, z
dumnie uniesioną głową i widoczną dla oprawców pogardą, poczuła,
że
ogarnia ją przemożny strach.
Łatwo
myśleć o
śmierci,
gdy nie stoi za progiem.
Dobrze,
że
przynajmniej trzyma się o własnych siłach na nogach. Nie będą jej
wlekli na stos jak wiele innych
żałosnych
ofiar, które „zachęcano" do wyznania
win. Wszyscy ci nieszczęśnicy, których przekonały o niewłaściwości ich
postępowania
śruby
do zgniatania palców, koła tortur i inne podobne metody
perswazji, rzadko kiedy samodzielnie docierali na miejsce kaźni. Ona od
początku zachowywała się zgodnie z oczekiwaniami
śledczych,
mówiła to,
czego spodziewali się usłyszeć, mając skrytą nadzieję,
że
sarkazm jej wyznań
da im do myślenia. Oszczędziła Koronie sporo pieniędzy, ponieważ torturami
wyciągający prawdę z więźniów fachowcy wymagali słonej zapłaty. Sobie
oszczędziła sromoty. Nie będzie wleczona na stos złamana, krwawiąca,
zniekształcona i oszpecona.
Szczęk metalu był coraz wyraźniejszy, kroki dawały się słyszeć bliżej.
Najważniejsze to zachować w obliczu
śmierci
spokój i godność. Nie jest
okaleczona, sama pójdzie na egzekucję. Wie, do czego są zdolni jej oprawcy.
Ale ten strach... Stała wyprostowana tylko dlatego,
że
była jak z lodu, nie
mogłaby się zgiąć, nawet gdyby chciała. Już niedługo, pomyślała z ironią,
płomienie roztopią ten wewnętrzny lód, przenikną jej ciało do głębi
śmiertelnymi
liźnięciami. Ogień miał nie zabić, lecz unicestwić skazańca,
zredukować go do kupki popiołu. Przed podpaleniem stosu kat zazwyczaj dusił
nieszczęśnika. Zazwyczaj. Gdy sędziowie zostali doprowadzeni do furii, mogli
1
S
R
kazać rozniecić ogień wcześniej, zanim oprawca zdążył przyspieszyć koniec i
ulżyć cierpieniom ofiary.
Narobiła sobie wrogów. Wypowiadała się w imieniu innych. Walczyła o
siebie. Jej
śmierć
nie będzie szybka. Bardzo wielu – włącznie z królową, której
Gwenyth tak wiernie służyła – wierzyło w diabła, w to,
że
czary są
źródłem
wszelkiego zła na
świecie.
W ich przekonaniu rodzaj ludzki jest słaby, a szatan
to wykorzystuje. Przychodzi nocą, rzuca urok na Bogu ducha winnych ludzi,
zmusza ich do podpisania krwią cyrografu. Tylko szczera spowiedź może
uratować duszę, a jedyna droga do
Wszechmogącego wiedzie przez poniżające tortury i
śmierć.
Takie było,
prawdę mówiąc, przekonanie większości ludzi. Za uprawianie czarów kara
śmierci
groziła nie tylko w Szkocji, ale w niemal całej Europie.
Nie była czarownicą i jej sędziowie o tym wiedzieli. Jedyną zbrodnią,
jakiej się dopuściła, to dochowanie wierności ukochanej królowej, która
lekkomyślnym postępowaniem doprowadziła swoje otoczenie do zguby.
Wszystko to było obecnie pozbawione znaczenia, fikcyjny proces i okrutny
wyrok również. Za chwilę umrze. Tylko to jest ważne. Czy się załamie? Co się
stanie, gdy poczuje piekące dotknięcie pierwszych płomieni? Będzie
krzyczała? Naturalnie,
że
tak.
S
R
2
Nie zrobiła niczego złego. Postępowała właściwie. I co z tego?
Strach przed
śmiercią
i ból to jedno. Ale ten dojmujący
żal...
Jak drogo
przyszło zapłacić za wierność ideałom... Serce krwawi na myśl o tym, co
zostawia za sobą, rana piecze jak posypywana solą. To, co uczynią z jej ciałem,
nie może się równać z cierpieniem rozdzierającym duszę. Kiedy jej zabraknie...
Jaki los czeka Daniela? Chyba nic złego go nie spotka. Bóg nie może być
tak okrutny. Mają na celu uciszenie jej, i tylko jej. Daniel jest bezpieczny.
Został z tymi, którzy go kochają, a ojciec na pewno nie dopuści do
wyrządzenia mu krzywdy. Bez względu na jej zachowanie i wyzwanie, które
mu rzuciła.
Strażnicy byli tuż–tuż. Zatrzymali się przed drzwiami celi. Na krótko
oślepiło ją
światło
pochodni, rozpraszające ciemności wieży. Zorientowała się,
że
było ich trzech, innych szczegółów nie potrafiła dostrzec. Po chwili oczy
odzyskały zdolność widzenia i nagle serce skoczyło jej do gardła. On był z
nimi.
Na pewno nie chciał,
żeby
zakończyła
życie
w ten sposób. Mimo całej
złości, jaką do niej czuł, nie mógł
życzyć
jej tak okrutnej
śmierci.
Wielokrotnie
powtarzał – słusznie, musiała przyznać –
że
niepotrzebnie naśladuje królową,
mówiąc prawdę prosto w oczy, bo nic dobrego nie wyniknie z tej szczerości.
Czy
był
uczestnikiem
tego
niesprawiedliwości, tych wszystkich machinacji? Trzymał ją w ramionach,
pozwolił przekonać się, jak uczucie zagłusza rozsądek, a miłość pozbawia
zdolności do racjonalnego myślenia.
Tak wiele ich
łączyło.
Za wiele. A jednak... Ludzie zdradzają na
zawołanie. Zwłaszcza ze strachu o
życie
albo powodowani chciwością i
ambicją zrobienia kariery. Czy on również? Bo przecież zdradził, co do tego
nie miała wątpliwości.
Stanął przed nią. Płowe włosy wydawały się złote w migoczącym
świetle
pochodni. Miał na sobie kilt w kolorze swojego klanu, z szerokich ramion
biegłego wojownika spływała obszerna, podbita futrem peleryna. Towarzyszyli
mu sędzia i kat, obaj z posępnymi twarzami. Z ich czarnych jak węgiel oczu
biły nienawiść i pogarda. Serce Gwenyth zamarło. Jak mógł przyjść jej do
głowy głupi pomysł,
że
Rowan znalazł się tu,
żeby
ją uratować?
Nie przyszedł, aby ją ocalić, lecz
żeby
dodać jej cierpienia. Nieobce mu
były polityczne gry czasów, w których przyszło im
żyć.
Jak większość szlachty
3
S
R
teatru,
tego
spektaklu
politycznej
w tej krwawej epoce musiał doprowadzić do perfekcji umiejętność siedzenia
okrakiem na murze po to, aby wylądować po stronie zwycięzcy. Dotyczyło to
zarówno pola bitwy, jak i intryg pałacowych. Nie ugnie się pod jego
spojrzeniem. Starała się nie myśleć o tym,
że
jest brudna i rozczochrana, iż
suknia jest podarta i wilgotna od pleśni pokrywającej
ściany
celi. Choć
okrywają ją
łachmany,
zachowa królewską postawę i umrze z godnością. Stała
i patrzyła z pogardą, jak przez mgłę dotarły do niej słowa wyroku
wygłaszanego przez sędziego:
– I zostaniesz spalona na stosie... a wiatr rozwieje twoje prochy na
wszystkie strony
świata...
Nie poruszyła się, nawet nie mrugnęła powieką. Zauważyła, jak zza ich
pleców wysuwa się wielebny Martin. Zabawne, pomyślała, przysłali tego
posłusznego pieska pokojowego, aby w obliczu
śmierci
na stosie strachem
wymusił od niej wyznanie winy. Zależało im, aby zapewniła gawiedź,
że
była
zabawką w szponach szatana, popełniła wszelkie możliwe bezeceństwa,
że
nie
jest ofiarą politycznych rozgrywek, bo wtedy tłum się nie poruszy, nie zacznie
wzniecać niepokojów jak kraj długi i szeroki.
– Lady Gwenyth MacLeod, musisz publicznie wyznać winy, wtedy twoja
śmierć
będzie lekka – powiedział duchowny. – Wyznaj grzechy i módl się, a
Bóg, widząc twoją skruchę, może oszczędzi ci potępienia w piekle na wieki.
Nie miała siły oderwać wzroku od Rowana, który wpatrywał się w nią
uporczywie z widoczną odrazą. Miała nadzieję,
że
nie zauważy jej strachu,
tylko obrzydzenie.
– Nie trudź się, ojcze – odezwała się cicho. –Wiem,
że
nie uniknę
skazania. Jeśli przemówię do tłumu, to powiem,
że
jestem niewinna, i nie skła-
mię. Pójdę na
śmierć,
a potem do nieba, bo dobry Bóg wie,
że
nie popełniłam
S
R
4
Zgłoś jeśli naruszono regulamin