Jordan Penny - Spróbujmy jeszcze raz.pdf

(350 KB) Pobierz
Penny Jordan
Spróbujmy jeszcze
raz
0
ROZDZIAŁ PIERWSZY
– Ciociu Belle! Wyglądasz fantastycznie, wręcz promieniejesz.
– Czy przypadkiem nie ja powinnam ci to powiedzieć? – roześmiała się
Isabelle,
ściskając
swą siostrzenicę,
świeżo
upieczoną mężatkę, po czym
odsunęła się o krok, aby przyjrzeć się jej sukni
ślubnej.
– Przepraszam za to zamieszanie z zaproszeniami – westchnęła Joy. –
Ale babcia Alice nalegała,
że
pomoże mamie, a sama wiesz, jaka ona jest. –
Skrzywiła się. –
Zupełnie wyleciało jej z głowy,
że
ty i Boski Lucius
rozeszliście się całe wieki temu, więc wysłała obydwa zaproszenia pod jego
adresem.
– Boski Lucius? – powtórzyła ze
śmiechem.
– Nadal go tak nazywasz?
– Posłała ciepłe spojrzenie stojącemu obok mężowi siostrzenicy.
– Och, Andy nie ma nic przeciwko temu! – zawtórowała jej Joy. – Bądź
co bądź Luc to jego kuzyn, a poza tym...
– Urwała, zerknąwszy na męża na pozór groźnie. – Poza tym Andy
zawsze uważał,
że
jesteś szalenie seksowna jak na swój wiek.
Policzki pana młodego pokryły się intensywnym rumieńcem.
Jak na swój wiek, powtórzyła w myślach Isabelle. Cóż, nie była niby taka
stara, wkrótce miała bowiem skończyć trzydzieści pięć lat, ale z punktu
widzenia dwudziestotrzylatki zapewne była już niemal w podeszłym wieku.
Ona sama jako dwudziestotrzyletnia kobieta była już mężatką od dwóch
lat. Teraz z perspektywy czasu wiedziała, iż pobrali się z Lucem zdecydowanie
za wcześnie. Być może jej mąż kochał dziewczynę, z którą się ożenił, jednak
kobieta, w jaką się z biegiem czasu przeobraziła, zupełnie nie przypadła mu do
gustu.
S
R
1
Wiele razy powtarzała wtedy Lucowi,
że
powinien zrozumieć, jak
stresująca jest jej praca, a także docenić fakt, iż to na niej spoczywa ciężar
utrzymania ich obydwojga. Tymczasem on ustawicznie wysuwał wobec niej
zarzuty,
że
skupia się wyłącznie na sprawach zawodowych i bardziej ceni sobie
karierę niż małżeństwo. Zarzuty te powtarzały się w każdej ich kłótni, aż
sytuacja stała się na tyle nie do wytrzymania, iż doszło do rozwodu.
– Luc, przecież sam widzisz,
że
nie mam czasu nawet dla siebie –
tłumaczyła podczas jednej z utarczek. – Kiedy wracam do domu, czeka mnie
gotowanie, pranie, prasowanie. Może tego nie zauważyłeś, ale dom jakoś nie
chce się sam sprzątać. To ja muszę się martwić, czy damy radę spłacić kredyt i
co będziemy jeść za tydzień, ty zaś interesujesz się tylko swoją karierą
naukową. Czasem dochodzę do wniosku,
że
poza uczelnią tak naprawdę nic cię
nie obchodzi.
Po dziś dzień pamiętała, jak zmienił się wtedy wyraz jego twarzy. Nie
potrafiła zapomnieć ukłucia, jakie poczuła w okolicach serca na widok jego
zgarbionej sylwetki, gdy odchodził powoli do swojego pokoju. Wprawdzie
gotowała się z wściekłości, lecz jednocześnie zrobiło jej się go niesłychanie
szkoda, wyglądał bowiem na szalenie zgnębionego i nieszczęśliwego.
Jeśli kiedykolwiek przed
ślubem
zastanawiała się, jak będzie wyglądać
ich małżeństwo, zawsze naiwnie zakładała, iż stanowić będzie nie kończącą się
idyllę, podobną do pełnych szczęścia chwil i godzin, jakie spędzali ze sobą
jako narzeczeni. Nawet nie przeszło jej przez myśl,
że
pieniądze okażą się tym,
co ich rozdzieli. Przecież tyle razy
żartowali
z tego,
że
ich małżeństwo
stanowić będzie odzwierciedlenie zmieniających się czasów, bo to właśnie
Belle, a nie Luc, zarabiała wystarczająco dużo, aby móc ich obydwoje
utrzymać. Nie zmieniało to jednak faktu,
że
podziwiała swego ukochanego z
całego serca za to, iż zdecydował się poświecić karierze naukowej, mimo
2
S
R
śmiesznie
niskiego stypendium, jakie otrzymywał. Uwielbiała go za ten jego
idealizm i gotowość podporządkowania swych potrzeb wyższemu celowi.
Dlatego też, gdy zasmucony wyznał jej,
że
choć bardzo ją kocha, nie może się
z nią ożenić, bo nie będzie w stanie jej utrzymać, uśmiechnęła się tylko ciepło i
zapewniła, iż jako finansista– analityk z przyjemnością zajmie się domowym
budżetem. Gdyby ktoś próbował ją wtedy ostrzec,
że
to właśnie za sprawą jej
wysokich zarobków ich związek legnie w końcu w gruzach, zapewne
wyśmiałaby go. Przecież ona i Luc byli sobie przeznaczeni i nic nie mogło tego
faktu przekreślić.
Belle należała wprawdzie do nielicznego grona kobiet, które zarabiały
wystarczająco dużo, aby utrzymać siebie i męża, nie przywiązywała jednak do
tego
żadnego
ideologicznego znaczenia, ani w głowie jej była walka o równość
praw obydwu płci. Dlatego też całkiem niewinnie zasugerowała pewnego dnia,
że
może nadeszła pora, aby po kilku latach małżeństwa przeprowadzić się z
wynajętej klitki do własnego domu. Bądź co bądź jej zarobki były na tyle
wysokie, iż było ich stać na ubieganie się o kredyt, zwłaszcza
że
otrzymała
właśnie podwyżkę.
– To znaczy, ciebie stać – uściślił Luc, ale nawet go nie słyszała, tak
była zajęta urządzaniem w myślach ich własnego gniazdka.
Wreszcie uległ jej prośbom i kupili niewielki dom w miasteczku, leżącym
w przyzwoitej odległości zarówno od Londynu, jak i od Cambridge, gdzie Luc
miał nadzieję wkrótce otrzymać posadę na uniwersytecie.
Pierwszą noc w nowym domu spędzili w ogromnej, pustej jeszcze
sypialni, na ułożonej na podłodze kołdrze. Luc, obdarzony duszą romantyka,
nalegał, aby rozpalić ogień w kominku, wobec czego w całym domu unosiła
się woń drewna i płonących
świec,
które oświetlały drogę do sypialni.
S
R
3
– Od dziś to nasz nowy dom – szepnął, ujmując jej twarz w dłonie i
zaglądając głęboko w oczy. –
Nasz dom, Belle. Będziemy wspólnie go
urządzać, tak by nabrał niepowtarzalnego charakteru, aby mówił o nas. Wiem,
że
kupiliśmy go z twoich pieniędzy, ale pieniądze to nie wszystko i zimne
ściany
mogą stać się domem jedynie wtedy, gdy ogrzeje je moc uczucia.
Powinna była już wtedy przewidzieć, co się później wydarzy, była jednak
zbyt oszołomiona jego bliskością, aby posłuchać głosu rozsądku. Pragnęła
jedynie jego pieszczot, chciała móc przekonać go, jak wiele dla niej znaczy,
że
życie
bez niego nie ma dla niej sensu. Chwilę później zatracili się w ogniu
miłości.
Dopiero następnego dnia, gdy narzekała na szpecące kołdrę plamy z
kurzu i stearyny, przypomniała sobie o pięknym, staroświeckim
łożu,
które
zachwyciło ją niedawno w sklepie na przedmieściach Cambridge.
Przecież to tylko kołdra, kawałek materiału, upierze się –
bagatelizował sprawę Luc.
– Jasne, upierze się – warknęła. – To dobrze,
że
potrafi się samo uprać,
bo ja nie mam najmniejszego zamiaru tego robić. Zauważ,
że
nie mamy ani
pralki, ani nawet odpowiedniej instalacji elektrycznej, aby ją zainstalować.
Dyskusja na temat zabrudzonej kołdry przy wiodła jej na myśl kwestię
małżeńskiego
łoża,
ale, jak się mogła spodziewać, Luc stanowczo się
sprzeciwił temu zakupowi.
– Nie ma mowy, nie stać nas na taki wydatek – odparł niespodziewanie
chłodnym tonem.
Ależ, Luc. –
Spojrzała przymilnie. –
Chcę,
żebyśmy
mieli coś
S
R
4
wyjątkowego, coś, co będziemy mogli zostawić następnym pokoleniom jako
symbol naszej miłości.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin