Baird Jacqueline - Grecki multimilioner.pdf

(364 KB) Pobierz
Jacqueline Baird
Grecki multimilioner
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Jemma Barnes bazgroliła po leżącym przed nią notatniku,
zwracając nikłą zaledwie uwagę na toczącą się konwersację.
Jej ojciec, dyrektor naczelny Vanity Flair, nalegał na jej
obecność na spotkaniu zarządu teraz, kiedy została
spadkobierczynią swojej zmarłej ciotki, a tym samym jednym
z głównych akcjonariuszy spółki. Nie miała pojęcia, dlaczego
tak bardzo się przy tym upierał, bo giełda i tym podobne były
dla niej czarną magią. I tak miała już dosyć problemów z
rozliczeniami finansowymi własnej firmy, co mogła
potwierdzić Liz, jej najlepsza przyjaciółka i partnerka w
kwiaciarni, którą wspólnie prowadziły w Chelsea.
- Jemma? - ostry głos ojca przerwał jej zadumę. -
Zgadzasz się z nami?
Uniosła głowę i zobaczyła kilkanaście wlepionych w
siebie par oczu. Napotkała spojrzenie błyszczących,
brązowych tęczówek siedzącego naprzeciwko Greka, pana
Devetzi. Wcześniej ojciec przedstawił ich sobie i starszy pan
nawet się Jemmie spodobał. Przed kilku laty poznał jej ciotkę
na wyspie Zante. Jemma spędziła tam z nią ostatnie wspólne
wakacje. Z wielu przyczyn wspominała je niechętnie, między
innymi dlatego, że ciotka zmarła zaledwie kilka miesięcy
później.
Starszy pan uśmiechnął się lekko, najpewniej wyczytał z
jej spanikowanego wyrazu twarzy, że nie ma najmniejszego
pojęcia, z czym powinna się zgadzać.
Uśmiechnął się szerzej, mrugnął i kiwnięciem srebrzystej
głowy podpowiedział jej odpowiedź.
- Oczywiście, ojcze - odpowiedziała Jemma i spotkanie
zostało zakończone.
- Dlaczego mnie nie zawiadomiłeś? - chciał wiedzieć
Luke Devetzi. Wpatrywał się w dziadka spoczywającego na
sofie, z jedną kostką grubo zabandażowaną i opartą na
stołeczku. - Wiesz przecież, że przyjechałbym natychmiast. -
Nerwowo przeczesał palcami ciemne włosy. - I co właściwie
robisz w Londynie? O ile dobrze pamiętam, po ostatnich
kłopotach z sercem lekarz zabronił ci podróżować.
- Interesy - wyjaśnił Theo Devetzi mętnie.
- Przecież już dawno wycofałeś się z interesów -
przypomniał mu Luke
- Nie z tych. Właściwie dzwoniłem do ciebie kilka dni
temu, ale w twoim nowojorskim biurze poinformowano mnie,
że wyjechałeś na długi weekend i można ci przeszkodzić tylko
w razie bardzo pilnej potrzeby. - Starszy pan uniósł kpiąco
brew. - Ponieważ dzwoniłem towarzysko, postanowiłem ci nie
przeszkadzać. Chciałem cię tylko uprzedzić, że zamierzam
skorzystać z twojego londyńskiego apartamentu.
Luke opanował grymas. Rzeczywiście, wydał sekretarce
takie polecenie i teraz czuł się winny. Życie jego dziadków
zostało przewrócone do góry nogami przed trzydziestu ośmiu
laty, kiedy ich jedyna córka Anna zaszła w ciążę z
przygodnym żeglarzem. Nie chcąc narażać Anny i jej
nienarodzonego dziecka na potępienie ze strony wyspiarskiej
społeczności, przeprowadzili się do Aten, gdzie nikt ich nie
znał. Anna zmarła przy porodzie i wychowanie wnuka spadło
na nich.
Luke nie wiedział, kto był jego biologicznym ojcem do
momentu ukończenia studiów. Odmówił przystąpienia do
rodzinnego handlu rybami i przyjął pracę stewarda na
luksusowym statku wycieczkowym. W ataku furii Theo
zarzucił mu wtedy, że jest tak samo nieodpowiedzialny jak
jego francuski ojciec, uwodzący dziewczęta na pokładzie
swojego jachtu. Z rzuconych w złości słów Luke dowiedział
się, że dziadek przez cały czas znał jego nazwisko.
Luke trzasnął drzwiami i ruszył na poszukiwanie ojca.
Zdołał ustalić adres okazalej rezydencji we Francji, gdzie
mężczyzna mieszkał wraz z żoną i dwoma synami, starszymi
od Luke'a.
Kiedy Luke stanął przed nim, tamten uśmiechnął się
szyderczo.
- Nawet gdybym był wtedy wolny, to i tak nie ożeniłbym
się z jakąś grecką wieśniaczką - rzucił, a potem, przy pomocy
swoich antypatycznych synów, wyrzucił Luke'a z terenu
posiadłości.
Luke przyłączył się do załogi statku wycieczkowego.
Zawarł tam przyjaźń ze starszym nowojorskim bankierem,
który zwerbował go do pomocy przy transakcjach giełdowych.
Kiedy statek zacumował w Nowym Jorku, mężczyzna
zaoferował mu pracę w swojej firmie. Luke okazał się
wspaniałym nabytkiem i w pięć lat później założył własną
bankierską firmę inwestycyjną, Devetzi International.
Przez lata nie przejmował się już więcej swoim
pochodzeniem, a o dziadku myślał tylko z miłością.
- Powinieneś wiedzieć, Theo, że nie ciąży mi nic, co
mogę zrobić dla ciebie.
Theo zaczynał się starzeć. Jego pobrużdżona twarz nie
ukrywała siódmego krzyżyka. Ale wyraz żywo patrzących
oczu był wciąż młody, jak wtedy, gdy wraz ze swoim
przyjacielem Milem zakładał firmę. Luke zawdzięczał Theo
życie, a poza tym dziadek był jego jedyną rodziną.
- Pragnąłbym widzieć przy tobie żonę i dzieci, które
zapewniłyby przetrwanie naszego rodu. Chyba jednak będę
musiał porzucić to marzenie. - Theo wziął do ręki kolorowy
magazyn i machnął nim w kierunku Luke'a. - Popatrz tylko na
swoją ostatnią dziewczynę.
Luke rzeczywiście spotykał się z Daviną Lovejoy od kilka
tygodni i spędził z nią tamten długi weekend. Nie powiedział
dziadkowi, że nie zamierza się z nią wiązać, bo nie był
zachwycony ingerencją Theo w jego życie towarzyskie. Luke
nie miał zaufania do kobiet, więc nie spieszył się do stałego
związku.
Znów dotarł do niego głos dziadka.
- ...sądziłem, że masz lepszy gust, ale jak widać, myliłem
się. Czytałeś to? - Theo machnął kolorowym magazynem. - W
wieku dziewiętnastu lat miała operację plastyczną nosa. Mogę
zrozumieć to, a nawet powiększenie biustu, ale ta ostatnia
sprawa... Nigdy w życiu o czymś takim nie słyszałem. Równie
dobrze mógłbyś wziąć do łóżka plastikową lalkę.
- Co takiego? Pokaż. - Luke niemal wyrwał dziadkowi
pismo. Szybki rzut oka na tekst powiedział mu, że starszy pan
miał rację.
Zdjęcie przedstawiało jego i Davinę, opuszczających
restaurację, chyba mniej więcej przed miesiącem. Artykuł
poniżej opisywał jej kolejne operacje plastyczne i przedstawiał
nowego mężczyznę w jej życiu.
Z najwyższym niesmakiem odłożył pismo na stolik.
Theo zaaprobował ten gest lekkim uśmiechem.
Luke przeczesał palcami ciemne włosy.
- Nie miałem o tym pojęcia - powiedział mrukliwie,
siadając obok dziadka. - Davina jest dekoratorką wnętrz.
Poznałem ją przy urządzaniu mojego apartamentu w Nowym
Jorku, ale nie zamierzałem się z nią wiązać.
Chociaż nie brakowało jej urody i inteligencji, ten ostatni
wspólny weekend nie był tak udany, jak się spodziewał.
- Doskonale. W takim razie możesz mi zrobić przysługę -
stwierdził Theo. - Od śmierci twojej babki czynię starania o
odkupienie naszego rodzinnego domu na Zante. Sprzedałem
go, kiedy wyjechaliśmy do Aten, ale dom i zatoka należały do
naszej rodziny od pokoleń. Chcę je odzyskać - powiedział z
uczuciem. - Zostałem poczęty na tej plaży, tam się zalecałem
Zgłoś jeśli naruszono regulamin