Stone Katherine - Złodziej serc.pdf

(1197 KB) Pobierz
ZŁODZIEI SERC
Prolog
Los Angeles
24 kwietnia
Moja kochana Caitlinl
Dziś kończysz szesnaście lat. Jesteś taka dorosła, taka dojrzała! A jed­
nak, kochanie, w sprawach miłości - miłości romantycznej -jesteś zupełnie
niedoświadczona. I to jest wspaniałe, tak powinno być.
To ta urocza nieświadomość zdecydowała, że wyznaję Ci w liście moją
romantyczną miłość. Kiedyś, mam nadzieję, sama wypowiem te słowa. Może
wtedy gdy będziesz miała czterdzieści sześć lat, a ja osiemdziesiąt? Jak cu­
downie byłoby spędzić te lata razem. Ale ja nie doczekam osiemdziesiątki.
Obie o tym wiemy. Z każdym mijającym dniem moje serce słabnie. A dziś
czuję tak wielką konieczność spisania moich wyznań, jakbym...
Margaret Taylor powstrzymała trwożną myśl, z trudem zaczerpnęła od­
dech i zmusiła drżące palce do ujęcia pióra.
Moja wola życia nadal jest jednak silna. Gdyby chodziło tylko o zdecy­
dowanie, tylko o miłość, byłabym z Tobą zawsze. I zawsze będę z Tobą, naj­
droższa Caitie. Zawsze.
Chcę Ci wyznać prawdę o Twoim ojcu. Powiedziałam Ci, że znaliśmy się
przelotnie, a on nigdy się o Tobie nie dowiedział. I nie skłamałam. Ale wpro­
wadziłam Cię w błąd, mówiąc o naszych uczuciach. Chciałam, żebyś wierzy­
ła, że nie kochaliśmy się na tyle, byśmy mogli razem stanowić rodzinę. Ale,
moja kochana, było zupełnie inaczej.
Przyjęłaś do wiadomości prawdę i kłamstwo, więc kusiło mnie, żeby to
tak zostawić. Jednak moje serce, stopniowo coraz słabsze, w jakiś dziwny
sposób staje się równocześnie coraz silniejsze. Musisz o tym wiedzieć. Mu­
sisz się dowiedzieć o miłości.
5
Spotkaliśmy się napokładzie „ Queen Elizabeth "podczas rejsu z Southamp­
ton do Nowego Jorku. Twój ojciec był ode mnie młodszy... i taki przystojny!
A także, choć dla mnie (tylko dla mnie) nie miało to znaczenia, był niewy­
obrażalnie bogaty.
Brzmi to jak bajka, prawda ? Oszałamiający arystokrata i trzydziestocztero-
letnia stara panna. Kopciuszek i książę. Oczywiście nie przypominałam tak
bardzo Kopciuszka. Nie dręczyły mnie podłe siostry, nie znałam zła, a jedy­
nie miłość,., i miałam własną dobrą wróżkę, twoją cioteczną babkę Cait-
lin.
W życiu Twojego ojca także znalazło się miejsce na miłość. Jednak dla
niego, potomka znakomitego rodu, życie było obarczone jarzmem odpowie­
dzialności i wyborów, które podejmowano za niego. Był muzykiem, Caitlin,
i to jak utalentowanym! Pewnego razu, o świcie, grał na pianinie w wielkiej
Sali Balowej i śpiewał tylko dla mnie. Obdarzyłby świat swoim wielkim ta­
lentem, gdyby los nie pomieszał mu szyków.
Był to niezwykły los. W tym samym czasie gdy moje życie legło w gru­
zach po śmierci Twojej ciotecznej babki, on przeżywał to samo po śmierci
brata. Musiał jednak stawić czoło życiu, musiał podtrzymywać rodziców
na duchu i wziąć na siebie wielką odpowiedzialność za ich majątek. Te­
raz to on był dziedzicem. Musiał dbać o kontynuację rodu. Nie uchylił się
przed tym obowiązkiem ...i zrobił nawet coś więcej. Poślubił narzeczoną
brata.
Tak, był żonaty. I przygotuj się, kochanie, na coś jeszcze. Ten fakt na
pewno cię zdenerwuje, czy będziesz miała szesnaście, czy czterdzieści sześć
lat. Jesteś taka uczciwa. Ale ja też! I on.. To, co zrobił, było niedobre —
a jednocześnie najlepsze na świecie. Ponieważ, moja najdroższa, dał mi
Ciebie.
Czy mam powiedzieć, że na morzu reguły się zmieniają? Że jest to odręb­
ny, magiczny świat? Tak, powiem to, i jeszcze więcej. Miłość zmienia reguły
gry, Caitlin. Miłość zmienia wszystko ~ na lepsze lub gorsze.
A myśmy się w sobie zakochali.
'
Płynęłam do Ameryki, by zacząć tam nowe życie, on zaś podróżował do
Nowego Jorku w sprawach zawodowych. Jego rodzice, świadomi piętna, ja­
kie wypaliło na nim ostatnie pół roku, podarowali mu tę podróż jako spóźnio­
ny miesiąc miodowy. Nie muszę chyba dodawać, że podróżował bez żony. Jej
stan nie pozwalał na rejs nawet po najspokojniejszym morzu.
Tak, najdroższa, jego żona była
w
ciąży.
Tyle musiała wyjaśnić, odkryć: zawarte przed ślubem postanowienie,
by zaczekać z powiększeniem rodziny; złamanie tej obietnicy przez żonę
i wściekłość męża; jego ciche przeprosiny tuż przed wyruszeniem w rejs.
6
Słowa wirowały w głowie Margaret, jej serce biło jak oszalałe. „Nie mam
teraz siły na takie wyznania. Na to przyjdzie czas, gdy będę miała osiem­
dziesiąt lat..."
Twój ojciec płynął pierwszą klasą, a ja „transatlantycką " - tak delikat­
nie określa się klasę dla biedaków. Pasażerowie tej klasy mieli wstęp tylko do
wydzielonych miejsc na statku. Surowo zabraniano im pojawiania się na po­
kładach zarezerwowanych dla elity, a pasażerom pierwszej klasy odradzano
zapuszczanie się w zarezerwowane dla nas nędzne rejony. Lecz nikt nie śmiał
stanąć mu na drodze, gdy postanowił przekroczyć granice.
..
Pewnie szukał samotności lub wędrował przed siebie, gdzie oczy ponio­
są. A może to przeznaczenie sprawiło, że spotkałiśmy się w świetle księżyca
przed moją malutką kajutą.
On był wspaniały, a ja zupełnie zwyczajna. Jak zawsze. A może nie,
może właśnie wtedy byłam piękna. Może księżyc sypnął na mnie magicz­
nym pyłem, bo czułam się piękna, a jego oczy, jedyne zwierciadło w owej
zaklętej chwili, powiedziały mi, że jestem najcudowniejszą istotą, jaką kie­
dykolwiek spotkał.
Nazwał mnie Maggie. Wyobrażasz sobie takie imię dla mnie?
Od pierwszej chwili wiedzieliśmy, że mamy dla siebie tylko ten rejs. Uczu­
cie, jakie żywił do żony, mogło się rozwinąć w pewien rodzaj miłości. To
małżeństwo miało szansę przetrwać, a on pozostałby wierny. Wierny? Już
słyszę Twój zdumiony głos. Jak można się tego spodziewać, skoro dopuścił
się niewierności w parę miesięcy po ślubie, tuż po tym, jak się dowiedział, że
jego żona jest w ciąży?
Można, moja słodka Caitlin, ponieważ Twój ojciec jest człowiekiem ho­
noru. Wspaniałym człowiekiem.
Kochanie, zasady zmieniają się na morzu, lecz nie zostają zapomniane.
Nasza zakazana miłość spawiała mu ból, choć nie mógł się jej oprzeć. Ani ja.
Doprawdy, wstyd zupełnie mnie opuścił. Gdyby to było możliwe, kochała­
bym go znowu, bez końca, bez najmniejszych wyrzutów sumienia.
Jesteś do niego bardzo podobna, moja Caitie. Ta Twoja powaga, spokoj­
na godność, Twoje dobre serce... I, oczywiście, wyglądasz zupełnie jak on.
Wiem, uważasz, że jesteś podobna do mnie. Owszem, do pewnego stopnia, Go
sprawia mi wielką radość, lecz jesteś także tak olśniewająca, taka subtelna.,.
To dziedzictwo, które zawdzięczasz jemu. Masz jego oczy w tym niespotyka­
nym kolorze ciemnego morskiego błękitu i jego arystokratyczne kości, u Cie­
bie delikatne, u niego mocne, choć w jakiś sposób jednakowe; a także jego
włosy,
czarne jak nocne n
i
e
b
o
.
,
Od chwili, gdy nasz statek miłości przybił do portu w Nowym Jorku, nie
zamieniliśmy ze sobą ani słowa. Było to radykalne rozwiązanie, którego on
1
nie chciał. Choć nasz romans się skończył, musiał się skończyć, on pragnął
wiedzieć, jak mi się żyje. Nie mogłam na to pozwolić.
Nie mogłam, Caitlin. To dlatego nigdy się o Tobie nie dowiedział
Cóż
by to był za ból, gdyby się dowiedział. Ból i radość. Margaret za­
mknęła oczy; potrzebowała odpoczynku, pragnęła świadomości, że miała
rację, nie wyznając prawdy. Przed jej oczami przesuwały się obrazy- film
o szczęściu,
o
jej miłości z nim na morzu, o jej życiu na lądzie, razem z cór­
ką. Było to życie skromne, lecz pełne miłości. „A jednak gdzieś tam jest
bogactwo, którego zawsze pragnęłam dla mojej Caitie: brat, którego mogła­
by kochać, podziwiać, darzyć zaufaniem". To życzenie miało się nigdy nie
spełnić, bo Margaret nie potrafiłaby pokochać innego mężczyzny. Kiedy otwo­
rzyła oczy, na jej ustach pojawił się delikatny uśmiech. Jako dziewczyna trzy­
mała się z dala od mężczyzn; żyła w jeszcze większej samotności niż Caitlin.
„A jednak znalazłam mojego jedynego".
Moje serce, słabe już w dzieciństwie, przed Twoim urodzeniem zaczęło
sprawiać mi kłopoty. I tu uratował mnie sznur pereł, prezent od Twojego ojca.
kupiony w butiku na statku był symbolem naszej miłości, bezcennym w spo­
sób, który nie miał nic wspólnego z jego ceną - a była ona ogromna, o czym
się dowiedziałam, sprzedając go jubilerowi na Rodeo Drive.
Dzięki tym pieniądzom żyłyśmy w dostatku jeszcze długo po Twoim naro­
dzeniu. Perły sprzedałam tak drogo, że pozwoliłam sobie na jedno malutkie
szaleństwo
-
sznurek sztucznych perełek, najkrótszy jak to tylko możliwe, ubogi
krewny tych, które podarował mi Twój ojciec. Ale te malowane szkiełka stały
się dla mnie perłami bez skazy, drogim symbolem jego miłości-
Dziś daję Ci je, sztuczne, lecz bezcenne, urodzinowy prezent ode mnie...
i od niego. Kochasz je, prawda? Czujesz, że są niezwykle?
Jesteś dzieckiem wspaniałej miłości. I to właśnie jest Twoim dziedzic­
twem, fortuną liczącą się bardziej niż wszystkie bogactwa tego świata. I Ty
znajdziesz swoją miłość, a kiedy dotknie Cię jej magia, zrozumiesz, że miłość
zmienia wszystkie zasady - i że w jej imię warto podjąć każde ryzyko.
Nie zdradziłam Ci nazwiska Twojego ojca. Nie jest to błąd, przeoczenie
spowodowane zmęczeniem, które mnie obezwładnia wbrew życzeniom moje­
go serca. Nie musisz go znać. Musisz jedynie wiedzieć, że pokochałby Cię tak
mocno jak ja.
Nie znajdziesz go, córeczko. Proszę, nie staraj się go odnaleźć. Nawet Ty,
mój mały naukowcu, nie zdołasz rozwikłać tej zagadki. Naszego statku miło­
ści już nie ma. Zatonął w morzu w pobliżu Hongkongu.
Została tylko miłość. A Ty, mój skarbie, jesteś jej najpiękniejszym dowodem.
8
Zgłoś jeśli naruszono regulamin