Jonathan Kellerman
Obsesja
(Obsession)
Przełożył Przemysław Bieliński
Dla Faye
Patty Bigelow nie znosiła niespodzianek i robiła, co mogła, by ich uniknąć.
Bóg miał wobec niej inne plany.
Jej koncepcja bytu najwyższego oscylowała między Świętym Mikołajem, wołającym „Ho, ho, ho”, a ciskającym gromy ognistookim Odynem.
Tak czy inaczej, siwobrody gość mieszkający w chmurach. Zależnie od nastroju rozdający prezenty albo grający w kulki planetami.
Gdyby ją przycisnąć, Patty nazwałaby siebie agnostyczką. Kiedy jednak życie zaczynało płatać jej figle, czemu nie miałaby winić za to Siły Wyższej, jak wszyscy inni?
Tamtego wieczoru, kiedy Lydia ją zaskoczyła, Patty od paru godzin siedziała w domu i starała się odetchnąć po ciężkim dniu na ostrym dyżurze. Najpierw próbowała uspokoić się piwem, potem drugim, a kiedy to nie poskutkowało, uległa Pragnieniu.
Zaczęła od porządków w mieszkaniu, których nie musiała robić. Doszła do czyszczenia szczoteczką do zębów fug na kuchennym blacie, potem wyszorowała szczoteczkę szczotką drucianą, tę zaś umyła pod gorącą wodą i wyskubała do czysta. Wciąż spięta, najlepsze zostawiła sobie na koniec – ustawianie butów. Każdy mokasyn, adidas i sandał wytarła do czysta irchową ściereczką, posortowała je, a potem ułożyła jeszcze raz według kolorów, zadbała, by wszystkie bez wyjątku były ustawione pod dokładnie takim samym kątem.
Pora na bluzki i swetry...
Rozległ się dzwonek u drzwi.
Dwadzieścia po pierwszej w nocy w Hollywood – kto to może być, do licha?
Patty się zirytowała, potem zaniepokoiła. Trzeba było kupić ten pistolet. Podeszła cicho do drzwi z nożem do mięsa, spojrzała badawczo przez judasza.
Zobaczyła czarne niebo, nikogo nie było... o tak, ktoś jednak był.
Kiedy zrozumiała, co Lydia zrobiła, zmartwiała, niezdolna obwinić za to nikogo.
Lydia Bigelow Nardulli Soames Biefenbach była młodszą siostrą Patty, ale przez trzydzieści pięć lat przeżyła tyle, że Patty wolała o tym nie myśleć.
Lata po wyrzuceniu ze szkoły, lata jako groupie, lata jako barmanka, lata na tylnym siedzeniu harleya. Vegas, Miami, San Antonio, Fresno, Meksyk, Nowy Meksyk, Wyoming, Montana. Nie miała czasu na pocztówki czy siostrzane telefony, a kiedy już się odzywała do Patty, zawsze chodziło o pieniądze.
Lydia zawsze od razu zapewniała, że kolejne aresztowania to jakieś pierdoły, nic poważnego, co by się za nią ciągnęło. W odpowiedzi na milczenie Patty, kiedy dzwoniła z aresztu w jakiejś dziurze na koszt odbierającego i skamlała o pieniądze na kaucję.
Zawsze je zwracała, to Patty musiała przyznać. Zawsze tak samo, pół roku później, co do dnia.
Liddie potrafiła sobie radzić, kiedy chciała, ale na pewno nie z mężczyznami. Przed każdym z trzech głupich małżeństw, między nim i po nich defilowała z obkolczykowanymi, wytatuowanymi, niedomytymi i pustookimi frajerami, których z uporem nazywała „skarbami”.
Tyle wygłupów, ale cudem boskim tylko jedno dziecko.
Trzy lata temu, po dwudziestu trzech godzinach wysiłku wypchnęła je na świat, sama w jakimś szpitalu osteopatycznym pod Missoula. Tanya Marie, waga: dwa czterysta czterdzieści. Liddie przysłała Patty zdjęcie noworodka, Patty posłała Liddie pieniądze. Większość noworodków wygląda jak czerwone małpki, ale ten był ładny. Dwa lata później Lydia i Tanya pojawiły się w domu Patty, wpadając z wizytą w drodze na Alaskę.
Nie było mowy o tym, dlaczego Juneau, czy z kimś się tam spotykają i czy Liddie jest czysta. Ani słowa o ojcu. Patty zastanawiała się, czy Lydia w ogóle wie.
Patty nie lubiła dzieci i zdrętwiała, kiedy zobaczyła małą trzymającą Liddie za rękę. Spodziewała się jakiegoś rozwrzeszczanego bachora, biorąc pod uwagę okoliczności. Jej siostrzenica okazała się grzeczna i cicha, nawet ładna, z cienkimi kosmykami prawie białych włosów, badawczymi zielonymi oczami, które pasowałyby do kobiety w średnim wieku, i niespokojnymi dłońmi.
„Wpadnięcie z wizytą” przeciągnęło się do dziesięciodniowego pobytu. Patty doszła do wniosku, że Tanya jest urocza i że w ogóle nie przeszkadza, jeśli nie liczyć smrodu brudnych pieluch.
Tak samo niespodziewanie, jak się pojawiły, Liddie oznajmiła, że wyjeżdżają.
Patty ulżyło, ale i poczuła się zawiedziona.
– Świetnie się spisałaś, Lid, to prawdziwa mała dama.
Stała w drzwiach, patrząc, jak Lydia jedną ręką ciągnie małą, w drugiej taszczy poobijaną walizkę. Przed domem czekała taksówka z włączonym silnikiem, plując czarnym dymem. Gdzieś dalej na ulicy słychać było jakieś wrzaski. Chodnikiem po drugiej stronie wlókł się włóczęga.
Lydia odrzuciła włosy i wyszczerzyła się w uśmiechu, kiedyś ślicznym, teraz odsłaniającym dwa wyszczerbione przednie zęby.
– Damę? W przeciwieństwie do mnie, Pats?
– Daj spokój, nie doszukuj się podtekstów – powiedziała Patty.
– Hej – odparła Lydia. – Jestem szmatą i jestem z tego dumna. Potrząsnęła biustem i zakręciła pupą. Zaśmiała się tak głośno, że taksówkarz się odwrócił.
Tanya miała dwa lata, ale musiała wiedzieć, że mama zachowuje się nie tak jak trzeba, bo się skrzywiła. Patty była tego pewna. Zapragnęła ją ochronić.
– Chciałam powiedzieć, że jest świetna, możesz ją przywozić, kiedy chcesz.
Uśmiechnęła się do Tanyi, ale dziewczynka patrzyła na chodnik.
Liddie się zaśmiała.
– Mimo tych zasranych pieluch?
Teraz mała wbiła wzrok w dal. Patty podeszła i pogłaskała ją po głowie. Tanya zaczęła się odsuwać, potem zamarła.
Patty nachyliła się do niej.
– Jesteś grzeczną dziewczynką – szepnęła. – Prawdziwą małą damą.
Tanya splotła dłonie przed sobą i zmusiła się do najboleśniejszego uśmiechu, jaki Patty w życiu widziała.
Jakby jakiś wewnętrzny głos pouczał ją w sprawach stosunków siostrzenica-ciotka.
– Zasrane pieluchy nie przeszkadzają? – spytała Lydia. – Super, zapamiętam, Pats, na wypadek, mało prawdopodobny, gdybyśmy się tu znów napatoczyły.
– Co jest w Juneau?
– Śnieg. – Lydia zaśmiała się, a jej cycki podskoczyły, ledwie utrzymywane przez różowy seksowny top. Miała tatuaże, za dużo tatuaży. Jej włosy wyglądały na suche i szorstkie, wokół oczu robiły się zmarszczki, a długie nogi tancerki wiotczały po wewnętrznej stronie ud. Wszystko to plus połamane zęby krzyczało: Zaraz Będzie z Górki! Patty zastanawiała się, co się stanie, kiedy urodę Lydii w końcu trafi szlag.
– Nie zmarznij – powiedziała.
...
gabika60