Herries Anne - Londyński sezon 03 - Na przekór złu.pdf

(968 KB) Pobierz
Anne Herries
Na przekór złu
Londyński sezon 03
Rozdział pierwszy
Amelia Royston stała przez chwilę na stopniach swego domu na Hanover Square,
spoglądając na położoną po przeciwnej stronie londyńską rezydencję hrabiego
Ravensheada. Oczywiście wiedziała,
że
nie ma go w domu. Doszły ją słuchy,
że
bawi w
wiejskiej posiadłości. Sama przybyła do Londynu tylko na kilka dni, by zrobić zakupy na
Boże Narodzenie i dostarczyć kilka prezentów. Miała również nadzieję,
że
uda jej się
spotkać hrabiego czy to w teatrze, czy przy innej okazji, tak się jednak nie stało.
- Coś nie tak? - zapytała Emily Barton.
Amelia spojrzała na nią ze zdumieniem, zaraz jednak pojęła, w czym rzecz. Otóż z
jej ust musiało się wyrwać mimowolne westchnienie, wyrażające prawdziwy stan ducha.
Emily Barton, formalnie jej dama do towarzystwa, a tak naprawdę przyjaciółka, była nie
tylko bystra, ale i wrażliwa, dlatego po drobnych oznakach zawsze wiedziała, kiedy
Amelia jest w kiepskim humorze, nawet gdy próbowała to ukryć przed innymi.
- Nie, zastanawiałam się tylko, czy czegoś nie zapomniałam. Byłabym zła na sie-
bie, gdyby po przyjeździe do Pendleton okazało się,
że
czegoś jednak nie zabrałam - wy-
jaśniła.
- Na pewno niczego nie zostawiłaś - zapewniła ją Emily z uśmiechem. - Pomaga-
łam
Marcie pakować twoje kufry, więc jestem tego pewna.
- Dziękuję ci, kochana. Wiem,
że
zawsze mogę na tobie polegać.
- Mam nadzieję,
że
wizyta twego brata nie wprawiła cię w przygnębienie.
Amelia spochmurniała na moment. Niedawno zjawił się u niej brat, sir Michael
Royston. Wizyta była krótka, lecz nieprzyjemna, jako
że
Michael bardzo narzekał na
różne sprawy. Ostatnimi czasy wciąż był w złym humorze, dlatego Amelia zaczęła się
obawiać jego odwiedzin.
- Nie, kochanie. Sama wiesz,
że
Michael ma, jak to się mówi, trudny charakter,
niemniej nie jestem przygnębiona. - Ujęła Emily pod rękę. - Chodź, nie każmy koniom
czekać. Trzeba się
śpieszyć,
bo spójrz tylko na niebo! Widomy znak,
że
niedługo pogoda
się pogorszy, a wolałabym dojechać do Pendleton, zanim zacznie padać
śnieg.
L
T
R
- Cieszę się,
że
spędzimy
święta
z przyjaciółmi - powiedziała z uśmiechem Emily.
Wydobyły się już z zatłoczonego Londynu, wielkomiejski kamienny krajobraz ustąpił
miejsca sielskim widokom. - Zanim zamieszkałam u ciebie,
święta
zawsze były dla mnie
czasem smutku i
żalu.
- Och, doprawdy, kochanie? - Amelia spojrzała z troską na Emily. Wiedziała,
że
przyjaciółka ukrywa smutny sekret, o którym jednak prawie nigdy nie napomyka. - Jesteś
u mnie już od ponad roku. Czy pod moim dachem czujesz się bardziej szczęśliwa?
- Och, to oczywiste. Gdyby tylko... - Emily urwała i pokręciła głową. - Nie, nie
powinnyśmy myśleć o smutkach. Jak sądzisz, czy spotkamy w Pendleton hrabiego
Ravensheada?
- W liście, w którym zapraszała nas do siebie, Susannah nic mi o tym nie wspomi-
nała - odparła zarumieniona Amelia. Miała wrażenie,
że
Emily czyta w jej myślach. - A
dlaczego pytasz?
- Może nie powinnam tego mówić, ale wydawało mi się,
że
latem, a nawet wcze-
śniej,
na
ślubie
Helene... No cóż, myślałam,
że
coś jest na rzeczy. - Emily nagle się spe-
szyła. - Wybacz, nie mam prawa się wtrącać...
- Emily, kochanie, powtarzałam ci już tyle razy,
że
możesz mówić, co ci tylko leży
na sercu. Przecież się przyjaźnimy, nie mamy przed sobą
żadnych
tajemnic. - Przerwała
na moment. - A skoro już pytasz, to jakiś czas temu naprawdę myślałam,
że
Gerard zde-
klaruje się z małżeńską intencją, nie doszło jednak do tego, bo wezwano go pilnie do
Francji w sprawach rodzinnych. I wszystko uległo radykalnej zmianie, bo kiedy spotka-
łyśmy
go w tym roku w Londynie, wprawdzie poświęcił mi trochę uwagi, ale... - Amelia
westchnęła. - Myślę,
że żywi
wobec mnie już tylko przyjazne uczucia, nic więcej. Był
taki czas, kiedy mogliśmy się pobrać, ale mój brat nie dopuścił do tego, odesłał Gerarda
ze stanowczą odmową. Zniknął więc, a po paru miesiącach ożenił się z inną, co tylko
dowodzi,
że
nie cierpiał po naszym rozstaniu tak bardzo jak ja.
- Tego nie możesz być pewna, Amelio. Hrabia mógł się ożenić z wielu powodów,
choćby po to, by wymazać z pamięci miłosny zawód. - Emily zasępiła się. - O ile pamię-
tam, mówiłaś mi,
że
szybko owdowiał.
L
T
R
- Wiem to od Gerarda. Jego
żona
rozchorowała się po urodzeniu córeczki i już nie
wróciła do zdrowia. Myślę,
że
wciąż ją opłakuje.
- Z pewnością zamierza się znowu ożenić, choćby ze względu na dziecko.
- Tak, być może... Chociaż nie sądzę, abym chciała zostać czyjąś
żoną
z takich po-
wodów.
-
Źle
się wyraziłam, przepraszam... - sumitowała się Emily. - Wcale nie uważam,
że
hrabia byłby gotów ożenić się z tobą tylko dla dobra córki. Moim zdaniem on bardzo
cię lubi, Amelio.
- Tak, temu zaprzeczyć nie mogę. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi... - Oparła głowę
o miękkie poduszki i zamknęła oczy.
Poddawanie się emocjom nie byłoby szczególnie rozsądne. Zbyt wiele
łez
wylała,
kiedy Gerard odszedł po raz pierwszy. Przysięgał,
że
ją kocha całym sercem, prosił, aby
została jego
żoną,
a potem zniknął bez słowa. Kiedy rozeszła się wieść,
że
wstąpił do
wojska, Amelii omal nie pękło serce. Wtedy jeszcze nie wiedziała,
że
to jej brat groźbą i
przemocą zmusił Gerarda do tego kroku. Po odejściu ukochanego poczuła się kompletnie
opuszczona i pogrążyła się w rozpaczy. Gdy po czterech latach ponownie spotkała Ge-
rarda w towarzystwie, doznała dużego wstrząsu. Wiele ją kosztowało, by przed innymi
nie okazać swoich prawdziwych uczuć.
Gerard zachowywał się wobec niej uprzejmie i
życzliwie,
lecz to wszystko. Jednak
kiedy latem poprzedniego roku ktoś próbował uprowadzić Amelię z Pendleton, bardzo
przeżywał całe zajście. Uwierzyła wówczas,
że
mu nadal na niej zależy, w sercu zrodziła
się nadzieja,
że
jej to wyzna... ale wtedy odwołano go do Francji.
Po raz kolejny spotkali się tego lata. Gerard był dla niej tak samo uprzejmy i
życz-
liwy jak zawsze, ale ani słowem nie wspomniał o małżeństwie. Prawdę mówiąc, było to
całkiem zrozumiałe, jako
że
zbyt długo już trwała ich burzliwa, lecz jakże bezowocna
znajomość. Aż pięć lat z okładem! Nawet jeśli kiedyś Gerard
żywił
do Amelii głębsze
uczucia, to wygasły już całkowicie lub aż tak radykalnie ochłodły,
że
przerodziły się w
zwyczajną sympatię. Jak mogła być tak niemądra, by robić sobie nadzieję,
że
obdarza ją
czymś więcej niż tylko przyjaźnią?
Otworzyła oczy i zobaczyła przed sobą stropioną Emily.
L
T
R
- Nie sprawiłaś mi przykrości, kochanie - zapewniła ją z uśmiechem, wyglądając
przez okno powozu. - Jesteśmy prawie na miejscu. Już nie mogę się doczekać, kiedy zo-
baczę Susannah i Harry'ego.
- Nie chciałabym być przyczyną twego smutku, Amelio. Tyle dla mnie zrobiłaś,
przyjęłaś pod swój dach, gdy inni z powodu mojej hańby zatrzaskiwali przede mną
drzwi...
- Nie patrz na to w ten sposób, Emily. Owszem, pomogłam ci w trudnej chwili, ale
wynagrodziłaś mi to z nawiązką swoją przyjaźnią. A co do twojej hańby... Nie chcę wię-
cej słyszeć,
żebyś
mówiła tak o sobie. No, uśmiechnij się i pomyśl raczej o atrakcjach,
które nas czekają podczas
świąt
w Pendleton.
- Kochana Amelio, jak się cieszę,
że
wreszcie cię widzę! - Susannah serdecznie
ucałowała ją w policzki. - Wyglądasz cudownie. W zielonym zawsze było ci do twarzy...
Witam cię, Emily. Och, jaka jesteś
ładna!
- Nie, nie... - zaprzeczyła Emily, oblewając się rumieńcem. - To tylko ten czepek.
Zobaczyłam go w witrynie modystki i zachwyciłam się, a Amelia kupiła go dla mnie, nic
mi o tym nie mówiąc. Powiedziała,
że
to jest właśnie to, co ożywi moją zimową gardero-
bę, i oczywiście miała rację. Ma zachwycający gust.
- Owszem, to prawda. - Susannah spojrzała ciepło na Amelię. - Może i jestem
stronnicza, ale uważam cię za chodzącą doskonałość.
- Przewracacie mi tylko w głowie, moje miłe. Róbcie tak dalej, a zacznę się za-
chowywać jak rozkapryszona udzielna księżna i będę się od was domagać stosownego
traktowania.
- Zasługujesz na to, aby zostać księżną - ze
śmiechem
odparła Susannah. - Musicie
koniecznie przyjść na górę i zobaczyć małego Harry'ego. Mój synek jest naprawdę roz-
koszny, a już ojciec uważa go za ósmy cud
świata.
Nie macie pojęcia, jak ambitne plany
żywi
wobec niego, gdy tylko dorośnie na tyle, by zacząć szkolną edukację.
- Zawsze wiedziałam,
że
Harry Pendleton będzie oddanym ojcem - stwierdziła roz-
bawiona Amelia.
- Strasznie mnie rozpieszcza - przyznała Susannah, prowadząc przyjaciółki do po-
kojów. - Dałam wam apartamenty, w których mieszkałyśmy, kiedy bawiłam tu po raz
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin