Eames Anne - Nieznany brat.pdf

(401 KB) Pobierz
Anne Eames
Nieznany brat
ROZDZIAŁ PIERWSZY
W toalecie na stacji benzynowej w Montanie, jakieś
dwadzieścia kilometrów od Joeville, Nicole Bedder spojrzała
w lustro i aż jęknęła ze złości. Sztuczne rzęsy, które tak
pieczołowicie wcześniej przykleiła, przylepiły się teraz do jej
palca. W dodatku trzęsły się jej ręce. I od osiemnastu godzin
nic nie jadła.
Spróbowała jeszcze raz uporać się z kłopotem za pomocą
pęsety. Jakoś się udało. Z ulgą zamrugała ciężkimi powiekami
i zaczęła szukać w torebce różu.
Słysząc głośne stukanie do drzwi, drgnęła jak oparzona.
- Już wychodzę.
Za pomocą żelu i lakieru ułożyła świeżo utlenione włosy
w zabójczy kok, z którego nawet Dolly Parton byłaby dumna.
Położyła także grubą warstwę szminki na i tak pełne usta.
Cofnęła się nieco i obejrzała swoje dzieło w lustrze.
Dżinsowa spódnica nie była tak krótka, jak by należało,
bluzeczka nie dość kusa, ale seksowne ciuchy nigdy nie były
jej ulubioną garderobą.
O Boże, kim jest ta osóbka?
Bojąc się, że zmieni zdanie, szybko otworzyła drzwi.
Czekająca na zewnątrz tęga starsza kobieta westchnęła ze
zgrozą. Zimnym spojrzeniem obrzuciła dziewczynę i
zdegustowana, mocno zacisnęła usta. Minęła Nicole i głośno
zatrzasnęła za sobą drzwi toalety.
Nicole była przerażona. Najwyraźniej udało jej się
przekonać czyjąś babcię, że jest kobietą światową, ale czy
właściciel Purpurowego Pałacu też da się nabrać?
W ogłoszeniu wspomniano o kimś do pomocy. Wczoraj
uznała, że w takim miejscu nie może się pojawić, wyglądając
jak prowincjonalna nauczycielka, z mysiej barwy włosami
związanymi w koński ogon. Nie, musiała sprawiać wrażenie,
że profesja mieszkanek tego przybytku rozkoszy nie budzi jej
dezaprobaty.
Wsparta pod boki, spojrzała w niebo i mocno potrząsnęła
głową. Kółko teatralne w liceum nie przygotowało jej do
takiej roli. Ale czy ma inny wybór? Zmówiła szybką
modlitwę, odetchnęła głęboko i ostrożnie mszyła w stronę
auta. Buty na wysokich obcasach, nabyte w sklepie z używaną
odzieżą, też były dla niej nowością.
Jakiś mechanik grzebał w silniku jej zardzewiałego
chevroleta.
- Wszystko tu się sypie - mruknął. - Obawiam się, że
staruszek długo już nie pojeździ.
Tak się gapił się na jej piersi, że miała ochotę dać mu w
gębę.
- Wytrzyma jeszcze dwadzieścia kilometrów? - spytała
chłodno.
- Trudno powiedzieć. Może tak, może nie.
Nicole spojrzała na licznik: czternaście dolarów i
siedemdziesiąt osiem centów. Nie musiała zaglądać do
torebki, by wiedzieć, co w niej zostało. Dziesiątka, piątka i
trochę drobnych.
- Chyba zaryzykuję.
Mężczyzna długo i starannie wycierał brudne od smaru
ręce i patrzył na nią z chytrym uśmieszkiem. Wyraźnie
rozważał zaproponowanie jej pewnej wymiany. Nicole
drżącymi palcami wyjęła z portmonetki banknoty i wcisnęła
mu je do ręki.
- Jak sobie pani życzy - mechanik wzruszył ramionami i
zatrzasnął maskę.
Właściwie miała ochotę odjechać, nie odbierając reszty,
ale dwadzieścia dwa centy to dwadzieścia dwa centy.
Jadąc na swej pierwszej i jedynej klaczy, starej, zmęczonej
kobyle Mae, Michael Phillips uśmiechał się pod nosem.
Nie mógł się już doczekać, kiedy ujrzy minę Taylor na
jego widok... tutaj, w Montanie. A kiedy jeszcze dowie się, co
zrobił... Gdyby pojechał vanem, mogłaby dostrzec go z
daleka. Po tylu miesiącach zachowywania swoich planów w
tajemnicy chciał zrobić jej niespodziankę, a sobie
przyjemność. Przystanął na skraju zbocza, pozwolił Mae
poskubać trochę trawy, a sam uważnie rozglądał się po dolinie
rozciągającej się u jego stóp.
Prawie od razu ją zauważył. Klęczała wśród rabatek
kwiatowych przed starym, pomalowanym na niebiesko
domem, którego nie widział od siedmiu lat. Jedyną zmianą
widoczną na pierwszy rzut oka była dwójka maluchów, które
bawiły się w pobliżu. Gardło mu się ścisnęło. Przegapił
narodziny i wczesne dzieciństwo siostrzeńca i siostrzenicy,
teraz jednak wrócił, zdecydowany nadrobić stracone lata.
Ściągnął wodze i Mae ruszyła do przodu.
Podjechał bliżej, potem przywiązał konia do drzewa i
resztę drogi przebył piechotą. Pod koniec nawet już biegł.
Pierwsza zauważyła go dwuletnia Emily i zawstydzona
podbiegła do matki. Prawie sześcioletni John przerwał zabawę
ciężarówką i wstał.
- Mamo?
Taylor podniosła się z kolan, otarła czoło zabłoconą
rękawicą i...
- Michael!
Brat podbiegł i chwycił ją na ręce.
- Cześć, siostro!
Przez chwilę stali przytuleni, śmiejąc się i płacząc
równocześnie.
- Kiedy przy... - Taylor rozejrzała się dokoła. - Jak przy...
- przerwała i znów rzuciła mu się na szyję. - O, Michael!
Strasznie się cieszę! Na jak długo przyjechałeś?
Emily i John stali w bezpiecznej odległości za plecami
mamy i z otwartymi buziami patrzyli na rozradowaną parę.
Michael uśmiechnął się i puścił do nich oko.
- No cóż, jak wszystko dobrze pójdzie, to na jakieś...
sześćdziesiąt lat.
Taylor cofnęła się i teraz także ona otworzyła usta. Takiej
właśnie reakcji się spodziewał.
- Kupiłem Purpurowy Pałac.
- Co takiego?
- A tak. I starą Mae też.
- Kto to jest Mae?
- To klacz.
- Jak mam to rozumieć? Sprzedałeś firmę, tak? - Michael
skinął głową. - I kupiłeś Purpurowy Pałac? I chcesz...
- ...prowadzić go.
- Prowadzić? Tak jak dawniej. - Taylor spojrzała przez
ramię na dzieci i zamilkła. Jej mina była jednak aż nadto
wymowna.
Michael uznał, że nadeszła już pora, by ją uspokoić.
- Najpierw go wyremontuję. To piękny stary budynek.
Może się stać turystyczną atrakcją.
- A... dziewczęta?
- Spłaciłem je. Znalazły sobie inne miejsce.
Taylor wybuchnęła radosnym śmiechem, który poniósł się
echem po całej dolinie.
Kiedy dorośli już się sobą nacieszyli, dzieci odważyły się
w końcu przywitać z wujkiem. Potem cała czwórka, trzymając
się za ręce, weszła do domu, żeby napić się lemoniady.
Michael trochę się śpieszył, bo mieli mu przywieźć drewno i
płyty gipsowe. I ktoś mógł się zgłosić do pracy w odpowiedzi
na ogłoszenie. Po godzinie odjechał, obiecując Taylor wrócić
na kolację o szóstej.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin