Donald Robyn - Świątynia Afrodyty.pdf

(511 KB) Pobierz
Robyn Donald
Świątynia
Afrodyty
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Muszę się tym nacieszyć, bo to moja jedyna okazja, pomyślała Rosie, rozglądając
się po sali balowej pałacu w Karatii, w której trwał w najlepsze bal koronacyjny.
Kaskady kwiatów mieniły się wszelkimi kolorami na tle białych i złotych
ścian.
Od
mężczyzn w czarnych frakach biła siła i dostojeństwo, a suknie kobiet były tak szykow-
ne,
że
sala balowa wyglądała jak pokaz mody najlepszych projektantów.
Światła
złoco-
nych kandelabrów migotały w drogocennych diademach, kolczykach i naszyjnikach.
Siedząca obok niej Hani Crysander-Gillan, księżna Wamilii i bratowa koronowa-
nego właśnie Wielkiego Księcia Gerda, bezsprzecznie należała do miejscowej elity. Naj-
lepszym dowodem było pięć rzadkich, wyjątkowej urody diamentów rodowych, które
skrzyły się w jej diademie.
- Zazdroszczę ci - powiedziała lekko Rosie. - To pierwszy i ostatni bal koronacyjny
w moim
życiu.
Jednak
żeby
w ogóle coś zobaczyć, musiałabym wejść na jedno z tych
złoconych krzeseł. Nigdy nie widziałam tylu wspaniałych klejnotów. I te stroje! - wes-
tchnęła Rosie z uznaniem. - Czuję się jak uboga krewna. A nie jestem nawet prawdziwą
rodziną.
Hani roześmiała się.
- Uważaj, bo ci uwierzę. Wyglądasz olśniewająco i dobrze o tym wiesz. Nie wiem,
jak ci się udało znaleźć sukienkę, która tak idealnie pasuje do twoich bursztynowych
włosów.
Rosie spojrzała na swoją wieczorową suknię.
- Miałam szczęście, kupiłam ją w butiku z używanymi rzeczami, tuż obok mojego
domu. Chyba nawet nie była wcześniej noszona.
- Najważniejsze,
że
jest stylowa.
W tej wytwornej sukni i na zabójczo wysokich szpilkach, które kosztowały ją pra-
wie połowę oszczędności, Rosie wydawała się wyższa.
Hani uniosła brwi i spojrzała na nią badawczo.
- To nie w twoim stylu tak się nie doceniać. Coś się stało?
L
T
R
- Właśnie zdałam sobie sprawę,
że
sama biżuteria w tym pokoju musi być warta ty-
le, co niewielkie państwo - odparła lekko.
Wcale nie o to chodziło. Nowo koronowany książę Gerd Crysander-Gillan, Wielki
Książę i władca Karatii, właśnie tańczył z kobietą, z którą, jak wszyscy oczekiwali, miał
się niebawem zaręczyć. Księżniczka Serina była jedną z tych smukłych jak wierzba, nie-
zwykle pięknych kobiet. Jej czarne włosy, zebrane w elegancki kok, stanowiły idealne tło
dla rodowych diamentów zdobiących jej diadem.
- A w dodatku każda kobieta na tej sali jest wyższa ode mnie o co najmniej dzie-
sięć centymetrów i do tego jeszcze ma wspaniałe klejnoty - poskarżyła się Rosie. - Dzię-
ki temu,
że
jestem niska, przynajmniej nie rzucam się w oczy. Ale Gerd nie oczekuje
przecież zbyt wiele od dalekiej kuzynki. Zwłaszcza takiej, która dopiero co skończyła
studia i właśnie odkrywa, jak trudno jest znaleźć swoje miejsce na rynku pracy.
Podniosła głowę i przyglądała się tańczącym. Jej wzrok natychmiast odnalazł tego,
który ją tu zaprosił - ją i setki innych gości. Gerd uśmiechał się do księżniczki, którą
trzymał w ramionach. Na chwilę podniósł głowę i omiótł salę balową władczym spojrze-
niem.
Rosie zarumieniła się i spuściła oczy. Oczywiście, to nie na mnie spojrzał, a już na
pewno nie mnie szukał, pomyślała zawstydzona. Sprawdza tylko, czy wszystko idzie
zgodnie z planem. Gerd zawsze miał plan działania i determinację,
żeby
realizować to,
co postanowił, bez względu na okoliczności.
Poczuła ból w sercu. Była pewna,
że
odrobina nadziei, którą próbowała zagłuszyć
przez ostatnie kilka lat, zniknie zupełnie, gdy zobaczy go z piękną i idealnie do niego pa-
sującą księżniczką Seriną.
Jednak przyjazd do Karatii od nowa rozbudził w niej ogień, który próbowała w so-
bie zagłuszyć, a który nigdy do końca nie zgasł.
Skąd ten melodramatyzm? - zadrwiła z samej siebie w myślach. Jak ogień mógł
zgasnąć, skoro nigdy tak naprawdę nie zapłonął? No dobrze, trzy lata temu na drugim
końcu
świata
spędziliśmy razem z Gerdem cudowne lato. Ale to wszystko.
Znali się od dziecka, jednak w ciągu tych długich, gorących tygodni wszystko się
między nimi zmieniło. Rosie, mimo
że
już pełnoletnia, zachowywała się bardzo ostroż-
L
T
R
nie. Gerd był od niej o dwanaście lat starszy, mądrzejszy i bardziej doświadczony. Jej
matka nie miała szczęścia do mężczyzn, więc za każdym razem, gdy Gerd się do niej
uśmiechał, Rosie chowała się za beztroską maską, którą sobie stworzyła,
żeby
się bronić
przed
światem.
Żeglowali,
pływali, jeździli konno i rozmawiali bez końca, aż jej dziecinny za-
chwyt nad Gerdem przerodził się w głębsze uczucie. Była w tym obietnica czegoś, do
czego nawet sama przed sobą nie umiała się przyznać - aż do dnia jego wyjazdu.
Wtedy ją pocałował...
Rosie zapomniała o wszystkich swoich lękach i poczuła obezwładniający przypływ
namiętności. Wyszeptał jej imię i chciał się odsunąć, ale ona przylgnęła do niego całym
ciałem, tak
że
znów objął ją mocniej, a ich usta się spotkały.
Sama nie wiedziała, jak długo się całowali, gdy nagle wyrwał się z jej ramion.
- Chyba oszalałem - wyrzucił z siebie.
Oszałamiające pragnienie zniknęło błyskawicznie. Rosie z trudem wzięła głęboki
wdech. Nie była w stanie nic powiedzieć, nie czuła nic poza goryczą poniżenia i odrzu-
cenia.
Wyprostował się i zrobił krok w tył.
- Rosemary, nie powinienem był tego robić - powiedział opanowanym, chłodnym
tonem. - Wybacz mi. Ty musisz najpierw spokojnie dorosnąć. Ciesz się studiami i spró-
buj nie złamać zbyt wielu serc.
Ponury, cyniczny uśmiech pojawił się na jej twarzy. To jej ktoś teraz
łamał
serce.
Po raz pierwszy - i ostatni - Rosie poczuła, czym jest dzikie, obezwładniające pożądanie.
Dlaczego nigdy więcej nie poczuła podobnej namiętności? Przecież spotykała się z
mężczyznami prawie tak przystojnymi jak Gerd, mężczyznami o reputacji wspaniałych
kochanków, a jednak
żaden
z nich nie umiał obudzić w niej takich uczuć.
Tylko Gerd.
Oczy Rosie zwęziły się lekko, gdy Gerd pochylił się i powiedział coś do swojej
partnerki. Księżniczka uśmiechnęła się w odpowiedzi. Tak pięknie razem wyglądają,
przemknęło jej przez głowę. Rosie znów poczuła pustkę, która pojawiła się, gdy tylko
tamte wakacje dobiegły końca.
L
T
R
Najwyraźniej wszystko, co się wydarzyło w czasie tych magicznych tygodni, nie
miało dla niego
żadnego
znaczenia. Ani razu nie spróbował się z nią skontaktować. Wie-
ści
o nim otrzymywała tylko od jego brata, Kelta.
Oczywiście,
że
się ze mną nie kontaktował, powiedziała sobie w myślach. Przecież
jak tylko opuścił Nową Zelandię, wpadł w wir obowiązków.
Wkrótce po powrocie do Karatii jego babka wyznaczyła go na swojego następcę i
musiał sobie poradzić z niezadowoleniem wśród ludzi z gór - ich bunt szybko przerodził
się w wojnę domową.
Gdy tylko rebelia została opanowana, księżna Ilona zachorowała
śmiertelnie,
w
wyniku czego Gerd stał się faktycznie głową kraju.
Nie widzieliśmy się trzy lata. Przez ten czas powinnam się była otrząsnąć z czaru
wspólnie spędzonych dni, w czasie których tak bardzo się zakochałam, pomyślała ze
smutkiem.
Starała się zapomnieć. Całowała się z tak wieloma potencjalnymi kochankami,
że
zyskała opinię kokietki, ale nic nie mogło się równać z uczuciem, jakie wywoływały w
niej pocałunki Gerda. Flirtowanie stało się rodzajem samoobrony, było jak błyszcząca
tarcza, która nie pozwalała nawet na najmniejszy przejaw bliskości.
Jakie to straszne,
że
wciąż jestem dziewicą!
Zawsze chciała,
żeby
ten pierwszy raz był zupełnie wyjątkowy, z kimś wyjątko-
wym. Postanowiła nie ulegać pokusie, dopóki nie poczuje tak silnej namiętności, jaką z
łatwością
wzbudzał w niej Gerd.
Rosie próbowała skupić się na tańczących parach, ale jej wzrok za każdym razem
wędrował w stronę Gerda trzymającego w ramionach księżniczkę.
Uchwyciła jego spojrzenie. Gerd patrzył prosto na nią. Przez moment wydawało jej
się,
że
zobaczyła w jego złotych oczach złość. Jednak po chwili Gerd wrócił spojrzeniem
do swojej partnerki.
Serce Rosie zabiło szybciej i poczuła,
że
cała się rumieni.
- Pięknie razem wyglądają - powiedziała możliwie beztroskim tonem do Hani,
wskazując w kierunku parkietu.
- Tak, pięknie - odparła powoli Hani po chwili milczenia.
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin