Anderson Natalie - Pierwszy pocałunek.pdf

(497 KB) Pobierz
Natalie Anderson
Pierwszy pocałunek
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Skończysz to do trzeciej? Wspaniale!
Dani zamarła na dźwięk znajomego głosu.
- Oczywiście - zapewniła sekretarka prawie bez tchu.
Dani nie wątpiła,
że
dotrzyma słowa. Sama stanęłaby na głowie,
żeby
wykonać
przed czasem polecenie dyrektora naczelnego korporacji finansowej Carlisle. Aleks Car-
lisle znów dokonywał obchodu hali biurowej. Cała załoga wychodziła ze skóry,
żeby
go
zadowolić. Dani nie potrafiła ocenić, czy on zdaje sobie sprawę, jak piorunujący efekt
wywiera na rzeszy wielbicielek.
Sama do nich należała. Nie potrafiła od niego oczu oderwać. Jego obecność tak ją
rozpraszała,
że
nie wykonywała nawet połowy zaplanowanych zadań. Z jednej strony
wolałaby,
żeby
sobie poszedł, z drugiej pragnęła, by został jak najdłużej.
Obserwowała go cały tydzień. Gdy opuszczał swój wytworny gabinet na ostatnim
piętrze, by nadzorować podwładnych, wszystkie pracownice szybciej stukały w klawiatu-
rę. Charyzmatyczny, pewny siebie, zawsze dostawał to, czego chciał. Jedna z sekretarek
zdradziła jej,
że
lubi kobiety - piękne, wykształcone, ambitne i z wyższych sfer. Podobno
nie stronił od romansów. Każda z pracownic marzyła,
żeby
zostać jego wybranką.
Rozumiała je, skrycie podzielała ich pragnienia, ale nie mogła sobie pozwolić na
słabość. Zerknęła na zegarek. Do przerwy pozostało zaledwie kilka minut. Zwykle nie
czekała na nią z tak wielką niecierpliwością. Praca pochłaniała ją bez reszty, lecz tu
żyła
w nieustannym napięciu - z jego powodu. Podświadomie wciąż czekała na jego pojawie-
nie się jak zadurzona nastolatka. W latach szkolnych nie doświadczała tego rodzaju emo-
cji, lecz widocznie na wszystko musi przyjść czas.
Sam dźwięk jego głosu przyspieszył jej puls. Zupełnie niepotrzebnie. Rozmowna
koleżanka poinformowała ją również,
że
Aleks Carlisle nigdy nie uwodzi pracownic.
Wielka szkoda. Patrzyła, jak rozmawiał z jej kierowniczką. Był wysoki, długonogi, nie-
odparcie atrakcyjny.
Nagle odwrócił się, napotkał jej wzrok. Zatrzymał na niej spojrzenie przepięknych
zielonych oczu. Dani uwielbiała zieleń. Chciwie chłonęła cudowny widok, niezdolna
L
T
R
wykonać
żadnego
ruchu. Przestała słyszeć biurowy szum. Dyrektor zrobił krok w jej kie-
runku. Czyżby zamierzał zaszczycić ją rozmową?
W tym momencie ktoś go zawołał. Odwrócił głowę, uśmiech zgasł na jego ustach.
Magiczna chwila minęła bezpowrotnie. Dopiero teraz Dani uświadomiła sobie,
że
wstrzymała oddech. Wypuściła powietrze z płuc. Usiłowała sobie wmówić,
że
to dobrze,
że
odszedł. Choć jego widok rozgrzewał jej serce, odbierał też zdolność logicznego my-
ślenia.
Nie wyobrażała sobie, jak można wykonać choćby najprostszą czynność, kiedy on
krąży po sali.
Do lunchu pozostały dwie minuty. Choć nie zwykła opuszczać przed czasem sta-
nowiska pracy, teraz musiała zaczerpnąć
świeżego
powietrza. Nie czuła wyrzutów su-
mienia. Przyszła wcześniej i obiecała zostać po godzinach.
Niski wzrost pozwolił jej niepostrzeżenie przemknąć przy
ścianie
do windy. Zwy-
kle schodziła po schodach, ale ponieważ właśnie stał przy nich sam naczelny, rozsądek
podpowiedział,
że
lepiej nie wchodzić mu w drogę. Dokładała wszelkich starań, by prze-
łamać
strach przed zamkniętymi pomieszczeniami. Powtarzała sobie,
że
miliony ludzi
codziennie przemierzają piętra w ten sposób. Spróbowała skupić myśli na swoich poszu-
kiwaniach. Jeżeli zje w biegu, zdąży przejrzeć pocztę internetową w publicznej bibliote-
ce.
Lęk nie ustępował. Nacisnęła guzik i zamknęła oczy. Zaraz jednak jakiś hałas zmu-
sił ją do ich otwarcia. Ktoś wsadził rękę w niedomknięte drzwi i na powrót je otworzył.
- Zaraz wracam. Prześlij listę gości Lorenzowi, dobrze? I sprawdź, czy tym razem
podali właściwą liczbę wegetarian. Nie wolno nam nikogo zawieść. Aha, jeszcze przy-
pilnuj,
żeby
Cara otrzymała szczegółowy plan na sobotę.
Podczas gdy Aleks Carlisle wydawał polecenia, winda dawno zdążyłaby wrócić z
parteru. W końcu wsiadł i przeprosił za zwłokę. Tylko czy szczerze? Zdaniem Dani nie
cenił cudzego czasu. A miała tylko godzinę, w dodatku niepłatną. Lecz gdy drzwi się
zamknęły, irytacja ustąpiła miejsca lękowi. Czy nigdy go nie zwalczy? Odnosiła wraże-
nie,
że
się dusi. Pot spływał jej po plecach. Stanęła sztywno w najdalszym końcu kabiny i
zacisnęła zęby.
- Dobrze się pani czuje?
L
T
R
Dani nie zdołała odpowiedzieć. Z zapartym tchem odliczała mijające sekundy.
Nagle usłyszała zgrzyt. Winda stanęła, ruszyła i znów stanęła. Między piętrami.
Światełka
na tablicy rozdzielczej zgasły. Dani wpadła w popłoch, dostała mdłości. Po-
wiedziała sobie,
że
musi wytrzymać. W końcu kilka lat terapii powinno przynieść jakiś
rezultat. Na razie jednak jej zdenerwowanie nie umknęło uwagi dyrektora.
- Przerwa nie potrwa długo. Nasze windy nigdy się nie psują - zapewnił ze zniewa-
lającym uśmiechem, od którego rosło jej ciśnienie.
- Do czasu. Widocznie zmylił ją pan, zatrzymując zbyt długo z otwartymi drzwia-
mi.
- Maszyny nie doświadczają ludzkich rozterek - zażartował. - Działają według
konkretnego programu. Chyba pracuje pani od niedawna. Widziałem panią w biurze.
- Tak - potwierdziła z zakłopotaniem.
Zielone oczy popatrzyły na nią z troską. Zrobił krok w jej kierunku.
- Nazywam się...
- Wiem, kim pan jest.
Spochmurniał.
- W takim razie wie pani więcej ode mnie, bo ja nie potrafię powiedzieć, kim je-
stem - oświadczył z goryczą.
Zaskoczona niespodziewanym wyznaniem, umknęła wzrokiem w bok. Ledwie zer-
knęła na
ścianę,
strach ponownie chwycił ją za gardło. W płucach zabrakło powietrza.
- Nie ma powodów do obaw - spróbował ją uspokoić, a gdy nie zareagowała, do-
dał: - Wszystko będzie dobrze... koteczku.
Najdziwniejsze,
że
ostatnie słowo zdziałało cuda. Zapomniała o strachu. Zasko-
czona, podniosła na niego wzrok. Wtedy objął ją dłońmi w talii i powoli, nieskończenie
powoli pochylił głowę, jakby dawał jej czas do namysłu.
Lecz Dani przestała myśleć. Nie zaprotestowała, gdy poczuła na ustach dotyk cie-
płych warg. Kiedy uniósł ją do góry, odruchowo otoczyła go ramionami w poszukiwaniu
oparcia. Pocałunek sprawił jej taką przyjemność, jakby równocześnie ogrzewały ją pro-
mienie słońca, owiewała morska bryza i omywały fale tropikalnego morza. Objęła go
L
T
R
ciaśniej, wplotła palce w gęste, ciemne włosy. Oddawała pocałunki, spragniona jeszcze
większej bliskości, kompletnie nieświadoma,
że
gorączkowo rozpina mu koszulę.
Wtem oderwał ją od siebie i postawił na podłodze. Dopiero wtedy uświadomiła so-
bie,
że
winda ruszyła w dół. Aleks otworzył usta, lecz zanim zdążył cokolwiek powie-
dzieć, na kolejnym piętrze wsiadło kilku bankierów i techników. Wszyscy wykrzykiwali
jego imię.
Dani nie zmarnowała okazji. Umknęła niepostrzeżenie. Lecz gdy zerknęła do tyłu,
spostrzegła,
że
odprowadza ją wzrokiem. Przyspieszyła kroku. Postanowiła zadzwonić
do agencji pośrednictwa pracy,
żeby
poszukali jej innego stanowiska. Musiała twardo
stąpać po ziemi, choć na chwilę została zabrana do nieba.
Aleks upił
łyk
słabej kawy. Nawet w wygodnej poczekalni pierwszej klasy sma-
kowała okropnie, jak zwykle na lotniskach. Od dwudziestu minut usiłował skupić uwagę
na treści przygotowywanego raportu, lecz litery wciąż tańczyły mu przed oczami. Powi-
nien pracować albo choćby spróbować przetrawić sensacyjną wiadomość od Patricka i
przerażające wyniki testu ustalenia ojcostwa. Ale nie potrafił. Myślał tylko o tym, jak po-
nownie nawiązać kontakt z niewysoką, lecz bardzo ponętną pracownicą.
Chyba oszalał! Czy kiedykolwiek całował w windzie obce dziewczyny, na dodatek
podwładne? No cóż, w każdym razie przynajmniej uśmierzył jej lęk... w na tyle przyjem-
ny sposób,
że
na chwilę zapomniał o własnych kłopotach. Tylko jak doprowadzić do po-
wtórki?
Zanim znalazł rozwiązanie, zadzwonił Lorenzo.
- Gdzie jesteś? - spytał bez wstępów.
- Na lotnisku w Sydney.
- Ostatnio trudno cię zastać w domu.
- Właśnie wracam.
Aleks zorganizował sobie służbowy wyjazd zaraz po telefonie od Patricka. Po la-
tach nieregularnej wymiany korespondencji nagle postanowił wyznać mu wstrząsającą
prawdę. O trzydzieści lat za późno. Aleks z początku mu nie uwierzył. Zażądał wykona-
nia testów. W ciągu dwudziestu czterech godzin uzyskał potwierdzenie. Wtedy postano-
L
T
R
Zgłoś jeśli naruszono regulamin