Pirce Ewa - Nie ma mnie bez ciebie. Tom 1.pdf

(1555 KB) Pobierz
What I’ve Done – Linkin Park
Pierwszy bieg
JANE
– Nie daj się prosić i pojedź ze mną na plażę. – Tracy męczyła mnie tak już od co najmniej
piętnastu minut. – Nie chcę iść tam sama, będę się czuła nieswojo. Pogoda jest idealna do opalania, co
w sumie ci się przyda.
Podeszła do mnie, bo starałam się ją ostentacyjnie ignorować, i wyrwała mi z rąk podręcznik do
ekonomii.
– Hej – burknęłam z niezadowoleniem. – Za kilka tygodni egzaminy, do których muszę się
przygotować. Tobie zresztą radzę zrobić to samo.
Pokręciłam z rozdrażnieniem głową. Czasem się zastanawiałam, jakim cudem się przyjaźnimy.
Ona kochała imprezy i bywała na zajęciach od wielkiego dzwonu, wystarczająco jednak często – miała
to skrupulatnie wyliczone – by zaliczyć wszystkie przedmioty, natomiast ja nauce poświęcałam każdą
wolną chwilę. Wiązałam z nią wszystkie nadzieje i marzenia.
– Nie mam ochoty leżeć plackiem na plaży i marnować w ten sposób czas, który mogłabym
poświęcić na coś konstruktywniejszego – dodałam i sięgnęłam po książkę.
– Jesteś taką nudziarą… – jęknęła Tracy, przewracając oczami. – No, proszę cię – zawodziła
dalej. – Zrób to dla mnie.
Wskoczyła na łóżko i przycisnęła mnie drobnym ciałem do materaca.
– Proszę, proszę, proszę… – marudziła, podskakując lekko.
W końcu usiadała na mnie okrakiem.
– Zgodzisz się? Czy mam wyciągnąć silniejsze działa? – Uniosła wskazujące palce.
– Nie będziesz mnie łaskotała, wiesz, jak tego nie znoszę.
Posłałam jej ostrzegawcze, rozeźlone spojrzenie. Zignorowawszy je, wsadziła długie paznokcie
w moje żebra.
– Przestań, Tray! – krzyczałam, próbując ją z siebie zrzucić. – Przestań!
Śmiałam się, mimo że sprawiała mi ból.
– Tylko wówczas, gdy się zgodzisz.
Nie zwracając uwagi na moje piski i walkę, kontynuowała tortury.
– Dobrze! – wrzasnęłam, ponieważ miałam już naprawdę dość. – Poddaję się! – zdołałam
wydyszeć pomiędzy atakami śmiechu.
– Pójdziesz? – Zaprzestała dręczenia i wbiła we mnie podejrzliwe spojrzenie.
– Tak – sapnęłam z niechęcią.
Głośny, triumfalny pisk wypełnił moje uszy.
– Dziękuję! – Objęła mnie mocno, przyciskając krwistoczerwone usta do mojego czoła. –
Kocham cię!
Uwolniła mnie od siebie, zeskoczyła z łóżka i podbiegła do szafki, by wyrzucić z niej ciuchy,
które zaczęły piętrzyć się na podłodze.
Usiadłam na skraju łóżka, krzywiąc się na zrobiony w ciągu zaledwie kilku sekund bałagan.
Ciekawe, kto to później posprząta
– pomyślałam z przekąsem.
– Wiesz, że gdybyś miała porządek w szafie, łatwiej byłoby ci znaleźć to, czego szukasz? –
sarknęłam z ironią.
– Nie sądzę – bąknęła. – To kontrolowany bałagan. Tylko w nim potrafię się odnaleźć. – Rzuciła
mi przez ramię szybkie, pełne zadowolenia spojrzenie. – Mam! – Uniosła z triumfem dłoń, dzierżąc
w niej wściekle różowe, mikroskopijnych rozmiarów bikini, po czym cisnęła nim we mnie. – Przebieraj
się – nakazała.
Zgarnęła z podłogi kawałki żółtego materiału, który miał być zapewne jej kostiumem plażowym.
– Zupełnie postradałaś zmysły! – Zaśmiałam się, oglądając przydzielony mi strój kąpielowy,
a raczej jego fragmenty. – To niczego nie zakrywa. Mowy nie ma, żebym pokazała się w nim publicznie.
– Pójdziesz! Albo przysięgam, że jak zaśniesz, spalę twoje wszystkie książki – zagroziła. –
I bilety na koncert Imagine Dragons!
– Nie odważyłabyś się! – Zerknęłam na ścianę, aby się upewnić, że wciąż są na swoim miejscu.
W ramce znajdowały się dwa bilety z zeszłorocznego koncertu, na których podpisał mi się cały
zespół. Była to najcenniejsza rzecz, jaką posiadałam.
– Chcesz się przekonać? – Tray wyszczerzyła się szelmowsko. – Wiesz, do czego jestem zdolna.
Po czterech latach, które spędziłam z nią w jednym pokoju, byłam tego wręcz boleśnie świadoma.
Zresztą bilety miałam właśnie od Tracy, więc to dzięki niej mogłam zobaczyć na własne oczy swój
ukochany zespół i poznać osobiście każdego artystę.
– Dlaczego tak bardzo chcesz tam iść? – spytałam.
Czułam, że kryło się za tym coś więcej. Za bardzo jej zależało.
Uśmiechnęła się zawstydzona i uniosła idealnie wyprofilowane brwi, spoglądając na mnie
rozmarzonym wzrokiem.
– Nie… No chyba żartujesz – jęknęłam, gdy zrozumiałam, o co chodziło. – Znowu Kevin?
– Wiem – stęknęła. – Beznadziejny ze mnie przypadek.
– Schodzicie się i rozstajecie, to nie jest dla ciebie dobre. Ostatnio mocno to przeżyłaś. Nie chcę,
żebyś znowu cierpiała.
– Nie będę – zapewniła, poprawiając rzęsy. – Chcę mu pokazać, co stracił.
– Próbujesz oszukać mnie czy siebie? – Pokręciłam z niedowierzaniem głową.
Po ich ostatnim rozstaniu Tracy nieźle popłynęła. Smutki topiła w znacznej ilości alkoholu
i przygodnym seksie. Za każdym razem, kiedy wpadała w emocjonalny dołek, ratowała się imprezami.
Kilka dni radości i uciechy, a potem zawsze musiałam pomóc jej się pozbierać. To męczące
i czasochłonne. Poza tym przykro mi na nią patrzeć, gdy tkwi w stanie, do którego doprowadza ją
maniakalna wręcz chęć bycia kochaną i zauważoną. Nie chciałabym, aby po raz kolejny Kevin popchnął
ją w otchłań destrukcji.
– Nikogo. – Posłała mi niewinny uśmiech. – Zacznij mi ufać.
– Możesz mieć każdego. – Westchnęłam ciężko.
– Każdy nie jest nim. – Wzruszyła lekko ramionami, po czym zaczęła przepychać górę ciuchów
pod ścianę.
– Wiesz, że tyle samo energii kosztowałoby cię wrzucenie ich do szafy?
– Możliwe – wysapała. – Zacznij się już szykować, bo nie wyjdziemy stąd do wieczora
i przepadnie mi szansa, by go wkurzyć.
– To naprawdę dziwne.
Nie zamierzałam kryć niezadowolenia.
– Raczej normalne. Sporo dziewczyn na kampusie postępuje tak samo. Pokazują facetom, co
stracili, żeby móc napawać się zwycięstwem, gdy ich ponownie zdobędą.
– Odgrzewane kotlety nie smakują już tak dobrze – mruknęłam pod nosem.
– A co ty możesz na ten temat wiedzieć?! – odparła bez zastanowienia.
Musiała się zorientować, że przegięła, ponieważ skrzywiła się, przenosząc wzrok z szafy na mnie.
– Wybacz – jęknęła.
– Wiem wystarczająco dużo, Tracy. Wierz mi…
Żeby uciąć dalsze dyskusje, ruszyłam do łazienki. Głośno zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Nie poznałam Kevina osobiście, ale widywałam go na kampusie. Wiedziałam, że to bogaty,
rozpieszczony gnojek, który nie może utrzymać przy sobie rąk i zalicza wszystkie chętne dziewczyny.
Był pozerem, dla którego liczyły się statystyki, by chwalić się nimi przed kumplami. W poważaniu miał
natomiast uczucia, o które tak zabiegała Tracy.
Ściągnęłam sukienkę i przymierzyłam strój, który mi dała.
– Mowy nie ma – wymamrotałam, odwróciwszy się w stronę lustra.
Było wysoko zawieszone, więc przyciągnęłam stojące pod ścianą krzesełko i weszłam na nie,
chcąc zobaczyć siebie w pełnej krasie.
– Zdecydowanie nie ma mowy!
Moje piersi, choć nieduże, były ledwo zakryte. Figi składały się z dwóch trójkątów: maleńkiego
na przodzie i nieznacznie większego z tyłu. Żaden z nich nie zakrywał strategicznych miejsc na tyle, bym
czuła się komfortowo.
– Nie pokażę się w tym publicznie! – huknęłam, by przyjaciółka bez problemu mnie usłyszała
i zakodowała informację.
Drzwi otworzyły się z impetem i do środka wparowała Tracy.
– Wow! – zawołała na mój widok. – Wyglądasz w cholerę seksownie. – Cmoknęła dla
potwierdzenia swoich słów.
– Raczej żałośnie – odparłam, zeskakując z krzesła. – Nie pokażę się w tym publicznie –
powtórzyłam ze zdecydowaniem.
– Może masz rację. Twoja okolica bikini wymaga szybkiej interwencji. – Zbliżyła się o krok. –
Chyba nie używasz maszynek?! – Zgromiła mnie wzrokiem, jakbym dopuściła się jakiegoś przestępstwa
na międzynarodową skalę.
– Używam. I nie wyjdę w tym czymś.
– Nie zachowuj się jak córka pastora. – Zaśmiała się gromko.
– Zabawne – fuknęłam. – Wiesz doskonale, że nią jestem.
– Więc może do niego zadzwonię i zapytam, czy ma jakiś habit na zbyciu, bo jego córka idzie na
plażę.
– Nie jest zakonnikiem, ale pastorem. To różnica. I oni nie noszą habitów.
– Jak zawsze masz odpowiedź na wszystko. – Przewróciła oczami, co weszło już jej w nawyk. –
To nasz ostatni rok. I dobiega końca. – Jej głos nieco posmutniał. – Zaszalej w końcu i zrób coś, co
wypchnie cię ze strefy komfortu – ciągnęła. – Życie to pasmo wyzwań, porażek i smutku. Studia są
ostatnim czasem beztroski i zabawy.
– Jak optymistycznie – odrzekłam i wyminęłam przyjaciółkę. – Tak czy inaczej… nie zrobię
z siebie zdziry.
– Dzięki – sarknęła. – Wiem przynajmniej, co o mnie myślisz.
Sięgnęłam po koszulkę, aby zasłonić nią klatkę piersiową, i odwróciłam się do Tracy. Poczułam
się naprawdę źle, zdawszy sobie sprawę z tego, co powiedziałam.
– Przepraszam, nie miałam tego na myśli.
– Spoko – rzuciła z urazą w głosie. – Jeśli wolisz swoją jednoczęściową mamusiną szmatę, droga
wolna. Lepiej wyglądać jak moja bogobojna babka niż jakaś zdzira.
– Nie chciałam cię obrazić. Przepraszam… – W moim sercu zagnieździły się poczucie winy
i wstyd.
– Zapomnij i załóż, co uważasz. – Przeczesała palcami pasma długich blond włosów. –
Wiedziałam, że jesteś zbyt cnotliwa, by wyjść w czymś takim. Nie zaskoczyłaś mnie.
– Cnotliwa? – prychnęłam, nieco urażona jej opinią.
– Spójrzmy prawdzie w oczy, Jen. Mieszkamy razem kilka lat i nigdy nie widziałam cię
w niczym seksownym. Twój strój bardziej pasuje do amiszki niż studentki. Nie potrafisz pokazać więcej
ciała, niż jest to dopuszczalne w normach przykładnej katoliczki.
– Nieprawda! – zaoponowałam.
– Nie każdy ma odwagę emanować kobiecością. Ty masz inne zalety. I to jest fajne. – Posłała mi
szybki uśmiech.
Zrzuciła z siebie koszulkę. Nie krępowało jej przebieranie się w mojej obecności. Akceptowała
swoje ciało i lubiła się nim chwalić. Prawdę mówiąc, czasami jej tego zazdrościłam. Była świadoma
swojej atrakcyjności i wcale się z tym nie kryła.
– Potrafię być seksowna – bąknęłam niepewnie. – Po prostu nie chcę. Nie lubię
Zgłoś jeśli naruszono regulamin