Duncan Dave F02 - Władca Ognistych Krain.pdf

(3440 KB) Pobierz
Dave Duncan
Władca Ognistych Krain
Opowieść o królewskich fechtmistrzach Tom 2
Przełożył: Jacek Manicki
Tytuł oryginału: Lord of the Fire Lands
Wersja angielska: 1999
Wersja polska: 2001
Młodzi, odtrąceni przez rodziny chłopcy znajdują schronienie w
Żelaznym Dworze. Po latach uciążliwych treningów opuszczają
go jako najwspanialsi szermierze świata - słynni Królewscy
Fechtmistrze. Naukę kończy magiczny rytuał, podczas którego
król lub wybrany przez niego dostojnik przebija serce młodego
szermierza. Od tej chwili ofiarę i kata łączy nierozerwalna więź,
silniejsza nawet niż śmierć...
Szerszeń i Zbir są pierwszymi szermierzami w historii
Żelaznego Dworu, którzy odmówili służby królowi. Dlatego są
ścigani przez Królewskich Fechtmistrzów i muszą jak najszybciej
uciekać z Chivalu... W końcu trafiają do Ognistych Krain, kraju
potworów, duchów i półludzi, gdzie przyjdzie im poznać mroczną
prawdę i zmierzyć się z jeszcze mroczniejszą magią...
-2-
Spis treści:
I. Ambrose.......................................................................................................................................................................4
II. Æled.........................................................................................................................................................................63
III. Charlotte................................................................................................................................................................126
IV. Radgar...................................................................................................................................................................180
V. Geste.......................................................................................................................................................................251
VI. Szerszeń................................................................................................................................................................328
VII. Yorick..................................................................................................................................................................390
VIII. Fyrlaf..................................................................................................................................................................458
IX. Æleding.................................................................................................................................................................494
X. Dziesięć lat później................................................................................................................................................547
Epilog..........................................................................................................................................................................584
Tak się od pewnego czasu składa, że szybciej przybywa mi
wnuków niż powieści w dorobku, ale rad dedykuję najdłuższą z
tych ostatnich najmłodszemu z tych pierwszych.
To książka dla Samuela Josepha Duncana.
Niech ją za ileś tam lat przeczyta i niesie rodowe nazwisko
przez następne stulecie albo i dalej.
„Znałem go, mój Horacy; był to człowiek
niewyczerpany
w
żartach,
niezrównanej
fantazji...”.
Szekspir, „Hamlet”, Akt V, Scena 1
w przekładzie Józefa Paszkowskiego
-3-
I. Ambrose.
1.
- Król jedzie! - podniecony wrzask poniósł się po zalanych
słońcem wrzosowiskach i podchwyciło go natychmiast pół tuzina
innych piskliwych dyszkantów oraz kilka nieoszlifowanych
jeszcze barytonów. Przestraszone konie rzucały łbami i wierzgały.
Kawalkada podążająca drogą od Blackwater była jeszcze daleko,
ale młode bystre oczy rozróżniały już niebieskie barwy Gwardii
Królewskiej, tak przynajmniej utrzymywali ich właściciele.
W każdym razie, kilkudziesięcioosobowym oddziałem jeźdźców,
który zbliżał się przez Posępne Wrzosowiska, mogła być tylko
Gwardia eskortująca króla w drodze do Żelaznego Dworu.
Nareszcie! Od jego ostatniej wizyty upłynęło ponad pół roku.
- Król jedzie! Król jedzie!
- Cisza! - krzyknął Mistrz Jeździectwa. Na lekcjach jazdy
konnej dla Sopranów zawsze panowało graniczące z chaosem
rozprzężenie, które teraz sięgnęło zenitu. - Pędźcie z wieścią do
Dworu. Zwycięzca zostanie w nagrodę zwolniony na miesiąc ze
służby w stajni. Na mój znak. Do biegu, gotowi...
Mówił do wiatru. Jego podopieczni gnali już co koń wyskoczy
przez wrzosowiska w stronę samotnego skupiska czarnych
budynków, siedziby najświetniejszej szkoły fechtunku na całym
zbadanym świecie. Patrzył za nimi, starając się zapamiętać, który
spadł z konia, który ledwo trzyma się w siodle, a który dobrze
panuje nad wierzchowcem. Nieelegancko było forsować tak
konie, zwłaszcza te stare, ochwacone szkapy, przydzielone
nowicjuszom; ale on miał za zadanie zrobić z tej hałastry
pierwszorzędnych jeźdźców. Za kilka lat ci chłopcy muszą być już
na tyle sprawni i nieustraszeni, by dotrzymać pola każdemu,
-4-
nawet samemu królowi - a Ambrose IV, polując, znaczył
zazwyczaj swój ślad oszołomionymi, potłuczonymi dworzanami
gramolącymi się z rowów i krzaków.
Jeden już zleciał... i drugi... U-u-u! - ale rymsnął. Nic to, młode
kości da się nareperować czarami, grunt że koniom nic się nie
stało. Mistrz Jeździectwa ruszył bez pośpiechu nieść pierwszą
pomoc poszkodowanym. W to nerwowe wiosenne popołudnie
roku 357 wrzosowiska ukrywały swą odwieczną zdradliwość pod
zwodniczą maską sielskości, spokoju, zieleni oraz zapachu
koniczyny. Niebo było niewiarygodnie błękitne. Żółtym
splendorem pysznił się janowiec. Niewiele istniało na świecie
rzeczy mogących sprawić tyle przyjemności co dobry
wierzchowiec pod siodłem i pretekst do puszczenia go w galop.
Rozpędzona gromada malała w oddali i Mistrz Jeździectwa
widział już, że wyścig wygra srokata klacz oraz że dokona tego
bardziej dzięki swym wrodzonym walorom niż umiejętnościom
dosiadającego ją jeźdźca, kandydata Bandyty.
***
Dziesięć minut po wypatrzeniu królewskiego orszaku zwycięzca
wpadł jak burza przez bramę i zdzierając sobie gardło, obwieścił
nowinę pierwszym napotkanym, czyli grupie Kosmatych
ćwiczących walkę na rapiery.
- Król jedzie!
Wieść rozeszła się lotem błyskawicy; dotarła wszędzie, no
prawie wszędzie. Wszyscy kandydaci - Soprany, Niedorostki,
Bezbrodzi, Kosmaci, a zwłaszcza egzaltowani Starszacy, którzy
paradowali już z mieczami - reagowali na nią wstrzymaniem
oddechu i wewnętrzną mobilizacją. Nawet instruktorzy mrużyli
oczy i zaciskali usta. Mistrzowie Szabli i Rapieru usłyszeli ją na
-5-
Zgłoś jeśli naruszono regulamin