West Annie - Tydzień w pałacu szejka.pdf

(1202 KB) Pobierz
Table of Contents
Strona tytułowa
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Strona redakcyjna
Annie West
Tydzień w pałacu szejka
Tłumaczenie:
Zbigniew Mach
ROZDZIAŁ PIERWSZY
O północy trzech mężczyzn równym krokiem przemierzało lśniące
białym kararyjskim marmurem korytarze pałacu emira. Przeszli salę
posiedzeń Wielkiej Rady ze ścianami obwieszonymi bogato zdobionymi
lancami, mieczami i starymi muszkietami. Obok nich zawieszono
mieniące się jaskrawymi kolorami bojowe proporce – niemal gotowe na
kolejne wezwanie do broni.
Minęli kilka okazałych sal bankietowych i salę przyjęć. Potem –
ocienione rzeźbionymi kolumnami dziedzińce, gdzie oprócz odgłosu ich
kroków słychać było tylko delikatny plusk ogrodowych fontann.
Mężczyźni przeszli przez wysadzane ćwiekami średniowieczne wrota
prowadzące do pomieszczeń haremu, które od miesięcy stały puste.
Jeszcze tylko kręta droga wiodąca przez skalne korytarze cytadeli do
skarbca i lochów.
W końcu dotarli do korytarza prowadzącego do prywatnych komnat
emira.
Zdali meldunki. Szejk Sajid Badawi patrzył na nich w milczeniu.
– Na razie to wszystko, panowie. Możecie odejść – odezwał się po
chwili.
– Najjaśniejszy panie, ale nasze rozkazy…
– Zmieniły się dziś wieczorem. Halark nie jest już na krawędzi wojny.
– Emir obrócił się na pięcie.
Prawie nie wierzył własnym słowom. Przez większość jego życia
emirat nieustannie znajdował się w cieniu wojny. Przede wszystkim –
choć nie tylko – z sąsiednim królestwem Dżejrut. Dlatego właśnie
każdego mężczyznę w Halark już od młodości szkolono w obronie kraju.
Posiadali broń i byli gotowi umrzeć za ojczyznę.
Myślał o latach wypełnionych nieustannym napięciem.
Niekończących się konfliktach granicznych i ofiarach starć. O straconych
szansach na inwestycje w podniesienie poziomu życia mieszkańców, bo
całą energię i fundusze kierowano na zbrojenia.
Zacisnął usta. Jeśli nawet nie osiągnął niczego innego, to on, nowy
emir Halark, doprowadził państwo do pokoju. Będzie cieszył się później,
gdy sytuacja się ustabilizuje. Ale teraz marzył tylko o jednym – po raz
pierwszy od trzech dni przyłożyć głowę do poduszki. I zasnąć.
Zapomnieć o wszystkim.
– Najjaśniejszy panie, naszym obowiązkiem jest cię chronić. Całą noc
spędziliśmy na straży – jeden z mężczyzn wskazał głową na długi
zwieńczony łukami korytarz.
– Pałacu strzegą rozmieszczeni wokół wasi podwładni i najbardziej
nowoczesna technologia bezpieczeństwa – odparł Sajid.
Jego wuj, zmarły niedawno emir, nie szczędził wydatków na ochronę i
wygodne życie, a także na wojsko.
Szkoda, że nie był tak rozrzutny, gdy chodzi o zwykłych mieszkańców.
Trzej wojskowi stali jednak w miejscu. Sajid poczuł wzbierającą w nim
złość.
– To mój rozkaz – warknął i zmrużył oczy. Mężczyźni zbledli.
Szybko się jednak opanował. Straż wypełniała jedynie swój
obowiązek. Jeszcze całkiem niedawno odmowa wykonania rozkazów
spotkałaby się z okrutną karą.
– Widzę i doceniam waszą postawę, ale wymogi dotyczące naszego
bezpieczeństwa ulegają zmianom. Główny dowódca wkrótce was o nich
poinformuje. Na razie jednak proszę, byście wrócili do swojej kwatery. –
Odwrócił się, nie czekając na odpowiedź. – To wszystko – rzucił jeszcze,
oddalając się korytarzem wyłożonym misterną mozaiką. Mężczyźni
odmaszerowali.
Wreszcie. Cisza i spokój. Wciągnął w płuca chłodne i orzeźwiające
nocne powietrze płynące z pobliskiego dziedzińca. Po raz pierwszy od
kilku dni był sam. Mógł się rozluźnić.
Jeszcze wieczorem świętował z przywódcami wszystkich klanów,
gubernatorami regionów, dowódcami wojskowymi i ich podwładnymi.
Uroczyste i gwarne obchody osiągnięcia porozumienia miały
Zgłoś jeśli naruszono regulamin