Isaac Bashevis Singer - Niewolnik.rtf

(1017 KB) Pobierz

Isaac Bashewis Singer

Niewolnik

 

 

 

Rozdział pierwszy

Dzień rozpoczął się wołaniem ptaka. Każdego dnia ten sam ptak, ten sam odzew. Jak gdyby ptak sygnalizował swemu potomstwu nadejście świtania. Jakub otworzył oczy. Cztery krowy leżały na ściółce ze słomy i gnoju. Pośrodku obory znajdowało się kilka poczerniałych kamieni i zwęglonych gałęzi; było to palenisko, w którym Jakub piekł gryczane placki i jadł je z mlekiem. Łóżko Jakuba stanowiło posłanie ze słomy i siana, a na noc przykrywał się szorstką lnianą płachtą, służącą mu za dnia do przenoszenia trawy i zielska dla bydła. Mimo pełni lata noce w górach były zimne. Jakub wstawał po kilka razy w środku nocy, żeby rozgrzać  ręce  i stopy o ciała zwierząt.

W oborze było jeszcze ciemno, ale przez szczelinę w drzwiach już przeświecała czerwień jutrzenki. Jakub usiadł, żeby dośnić swój sen, że jest w budynku szkolnym w Józefowie i naucza młodzież Talmudu.

Wyciągnął na oślep rękę po dzban z wodą. Wymył trzykrotnie ręce, najpierw lewą potem prawą na zmianę, zgodnie z prawem. Zanim się umył, wymruczał jeszcze „Dzięki Tobie", modlitwę, w której nie wymienia się imienia Boga, a więc nadającą się do wypowiadania przed obmyciem. Krowa się podniosła i obróciła swą rogatą głowę, spoglądając do tyłu, jakby ciekawa dowiedzieć się, w jaki sposób człowiek rozpoczyna swój dzień. Wielkie

8                                                                                               Isaac Baheois Singer

oczy zwierzęcia, będące prawie całe źrenicami, odbijały purpurę jutrzenki.

Dzień dobry, Kwiatula — powiedział Jakub. — Wyspałaś się,  prawda?

Nabrał zwyczaju  mówienia do krów,  a nawet do samego siebie,  żeby nie  zapomnieć  żydowskiego języka.

Otworzył na oścież drzwi obory i zobaczył góry wznoszące się  w  oddali.   Niektóre  szczyty,  o  zboczach  porosłych  lasami, zdawały się bardzo bliskie, wyglądały jak olbrzymy o zielonych brodach. Mgła podnosząca się nad borami jak delikatne pukle wywoływała  u Jakuba  myśl  o  Samsonie.  Wschodzące  słońce, niebiańska lampa, rzucało na wszystko ognisty blask. Tu i ówdzie dym się podnosił ze szczytu, jakby góry płonęły wewnątrz. Jastrząb z rozpostartymi skrzydłami szybował spokojnie, z dziwną powolnością,  nie tknięty ziemskimi niepokojami. Wydawało   się Jakubowi,   że   ten   ptak  płynie   tak już   od   stworzenia świata.

Dalsze góry były niebieskawe, a tamte najdalsze, ledwie widoczne,  zdawały się niematerialne. W tamtym najodleglejszym regionie panował stały mrok. Czapy z chmur siedziały na głowach   owych   nieziemskich   olbrzymów,   mieszkańców  krańców świata,  gdzie nie stanęła ludzka stopa ani nie pasły się krowy. Wanda, córka Jana Bzika, mówiła, że to tam mieszka BabaJaga, czarownica latająca w ogromnym moździerzu, kierująca swym pojazdem za pomocą tłuczka. Miotła BabyJagi była dłuższa od najwyższego  świerku   i   to   właśnie   ona  wymiatała światło  ze świata.

Jakub stał spoglądając na góry. Był wysokim, smukłym, mężczyzną, niebieskookim, z długimi, brązowymi włosami i brązową brodą. Miał na sobie płócienne portki nie sięgające kostek i podarty, wyłatany kaftan. Głowę przykrywała czapka z owczej skóry, ale stopy były bose. Chociaż tyle przebywał na powietrzu, pozostał blady jak mieszkaniec miasta. Jego skóra nie opalała się i Wanda mówiła, że jest podobny do mężczyzn ze świętych obrazów wiszących w kaplicy, w dolinie. Inne wieśniaczki zgadzały się z Wandą. Gazdowie chcieli go ożenić z jedną ze swoich córek, wybudować mu chatę i zrobić członkiem ich społeczności, ale Jakub odmówił wyparcia się swojej żydowskiej wiary. Jan Bzik, jego właściciel, trzymał go przez całe lato, aż do późnej jesieni w obórce, wysoko w górach, gdzie bydło nie mogło znaleźć pożywienia i trzeba było je karmić trawą, wyrywaną spomiędzy skał. Wioska znajdowała się na dużej wysokości i brakowało  pastwisk.

Przed wydojenicm krów Jakub odmówił modlitwę wstępną. Kiedy doszedł do słów „Nic stworzyłeś mnie niewolnikiem" — przerwał. Czy on może wypowiadać te słowa? Jest niewolnikiem Jana Bzika. To prawda, że zgodnie z polskim prawem nawet szlachta nie ma prawa zmusić Żyda do służby. Ale kto w tej odosobnionej wiosce stosował się do przepisów prawa? I jakie znaczenie miał kodeks gojów nawet przed masakrą dokonaną przez Chmielnickiego? Jakub z Józefowa przyjmował bez urazy niedostatek zesłany na niego przez Opatrzność. W innych okolicach Kozacy ścinali głowy, wieszali, dusili i wbijali na pale wielu uczciwych Żydów. Gwałcono i wypruwano wnętrzności cnotliwym kobietom. On, Jakub, nie był przeznaczony na męczeństwo. Uciekł od morderców, a polscy zbójnicy zaciągnęli go gdzieś w góry i sprzedali Janowi Bzikowi jako niewolnika. Żyje tutaj już od czterech lat i nie wie, czy jego żona i dzieci jeszcze żyją. Nie ma ani szala modlitewnego1 i filakterii2, ani małego tałesu3   z   frędzelkami   i   świętej   księgi.  Jedynym   znakiem   na

1  Szal   modlitewny   tałes   —   biały   w  czarne   paski   szal   z   frędzlami cycesami na rogach, w czasie modlitwy nakładany na głowę i ramiona.

2  Filakterie — ręcznie spisane na pergaminie cytaty z Pięcioksięgu, włożone do dwóch pudełeczek, przymocowywanych za pomocą rzemyków do czubka czoła i do lewego  ramienia w czasie  porannej  modlitwy.

3  Mały   tałes   —   płócienny   bezrękawnik   z  frędzelkami,  noszony  pod kaftanem czy chałatem

10                                                                                             haac Bashevis Singei

jego ciele, że jest Żydem, było obrzezanie. Ale dzięki niech będą niebiosom, zna na pamięć modlitwy, parę rozdziałów Miszny4, kilka stron Gemary5, mnóstwo Psalmów, a także całe ustępy z różnych części Biblii. Budził się nieraz w środku nocy, a przez głowę przebiegały mu strofy z Gemary, o których sam nie wiedział, że je zna. Pamięć bawiła się z nim w ciuciubabkę. Gdyby miał pióro i papier, zapisywałby to, co mu pamięć podsuwała, ale skąd można by mieć  tutaj  takie rzeczy?

Odwrócił głowę na wschód i patrząc przed siebie recytował święte słowa. Turnie płonęły w słońcu, a gdzieś w pobliżu podśpiewywał pastuch, przeciągając melodię, w której dźwięczała tęsknota, jakby i on był więziony i pragnął wydostać się na wolność. Trudno było uwierzyć, że takie melodie pochodziły od ludzi zjadających psy, koty, myszy polne i folgujących sobie we wszelkiego rodzaju obrzydlistwie. Miejscowi chłopi nie wznieśli się jeszcze do poziomu chrześcijaństwa. Nadal stosowali obyczaje pogańskie.

Był taki okres, kiedy Jakub planował ucieczkę, ale nic nie wyszło z tych jego planów. Nie znał gór; lasy pełne były dzikich zwierząt. Nawet w lecie spadał śnieg. Chłopi pilnowali go, nie pozwalali wyjść poza most we wsi. Ustalili między sobą, że każdy, kto go zobaczy po drugiej stronie potoku, powinien go natychmiast zabić. Wśród chłopów byli i tacy, którzy chcieli go zabić tak czy owak. Wszak mógł być czarownikiem, wichrzyć włosy w kołtun. Rządca hrabiego, Zagajek, nakazał jednak, że obcy ma pozostać przy życiu. Jakub nic tylko zbierał więcej siana od innych pastuchów, ale jego stado krów aż lśniło czystością, dawało obfitość mleka i rodziło zdrowe cielęta. Dopóki wieś nie cierpiała z powodu głodu i epidemii, nie było pożarów, miano

4  Miszna  — część  Talmudu,  zawiera spisane w języku hebrajskim Prawo Mojżeszowe.

5  Gcmara — część Talmudu napisana po aramejsku i hebrajsku, będąca uzupełnieniem  Miszny.

NIEWOLNIK

11

dać spokój Żydowi. Była już pora dojenia krów, więc Jakub przyśpieszył modły. Wróciwszy do obory wymieszał trawę w żłobie z posiekaną słomą i rzepą przygotowanymi wczoraj. Na półce stało wiadro do udoju i kilka dużych, glinianych garów, a w progu bańka na mleko. Każdego dnia późnym popołudniem przychodziła Wanda i przynosiła Jakubowi jedzenie. Miała ze sobą dwa duże dzbany, w których znosiła mleko z powrotem na

wieś.

Jakub doił krowy i nucił melodię piosenki z Józefowa. Słońce wspięło się nad góry i rozproszyło kłęby mgły. Był tutaj od tak dawna i tak się zaznajomił z przyrodą, że mógł odróżniać zapach każdego kwiatu i każdego zioła; wdychał głęboko aromaty roślinności, które wiatr przynosił do obory przez otwarte drzwi. Każdy wschód słońca w górach stanowił cud; pośród płomiennych chmur wyraźnie dostrzegało się rękę Boga. Bóg ukarał swój lud i ukrył przed nim swoją twarz, ale nadal zarządzał światem. Na znak przymierza po potopie zawiesił na niebie tęczę, wskazującą, że dzień i noc, siew i zbiór, lato i zima będą trwały wiecznie.

2

Jakub wspinał się po górach przez cały dzień. Narwawszy pełną płachtę trawy, zanosił ją do obory i znów wracał do lasów. Na początku, kiedy dopiero tu przybył, inni pasterze napastowali go i bili, ale nauczył się im oddawać i chodził teraz z dębowym kijem. Przebiegał skały z małpią zręcznością, wybierając zioła i trawy dobre dla bydła. Umiał robić to wszystko, czego się wymaga od pasterza: rozniecić ogień, pocierając o siebie dwa kawałki drewna, doić krowy, odebrać cielaka przy porodzie. Zbierał grzyby, poziomki, jagody, wszystko, co dawała ziemia, a każdego popołudnia Wanda przynosiła mu pajdę razowego chleba, czasem   rzodkiewki,   marchew,   cebulę   albo  i jabłko  czy  gruszkę

12                                                                                             Isaac Basheois Singel

z sadu. Na początku Jan Bzik nieraz próbował żartem wcisnąć mu w usta kawałek kiełbasy, ale Jakub z uporem odmawiał skosztowania zabronionego pożywienia. Nie zbierał trawy w szabas, lecz dawał bydłu paszę przygotowaną w ciągu tygodnia. Górale już  mu  nie  dokuczali.

Inaczej jednak było z dziewuchami, które spały w innych oborach i doglądały owiec. Zaczepiały go i w dzień, i w nocy. Przyciągnięte jego zgrabną postacią, dopadały go rozmówkami i śmiechem, zachowując się niewiele lepiej od zwierzaków. Siusiały nic krępując się jego obecnością i wciąż zadzierały do góry spódnice, żeby pokazać znaki po ukąszeniu owadów na biodrach i udach. „Powal mnie" żądała bezwstydnie dziewczyna, ale Jakub zachowywał się, jakby ogłuchł i oślepł. Nie tylko dlatego, że cudzołóstwo jest śmiertelnym grzechem. Te dziewczyny były nieczyste, miały robactwo w ubraniach  i kołtuny na głowie;  często ich skóra pokryta była wysypką i pryszczami, jadały gryzonie polne i  rozkładające  się  szkielety drobiu.   Niektóre  słabo mówiły po polsku,   wydawały  z  siebie  chrząknięcia jak  zwierzęta,  robiły znaki rękami, wrzeszczały i śmiały się jak szalone. We wsi pełno było kalek, chłopaków i dziewczyn z wolem, o rozdętych głowach i szpecących znamionach; były też niemowy, epileptycy, dziwadła natury o sześciu palcach u rąk albo nóg. W lecie rodzice tych zniekształconych dzieci trzymali je w górach razem z bydłem i tam dziczały. Kopulacja mężczyzn z kobietami odbywała się  publicznie,  kobiety  zachodziły  w ciążę,   ale często roniły, wspinając się całymi dniami po skałach. W okolicy nie było położnej i rodzące kobiety musiały same obcinać pępowinę. Jeżeli dziecko umierało, grzebały je w rowie bez chrześcijańskiego obrządku albo wrzucały do górskiego potoku. Często kobiety wykrwawiały się na śmierć. Jeśli nawet ktoś zszedł w dolinę po księdza Dziobaka,  żeby wyspowiadał umierającą i udzielił ostatniego namaszczenia, na nic się to zdało, gdyż ksiądz Dziobak był chromy.

NIEWOLNIK

13

W porównaniu z tymi dzikusami Wanda, owdowiała córka Jana Bzika, robiła wrażenie wychowanej w mieście. Ubierała się w spódnicę, bluzkę i fartuch, na głowie nosiła chusteczki; mówiła wyraźnie, można ją było łatwo zrozumieć. Mąż jej, Stach, zginął od pioruna. Od tamtej pory zalecali się do niej wszyscy kawalerowie i wdowcy ze wsi, ale niezmiennie im odmawiała. Wanda miała lat dwadzieścia pięć i przewyższała wzrostem większość innych kobiet. Była niebieskooką blondynką, o jasnej cerze i regularnych rysach. Zaplatała włosy w warkocz i upinała go wokół głowy jak wieniec z dojrzałej pszenicy. Przy uśmiechu tworzyły się na jej policzkach dołki, a zęby były tak mocne, że mogła rozgryźć najtwardszy orzech. Miała prosty nos i wąską brodę. Była zręczną krawcową, umiała też tkać, gotować i opowiadać bajki, przy których włosy stawały na głowie. Na wsi przezywano ją „panią". Jakub wiedział bardzo dobrze, że zgodnie z Prawem powinien jej unikać, ale gdyby nie Wanda, całkowicie zapomniałby mowy. Poza tym pomagała mu wypełniać jego religijne obowiązki Żyda. Kiedy więc zimą jej ojciec kazał mu palić w piecu w szabas, ona wstawała przed Jakubem, rozpalała ogień i dokładała drew. W tajemnicy przed rodzicami przynosiła mu kaszę jęczmienną, miód, owoce z sadu i ogórki z ogrodu. Pewnego razu, kiedy Jakub zwichnął nogę w kostce i spuchła mu cała stopa, Wanda nastawiła mu staw i robiła okłady. Kiedy indziej wąż ukąsił go w ramię, wtedy ona wyssała z niej jad. Nie był to jedyny  raz,  kiedy Wanda  uratowała  mu  życie.

Jakub wiedział jednak, że wszystko to było obmyślone przez diabła; przez cały dzień brakowało mu jej i nic mógł opanować tęsknoty. Z chwilą przebudzenia zaczynał liczyć godziny do jej przyjścia. Często podchodził do zegara słonecznego, który wykonał na kamieniu, żeby zobaczyć, ile przesunął się cień. Jeśli zdarzyła się ulewa czy oberwanie chmury i przeszkodziła w jej przyjściu, chodził tu i tam zasępiony. Nie powstrzymywało go to od modlenia się, aby Bóg uchronił go od grzesznych myśli, ale te

14

Isaac Bashevis Singei

myśli stale powracały. Jak mógł zachować czystość serca, jeżeli nie mógł nałożyć filakterii i tałesu? Z braku kalendarza nie mógł nawet odpowiednio przestrzegać świętych dni. Jak starożytni obliczał początek miesiąca od ukazania się nowiu Księżyca, a przy końcu czwartego roku sprostował swe obliczenia, dodając jeden miesiąc. Jednak mimo tych wszystkich wysiłków zdawał sobie sprawę, że prawdopodobnie zrobił jakiś błąd w swych obliczeniach.

Zgodnie z nimi ten długi, ciepły dzień był czwartym dniem miesiąca Tammuz6.  Zebrał wielką ilość trawy i liści, pomodlił się, odmówił parę rozdziałów Miszny i tych kilka stron z Gemary, które powtarzał co dzień. W końcu wyrecytował jeden z psalmów i odśpiewał modlitwę w jidysz ułożoną przez siebie. Prosił Wszechmocnego o wyzwolenie go z niewoli,  aby mógł znów żyć jak Żyd. Tego dnia zjadł kromkę chleba z dnia poprzedniego i ugotował garnek kaszy nad ogniskiem w oborze. Po odmówieniu błogosławieństwa poczuł się zmęczony, wyszedł na zewnątrz i położył pod drzewem. Uznał za konieczne trzymać psa dla ochrony bydła przed dzikimi zwierzętami. Na początku nie   lubił   tego   czarnego  psa   o  wydłużonym pysku  i  ostrych zębach, odstręczało go jego szczekanie i służalcze lizanie, które mu  przypominało  słowa Talmudu na ten  temat,  gdzie świątobliwy Izaak Luria wraz z innymi kabalistami porównują psi ród do szatańskich zastępów. Ale w końcu przyzwyczaił się do swego psa i nawet nadał mu imię Balaam. Jak tylko Jakub ułożył się pod drzewem, Balaam usiadł przy nim, wyciągnął łapy i czuwał.

Oczy Jakuba się zamknęły, a czerwonawe letnie słońce przeświecało przez jqgo powieki. Drzewo nad nim pełne było ćwierkających, śpiewających, wywodzących trele ptaków. Trwał w pół

6 Tammuz  tamez — zwykle przypada na początek lipca kalendarz hebrajski jest kalendarzem księżycowym, miesiąc ma 29 albo 30 dni.

NIEWOLNIK

15

śnie, świadomy fizycznego zmęczenia. Niech tak będzie. Taka jest Boska wola.

Nieustannie modlił się o śmierć, rozmyślał nawet o położeniu kresu swemu życiu. Ale ten nastrój już minął i przyzwyczaił się do ciężkiej pracy i do życia wśród obcych, z dala od domu. Kiedy tak drzemał, słyszał jak spadają sosnowe szyszki i w oddali kuka kukułka. Otworzył oczy. Pajęczyna gałęzi i sosnowych igieł przesiewała światło słoneczne jak przez sito, a odbite stawało się tęczową siatką. Ostatnia kropla rosy zapłonęła, zaiskrzyła się i wytrysnęła w cienkie, rozlane włókna. Ładna chmurka nie zanieczyszczała lazurowej doskonałości nieba. Trudno było wierzyć w Bożą łaskę, kiedy mordercy grzebali dzieci żywcem. Jednak mądrość Boża wszędzie była widoczna.

Jakub  usnął  i Wanda  weszła w jego  sny.

3

Słońce przesunęło się ku zachodowi, dzień zbliżał się ku końcowi. Wysoko w górach sunął orzeł, duży i powolny, podobny do niebiańskiej żaglówki. Niebo było jeszcze jasne, ale mleczna mgła zbierała się w lasach. Zwijając się w małe owale, mgła wypuszczała języki i starała się nabierać jakiegoś spoistego kształtu. Jej bezkształtność nasuwała Jakubowi myśl o tej pierwotnej substancji,  która  zdaniem filozofów,  dała początek wszechrzeczy.

Stojąc przy oborze Jakub miał widok rozległy na mile. Góry nadal były tak pustynne jak w dniach tworzenia. Lasy wyrastały niczym schody jeden ponad drugim, najpierw liściaste a wyżej sosny i jodły. Ponad lasami były nagie występy skalne i blady śnieg, podobny do rozwijającego się zwoju szarego płótna, wolno przesuwał się ze szczytów w dół, gotowy do otulenia świata, gdy nadejdzie zima. Jakub odmówił modlitwę i poszedł na wzgórze, z którego było widać dróżkę do wsi. Tak, Wanda szła do góry. Poznał ją po figurze, chusteczce  i sposobie wchodzenia.  Wy

16

haac Bańetds  Singel

glądała na nie większą od palca, jak jeden z tych skrzatów czy krasnali, o których tyle historyjek opowiadała, tych chochlików mieszkających w rozpadlinach skalnych, w dziuplach drzew, pod kapeluszami muchomorów, ubranych w zielone kubraczki, niebieskie czapeczki i czerwone butki, wychodzących o zmroku, żeby się bawić. Nie mógł oderwać od niej oczu, zachwycony jej ruchami, sposobem, w jaki przystawała, aby odpocząć, i znikaniem wśród drzew i znów jej widokiem, kiedy się wyłaniała z lasu już wyżej na stoku. Od czasu do czasu metalowy dzban w jej ręce rozbłyskiwał jak diament. Zobaczył, że niesie koszyk, w którym było pożywienie dla  niego.

Zbliżała się coraz bardziej i postać jej rosła. Jakub pobiegł ku niej, chcąc okazać swą chęć pomocy, chociaż niesione przez nią dzbany były jeszcze próżne. Zobaczyła go i się zatrzymała. Zbliżał się do niej jak pan młody na spotkanie panny młodej. Kiedy do niej podszedł, nieśmiałość i uczucie, jedno i drugie silnie odczuwane,  mieszały się w nim ze sobą.  Wiedział,  że żydowskie prawo zabrania mu patrzeć na nią, jednakże wszystko widział: jej oczy o zmiennym kolorze, to szafirowe to zielone, pełne usta, długą, wysmukłą szyję, kobiecą pierś. Jak wszystkie wieśniaczki pracowała w polu, ale ręce pozostały kobiece. Czuł się niezręcznie, stojąc tak obok niej.  Włosy miał nieuczesane, portki za krótkie i tak obszarpane jak u żebraka. Pochodząc ze strony matki od Żydów prowadzących stale interesy z ziemiaństwem i dzierżawiących   od   nich   grunty,   nauczył  się języka  polskiego  już jako dziecko, a teraz, w czasach swojej niewoli, nauczył się nim posługiwać jak rodowity Polak. Czasami zapominał nawet jakiejś nazwy w języku żydowskim.

—  Dobry wieczór, Wando.

—  Dobry wieczór, Jakubie.

—  Patrzyłem, jak wchodziłaś na górę.

—  Naprawdę? Zaczerwieniła się.

—  Wyglądałaś taka mała jak ziarnko grochu.

NIEWOLNIK

17

—  Na odległość rzeczy tak wyglądają.

—  To prawda — powiedział Jakub. — Gwiazdy, ogromne jak cały świat, są tak daleko, że wyglądają jak punkciki.

Wanda zamilkła. On często używał dziwnych słów, których nie rozumiała. Opowiadał jej historię swego życia, wiedziała więc, że pochodzi od Żydów z odległych stron, że się dużo uczył i że miał żonę i dzieci zamordowane przez Kozaków. Ale kto to są Żydzi? Co było napisane w ich księgach? Kto to są Kozacy? Nie rozumiała niczego z tych rzeczy. Nie rozumiała też powiedzenia, że gwiazdy są tak duże jak cała ziemia. Jeśli rzeczywiście były tak wielkie, to jak mogło tyle ich zgromadzić się nad wioską? Ale Wanda już od dawna uznała, że Jakub to głęboki myśliciel. Kto to wic, może on jest czarownikiem, jak szepczą kobiety w dolinie. Ale kimkolwiek by był, ona go kocha. Wieczór był dla niej odświętną porą dnia.

Wziął od niej dzbany i dokończyli wejścia na górę już razem. Jakiś inny mężczyzna wziąłby ją za rękę albo położył swą rękę na jej ramieniu, ale Jakub szedł obok jak nieśmiały chłopiec, rozchodziło się od niego słoneczne ciepło i zapach ziół. Wanda już mu proponowała małżeństwo, a jeśli nie chce przyjmować na siebie takiego zobowiązania, to wspólne zamieszkanie bez księżowskiego błogosławieństwa. Udał, że nie słyszy jej propozycji, a dopiero później zaznaczył, że cudzołóstwo jest zakazane. Bóg spogląda z niebios, nagradza i karze każdego według jego uczynków.

Tak jakby ona o tym nie wiedziała. Ale na wsi miłość była rzeczą przypadkową. Ksiądz był ojcem pół tuzina bękartów. Propozycji, jaką zrobiła Jakubowi, nie odmówiłby żaden inny mężczyzna. Czy nie latali za nią wszyscy wiejscy chłopcy, nie wyłączając syna sołtysa? Nie było tygodnia, żeby matka albo siostra jakiegoś młodziana nie przychodziła do niej w swaty. Wciąż dostawała i oddawała upominki. Stanowisko Jakuba wprawiało ją w zakłopotanie i chodziła ze spuszczoną głową, rozmyślając nad zagadką, której nie potrafiła rozwiązać. Zakochała

2 — ievvolmk

18                                                                                              Isaac Bashems Singei

się w niewolniku od pierwszego wejrzenia i chociaż w ciągu tych paru lat dużo przebywali razem, on pozostał daleki. Wiele razy dochodziła do wniosku, że z tego ciasta chleba nie będzie i że traci na niego swoje młode lata. Mimo to tak bardzo ją ku sobie pociągał, że z trudem znosiła oczekiwanie wieczoru. Stała się tematem plotek całej wsi. Kobiety ją wyśmiewały i nie szczędziły złośliwych uwag. Mówiono, że niewolnik rzucił na nią czary; tak czy inaczej — nie mogła się wyzwolić.

Zamyślona, pochyliła się, zerwała kwiatek i odrywając z niego płatki, zaczęła wróżyć „Kocha, nie kocha"... Ostatni płatek upewnił ją, że kocha, ale jak długo będzie ją tak męczył?

Słońce nagle zaszło, zapadło za góry. Dzień się kończył, towarzyszyło temu krakanie, piski ptaków i nawoływania pastuchów. Nad doliną wzniósł się dym, kobiety już gotowały wieczerzę, może piekły jakiegoś zwierzaka, który wpadł w sidła.

Oprócz chleba i jarzyn Wanda bez wiedzy matki i siostry przyniosła Jakubowi rzadki dar, jajko zniesione przez białą kurę. Kiedy Wanda doiła krowy, on szykował kolację. Ułożył kilka suchych gałązek na kamieniach, rozniecił ogień i ugotował jajko. Zostawił drzwi obory otwarte, chociaż już było ciemno i płomienie z sosnowych gałęzi nakrapiały jasnymi cętkami twarz Wandy i odbijały się w jej oczach. Siedział na klocu, myśląc o posiłku, który spożywano przed postem, przypadającym na dziewiąty dzień miesiąca Ow7. W owym dniu zjadano jajko na znak żałoby; toczące się jajko oznaczało zmienność człowieczego losu. Umył ręce, poczekał aż obeschną, pomodlił się i posolił chleb. W oborze nie było stołu, posługiwał się więc wywróconym do

NIEWOLNIK

19

1 Ow —  koniec lipca,  sierpień.

góry dnem wiadrem. Jego siły fizyczne pochodziły od jarzyn i owoców, mięsa nigdy nie próbował. Jedząc spoglądał kącikami oczu na Wandę, na tę, która mu była oddana jak żona i która co dzień przynosiła mu jakiś specjał. „Grzeszne jest miłosierdzie narodów", cytował w myśli komentarz do ustępu z Biblii — usiłując zdławić miłość, którą do niej odczuwał. Czy wszystko, co ona robi z myślą o Bogu? Nie, to pożądanie nią powoduje. Jej miłość wypływa z jego wyglądu zewnętrznego, i gdyby, nie daj Boże, stał się kaleką albo utracił swą męskość, ustałaby jej miłość. Cóż, kiedy taka jest moc ciała, że człowiek patrzy tylko na to, co widać po wierzchu, robi i nie zagłębia się nazbyt w te sprawy. Słyszał odgłos mleka tryskającego do wiadra i przysłuchując się przerwał jedzenie. Koniki polne cykały, pszczoły, komary, muchy, całe mnóstwo stworzeń brzęczało i buczało, każde na swój sposób. Gwiazdy w niebiosach rozpaliły swe ognie. Sierp księżyca wzniósł się  wysoko  na niebie.

—  Czy jajko było dobre?  —  spytała Wanda.

—  Dobre i świeżutkie.

—  Czyż mogłoby być bardziej świeże? Kura zniosła je na moich oczach. Jak upadło na słomę, od razu pomyślałam, że to będzie dla Jakuba.  Skorupka była jeszcze ciepła.

—  Dobra z ciebie kobieta, Wando.

—  Bywam i zła. To zależy z kim jestem. Bywałam niedobra dla  Stacha,  niech odpoczywa w pokoju.

—  A dlaczego?

—  Sama nie wiem. On żądał, nigdy nie prosił. Jeżeli pożądał mnie w nocy, to budził ze snu. A w dzień potrafił mnie przewrócić  na  otwartym  polu.

Jej słowa wzbudziły w Jakubie zarówno pożądanie, jak i niesmak.

—  To nie było tak, jak trzeba.

—  Co chłop wie o tym, jak trzeba postępować? Po prostu bierze to, co mu się zachce. Pewnego razu byłam chora, czoło miałam rozpalone jak piec, ale przyszedł do mnie i musiałam się oddać.

20                                                                                               Isaac Basheois Sin net

—  Tora mówi, że mężczyźnie nie wolno zniewalać kobien —   powiedział Jakub.   —   Musi   się   do   niej   zalecać,   aż   ona nabierze chęci.

—  Gdzie jest Tora? W Józefowie?

—  Tora jest wszędzie.

—  Jak to może być?

—  Tora poucza jak, człowiek powinien  postępować. Wanda  umilkła na chwilę.

—  Tak jest w mieście. Tutaj mężczyźni są jak buhaje. Przysięgnij,  że  nigdy nie wyjawisz   tego,  co  teraz  powiem.

—   Komu miałbym opowiadać?

—  Mój rodzony brat rzucił   się na mnie.  Miałam zaledwie jedenaście lat. Wrócił z szynku.   Matka spała, ale moje wrzaski ją  zbudziły.   TApzla.  wiadro  z   pomyjami  i   wylała na niego.

Jakub milczał przez chwilę,    zanim znów się odezwał.

—  Takie  rzeczy nic  zdarzają  się  u  Żydów.

—  To ty tak mówisz.  Oni   zabili naszego Boga.

—  Jak człowiek może zabić   Boga?

—  Mnie  nie  pytaj.   Powtarzam  to,  co  mówi  ksiądz.   Czy naprawdę jesteś Żydem?

—  Tak,  jestem Żydem.

—  Trudno mi w to uwierzyć.   Zostań jednym z nas i pobierzemy się. Będę dobrą żoną, będziemy mieli chatę na wsi. Zagajek da nam nasz przydział ziemi.  Odpracujemy, co trzeba dla dziedzica, a resztę będziemy mieli dla siebie. Nie zabraknie nam niczego,  będziemy mieli krowy,   świnie, kury,  gęsi, kaczki.  Ty umiesz   czytać   i  pisać,   po   śmierci   Zagajka   ty   zajmiesz jego miejsce.

Jakub odpowiedział dopiero po dłuższej chwili.

—  Nie, nie mogę. Jestem Żydem. O ile mi wiadomo, żona moja żyje.

—  Wiele razy mówiłeś, że wszyscy zostali zabici. Ale nawet jeśli ona żyje,  to co za różnica?   Ona jest tam,  a  ty tutaj.

—  Bóg jest  wszędzie.

NIEWOLNIK

21

—  A czy to zaszkodzi Panu Bogu,  jeżeli będziesz wolnym człowiekiem a nie niewolnikiem? Chodzisz boso na wpół goły. Spędzasz lata w oborze, zimą marzniesz w spichlerzu. Wcześniej czy później  oni ciebie  zabiją.

—  Kto  mnie  zabije?

—  Ach,  na  pewno cię  zabiją.

—  Wtedy  dostanę  się  do  innych świętych  duchów.

—  Żal mi ciebie, Jakubie,  żal.

Oboje zapadli w długie milczenie, w oborze zapanowała cisza, tylko od czasu do czasu krowa stąpnęła kopytem. Ostatnie żarzące się na ognisku węgielki spopielały i po skończeniu jedzenia Jakub wyszedł na dwór, żeby się pomodlić w miejscu nie zanieczyszczonym obornikiem.

Wieczór już zapadł, ale na niebie ociągały się jeszcze ostatnie strzępy zachodu. Zwykle kobiety przynoszące jadło pasterzom nie marudziły w górach, gdyż uważano drogę w dolinę wieczorem za niebezpieczną. Ale Wanda mimo połajanek matki i ciągłego plotkowania kobiet często przebywała w górach do późna. Dorównywała siłą mężczyźnie i znała odpowiednie zaklęcia, żeby odpędzić złe duchy. Skończyła już dojenie krów i w ciemnościach obory przelewała mleko z wiadra do dzbanów. Wyszorowała słomą bańkę i oczyściła boki krów z plastrów błota. Wszystko to robiła szybko i bardzo zręcznie. Po skończeniu tych zajęć wyszła na dwór, a pies odbiegł o...

Zgłoś jeśli naruszono regulamin