Rino Cammillieri - Błogosławiony ojciec pio.pdf

(7212 KB) Pobierz
Rino Cammilleri
BŁOGOSŁAW IONY
droga do świętości
mm
Rino Cammilleri
BŁOGOSŁAWIONY
OJCIEC PIO
droga do świętości
Przekład
Jerzy Jaworowski
Wydawnictwo
se
J
^
en
Wrocław 1999
Wprowadzenie
Byt raz człowiek, nazywał się Francesco Forgione, który
został zakonnikiem. Zakonnik ten - jak to niegdyś bywało -
bardzo wcześnie odczuł powołanie. Będąc dzieckiem nie miał
ani czasu, ani chęci do zabawy, zajmowała go jedynie modli­
twa. Szybko wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego,
święcenia kapłańskie zaś otrzymał przed upływem wymagane­
go czasu, z powodu bowiem złego stanu zdrowia obawiano się,
że może odejść z tego świata w każdej chwili.
Spędził sześćdziesiąt dwa lata w klasztorze, nie widząc in­
nego świata niż tylko ten, który pragnął oglądać jego zakorze­
niony w Bogu umysł. Nigdy nie zaznał tego, co w świecie bywa
nazywane rozrywką, ani nawet rozkoszy stołu (które czasami
bywały jedyną przyjemnością, na jaką pozwalali sobie święci),
ponieważ jego ciągle chory żołądek pozwalał mu na przyjmo­
wanie mniejszej ilości pokarmu, niż było konieczne do przeży­
cia.
jedyną przyjemnością - jeśli tak to można nazwać - były
dowcipy, które wymyślał i odgrywał ku uciesze braci. Jeśli je d ­
nak dobrze im się przyjrzeć, to okaże się, że także one miały
ściśle określony cel wychowawczy i moralny.
Urodził się w wiosce na południu Włoch, której nie było
nawet na mapie. Kilka tysięcy dusz, pasterze i wieśniacy: Pie-
trelcina.
Pelmpucina,
jak mawiali mieszkańcy, mały kamień, nagi
(j
Wstęp
Wstęp
7
i suchy, leżący w prowincji Benewent. Jed no z tych miejsc, któ­
rego ludność - jeszcze dzisiaj - powiększa się jesienią, kiedy to
powracają emigranci i kiedy można dostrzec samochody naj­
przeróżniejszych marek, z żółtymi, czarnymi, białymi albo czer­
wonymi tablicami rejestracyjnymi, pochodzącymi z USA, Ka­
nady, Niemiec, Australii, Belgii.
Obecnie domy mają wszelkie wygody; wiadomo, jak waż­
ne jest to także dla mieszkańców południowych Włoch: dom
przede wszystkim. Harują dniami i nocami w fabryce albo ko­
palni, jedzą chleli z cebulą, aby tylko móc zrealizować jedyny
sen: zbudować dom w rodzinnej miejscowości.
Kiedy urodził się Francesco Forgione, nie było nawet dróg
ani tym bardziej wody bieżącej czy kanalizac ji. Tylko głód i nę­
dza. W tym zapomnianym przez Boga miejscu jedynym zna­
kiem niedawno zjednoczonego państwa byli poborca podat­
ków i oficer wojskowej komendy uzupełnień lnb też karabinie­
rzy, przybyli, aby założyć kajdanki kolejnemu złodziejowi bydła.
Bluźmerstwa i socjalizm: oto jak myślano o Bogn i państwie
wieczorem w gospodzie, gdy już po raz setny przeklęto nie­
wdzięczną ziemię.
Jednak dwudziestego piątego maja 1887 roku Bóg przy­
pomniał sobie o Pietrelcinie w prowincji Benewent w Króle­
stwie Włoch. W tym samym roku, w którym Francesco Crispi,
Wielki Mistrz Włoskiej Loży Masońskiej, usuwał krzyże ze szkół,
Bog posłał inny krzyż, z ciała, paradoksalnie także o imieniu
Francesco. Posłał Bóg męża opatrznościowego, który stał się
ojcem dla tysięcy grzeszników rozsianych po świecie. W ten spo­
sób uwaga świata skupiła się na Pietrelcinie. 1 na tym małym
kamyku, nie zauważonym przez kartografów, spoczął wzrok
dwudziestego stulecia.
Dlaczego postanowiliśmy opowiedzieć o życiu Francesca
forgione, Ojca Pio, który nie zaznał niczego innego niż tylko
milczenie i cierpienie? Dlaczego zasługuje na opowiedzenie
życie w posłuszeństwie i ukryciu? Ponieważ my wszyscy (łącz­
nie z ateistami i agnostykami), którzy tęsknimy za Bogiem, któ­
rzy ciągle zajmujemy się tysiącami spraw w okresie, gdy zwy­
czajne życie staje się coraz cięższe, rozpaczliwie chcemy się do­
wiedzieć, czy Ewangelia jest prawdą. Czy jest prawdą, że ten,
kto się uniża, będzie wywyższony; czy to prawda, że ten, kto
nadstawia drugi policzek albo płacze, jest błogosławiony, po­
nieważ będzie pocieszony; czy to prawda, że Boża wszechmoc
niczego nie odmawia temu, kto pełni Bożą wolę?
Chcemy napisać historię człowieka, który szukał jedynie
królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne zosta­
ło mu dodane. Tym wszystkim zaś byli Indzie, których wyrwał
z objęć rozpaczy albo, gorzej, ze zobojętnienia na nadzieję.
Może kiedyś Kościół wyniesie go na ołtarze jako przykład,
ukazując spragnionym zabłyśnięcia, spragnionym dóbr mate­
rialnych i ziemskich pewników, jak to życie pozbawione wszyst­
kiego jest Bogu najprzyjemniejsze i najobficiej nagrodzone
darami i charyzmatami. Jeśli bowiem jest prawdą, że kto Boga
posiadł, posiadł wszystko, to ów ubogi zakonnik z nieznanego
klasztoru jest najbogatszym, najsłynniejszym i najpotężniejszym
człowiekiem dwudziestego wieku. A jeśli Kościół uzna jego
świętość, to będzie także jednym z największych świętych w dzie­
jach chrześcijaństwa.
Był jednak Ojciec Pio także znakiem sprzeciwu, tak jak J e ­
zus, którego przez całe życie starał się naśladować. Niemało jest
bowiem takich, którzy także dzisiaj wysuwają poważne zastrze­
żenia pod jego adresem.
Jest czy nie jest świętym? Złożone koleje jego życia, które
zamierzamy opowiedzieć, nie przyczynią się z pewnością do
usunięcia wątpliwości. Ten, kto przysięga, że jest święty, będzie
dalej przysięgał, ten zaś, kto nie wierzy, nie znajdzie powodu,
aby uwierzyć. Ostatnie słowo należy jednak nie do nas, lecz do
Kościoła. Wiemy tylko tyle, że obecny Ojciec święty jest przeko­
nany o jego świętości; w rzeczy samej przybył, aby modlić się
u jego grobu. Nie jest to ani pierwszy, ani ostatni przypadek,
kiedy to mąż Boży staje wobec dwuznacznych sytuacji. 'Fam,
gdzie ktoś zadaje sobie trud poważnego potraktowania chrze-
8
Wstęp
ścijaństwa, tam zawsze diabeł sieje zamęt. Także wtedy, gdy cho­
dzi o najlepiej przygotowanych, obdarzonych najlepszymi chę­
ciami, szczerze otwartych i pragnących poznać prawdę.
Czekając zaś na to, aż Kościół pozwoli nam poznać praw­
dę, postaramy się opowiedzieć po prostu historię Ojca Pio.
Spróbujemy podzielić się z Czytelnikami owym podziwem, któ­
ry stopniowo ogarniał nas, kiedy patrzyliśmy, jak więdnące ży­
cie nagle wzrastało i napełniało się bez miary, aż pokryło cały
świat, właśnie wtedy, gdy próbowało od niego uciec.
ROZDZIAĆ PIERWSZY
Nie całkiem zwyczajny chłopiec
ł łerb Pietrelciny to niemal manifest: dąb, który wyrósłszy
ze skały, kieruje się ku słońcu. Owinięty wokół pnia wąż zionie
trucizną na gałęzie.
Niewykluczone, że poetycka fantazja trafiła w sedno, jeśli
wziąć pod uwagę szczególne losy owej wioseczki. Lucii Fioren-
tino, jednej z duchowych córek Ojca Pio, obdarzonej darem
jasnowidzenia, ukazało się swego czasu właśnie drzewo, które
tam się narodziło i jego gałęzie okryły cały świat. Płaskorzeźba
o takiej treści pokrywa płytę na grobie taty Ojca Pio, Orazia
Forgionego.
jesteśmy w Sannio, górzystej krainie położonej pomiędzy
Kampanią, Molise i krainą nazywaną Capitanata. Jest to zie­
mia surowa, która oszukała Piemontczyków. Przed je j zdoby­
ciem byli przekonani, że Południe jest zagłębiem bajecznych
dóbr naturalnych.
Pucynarowie, jak nazywano jej mieszkańców, byli powstań­
cami w czasie wojen napoleońskich, rozbójnikami pod rządami
Piemontu oraz emigrantami w czasie rządów faszystowskich i po
ich zakończeniu.
Wśród nich byli pasterze i wieśniacy. Katolikami byli zawsze,
niewzruszenie oddani swojej Madonnie della Libera niejeden
raz uniknęli nieszczęść i klęsk żywiołowych. W 1854 roku na przy­
kład wybuchła epidemia cholery. Pucynarowie ponieśli wówczas
Zgłoś jeśli naruszono regulamin