A.L. Jackson - Muzyka gwiazd 4 Najwyższe (+18).pdf

(1036 KB) Pobierz
Korekta
Anna Raczyńska
Hanna Lachowska
Zdjęcie na okładce
© Kruglov_Orda/Shutterstock
Tytuł​ oryginału
Where Lightning Strikes
Copyright © 2016 A.L. Jackson Books Inc.
All rights reserved.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana
ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu
bez zgody właściciela praw autorskich.
For the Polish edition
Copyright © 2016 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.
ISBN 978-83-241-6108-9
Warszawa 2016. Wydanie I
Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.
02-954 Warszawa, ul. Królowej Marysieńki 58
www.wydawnictwoamber.pl
Konwersja do wydania elektronicznego
P.U. OPCJA
juras@evbox.pl
Rozdział​ 1
Tamar
D
eszcz cicho bębnił o dach, a Lyrik zamknął mnie mocniej w swoich objęciach. Plecami przytuliłam się
do jego piersi, jego oddech mnie otaczał. Pospieszny rytm naszych serc nareszcie się uspokajał, jak
milknąca w oddali burza.
Pocałował mnie w głowę, mocno przyciskając usta do moich włosów.
– Jak się czujesz?
Powoli wypuściłam oddech i pozwoliłam mu przyciągnąć się bliżej. Moje ciało i umysł pławiły się w
poczuciu bezpieczeństwa. Lekkie i wolne.
Splotłam palce z palcami jego ręki, przyciśniętej do tatuażu na mojej klatce piersiowej.
– Niesamowicie. – Z moich ust wydobył się nabożny szept. Uniosłam nasze splecione ręce i
podniosłam jego dłoń do ust.
– To ty jesteś niesamowita – wymamrotał z nosem w moich włosach. Jego słowa ślizgały się po mojej
skórze, to wędrując pod nią, to wydobywając się na powierzchnię.
Przewróciłam się na bok, żeby spojrzeć mu w twarz. Atramentowe oczy wpatrywały się we mnie w
ciemności. Jego włosy były seksownie zmierzwione, czerwone usta nabrzmiałe.
Przeszedł mnie dreszcz.
Przygryzłam​ dolną wargę.
Właśnie uprawiałam seks z Lyrikiem Westem.
Cholera jasna!
I było dokładnie tak.
Niesamowicie.
Niezaprzeczalnie, nadzwyczajnie niesamowicie.
Nie ogarnął mnie strach ani panika. Nie dręczyły mnie wspomnienia.
Czułam​ się… wyzwolona.
Piękna.
Upragniona i pożądana.
Uśmiechnął się, jakby dokładnie wiedział, co mi chodzi po głowie.
– Wyglądasz na raczej… zadowoloną.
Zachichotałam. Właśnie tak – zachichotałam!
A potem było jeszcze gorzej. Ogarnęła mnie nieposkromiona euforia. Szeroko się do niego
uśmiechnęłam, musnęłam palcami jego podbródek i beztrosko wróciłam myślami do dnia, kiedy otwarcie
rzucił mi wyzwanie, kiedy prowokująco stwierdził, że jedyne, czego potrzebuję, to zadowolenie.
Boże, ten facet cały czas rzucał mi wyzwania! Kwestionował każde przekonanie, lęk i nadzieję, które
w sobie nosiłam. Nie odpuszczał, aż byłam gotowa stawić im czoło.
– Nie pochlebiaj tak sobie, Gwiazdo Rocka! – Chciałam, żeby zabrzmiało to lekko i uszczypliwie, ale
nie zdołałam powstrzymać emocji, które wkradły się do mojego drżącego głosu.
Boże.​ Pogrążam się.
I ten jego uśmieszek.
– Szczerze mówiąc, w tym momencie jestem raczej dumny.
Ja też leciutko się uśmiechnęłam.
– Co ty powiesz?
– Nooo…
To było to. Trafiłam w dziesiątkę.
Duma.
Tyle że on nie był dumny z siebie.
Był dumny ze mnie.
– Dziękuję – powiedziałam zachrypniętym głosem. To słowo wydobyło się z miejsca ukrytego tak
głęboko, że nie spodziewałam się, że jeszcze kiedyś je zobaczę. Z miejsca, które on wydobył na światło
dzienne.
Delikatnie pogłaskał mnie po włosach. Twardy, tajemniczy mężczyzna, który miał w sobie tyle
cudownej miękkości.
– Nie… to ja ci dziękuję! Dziękuję, że mi zaufałaś. Że pozwoliłaś mi poznać tę ukrytą w sobie
dziewczynę, o której nikt innym nawet nie wie. Że pozwoliłaś mi pomóc jej rozbłysnąć.
Wsunął mi palec pod brodę i uniósł moją twarz ku sobie.
– Jest niezwykle piękna i czuję się zaszczycony, że to właśnie mnie było dane ją spotkać.
Miliony końcówek nerwowych w moim ciele zatrzepotały.
Właśnie to było w tym wszystkim szalone. Znał mnie lepiej niż ktokolwiek inny. A może jeszcze
bardziej szalone było to, że czułam, że też znam go tak dobrze jak nikt inny. Gdybym tylko potrafiła
odkryć tę tajemnicę, którą w sobie nosił. Byłam już tak blisko, a jednak ciągle nie mogłam do niej
dotrzeć.
Moje palce wędrowały w dół jego ramienia, aby przemknąć po zapisie muzycznym zdobiącym jego
przedramię. Milcząca piosenka, która głośno domagała się, żeby ją wykonać.
Lekkie jak piórko opuszki moich palców wystukały jej rytm, jakbym ją chciała zagrać.
Lyrik się wzdrygnął.
Moje spojrzenie błądziło pomiędzy tak wyraźnie wypisanym na jego twarzy bólem i nutami
wytatuowanymi na jego przedramieniu. Przez kilka sekund uważnie się przyglądałam jego twarzy,
próbując coś z niej wyczytać. Próbując zrozumieć jego, tego groźnego, onieśmielającego mężczyznę,
który chwilami stawał się taki zamknięty w sobie i przybity. Chciałam go uwolnić. Choć odrobinę
odwdzięczyć się za to, co dla mnie zrobił.
Spojrzałam na swoje palce, nadal niepewnie błądzące po nutach. Mój głos był cichy i stłumiony,
jakbym wyznawała jakąś tajemnicę.
– Czasem w nocy, kiedy nie mogę spać i jestem zupełnie sama, słyszę, jak grasz.
Odważyłam się na ułamek sekundy podnieść na niego wzrok.
Powieki miał zaciśnięte, ciało spięte. Jakby się zbierał w sobie.
Znów spojrzałam na jego piosenkę.
– Wiesz… trochę mi wstyd się do tego przyznawać… bo nie chciałabym, żebyś sądził, że widzę w
tobie kogoś innego niż faceta z sąsiedztwa… faceta, który mnie zmienił.
Z trudem przełknęłam ślinę.
– Trzy lata temu po raz pierwszy usłyszałam jeden z utworów Sunder. Było już późno… Wróciłam z
pracy i byłam w mieszkaniu zupełnie sama, w tej samej rozpaczliwej samotności, w której żyję od
czterech lat. Wtedy usłyszałam tę piosenkę…
Cicho się zaśmiałam.
– Można by pomyśleć, że to tylko piosenka… jednym uchem wleci, a drugim wyleci. A jednak
pamiętam dreszcz, który mnie przeszedł, kiedy z głośników dobiegły pierwsze akordy. Pamiętam, że
Zgłoś jeśli naruszono regulamin