Nic do stracenia. Początek.pdf

(1816 KB) Pobierz
Kirsty Moseley
Nic do stracenia
Początek
Tłumaczenie:
Krzysztof Obłucki
Rozdział pierwszy
Szesnaste urodziny to dzień, który każda dziewczyna powinna zapamiętać
jako wyjątkowy. W niektórych kulturach uważa się je nawet za moment, kiedy
staje się ona kobietą. O moich szesnastych urodzinach można powiedzieć
wszystko, tylko nie to, że były wspaniałe. Bardziej przypominały zejście do piekła
na ziemi. Dwunastego marca umarły moje marzenia, a życie stało się dla mnie
pasmem bólu, rozpaczy i strachu. Szesnaste urodziny pozostawiły we mnie bolesną
bliznę i były początkiem wydarzeń, które powracały do mnie w sennych
koszmarach.
W chłodzie nocy stałam w kolejce do klubu Ozone – nie wiedząc, że
niebawem zacznie się koszmar. Palce u stóp już mnie bolały, bo założyłam
kretyńsko wysokie szpilki. Zimny wiatr podwiewał krótką czarną sukienkę. Mój
cudowny chłopak, Jack Roberts, rozcierał mi ramiona, próbując mnie ogrzać.
Staliśmy przed klubem już niemal od godziny i w końcu znaleźliśmy się blisko
wejścia.
– Nie jestem pewna, czy się nam uda, Jack. Może obejrzymy jakiś film? –
powiedziałam, obserwując bramkarza, który przyglądał się podejrzliwie ludziom
w kolejce.
– Uda się. Prosiłaś, żebym zabrał cię do klubu w urodziny, no i właśnie to
robię – odpowiedział, ujmując w zziębnięte dłonie moją twarz.
Popatrzyłam na niego i serce zabiło mi żywiej. Bardzo go kochałam. Był
łagodny, czuły, wspaniałomyślny, opiekuńczy, rozsądny, a na dodatek przystojny.
Taki blondyn o błyszczących niebieskich oczach to marzenie chyba każdej
dziewczyny. W każdym razie wszystkie, które znałam, kochały się w moim
chłopaku, ale dla niego istniałam tylko ja. Mieliśmy po pięć lat, kiedy się
poznaliśmy. Zapytał wtedy, czy będę z nim chodziła, i od tamtej pory staliśmy się
nierozłączni. Był dla mnie wszystkim i mieliśmy zostać razem na zawsze. Zresztą
wszystko mieliśmy już zaplanowane – ukończenie szkoły i studiów. Jack miał
zostać lekarzem, a ja artystką. Potem ślub i gromada dzieci.
Trzy miesiące wcześniej Jack zapytał, jak chciałabym świętować urodziny.
Powiedział, że mogę życzyć sobie, czego tylko zechcę, a on spełni każdą moją
prośbę. Postanowiłam, że pójdziemy do klubu, a potem chciałam, żebyśmy
zanocowali w hotelu, gdzie mieliśmy się kochać pierwszy raz. Po trzech
miesiącach planowania i kombinowania zdołaliśmy ostatecznie przekonać
rodziców i zyskać ich zgodę na spędzenie nocy poza domem. Jack załatwił dla nas
obojga przerobione dokumenty. Byłam tak podekscytowana, że nie mogłam
usiedzieć w miejscu.
Teraz jednak, gdy się tam znaleźliśmy, na zimnie, otoczeni na wpół pijanymi
ludźmi, marzyłam jedynie o tym, żeby wrócić do hotelu, gdzie Jack ogrzałby mnie
dłońmi, dotykając każdego kawałka mojego ciała, a potem wreszcie stałoby się to,
na co oboje czekaliśmy.
Uśmiechnęłam się i przytuliłam mocno do niego. Kiedy Jack mnie
pocałował, poczułam, jakbym szybowała w powietrzu. Potem zsunął dłonie na
moje pośladki. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie.
Oderwał wargi od moich. W przyćmionym świetle latarni jego oczy iskrzyły.
– Kocham cię, Anno.
Serce ponownie mi zabiło i cała pokryłam się gęsią skórką. Uwielbiałam
brzmienie tych trzech słów w jego ustach.
– Też cię kocham – odpowiedziałam i to była prawda. Kochałam go bardziej
niż kogokolwiek.
Znowu mnie pocałował, a ja mocniej się do niego przytuliłam.
Delikatne poklepywanie w ramię sprawiło, że podskoczyłam i oderwałam się
od Jacka.
– Cześć – powiedział męski głos zza moich pleców.
Obróciłam się i zobaczyłam dwudziestokilkulatka. Nie stał w kolejce do
klubu, bo znajdował się po drugiej stronie sznura, który ją wyznaczał. Był całkiem
przystojny, bardzo zadbany, miał piwne oczy i ciemne włosy. Połyskliwa czarna
koszula, zapięta od góry do dołu, okrywała jego szerokie ramiona. Czarne spodnie
i buty wyglądały na bardzo drogie. Powoli taksował mnie spojrzeniem.
– Och, cześć – odpowiedziałam, słodko się uśmiechając, na wypadek gdyby
tam pracował. Nie był sam. Stało za nim dwóch facetów.
– Jestem Carter – powiedział, wyciągając do mnie rękę.
– Anna. – Podałam mu dłoń i uprzejmie się przywitałam. Nie puścił mojej
ręki, zamiast tego pociągnął mnie do siebie, odrywając mnie od Jacka.
– Jeśli chcesz, mogę cię wprowadzić. Nie będziesz musiała czekać na tym
zimnie – zaproponował, uśmiechając się.
Poczułam dreszcz ekscytacji na myśl o wejściu do środka. Obejrzałam się na
Jacka, który marszczył ze złości brwi.
– Tak? Byłoby super! Można tu zamarznąć – zaszczebiotałam szczęśliwa,
powstrzymując się od skakania do góry z radości.
Carter roześmiał się.
– No to chodź, Anno. – Skinął głową do jednego z facetów, którzy z nim
byli, a ten natychmiast odpiął dzielący nas sznur, żebym mogła znaleźć się po
drugiej stronie.
Sięgnęłam za siebie i chwyciłam Jacka za rękę, szczerząc się jak w ekstazie.
– Hej, księżniczko, twój chłopak nie jest zaproszony – powiedział Carter,
patrząc krzywo na Jacka, jakby właśnie go zauważył.
Pogubiłam się.
– Co? Przecież powiedziałeś, że nas wprowadzisz.
Puścił wreszcie moją rękę i cofnął się.
– Powiedziałem, że ciebie mogę wprowadzić. Niepotrzebni nam widzowie. –
Wskazał Jacka wysuniętą brodą i zmarszczył brwi z niezadowolenia.
Zacisnęłam usta ze złości. Co za palant! Przerwał nasze pieszczoty z Jackiem
i myślał, że pójdę z nim do klubu, zostawiając Jacka na zewnątrz?
– W takim razie dziękuję, jestem tu z chłopakiem. Myślałam, że chcesz
wprowadzić nas oboje. Małe nieporozumienie. – Wzięłam sznur z ręki faceta
i przypięłam z powrotem, a potem otoczyłam ramionami miłość mojego życia, nie
spuszczając przy tym wzroku z Cartera.
Carter wzruszył ramionami.
– Jak sobie chcesz. Może potem ze mną zatańczysz. – Uśmiechnął się do
mnie drwiąco, zanim się odwrócił i poszedł prosto do klubu.
– Ale dupek! – warknęłam, patrząc na jego znikające plecy. Jack roześmiał
się, a moja złość zniknęła jak za dotknięciem różdżki. – Co w tym takiego
śmiesznego? – zapytałam.
– Wpadasz facetom w oko, nawet się o to nie starając. – Uśmiechał się
szeroko i objął mnie, przysuwając bliżej do siebie.
– Wiem, że mam urok, któremu nie można się oprzeć – zażartowałam,
trzepocząc rzęsami.
– Albo urok, albo chodzi o twoje nieziemskie nogi – drażnił się ze mną,
gładząc niepewnie moje uda.
Uderzyłam go rozbawiona w pierś i nachyliłam twarz do pocałunku.
Po kolejnych trzydziestu minutach zostaliśmy wreszcie wpuszczeni bez
żadnych problemów do klubu. Bramkarz nawet nie przyjrzał się dobrze naszym
dokumentom. Kiedy znaleźliśmy się w środku, zaczęłam skakać do góry i piszczeć
z podekscytowania.
– To niesamowite! – pokrzykiwałam.
Chwyciłam Jacka za rękę i pociągnęłam na parkiet. Muzyka grała tak głośno,
że niemal czuło się wibrowanie podłogi.
– Napijmy się czegoś! – wykrzyczał mi do ucha po kilku piosenkach.
Poszliśmy w kierunku baru. Strzeliliśmy po lufce i wróciliśmy od razu na
parkiet, żeby tańczyć. Zatraciliśmy się w rytmie głośnej muzyki. Jack trzymał
przez cały czas jedną rękę na moim pośladku, przez co robiło mi się gorąco i trochę
mi to przeszkadzało. Kiedy pochylił głowę i pocałował mnie, zanurzyłam dłonie
w jego włosy i oddałam pocałunek, wkładając w to całe uczucie do niego. Chociaż
byliśmy w środku dopiero od godziny, chciałam już wyjść. Klub okazał się
fantastyczny, ale tak naprawdę pragnęłam tego, co zaplanowaliśmy na potem –
nocy z Jackiem.
– Pójdziemy już, Jack? – zapytałam, przesuwając dłonie w dół jego piersi.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin