Abercrombie Joe - Klopotliwy pokoj.pdf

(4490 KB) Pobierz
Dla Lou,
z mrocznymi, posępnymi uściskami
Część IV
„W czasie pokoju człowiek wojowniczy atakuje sam siebie”.
Friedrich Nietzsche
Krzywdy tego świata
– Nikomu chyba nie będzie przeszkadzało, jeśli chwilowo się tego
pozbędę? – Orso rzucił koronę na stół i rozmasował obolałe miejsca
powyżej skroni. Błyskotka zakręciła się na blacie, złoto zalśniło
w  snopie światła wiosennego słońca rozproszonego na drobinkach
kurzu. – Diabelstwo strasznie obciera skórę.
Gdzieś tu kryła się metafora: brzemię władzy, ciężar królewskiej
korony… Ale Zamknięta Rada na pewno wszystko to słyszała już
wcześniej.
Gdy tylko usiadł, zaczęli zajmować miejsca. Krzywili się, gnąc
stare grzbiety. Stękali, sadzając stare tyłki na twardym drewnie
krzeseł. Pojękiwali, wsuwając stare kolana pod stół uginający się pod
stosami papierów.
– Gdzie naczelnik wydziału podatkowego? – zapytał ktoś,
wskazując ruchem głowy puste krzesło.
– Musiał wyjść. Pęcherz go dręczy.
Odpowiedzią był chóralny jęk.
– Możesz zwyciężyć w tysiącu bitew – rzekł lord marszałek Brint,
wpatrzony w  dal, jakby stał naprzeciw wrogiej armii, i  okręcił
pierścionek na małym palcu – ale z  własnym pęcherzem nie
wygrasz.
Orso (młodszy od pozostałych zebranych o  dobre trzydzieści lat)
uważał swój pęcherz za jeden z najmniej interesujących organów.
– Jest jedna sprawa – powiedział – nim zaczniemy.
Wszyscy spojrzeli na niego – wszyscy prócz siedzącego przy
przeciwległym krańcu stołu Bayaza: legendarny mag wyglądał przez
okno na pałacowe ogrody, w  których pojawiały się pierwsze pąki
kwiatów.
Zgłoś jeśli naruszono regulamin